Co się kryje za przenośnymi drzwiami? (Tom Holt, „Przenośne drzwi”)

Kiedy życiowy nieudacznik dostaje pracę w solidnej, przynajmniej na oko, firmie z tradycjami, mimo iż w kolejce po posadę stały tłumy pewnych siebie i doskonale wykształconych kandydatów, ma prawo podejrzewać, że coś jest nie tak. Zapewne po uporządkowaniu stert pokrytych rzędami liczb dokumentów zostanie wywalony na bruk, gdyż szefowie uznają, że nawet do takiej roboty się nie nadaje. Paul Carpenter najchętniej sam od razu rzuciłby nową pracę, ale, po pierwsze, jeść trzeba, a po drugie – i ważniejsze – biurko naprzeciwko zajmuje interesująca dziewczyna. Chociaż tak naprawdę dla Paula interesująca jest każda dziewczyna, która nie ucieka z krzykiem zaraz po wypowiedzeniu przez niego pierwszego zdania. W przełamaniu pierwszych lodów znakomicie pomaga wspólne zastanawianie się, dlaczego pewnego poranka siedziba firmy wygląda tak, jakby przeszedł przez nią huragan i dlaczego na drzwiach widnieją ślady pazurów jakiejś bestii. W powietrzu wisi coś niesamowitego, Paula dręczą dziwne sny, a kiedy po przebudzeniu zastaje w swoim ciasnym mieszkaniu wielki kamień z wbitym weń mieczem, nawet się bardzo nie dziwi. Irytuje się tylko, bo rękojeść miecza okropnie przeszkadza mu przy goleniu.

Wraz z Paulem i jego koleżanką Sophie stopniowo odkrywamy tajemnice biura J.W. Wells & Co i bynajmniej nie chodzi o ukrywane przez szefostwo przekręty podatkowe. Młodzi pracownicy dowiadują się, że dysponują zdolnościami, o które nigdy by siebie nie podejrzewali, a które mogą okazać się cenne w nietypowych działaniach firmy. Zgłębianiu sekretów zakładu pracy towarzyszą perypetie uczuciowe młodych ludzi, których rodzącej się miłości próbuje przeszkodzić potworna – w dosłownym tego słowa znaczeniu – recepcjonistka.

Tom Holt napisał dobrą, rozrywkową powieść z wartką akcją i sporą dawką humoru. Co prawda okładkowe porównanie Holta do Terry’ego Pratchetta jest na wyrost (a okładka, wprost nawiązująca do Świata Dysku, chociaż z dość paskudnym rysunkiem, nazbyt łopatologicznie streszczającym historię, to już ewidentna manipulacja), ale w „Przenośnych drzwiach” panuje podobna, nieco absurdalna atmosfera, fabuła rozwija się z licznymi zakrętami (mimo iż czasem wiadomo, co kryje się za zakrętem), a świat i bohaterowie są mocno przerysowani. Nie wszystko może jest bardzo oryginalne i zaskakujące, ale na pewno sprawnie przyrządzone i atrakcyjnie podane. Czyta się znakomicie i z zainteresowaniem, szczególnie jeśli nie bierze się na serio marketingowych haseł. Na jesienne przesilenie przechodzące płynnie w przesilenie zimowe będzie to książka w sam raz.

Tom Holt, Przenośne drzwi, tłum. Tomasz Wilusz, Prószyński i S-ka 2009.
(Odwiedzono 326 razy, 1 razy dziś)

13 komentarzy do “Co się kryje za przenośnymi drzwiami? (Tom Holt, „Przenośne drzwi”)”

  1. Zastanawiałam się, czy zdobywać, bo bałam się właśnie porównania do Pratchetta – wiemy, jak to działa, prawda? ;) Ale jak mi wpadnie w łapki to z chęcią przeczytam.

    Odpowiedz
  2. Chętnie przeczytam i nie będę mieć porównań do Pratchetta, bo (pewnie to i wstyd) nic nie czytałam tego autora. Jakoś nie znoszę fantasy a jak jeszcze pomyślę, że ten facet tyle tego „naklepał”, to mi się całkiem odechciewa. Nie jestem przekonana do takiej masówki w literaturze, bo kojarzy mi się z „Modą na sukces” :) Ale może się mylę , może to są świetne książki i po śmierci będę bardzo żałować że ich nie przeczytałam. Ale to po śmierci… :D

    Odpowiedz
  3. @Ktosia: Któż z nas jest bez grzechu…:P Ale za to stwierdzenie o masówce należy Ci się kilka dodatkowych miesięcy w kotle ze smołą:) Pratchett nie odwala masówki, więc możesz spokojnie sięgnąć:) Po Holta też:P

    Odpowiedz
  4. Szczerze mówiąc mnie się aż tak bardzo okładka nie kojarzy z książkami Pratchetta, ale przeczytałam tylko trzy jego powieści, więc może mam zawężone spojrzenie. :)
    „Przenośne drzwi” zapowiadają się bardzo sympatycznie. Nie wiem, na które przesilenie załapią się u mnie, ale na jakieś na pewno. :) I mam nadzieję, że dotrwam do budyniowego tomu. :P

    Odpowiedz
  5. Jak to nie masówka? Jeżeli on samych książek o Świecie Dysku napisał przeszło czterdzieści, a przecież na swoim koncie ma też i inne. I wychodzi na to, że on szybciej pisze, niż ja czytam. ;D. Nie lubię takich cykli, co za dużo to nie zdrowo…
    Jak za tamto stwierdzenie należy mi się kocioł, to aż się boję pomyśleć co za, ale co mi tam. ;)Uważam, że kontynuowanie takich cykli to jest wyłączne nastawienie się na kasę
    (fani kupią) i pójście na łatwiznę, bo zawsze trudniej wymyślić nową interesującą historię, skreślić nowych bohaterów niż w koło Macieju, jedno i to samo. :)I wiem, że to jest uznany pisarz, ale Paulo Coelho też przez wielu za takiego uważanym jest. Ha, ha. ;D

    Odpowiedz
  6. Nie zgadzam się, że Pratchett to masówka. Czytałam z 5 czy 6 jego książek i poziom w większości z nich był bardzo wysoki i nie klepie jednego i tego samego. Polecam spróbowanie chociaż kilku sztandarowych typów zanim zadecydujesz, że to tragiczna masówka bez poziomu ;)

    A za porównanie P. z Coelho, to już masz kocioł sama dla siebie :P

    Odpowiedz
  7. Ja już mam zrobioną rezerwację.(6 krąg wg Dantego – dla heretyków) Wprawdzie chciałbym iść do nieba ze względu na klimat, ale wolę do piekła ze względu na towarzystwo… I zdecydowanie muszę częściej tu wpadać ze swoimi poglądami. ;D

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.