Potrzeba życia i potrzeba ofiary (Józef Ignacy Kraszewski, „Dziecię Starego Miasta”)

Warszawa, rok 1861. Po trzydziestu latach letargu zastraszony naród zaczyna podnosić głowę. Nowe pokolenie, które wyrosło w zniewolonym kraju, które powstanie listopadowe zna jedynie z opowieści ojców, dość ma ucisku, dość bezczeszczenia wszystkiego, co dla Polaków najświętsze. Okazją do zamanifestowania patriotyzmu i sprzeciwu wobec władzy caratu staje się pogrzeb generałowej Katarzyny Sowińskiej, wdowy po bohaterskim obrońcy Woli. Wśród gorącogłowej młodzieży jest Franek, syn ubogiej owocarki ze Starego Miasta, dobrze zapowiadający się malarz.

Chłopaka wychowywała matka w wierze katolickiej i stawiając za wzór ojca, uczestnika powstania, który zmarł kilka lat po nim z powodu odniesionych ran. Franek głęboko kocha matkę, która dla jedynaka zrobiłaby wszystko, ale w jego życiu jest ktoś jeszcze – Anna, córka biednego nauczyciela, tyranizowana przez złośliwego starca. Anioł to prawdziwy, modelowa patriotka, która wszystko poświęci dla wyzwolenia ojczyzny, z własnym szczęściem na czele. Autor uczynił z zakochanych wyrazicieli idei, które chciał zaszczepić czytelnikowi: patriotyzmu, miłości ojczyzny, gotowości do poświęcenia życia za wolność narodu (na początku powieści Franek jest jeszcze rozdarty: „Walczyła w nim potrzeba życia z potrzebą ofiary… dla ojczyzny”, ale wkrótce ta potrzeba ofiary zaczyna przeważać). Kraszewski nie zadał sobie trudu, by tchnąć w młodych choć odrobinę życia. Są papierowi do tego stopnia, że trudno przejąć się ich losami. Rozmowy zakochanych dzisiejszego czytelnika przyprawiają o mdłości: są wzniosłe i nieznośnie ckliwe. Raz jeden możemy dostrzec w nich żywych ludzi: gdy się kłócą – po raz pierwszy w życiu. Franek czyni Annie nieuzasadniony zarzut, który pod znakiem zapytania stawia szczerość jego uczuć do panny. Ta reaguje jak przystało na prawdziwą kobietę, wkrótce jednak znów wraca do swej wzorcowej poprawności i wybacza ukochanemu.
Równie papierowa jest cała galeria innych postaci. Ojciec Anny – stary, zgorzkniały zrzęda, przyjaciel Franka Młot – wyraziciel poglądów młodzieży dążącej do walki z zaborcą, Edward – wymuskany zalotnik Anny, braciszek Serafin, bernardyn przypominający braciszka Tucka z przygód Robin Hooda czy Kasia – służąca u matki Franka. Swoją drogą, Kraszewski przedstawia domostwo owocarki jako ubogie, a mimo to pracuje u nich służąca. Być może zmieniły się standardy w pojmowaniu ubóstwa, ale raczej Kasia niezbędna była w prowadzeniu fabuły, gdyż kilkakrotnie wykazała się zimną krwią i niespodziewaną bystrością umysłu, ratując chlebodawców z opałów. Zdecydowanie najlepiej wypada Jędrzejowa, matka Franka, staromiejska przekupka. Oczywiście jej postać też zbudowana jest bardzo stereotypowo, ale Kraszewski przynajmniej pozwolił jej wykazać się wielką siłą woli i energią w staraniach o uwolnienie aresztowanego syna.
Na szczęście dla czytelnika banalna fabuła z udziałem płaskich postaci rzucona jest na tło wydarzeń historycznych, a te Kraszewski odmalował w sposób porywający. Opierając się na relacjach, przedstawił atmosferę miasta i nastroje jego mieszkańców. Rzecz jasna i tu doszła do głosu tendencyjność autora; nastroje rewolucyjne wykazuje lud, młodzież, niższe duchowieństwo; arystokracja, bogate mieszczaństwo, urzędnicy – wszyscy boją się gwałtownych ruchów, uważają kraj za niegotowy do starcia z caratem. Spontaniczne manifestacje, brutalnie tłumione przez władze, podsycają tylko wrzenie, doprowadzając do tragedii, która stanie się udziałem głównych bohaterów. Sceny zbiorowe, manifestacje, starcia z wojskiem pełne są napięcia; wypadły bardzo plastycznie i niemal wyłącznie dla nich warto po powieść sięgnąć.
Nader wyraźne są inspiracje Kraszewskiego. „Dziecię Starego Miasta” zaczyna się niemal jak „Dom Pod Kotem z Rakietką” Balzaca. Najpierw krótka panorama miasta, potem zbliżenie na staromiejskie kamienice, a wreszcie wejście do jednej z nich i dokładny opis ubogiego poddasza Franka – drobiazgowy i wiele mówiący o mieszkańcach. Pazur pokazał też autor w opisie kancelarii rosyjskiego generała, w której cisną się rozmaici donosiciele i podejrzane typy, i w rozmowach między nimi a oficjelem. O Warszawie i jej mieszkańcach Kraszewski pisze z czułością i miłością, niekiedy wymyka mu się poetyckie wręcz porównanie („Po wczorajszym deszczu ranek był jak dziecię wychodzące z kąpieli: świeży, pełen woni, która dolatywała aż w te zakąty miasta od wiślanych brzegów i lasów”), bojowo nastawiona młodzież ma go po swojej stronie. Prawdziwe oburzenie i ból czuć w opisach sytuacji Polaków i licznych nieszczęść, jakie na nich spadają. Te szczere tony ratują powieść przed całkowitym popadnięciem w przegadanie, widoczne wyraźnie w rozmowach Franka i Anny oraz w tyradach wygłaszanych na zebraniach konspiratorów.
„Dziecię Starego Miasta” jest świadectwem czasów, w jakich powstało. Wątłe fabularnie, zapełnione sztampowymi postaciami i drętwymi dialogami broni się jednak dzięki żywemu przedstawieniu atmosfery lat przed powstaniem styczniowym, żarliwemu protestowi wobec krzywd i plastycznemu przedstawieniu burzliwych wypadków. Rozmowy zakochanych radzę przekartkować, a nad resztą pochylić się z szacunkiem i dać się wciągnąć w wir historycznych wydarzeń.
Józef Ignacy Kraszewski, Dziecię Starego Miasta, Wydawnictwo Literackie 1986.
Recenzja powstała w ramach Projektu Kraszewski.
(Odwiedzono 331 razy, 2 razy dziś)

