Pisarze ze starej szkoły (X): Joanna Chmielewska, cz. 1

W życiu architekt Ireny Kuhn komplikacje uczuciowe zbiegły się z piętrowym remontem mieszkania. Pewnego dnia w telefoniczną rozmowę z przyjaciółką włączył się tajemniczy nieznajomy, rozmaite perypetie zaczęły się piętrzyć i pani architekt na wszelki wypadek zaczęła spisywać swoje przeżycia… W ten sposób powstał zalążek Klina — debiutanckiej powieści Joanny Chmielewskiej.
Irena Kuhn jako maturzystka, 1950 rok.
W trakcie mojego remontu, tej glazury, łazienki i piasku, miałam tajemnicze telefony, które podtrzymały temat i zwiększyły ogólny melanż. Później wyszło na jaw, że wygłupiali się tak Andrzej, mąż Ireny, i Michał, ale nie żywiłam do nich urazy, przeciwnie, byłam im wdzięczna za inspirację.
Różne osoby natomiast miały pretensje do mnie. Ponarażałam się im bezwiednie, zakłopotało mnie to, usiłowałam wyjaśnić sprawę i stworzyłam pierwszą część Klina. Dawałam to do czytania osobom znajomym, żeby się zorientowały w sytuacji, osoby znajome reagowały rozmaicie, niektóre prosiły, żeby mnie od nich odgrodzić, bo się boją wariatek, wszystkie jednak prezentowały jedna cechę wspólną.
— Słuchaj, wydaj to — mówiły. — Idź gdzie trzeba i wydaj!
Łatwo powiedzieć. Jedyną odpowiednią instytucją, jaka mi przyszła na myśl, była redakcja Przekroju. Zdobyłam się na czyn rewolucyjny, zadzwoniłam do Krakowa, okazało się, że Marian Eile, ówczesny naczelny, znajduje się właśnie w Warszawie. Zadzwoniłam do Eilego. Miał chwilę czasu, poleciałam na spotkanie, wziął utwór i przeczytał.
Potem nastąpiła chwila, dla mnie rzędu wybuchu wulkanu.
— Czy ty piszesz więcej? — spytał Eile, który już od czwartej strony zaczął mnie traktować jak jednostkę znajomą od urodzenia.
— Pisałabym więcej — odparłam uczciwie i z ciężkim westchnieniem — gdybym miała na czym. Pisuję artykuły, ręcznie, potem pożyczam maszynę od mojej ciotki. Ręcznie pisze mi się za wolno, bazgroły są to, nie widzę tekstu. Maszynę muszę jej oddawać, ona też dużo pisze. Przez brak tej cholernej maszyny nie mogę pisać tyle, ile bym chciała.
— W takim razie ja ci dam maszynę — powiedział Eile.
Nie zrozumiałam, co ma na myśli.
— Jak to? — spytałam. — Co to znaczy?
— Umarła moja ciotka. Została po niej maszyna, stara, ale jeszcze w niezłym stanie. Niepotrzebna mi, dam ci ją.
— Znaczy, pożyczy mi pan?… Pożyczysz mi?
— Nie. Dam.
— Jak to…? Na własność? Na zawsze?
— Na własność i na zawsze.
Marian Eile.
Raj absolutny otwarł się przede mną, pienia anielskie zabrzmiały mi w uszach. Słowo daję, wchodziłam z tą maszyną po schodach i ze wzruszenia płakałam rzewnymi łzami. Eile dołożył mi jeszcze do tego całą kupę papieru, ciężkie to było jak piorun, nie szkodzi, nie czułam ciężaru. Przeżywałam najpiękniejsze wydarzenie całej egzystencji.
W ten sposób, jeśli ktoś mnie nie lubi, winą za moją twórczość może sobie obciążać Mariana Eilego.
Wypchnął mnie także do „Czytelnika”.
— Już tam o tobie rozmawiałem — rzekł z troską. — Ale ubierz się jakoś gorzej, albo co, żeby nie powiedzieli, że Marian interesuje się dziewczyną, a nie pisarstwem. Nie wyglądaj za dobrze.
Zastosowałam się do zalecenia. Pojechałam do „Czytelnika” z pracy, miałam na sobie starą spódnicę, wymazaną grafitem z ołówka, starą bluzkę, której chyba brakowało guzika, byłam boso, w sandałach, rozczochrana, nie umalowana, z lśniącym nosem, w ręku trzymałam siatkę z włoszczyzną, kartoflami i pieczywem. W redakcji natknęłam się na istoty, którym za plecami łagodnie szeleściły anielskie skrzydła, były to panie Borowiczowa i Szymańska, bóstwa, jakich na tej wybrakowanej ziemi w ogóle się nie spotyka. Potraktowały mnie niebiańsko i kazały dopisać dalszy ciąg. […]
 
 
Joanna Chmielewska, Autobiografia, t. 3, Wydawnictwo Vers, 1994, s. 62–65.
(Odwiedzono 910 razy, 1 razy dziś)

36 komentarzy do “Pisarze ze starej szkoły (X): Joanna Chmielewska, cz. 1”

  1. Pierwsze co mi się nasunęło widząc wpis sprzed godziny- facet, który nie ogląda Euro- gdzie się taki uchował? Drugie – też muszę sięgnąć po Autobiografię.

    Odpowiedz
  2. Moja „Autobiografia” Chmielewskiej jest tak zaczytana, że kartki wypadają już przy wyciąganiu z półki. Uwielbiam opisy w wesołego miasteczka, skrobania żyletką parkietu, namiętności hazardowych i wiele, wiele innych:-)

    Odpowiedz
  3. Kocham tę kobietę i jestem jej wierna, lojalna i co tam jeszcze można dopisać z synonimów, to proszę bardzo. To nic, że ostatnie książki są słabsze, wszyscy się starzejemy. Za godziny radości, które mi dała, jestem w stanie wybaczyć jej wiele.
    Autobiografia jest świetna:)
    Dzięki Ci, losie, za Andrzeja i Michała, którzy jej kawały robili, a potem za Eilego:)

    Odpowiedz
  4. Moja największa miłość, no jeszcz Małgorzata Musierowicz. Wracając do „Autobiogafii” znam chyba na pamęć, czytałam niezliczone ilości razy i chyba mając zaćmienie umysłowe pkazałam synowi jak się zdeżdża po decse do prasowania :-) Najlepsze lekarstwo na wszelke deprechy i nie tylko i jak już Joanna napisała za te godziny radości i za wszelkie dane kopy na rozpęd jestem wdzięczna,wierna i nadal zachwycona.A i zbieram znaczki! Dzięki Joannie.

    No i najważniejsze mam córkę Irenkę po mamie męża i Irenie Kuhn jednocześnie :-)O nawązaniu do MM nie wspomnę bo na drugie mała ma Julia :-) a domek z wieżyczką oglądam notorycznie.

    Odpowiedz
  5. Przy chwili wolnej chyba wrócę do „Autobiografii”, bo pamiętam, że zaśmiewałam się przy niej do łez. :) Kiedy następna część?

    Odpowiedz
  6. A ja jakoś utknąłem kiedyś na tomie drugim i od tamtej pory ruszyć dalej nie mogę. Ale się przemogę :) Pytanie tylko kiedy znajdę czas? :(

    Odpowiedz
  7. I tak z Ireny Kuhn narodzia się gwiazda, Joanna Chmielewska!
    Jak nieprzymierzając z Normy Jean Marilyn Monroe :P
    Czy będziesz tu serwował ciąg dalszy czy też mam pogrzebać na półkach?

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.