Pisarze ze starej szkoły (VIII): Pisarze i krytycy

„Karafka La Fontaine’a” to ostatnie wielkie dzieło Melchiora Wańkowicza, opowieść o jego pracy i warsztacie pisarskim, o sztuce pisania, a w szczególności o sztuce reportażu. Osobny rozdział poświęcony został krytyce i krytykom.
Melchior Wańkowicz.
Dopóki [książka] się nie ukazała, autor ją słyszy wewnątrz siebie. I chyba notorycznie – źle słyszy. „Sami nie wiemy – mówi Parnicki – co odrzucamy z rzeczywistości, którą mamy przed sobą i którą ujmujemy w słowa, uświadamia nas o tym później czytelnik albo krytyk”. Toteż emocja osądu jest nieodłącznym składnikiem pisarstwa.
Tak czy owak – pisarz potrzebuje spojrzenia z boku albo obiektywnej oceny jego założeń ideowych czy formalnych, albo żeby jego megalomanii przytrzeć rogów, albo jego zwątpieniom podać pomocną rękę. […]
Obawiam się, że [w Polsce] krytyką się emocjonują tylko debiutanci. Pisarze o wyrobionej marce prawdopodobnie by pragnęli krytyki całym sercem jako cennego współpracownika w swoim warsztacie. Znaleźliby pożywienie w recenzji surowej, krytycznej, lecz wnikliwej. Ale doświadczenie nauczyło ich, że recenzje będą zwykle przychylnie odfajkowane i puste.
Krytycy nie hołdują poglądom Sandauera: „Krytyka, jak ja ją pojmuję, nie jest zajęciem miłych i uczynnych ludzi. Jest bezustanną rezygnacją z dobrych stosunków na rzecz bezlitosnej prawdy”. Ale nie mam pewności, czy Katon-Sandauer byłby zdolny powiedzieć pisarzowi słowami z Hamleta: „Nie ruszysz się stąd, aż ci postawię zwierciadło, w którym zobaczysz najtajemniejszą głąb duszy własnej”.
Wobec tego zapewne pisarz polski jest więcej skazany na kontrolę jednostronną – wsłuchując się w odbiór przez czytelników.
I tu go czekają niespodzianki, jak cukiernika, który wynalazł nowy rodzaj ciast, wyłożył je i czeka na zachwyty.
Pierwszy gość, który spróbował, powiedział: – Nie, proszę zapakować raczej napoleonki, stefanki i babki śmietankowe.
– Jak to? – woła cukiernik – czy wie pan, co wchodzi w skład tego ciastka?
I poczyna wyliczać ingrediencje.
Ale cóż to pomoże – cukiernik ma skład ciastka w głowie, a klient na języku. Nie smakuje i tyle…
Narcyz zadufany w sobie przejrzał się w strumieniu krytyki i zobaczył, że ma krzywą gębę. Straszne!
No, nie takie znowuż bezwzględnie straszne, kiedy i krytykom nie spodoba się ciastko. Niektórzy lubią ciastka anyżowe, a są i tacy, którzy przepadają za ciastkami z lukrecją. Skoro więc od wieków wypieka się ciastka i z takimi ingrediencjami, to znaczy że gusta są pojęciem względnym. […]
Przed wojną książka poczytnego autora miała w ciągu dwu lat pół setki i więcej recenzji – był to różnobarwny bukiet – od hołdów do połajanek.
Autor uzyskał pewien poklask za określone rzeczy w książce poprzedniej i próbował nasilić dawki tych rzeczy, którymi trafiał do rozumu lub wyobraźni. Podwoił dawki patosu albo rubaszności, albo groteski, albo metafory, albo rozlewności, albo zwięzłości, albo sentymentalizmu, albo lakonizmu, albo impresji, albo dokumentaryzmu, albo… albo… albo… – tysiące tych „albo”.
No i wtedy – słyszy dzwonki ostrzegawcze. Wyważy w sobie. Przemyśli.
I wówczas – w pas kłania się krytyce, walnemu towarzyszowi. Bo, jak mówi Parandowski, człowieka trawi całe życie głód oceny. Domaga się jej każda garść słów powiązana z myślą”.
Sokrates w jednym z Platońskich dialogów mówi: „Jest wielkim nieszczęściem człowieka publicznego, o ile się natyka na brak krytyki”. […]
W rozdziałku o listach czytelników piszę o korzyści nawet z brutalnych anonimów. Hemingway irytował się na łatwo pochlebne recenzje, chciałby mieć uwagi, z których mógłby się czegoś nauczyć. Taki krytyk, który jak król Midas zmienia wszystko, czego się dotknie, w złoto, sprawia, że ludzi nie wzbogaci, tylko zamorzy głodem, bo przecie złotem się nie posilą. […]
Andrzej Wasilewski uważa, że „mądry akceptuje krytycznego partnera dla własnego dobra, a głupi tępi go na własną zgubę”.
Pisarz więc tęskni do rzetelnej krytyki. Jeśli jest ostra, lecz ugruntowana, pisarz może się zbiesić, rozpowiadać wszędzie, że krytyk ma ośle uszy, ale krytyk doświadczony nie tylko tym się nie przejmuje, ale doświadcza zadowolenia. Wie, że trafił celnie, że oścień utkwił w organizmie pisarskim, że komórki tego organizmu poczynają wytwarzać substancje zaleczające, obronne, zmężniające organizm.
W tym wypadku krytyk spełnia rolę osełki, która zaostrza, choć sama nie kosi. […]
Melchior Wańkowicz, Karafka La Fontaine’a, t. 2, Wydawnictwo Literackie 1984, s. 206, 211–213.
(Odwiedzono 297 razy, 1 razy dziś)

17 komentarzy do “Pisarze ze starej szkoły (VIII): Pisarze i krytycy”

  1. Do Wańkowicza sięgnąłem z powodu sentymentu do swoich stron rodzinnych – „Na tropach Smętka” z tego względu to lektura obowiązkowa ale niestety podziela też stereotypowy los lektur. Opis wakacyjnej podróży po Prusach Wschodnich okazał się byc propagandową publicystyką – odpowiedzią na niemiecką literaturę tego samego typu a powierzchownośc informacji sprawia, że zorientowani „w temacie” czytają to co najwyżej jako ciekawostkę.

    Odpowiedz
    • Zgadzam się, „Smętek” zestarzał się straszliwie, nigdy chyba zresztą nie był zbyt dobry. Na szczęście Wańkowicz zostawił mnóstwo dużo lepszych książek, z moim ulubionym „Tworzywem” na czele, więc jeśli się nie zraziłeś całkowicie, to polecam:)

      Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.