21 komentarzy do “Potrzeba życia i potrzeba ofiary (Józef Ignacy Kraszewski, „Dziecię Starego Miasta”)”

  1. Sorry, ze ja nie na temat ale pod poprzednim wpisem komentarze sa NIEDOZWOLONE ;D
    Chcialam zapytac (bo chyba cos przegapilam)czy Plaszcz zabojcy nie powinien zawierac wpisow na kazdy dzien roku? ;D
    Wiem, wiem, ze to zabojcza ilosc pracy ale moze warto? To swietna rzecz!

    Odpowiedz
  2. Teraz na temat: dla mnie te poetyckie porownania np. poranka po deszczu to literacki infantylizm. Niestety uwazam, ze nawet klasyka sie starzeje i nie mam nic przeciwko temu, zeby niektore dziela porosly z czasem kurzem.
    No ale ja sie nie znam na literaturze…

    Odpowiedz
  3. Juz zajrzalam na te nowa strone i zaraz ja umieszcze u siebie w blogu. Cztery lata to i tak tylko chwila ;) Swietna rzecz ten plaszcz, rozmiar pasuje chyba na wiekszosc;)

    Odpowiedz
  4. Akurat w kontekście całej książki ma to swój urok, natomiast wyrwane z niego może być uważane za infantylne. „Dziecię” też się zestarzało, chociaż można je czytać bez większego wstrętu:) Poza tym tu nie ma nic do znania się: jedni przeczytają, inni rzucą po dwóch stronach i to jest zupełnie naturalne:D

