Rok 2011 ustanowiony został Rokiem Marii Skłodowskiej-Curie. Sto lat temu uczona otrzymała drugą Nagrodę Nobla – z chemii za wydzielenie czystego radu. Tak się też składa, że równo 25 lat temu sięgnąłem po pierwszą książkę o noblistce – była to Maria Curie autorstwa jej córki Ewy. Od tamtej pory śledzę kolejne biografie, a jest ich tyle, że starczy na niewielki rocznicowy cykl.

Główny trzon książki oparty jest na biografii pióra Ewy Curie, ale podawane przez nią nieliczne fakty Żółkiewska rozbudowała, podbarwiła, wreszcie wprowadziła wątki wymyślone przez siebie – przyjaźń z sierotą Walerkiem i Dziadkiem Maciejem, dzięki czemu Mania poznała epizody z nie tak dawnego przecież powstania styczniowego.
Pod koniec opowieści dziewczynka na wieść o nagłym pogorszeniu zdrowia matki i po utracie przyjaciół pogrąża się w marzeniach o znalezieniu wody życia, cudownego środka na wszystkie choroby. My wiemy, że to marzenie po części się spełniło.
Powieść wytrzymała próbę czasu: nie jest infantylna, autorka tchnęła życie w bohaterkę; to jedenastolatka jeszcze nieco dziecinna, ale już zmuszona mierzyć się z ciężarami ponad siły, znajdująca wytchnienie w lekturach, które pozwalają jej zapomnieć o wszystkim i podsycają marzenia, na razie nieokreślone, o czymś wzniosłym i wielkim. W dziewczynce nie ma jednak egzaltacji, sztuczności. Inne postacie nakreślone są szkicowo, stanowią zaledwie tło, dzięki temu jednak uwaga autorki i czytelnika skupia się na głównej bohaterce. Żółkiewska dość udanie, choć również paroma kreskami, przedstawiła też ówczesną Warszawę. Dorośli będą mieli przy tej okazji dodatkową przyjemność: śledzenie nawiązań do najbardziej warszawskiej z powieści, „Lalki” Prusa.
PS. Wanda Żółkiewska to też pisarka z pocztu autorów zapomnianych. Stworzyła lekturę obowiązkową dla (dawnej) klasy piątej szkoły podstawowej, czyli Ślady rysich pazurów o walkach o utrwalenie władzy ludowej w Bieszczadach (o ile pamiętam, to całkiem sprawnie napisana powieść przygodowa, aczkolwiek z dość nachalną wymową ideologiczną) i Czarodzieja, biografię Janusza Korczaka (nie czytałem, niestety).
Wanda Żółkiewska, Maniusia, Nasza Księgarnia 1983.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 1 022 razy, 1 razy dziś)
„Śladami rysich pazurów” czytałam chyba dwa razy w „młodości”. Czytało się świetnie (stąd powtórka), a – pewnie z racji wieku – przekaz ideologiczny zupełnie mi nie przeszkadzał.
Ale o autorce zupełnie zapomniałam – dziękuję za podpowiedź lektury w celu odświeżenia znajomości:)
Ja właśnie się zastanawiam, czy sobie „Śladów” nie powtórzyć, ale chyba bardziej miałbym ochotę na „Czarodzieja”.
Czytałam kiedyś o Skłodowskiej książkę, ale taką raczej dorosłą – zaczynała się w momencie, jak ona musiała wybrać studia. Potem było o małżeństwie z Piotrem i o bardzo ciężkiej pracy w laboratorium, o Noblach. Jaki to miało tytuł? Nie pamiętam.
Ale wiem, że czytało się rewelacyjnie. No i autorką była chyba jej córka… Może kojarzysz?
Ha! znalazłam na LC – tytuł po prostu „Maria Curie”
Z takich fabularyzowanych biografii polecam gorąco „Duet” Elisabeth Kyle, powieść o Klarze i Robercie Schumannach. Raczej dla młodzieży, ale niekoniecznie :)
sprezza
@Joanna:Jak widzę, doskonale sobie poradziłaś beze mnie:)
@Sprezza: dzięki za trop, fabularyzowane biografie to jest to, co zacofani lubią najbardziej:P
Znam Maniusię. Niedawno też ją odkurzyłam (przy pakowaniu książek do kartonów w trakcie przeprowadzki – znajduję takie skarby:)
O, to jest już nas dwoje:) A ja wciąż nie mogę znaleźć wielu skarbów spakowanych w czasie przeprowadzki:P
~ Sprezza
Dzięki Twojej rekomendacji kupiłam „Duet” i już po przekartkowaniu widzę, że postąpiłam słusznie. :)
~ Zacofany w lekturze
„Czarodzieja” czytałam i pamiętam, że byłam zachwycona. A propos, w zapowiedziach widziałam biografię Korczaka autorstwa Joanny Olczak-Ronikier, znów seria „Fortuna i Fatum”. :) Nie mogę się doczekać.
Powieść Żółkiewskiej, która zrobiła na mnie największe wrażenie, to „Ostatni strzał”.
Chwała Ci za odkurzanie zapomnianych perełek!
@Lirael: Też się dałem skusić na „Duet”, na „Korczaka” czekam niecierpliwie, bo uwielbiam pisarstwo Olczak-Ronikier:) A perełek, mam nadzieję, nie zabraknie. Dziękuję za uznanie:D
Cofam się do starszych postów i … Ciekawi mnie Maria Curie. Mam na półce stareńką „Marię Curie” napisaną przez Ewę Curie – przesłodzona, nieprawdziwa. Zdecydowanie lepsza B.Goldsmith „Geniusz i obsesja”. Jednak w pamięci trwa „Opowieść o Blanche i Marie” – wstrząsające relacje o odkrywaniu promieniotwórczości, wpływie na ludzi. Fakty skrzętnie ukrywane, jak też przyjaźń Skłodowskiej z „kadłubkiem”. Może będzie o niej głośniej z racji obchodów.:)
Ewa Curie napisała słodką landrynę, ale bez tej książki nie byłoby mojej fascynacji Marią. Goldsmith to niestety moim zdaniem a) książka położona kompletnie wspólnymi siłami przez tłumacza i redaktora, b) nieznośna w swojej tandetnej psychoanalizie, natomiast nic nie wiem o Blanche i Marie – czy możesz podzielić się jakimiś szczegółami?