Żeromski na front (Stefan Żeromski, „Echa leśne”)

Zamiast relaksować się po „Korczaku” dowolnym lekkim czytadłem, złapałem „Bunt w Sobiborze” Philipa Bialowitza. Bardzo interesujące wspomnienia, ale tym razem nie o nich chciałem. Skończyły mi się bowiem w połowie drogi do domu, co jest rzeczą bolesną. Byłem jednak przygotowany na taką okoliczność i woziłem ze sobą broszurkę z „Echami leśnymi” Żeromskiego.

Woziłem, gdyż zamierzałem dokonać wstępnego rozpoznania bojem, czy w ogóle wrócić do Żeromskiego. Poza „Syzyfowymi pracami”, które dawno temu czytałem kilkakrotnie, żaden z objętych programem szkolnym klasyków tego autora nie zrobił na mnie większego wrażenia – choć przyznam, że zapoznałem się z nimi nad wyraz pobieżnie. „Echa leśne” też mnie kiedyś rozczarowały i teraz już wiem dlaczego. Jestem bowiem czytelnikiem zdyscyplinowanym i książki czytam od początku, co w tym wypadku jest błędem, gdyż osiemdziesięciostronicowy tomik w kieszonkowym formacie otwiera wstęp – wypełniający równo połowę książki i nader szczegółowo omawiający genezę i konstrukcję utworu. Po jego przeczytaniu wiemy wszystko na ten temat, znamy fabułę i zakończenie, dowiadujemy się, z jakim arcydziełem mamy do czynienia. A gdy już sam Żeromski dorwie się do głosu, zblazowany czytelnik, poziewując, mówi: „Ale ja to wszystko wiem”.
Tym razem skupiłem się więc wyłącznie na noweli Żeromskiego. Nocą w puszczy gromadka osób pilnuje wycinania przesieki, rozgraniczającej lasy różnych właścicieli. Grupa to ciekawa i znakomicie, choć zaledwie kilkoma kreskami, scharakteryzowana. Najważniejszą postacią w niej jest generał Rozłucki, który przy ognisku, zasłuchany w niosące się po lesie odgłosy toporów, snuje wspomnienia z okresu powstania styczniowego. Dowodził wtedy oddziałem rosyjskim, w którym służył też jego bratanek Jan. Pewnego dnia Jan zdezerterował, plotka mówiła, że przyłączył się do powstańców jako „Rymwid”. Stryj zawzięcie tropił powstańcze oddziały, aż pewnego dnia, po potyczce, w jego ręce wpadł bratanek. Generał, a właściwie wówczas podpułkownik, zwołał sąd polowy, by osądzić dezertera i buntownika. On też swoim głosem musiał zadecydować, jaki los ma spotkać więźnia.
„Echa leśne” okazały się wciągającym, pięknie napisanym drobiazgiem. Zebrani przy ognisku – a każdego poznajemy z kilku sugestywnych zdań – słuchają dramatycznego opowiadania Rozłuckiego i przeżywają na nowo dawne wydarzenia;, wszyscy, jak możemy się domyślać, mieli w nich jakiś udział. To jednak stary wojskowy skupia na sobie większość uwagi, gdy ujawnia osobisty dramat. Dzięki niemu też poznajemy Jana – „Rymwida”, szlachetnego patriotę, do końca wiernego swym przekonaniom.
Znalezioną we wstępie opinię Jarosława Iwaszkiewicza, że „Echa leśne” są „najpiękniejszą nowelą polską” i „jedną z najpiękniejszych nowel świata” niegdyś skwitowałbym wzruszeniem ramion, dziś jednak muszę przyznać, że coś w tym może być. W każdym razie Żeromski wędruje na front kolejki książek do przeczytania – wybrałem „Wiatr od morza”.

***

PS. Jest poniedziałek, 11 lipca, godz. 21.51. Notatka napisana przed wyjazdem pojawi się jutro z automatu, a ja korzystam z tego, że internet jakoś żwawiej o tej porze chodzi, i dopiszę, że jest wakacyjnie, pogoda dopisuje, chociaż mieliśmy już porządną ulewę, jezioro jest czyste i doskonałe dla dzieci, a w Mrągowie najlepsze lody są w kawiarni Igloo niedaleko ratusza. Udało mi się nawet przeczytać dziś jakieś 30 stron „Orbeki” Kraszewskiego – wszystkich dotkniętych JIKozą od razu namawiam do zabezpieczenia sobie egzemplarzy: powieściowa femme fatale nazywa się – uwaga! – Palmira z Wykołowiczów baronowa von Zughau, secundo voto podczaszyna bracławska Sierocińska. Czy muszę dodawać coś jeszcze? Pozdrawiam. ZWL

Stefan Żeromski, Echa leśne, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Wydawnictwo Łódzkie 1988.
(Odwiedzono 523 razy, 1 razy dziś)

16 komentarzy do “Żeromski na front (Stefan Żeromski, „Echa leśne”)”

  1. Matko, jak nie cierpię Żeromskiego. Nudziarz, pesymista, nie umiał zbudować akcji, nuda! Ten nieszczęsny Borowicz to mu nie wyszedł całkiem – żadnego charakteru w nim nie dostrzegłam.