    Odpowiedz
  5. Wracam Ci ja z biblioteki (bez kocza, gumiennego i wozu drabiniastego), każę konia rozkulbaczyć, konia w każdej sławnego potrzebie, a tu taka miła siurpryza! Już jest!!!
    JWP omówieniem „Dziecięcia Starego Miasta” winduje poziom recenzji dzieł JIKa pod niebiosa!
    Recenzyja Waszmości obszerna, a mogłaby jeszcze trwać i trwać.
    Warto było czekać, oj warto! :)
    Co do wad powieści: niestety, tego się właśnie obawiam w kontekście typowych powieści historycznych Kraszewskiego. Przy tej liczbie książek i sposobie pisania JIKa ta szablonowość chyba nie do uniknięcia.
    Pochwalę się, że pożyczyłam „Nerę”: „autor przeniósł polski romans z dworku i mieszczańskiego saloniku w międzynarodowy świat arystokracji, kupców, dziennikarzy, a także różnego rodzaju niespokojnych duchów.” Zapowiadają się dreszcze czytelniczej ekstazy! :D

    Odpowiedz
  6. @Lirael: przecież obiecałem, że tłumów spragnionych wiedzy o „Dzieciu” w napięciu trzymał nie będę:) Ale przesadzasz JWP z tym windowaniem poziomu, choć za pochwały podziękowania składam:) „Orbekę” może napocznę wkrótce, też o Warszawie, to się utrzymam w klimacie. „Nera” kojarzy mi się wyłącznie z przerośniętą cynaderką, o takim dziele JIKowym nawet nie słyszałem, cymesik jakiś to musi być:)

    Odpowiedz
  7. Niech JWP spokojny będzie, że nie przesadzam.
    Jeszcze jedno pytanie: czy naprawdę nie ma w tej powieści nawet najmniejszej aluzji do płochości i pazerności niewiast? :) To chyba jeden z motywów przewodnich twórczości JIKa. :)
    „Dom Pod Kotem z Rakietką” Balzaca jest mi pisany jak amen w pacierzu. :)
    Mnie się podoba porównanie świtu do bobasa. :) Swoją drogą woń, która dolatuje w zakąty miasta od wiślanych brzegów i lasów, z pewnością trochę się zmieniła od czasów Kraszewskiego i porównanie może być lekko nieaktualne.
    Widzę, że chyba nadal pojawiają się znaczące imiona/nazwiska? Ten Młot na przykład dla zaakcentowania siły charakteru. Rozczulił mnie braciszek Serafin. :D Obawiam się, że z grzeszną Serafiną łączy go imię tylko.
    I o poczucie humoru chciałam zapytać JWP. Czy ani cienia prześmiewczości nie dało się zauważyć w rysunku postaci?
    „Wzniosłych i nieznośnie ckliwych” rozmów wcale nie przekartkuję! JWP na pewno zapamiętał się w krytyce, a te dialogi są w rzeczywistości wstrząsająco piękne! :D
    Nerą JWP odruchy dławiąco-odkrztuśne u mnie wywołał! :D A już zwłaszcza przerośnięta cynaderka! :D
    Nie miałam skojarzeń anatomicznych z tym tytułem, raczej kolorystyczne. Książka wydana w serii”Biblioteka Zapomnianych Powieści”, której przyjrzeć się bliżej trzeba, choć wydawnictwo raczej efemeryczne (Unia Wydawnicza Verum), innego wariantu nie było, więc się nie zastanawiałam. Powieść wydano w 1995 roku, a wcześniejsza edycja książkowa to był rok 1912.
    Wbrew tytułowi „Nera” to jakiś biały kruk! :P

    Odpowiedz
  8. 1) ani jednej aluzji do płochości niewiast, stworzywszy anioła Annę, nie mógł JIK psów na niewiastach wieszać. Raz tylko głupi Franek podał w wątpliwość stałość jej uczuć, za co został dotkliwie zganiony:P
    2)”Dom” obowiązkowo:)
    3) Woń stanowczo się zmieniła, dlatego mnie tak rozczuliło to zdanie.
    4) NIe wiem, kto był pierwszy: Serafin czy Serafina, daty wydań mus sprawdzić. Brat Serafin denerwował mnie niewymownie swoją prostacką religijnością.
    5) Być może ów rubaszny Serafin miał wprowadzić nieco humoru, mnie jedynie zniesmaczył.
    6) JWP wola czytać te z przeproszeniem patetyczne dyrdymały. Wystarczy zapoznać się z pierwszą rozmową zakochany, potem wkoło Macieju:)
    7) „Nerę” proszę jak najszybciej przedstawić.

