Odoaker to nie jest pasta do zębów (Kornel Makuszyński, „Bezgrzeszne lata”)

Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Przygody nastoletnich panienek rozgrywające się w mniej więcej szkolnej scenerii doczekały się własnego gatunku literackiego zwanego powieścią pensjonarską – uwielbianego przez miliony czytelników (i przeze mnie też). Czemu jednak nikt nie mówi o „powieści gimnazjalnej”, której bohaterami są nastoletni uczniowie? A przecież i tu jest niemało znakomitych utworów: od „Serca” i „Wspomnień niebieskiego mundurka” po „Syzyfowe prace”. W ten nurt chłopięcych przygód szkolnych wpisują się też „Bezgrzeszne lata” Kornela Makuszyńskiego – pełne ciepła i humoru jego wspomnienia z wczesnej młodości.

Świat to dawno miniony. Nikt nie bawi się już w Indian w pióropuszu z kogucich piór i z drewnianym tomahawkiem o ostrzu oklejonym sreberkiem, nie buszuje w nadrzecznych zaroślach i nie przywiązuje jeńców do pala męczarni. Żaden kilkunastolatek nie mobilizuje całego swego sprytu, by wedrzeć się na najwyższy balkon w teatrze i w ścisku przez kilka godzin sycić się grą aktorów. Miłość do operetkowych primadonn, która najlepszych przyjaciół potrafiła rozdzielić, zastąpiło klikanie „lajków” na profilu Lady Gagi na Facebooku. W dobie gotowców ściąganych z internetu i przekazywania na klasówkach wiedzy przez ukryte telefony komórkowe wielki traktat o sztuce podpowiadania brzmi zupełnie archaicznie. A przecież umiejętność podpowiadania stanowiła sztukę wielką i budzącą podziw, wymagającą inteligencji, szybkiej orientacji i umiejętności improwizowania. Na ileż to sposobów potrafiono wyrwanemu do odpowiedzi koledze podsunąć garść dat, imion i faktów, by mógł z nich stworzyć w miarę sensowną wypowiedź na temat upadku cesarstwa rzymskiego. Odpytywany uczeń musiał się jednak wykazywać się choćby minimalną orientacją, że Odoaker „to nie jest pasta do zębów”.
Makuszyński wspomina przygody swoje, kolegów, nauczycieli, chwile własnej chwały – jak choćby druk debiutanckich wierszy w piśmie pod redakcją Jana Kasprowicza, ale i momenty własnej hańby – lanie spuszczone mu przez katechetę za napisanie satyry na rzeczonego duchownego. Śmiech miesza się z nostalgią, anegdoty teatralne następują po indiańskich przygodach, a młodzieńczą beztroskę burzą kolejne nieszczęśliwe miłości do zepsutych kokietek, które nie potrafią docenić poświęcenia w postaci zjedzenia litra wiśni z pestkami czy wycięcia scyzorykiem inicjału na chłopięcym ramieniu. Mgiełka sentymentu łagodzi to, co bolesne, a rozświetla to, co najpiękniejsze. Nic to, że bywało głodno, że mundurek poprzecierany, rękawy zaś za krótkie. Ważne, że życie było piękne i ciekawe – i że można było z niego czerpać garściami.
Kornel Makuszyński, Bezgrzeszne lata, Wydawnictwo Literackie 1986.
***
PS. Przypominam, że do północy można jeszcze przesyłać swoje typy do plebiscytu Złota Zakładka. Szczegóły na stronie nagrody. Zachęcam wszystkich blogerów, którzy jeszcze nie zgłosili swoich propozycji, aby przejrzeli swoje spisy przeczytanych książek i wybrali najciekawsze pozycje wydane w 2011 roku. Im więcej propozycji, tym ciekawsze będzie głosowanie.
(Odwiedzono 393 razy, 5 razy dziś)

29 komentarzy do “Odoaker to nie jest pasta do zębów (Kornel Makuszyński, „Bezgrzeszne lata”)”

  1. Za to właśnie uwielbiam internet i mojego kindla. Właśnie znalazłam te książkę w wersji e i będę mogła ja sobie przeczytać znowu. Bo ja baaardzo lubię Makuszyńskiego. Może i jest sentymentalny do przesytu czasem, ale do tej pory jego książki poruszają mnie do łez/śmiechu…. Ech, taki bardzo optymistyczny to pisarz… Szkoda, że jakoś chyba go nie czytuje się dziś masowo… A może się mylę?

    Odpowiedz
    • Miłej lektury:) W Bezgrzesznych można sobie odpuścić pierwszy rozdział, jak kto nie lubi ckliwości, ale reszta jest pierwsza klasa. I jak pisałem wyżej, Makuszyński to pewnie przeżytek, bo ja i moja sympatia do niego się nie liczymy:P Chociaż chyba i Szatan, i Awantura o Basię twardo tkwią w lekturach, bo wciąż są wznowienia.

      Odpowiedz
    • Ja czytałam też kiedyś jego opowiadania dla dorosłych, tak wydane nudno, może z okazji jakiejś rocznicy…? Muszę sobie też je przypomnieć.

      Odpowiedz
  2. Do katalogu powieści „gimnazjalnych” dorzucić można jeszcze z klasyków Z. Nowakowskiego „Przylądek Dobrej Nadziei” i „Rubikon”, E. Jackiewiczowej „Wczorajsza młodość” (niestety mocno zindoktrynowane), B. Prusa „Grzechy dzieciństwa” (choć to opowiadanie więc nie wiem czy się „liczy”) a i szkolne powieści E. Niziurskiego to także już chyba klasyka. Cóż, „było-minęło” :-).

    Odpowiedz
  3. Interesujące, kim były te postaci bez nazwisk – owe trzy primadonny lwowskie (Makuszyński podaje wiek jednej z nich, skoro w chwili pisania książki miała 29 lat, a ten jej wiek trwał od 25 lat) albo kolega Zygmunt, przedstawiony, jako znany skrzypek i nieznany łotr…

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.