    A teraz tak sobie myślę, że jeśli krótkie formy wg Ciebie nie są takie złe, to może ja spróbuję? Ludzie bezdomni mieli ciekawą fabułę, ale – jak to mówi Kwiczoł – takiego piknego barana zmarnowali – Żeromski pomysły miał. Ale nie umiał przyciągnąć mojej uwagi. Przedwiośnie z przyjemnością obejrzałam, młody Damięcki wg uratował całość, bo książka mnie powaliła.
    No to juz sama nie wiem. Próbować te opowiadania i nowele czy nie?

    Odpowiedz
  2. Do „Ech leśnych” poczułam się zdecydowanie zachęcona. Z krótkich form pamiętam też nowelę o niezbyt apetycznym tytule „Rozdziobią nas kruki, wrony”.
    Plus oczywiście „Siłaczka” i „Doktor Piotr”.
    W dziennikach sporo pięknych fragmentów. Zszargano mu opinię jeśli chodzi o styl – że egzaltowany, że nieznośny – a mało komu chce się sprawdzić na własne oczy.
    Świetnie, że wyjazd udany i pogoda znośna!
    Imię femme fatale wyjaśnia wszystko. Szykuje się kolejny hit. :)

    Odpowiedz
  3. Lirael- no własnie, jak czytałam w podstawówce/liceum , to ten styl jakoś w oczy nie kłuł.
    Tylko błagam- nie róbcie przypadkiem „Projektu Żeromski”:).

    Odpowiedz
  4. ~ Iza
    Pójdźmy za ciosem – Projekt Żeromski to bardzo dobry pomysł. :)
    A tak serio to jego wciąż rozkładają na czynniki pierwsze w szkołach, więc tak zapomniany i opuszczony jak JIK nie jest. :)

    Odpowiedz
  5. Ja krótko, zanim mi się internet w kubełku skończy:) Echa są krótkie, treściwe, opisy przyrody szczątkowe, uszczypliwe charakterystyki postaci, bardzo przyjemna rzecz:) I na kwadrans:P
    Co do Projektu Żeromski, to mam tam w biurku parę nieczytanych tomów, ale to po wykończeniu JIKa:)
    Palmira lepsza niż wszystkie Pamele świata, akcja się rozkręciła:D

    Odpowiedz
  6. Ha, ależ się pośmiałam – bo właśnie ostatnio czytając różne komentarze o niestrawnym Żeromskim przyszedł mi na myśl projekt jemu poświęcony :D Jeśli kiedyś będziecie mieli ochotę takowy zmontować to ja się dopisuję :D

    Przy takiej femme fatale tytułowa „Macocha” blednie – przynajmniej jeśli chodzi o imię – Sabina ;)

    Odpowiedz
  7. Widzę, że bierzesz się ogólnie za naszych „najwybitniejszych” w literaturze polskiej i chwała ci za to. Niestety, ja na studiach polonistycznych musiałam to wszystko czytać, a potem opowiadać o tym na egzaminach ustnych i powiem ci, że od momentu jak je skończyłam, czytam dla przyjemności i to literaturę zupełnie inną, a na klasyków patrzeć nie mogę. Wyjątkiem jest romantyzm, który gra mi w duszy o wiele bardziej niż cokolwiek innego. Co do Żeromskiego – podobało mi się Przedwiośnie, opowiadania też niezłe ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie, jeżeli masz ochotę http://www.ksiazkizbojeckie.blox.pl

    Odpowiedz
  8. Super, że wziąłeś na warsztat Żeromskiego. Chyba trochę niedoceniony i dzisiaj zapomniany pisarz. Ja miałam przyjemność mieć zajęcia z prof. Adamczykiem. Takiego drugiego znawcy Żeromskiego chyba nie ma w Polsce. Pisałam też u niego prace magisterską, tylko że z „Wiernej rzeki”, więc może to będzie Twoja następna lektura? :) Polecam.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.