    Odpowiedz
  9. 1) To muszę przeczytać dla odmiany, bo w „Dzienniku Serafiny i „Lalkach” nieustannie temat powraca, na wszelkie sposoby wałkowany.
    2)Został nabyty, w jedynym właściwym wydaniu, w nader ciekawym zestawie: Dom pod Kotem z Rakietką, Bal w Sceaux, Listy dwóch młodych mężatek, Sakiewka. To jakiś hit! :)
    3)Mnie się podoba, że taki nobliwy, nastroszony, poważny JIK miał takie ciepłe i miłe skojarzenie. :)
    4)Z tego, co pamiętam, Serafina była schyłkowa.
    5)Czyli JIK krynice swego poczucia humoru udostępnia głównie w powieściach obyczajowych. Zresztą w obliczu poważnych wydarzeń opisywanych w „Dziecięciu” ten humor byłby może nie na miejscu.
    6)Stopień ckliwości i dyrdymałowatości ocenię osobiście. :)
    7)Mam poważne wątpliwości, czy to przeoczenie sprawiło, że „Nera” nie znalazła się w dziełach zebranych. Może to jest jakiś potworek. :)

    Odpowiedz
  10. 2) Znaczy zaczęłaś kolekcjonować Komedię ludzką w bardzo dobrym wydaniu:)
    6) Proszę bardzo, ale żeby nie było, że nie ostrzegałem:P
    7) Ta „Nera” to mocno podejrzana, faktycznie. Może to wyimek z czegoś większego?

    Odpowiedz
  11. 2)Moje doświadczenia z edycją Opolpress okazalły się cennym doświadczeniem. :) Dziś w bibliotece widziałam ich wydanie „Zdobyczy” Zoli, ale odłozyłam natychmiast, pomna Twych rad. Jestem zła, bo nie ma też normalnego wydania „Nad Niemnem”! Tzn. może jest, ale wypożyczone. Tylko te lekturowe straszydła. :( A propos czy jest jakaś szczególnie udana edycja NN, którą polecasz?
    6)Napiszę stosowne oświadczenie, że zostałam ostrzeżona i podpiszę krwią z serdecznego palca. :)
    7) Na okładce jest napisane, że to jedna z ostatnich powieści JIKa. Jest Posłowie, ale nie zamierzam czytać, bo chyba roi się od spoilerów. W nocie edytorskiej bardzo zaniepokoiło mnie zdanie: „Po pierwszym wydaniu powieść nie miała następnych.” Nie wygląda mi to raczej na arcydzieło. :)

    Odpowiedz
  12. ad 2) Ja mam NN z dzieł wybranych, dwa wydania w latach 50. Czaję się na dwutomowe wydanie BN, bo ciekaw jestem przypisów:)
    ad 7) No to musi być wstrząsający utwór; nie widzę go w spisie dzieł obyczajowych Wyd. Literackiego, może nie zdążyli dociągnąć do tego momentu:P

    Odpowiedz
  13. 2)Zdecydowałam się na edycję NN w BN – ależ to brzmi! :D
    Cena wydaje mi się niebotycznie wysoka w porównaniu z JIKami, które nas rozpaskudziły i teraz wszystko, co kosztuje ponad złotówkę, uznajemy za niezwykle kosztowne. :D
    Przypisy będą atrakcją samą w sobie. :P
    7) Może raczej stwierdzili, że dla dobra JIKa oraz potomności będzie lepiej jak oni tę „Nerę” tak niby przypadkiem pominą. :D

    Odpowiedz
  14. NN w BN rzecz kosztowna, ale mam nadzieję, że Cię nie zawiedzie i dasz znać, jak wygląda:)
    Raczej przypuszczam, że przemiany ustrojowe położyły kres radosnemu wydawaniu JIKa, Serafina też się przecież w tej serii nie ukazała, niestety:(

    Odpowiedz
  15. Dam znać na pewno. Wydanie w dwóch woluminach, tomy oczywiście trzy.
    Serafinę widziałam w dwu wersjach, ale żadna nie zaliczała się do dzieł zebranych.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.