Płaszcz zabójcy, odc. 7

Z dzienników Stefana Żeromskiego

Kielce, 17 czerwca 1883 roku
Byłem świadkiem niezwykłych ceremonij: ingresu biskupa Tomasza Teofila Kulińskiego i erekcji katedry kieleckiej. Dotychczas kościół nasz był tylko kolegiatą – obecnie zamieniony został na katedrę. Wczoraj przyjechał na tę uroczystość biskup ks. Kaźmierz Wnorowski, świeżo nominowany na biskupstwo lubelskie.
O godzinie 9 1/2 w towarzystwie gubernatora i naszego biskupa przybył on do ślicznie na ten cel przystrojonego kościółka Św. Trójcy. Przywitano serdecznie tego znanego patriotę i zasłużonego kapłana. On też dziękował serdecznie w pełnych rzewności wyrazach. Biskup Wnorowski w roku 1850 wysłany był do Wielikawo Ustjuga i przebywał tam do roku 1856. W Kielcach cieszył się zawsze szczerą życzliwością, na jaką sobie sprawiedliwie zasłużył. Dziś o 10 odprawił on nabożeństwo w obecności ks. biskupa Kulińskiego i następnie obaj biskupi z kościoła Św. Trójcy udali się do kościoła katedralnego w uroczystej procesji.
Uroczysty to był widok, coś majestatycznego, coś średniowiecznego mający w sobie. Na mnie widok biskupa w infule sprawia zawsze potężne wrażenie. Czuję się małym i nic nie znaczącym wobec tych sług ołtarza.
W kościele katedralnym przeczytano bullę papieską, najpierw po łacinie, a następnie po polsku. Złożono życzenia nominatowi, na które on odpowiedział serdecznym podziękowaniem. Czytano potem list pasterski biskupa do wiernych diecezji, a potem odbyło się nabożeństwo i uroczysta do pałacu procesja.
Szukałem na nabożeństwie H. – Nie było jej… […] 
Stefan Żeromski, Dzienniki. Wybór, oprac. Jerzy Kądziela, Zakład Narodowy im. Ossolińskich 1980.

Za dzisiejszy cytat serdecznie dziękuję Syrence

(Odwiedzono 187 razy, 1 razy dziś)

21 komentarzy do “Płaszcz zabójcy, odc. 7”

  1. @Pisany inaczej: zważywszy, że znakomicie się odnajduję w wielu dziełach pisanych wieki temu, nie sądzę, by w moim przypadku taka była przyczyna. Takie „Syzyfowe prace” siadły moim zdaniem w momencie, kiedy się chłopak zakochał i zaczął rozdrapywać te swoje uczucia: nie zniosłem tego po prostu:)

    Odpowiedz
  2. No proszę – a ja myślałam że nie zachwycanie się Żeromskim w liceum nie jest normalne :)) No nie lubię… ani Przedwiośnia ani całej reszty na którą byłam zmuszona się wdrapać. Idealizm i rozmemłanie bohaterów były dla mnie nie do zniesienia. Jak już sprawdzisz czy da się go czytać po latach to daj znać :)
    Chociaż… czego mogę się spodziewać po autorze, który pisze „Na mnie widok biskupa w infule sprawia zawsze potężne wrażenie. Czuję się małym i nic nie znaczącym wobec tych sług ołtarza.” Obawiam się, że to w żaden sposób nie mogą być moje klimaty. Mnie nic takiego nie porusza i nigdy nie poruszało.

    Odpowiedz
  3. @Sempeanka: jak przeprowadzę rozpoznanie bojem, to dam znać o wynikach:) Trafił się akurat taki bardziej poprawny fragment, ale ponoć w dzienniku dużo rozmaitych pikantnych detali jest, niech no ja tylko dostanę całość w ręce:D

    Odpowiedz
  4. Uważam, że clou tego fragmentu to dwa krótkie ostatnie zdania.
    Najpierw słuchamy opowieści o uroczystościach, utrzymanej w tonie sprawozdawczo-neutralnym. Po przeczytaniu dwóch ostatnich zdań wracamy na początek i widzimy te same wydarzenia już inaczej, oczami kogoś kto pozornie rejestruje przebieg ceremonii, a tak naprawdę wypatruje kogoś bliskiego.

    Odpowiedz
  5. U rodziców mam opasłe tomiszcze „Dzienników” Żeromskiego, które kupiłam dawno temu w antykwariacie. O ile pamiętam, to jest jeden z tomów większej kolekcji i obejmuje lata chłopięce. Przy najbliższych odwiedzinach sprawdzę.

    Odpowiedz
  6. Oenovich kielczaninem jest, więc i katedra mu bliska. Trochę się pozmieniało od czasów pocztówki w notce. ;D
    A do Żeromskiego przekonać się nie mogę (całkowity gwałt na patriotyzmie lokalnym, wiem!) – „Syzyfowe prace” były dla mnie męką, wizyta w muzeum jego lat szkolnych mojego podejścia nie zmieniła. Może kiedyś?

    Odpowiedz
  7. Do „Przedwiośnia” i „Ludzi bezdomnych” miałam stosunek, rzekłabym, obojętny. „Syzyfowe prace” o dziwo dość lubiłam, choć czytałam w zamierzchłych czasach. Zaraz po lekturze „Dzienników” – które mnie dla odmiany absolutnie zachwyciły i podbiły – wzięłam się za „Różę” i tak straciłam serce do Żeromskiego :D

    Z całego Żeromskiego najserdeczniej polecam „Dzienniki” – to fantastyczne dowiedzieć się np., że bożyszcze literatury początku XX wieku, jakim był Żeromski, nie znosił matematyki :-)

    Pozdrawiam ciepło

    Syrenka

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.