Dużo gadania i biegania (M.P. Kozlowsky, „Juniper Berry i tajemnicze drzewo”)

M.P. Kozlowsky miał niezły pomysł na powieść. Jedenastoletnia Juniper Berry jest córką pary gwiazd filmu. Mieszka w wielkiej rezydencji, stale oblężonej przez tłumy wielbicieli i wścibskich fotografów. Dziewczynka skazana jest na samotność: rodziców pochłania praca, a ona sama odcięta jest od świata i kontaktów z rówieśnikami. Jakoś by to wszystko zniosła, gdyby nie dziwne i niepokojące zmiany w zachowaniu rodziców, którzy przestają zwracać uwagę na córkę, stają się odlegli i coraz bardziej agresywni. Juniper próbuje wyjaśnić, skąd ta odmiana, a pomaga jej poznany podczas jednej z wędrówek po rozległym parku Giles. Mieszka w sąsiedniej rezydencji i jego opiekunowie od pewnego czasu też przestali być sobą. Ślady prowadzą do dziwnego drzewa, którego korzenie skrywają przejście do tajemniczego podziemia.

Sam pomysł to jednak nie wszystko. Kozlowsky niestety nie umiał nadać mu odpowiednio atrakcyjnej formy. Do połowy książki nie dzieje się niemal nic: poznajemy tryb życia Juniper i jej rodziców, uczestniczymy w kolejnych próbach nawiązania kontaktu z matką i ojcem, obserwujemy rozwój przyjaźni z Gilesem. Młodociani bohaterowie snują się po parku, rozmawiają, szukają śladów – a czytelnik poziewuje i liczy, że może jednak coś w końcu zacznie się dziać. Wreszcie Juniper i Giles wpadają na to, by powiązać dziwne zachowanie dorosłych z usychającym drzewem, na którym przesiaduje kruk. Wkraczają do mrocznego podziemia i… No i właśnie nic. Autor grzęźnie w opisach mających zapewne wprowadzać nastrój niesamowitości. Mnie wprowadziły jedynie w irytację, gdyż okazały się nie mieć żadnego znaczenia dla fabuły. Demoniczny Skeksyl odpowiadający za utratę osobowości przez państwa Berry lubuje się w przydługich przemowach i dziwnie łatwo daje się wyprowadzić w pole. Finał przyniósł rozczarowanie: dużo gadania i biegania, armia upiorów broniących podziemia wyje w korytarzach i na wyciu poprzestaje. Żadnego napięcia, żadnej grozy, bardzo nierówne tempo, nieinteresujący bohaterowie, mdły styl. Szkoda, mogła z tego wyjść naprawdę niezła historia. Harry Potter i Flawia de Luce mogą spać spokojnie – ich pozycji ulubionych jedenastoletnich bohaterów literackich Juniper Berry nie zagrozi.
M.P. Kozlowsky, Juniper Berry i tajemnicze drzewo, tłum. Anna Papiernik, Wydawnictwo Esprit 2011.
Za przesłanie książki dziękuję Wydawnictwu Esprit.
(Odwiedzono 528 razy, 3 razy dziś)

14 komentarzy do “Dużo gadania i biegania (M.P. Kozlowsky, „Juniper Berry i tajemnicze drzewo”)”

  1. Do galerii zasłużonych jedenastoletnich bohaterów literackich proponuję dołączyć moją ulubienicę, Anię Shirley. :)
    Osobiście nie pamiętam, żebym w czwartej czy piątej klasie przeżywała jakieś szczególne przełomy emocjonalne, ale najwyraźniej dla pisarzy jest to wyjątkowo ciekawy okres w życiu dziecka.
    Zdziwiła mnie armia wyjących upiorów – w książkach dla dzieci zwykle główni bohaterowie są trochę starsi niż czytelnicy, dla których przeznaczona jest opowieść i w związku z tym zastanawiam się, czy to dobry pomysł, żeby np. dziewięciolatki czytały o wyjących upiorach. Z drugiej strony filmy i gry komputerowe, którymi pasjonują się dzieci w tym wieku zawierają znacznie mocniejsze sceny.

    Odpowiedz
  2. No tak, jak mogłem zapomnieć o Ani:) Co do upiorów: o nich jest wyłącznie mówione, czasem zawyją gdzieś w tle: ani opisu, ani tym bardziej żadnego starcia z nimi nie ma, stąd między innymi moje rozczarowanie. Książka jest całkowicie wyprana z jakichkolwiek mocniejszych scen:P

    Odpowiedz
    • Może książka miała być ostentacyjnie pozbawiona scen brutalnych i przemocy, ale w takim razie zastanawia mnie sens wprowadzania upiorów w charakterze bezużytecznych rekwizytów. :)

      Odpowiedz
    • Książka jest ostentacyjnie pozbawiona spójności fabularnej:P A cały ten podziemny świat jest wyjątkowo kiepsko sklecony, opisane w szczegółach jakieś dziwne elementy bez znaczenia, a bohaterów i tak ratują jakieś cuda wianki, o których się nawet autor nie zająknął:P

      Odpowiedz
  3. @zwl: chcesz grozy, przeczytaj „Czarny Młyn” Szczygielskiego:)) To dopiero jest hardcore (jak mawia moje dziecię) :))

    A okładka faktycznie mnie już zaczęła kusić… ;) Ilustracje powiadasz ? oooooj chyba mimo wszystko skonfrontuję z rzeczywistością ;)

    Odpowiedz
    • Czarny młyn namierzyłem w bibliotece ostatnio i się czaję, bo Szczygielskiego bardzo lubię:) Konfrontuj, czekam na wrażenia, bo jestem chyba jedyną marudą, wszędzie dokoła aż huczy entuzjazmem wobec Juniper:)

      Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.