Hurtownia archeologiczna (część – zapewne – pierwsza)

Czas mi się dziwnie skurczył i chociaż planowałem napisanie czegoś nowego, to oczywiście nic z tego. No to zamieszczę dwa wspomnienia z czasów, kiedy rozkwitał pewien serwis wymiany książek – a że punktów wciąż było mało, użytkownicy pisali recenzje. Recenzje to może za dużo powiedziane, były to głównie kilkuzdaniowe notki, ale za każdą dostawało się jakże pożądany punkt. Serwis teraz dogorywa i tylko patrzeć jak zniknie, więc postanowiłem ocalić kilka swoich notatek, szczególnie że jedna dostała nawet tytuł „Recenzji tygodnia”, a jeśli dobrze pamiętam, to i „Recenzji miesiąca” (nagroda 20 punktów!). Proszę Państwa, rok był 2007 i 2008, zapraszam na zwiedzanie wykopalisk.
Marianna G. Świeduchowska, Katecheci i frustraci, Wydawnictwo Literackie 2001.
Niewątpliwie czytanie tak zwanych powieści z kluczem największą radość sprawia znajomym opisanych w nich osób. Sami zainteresowani zapewne są mniej zachwyceni, zwłaszcza gdy autor pióro ma ostre jak niejaka Marianna Świeduchowska, bystra obserwatorka kulturalnego życia Krakowa (tak, wiem, że to tylko pseudonim). Nie znaczy to jednak, że i inni nie mogą czerpać żywej uciechy z podglądania losów gromadki ludzi związanych z pewną szacowną redakcją. Mamy tu kilku poetów, księdza filozofa, krytyka literackiego, siostry feministki i plejadę żon, kochanek, współpracowników, wielbicieli i zazdrośników. Jeśli myślicie, że ta kulturalna elita spędza czas wyłącznie na dyskusjach o Sztuce (sztuce?), to się mylicie. Równie mocno, a może nawet bardziej pochłania jej przedstawicieli alkohol, seks, roztkliwianie się nad swą dolą i grzyb wie co jeszcze, by użyć zwrotu często pojawiającego się na kartach powieści. „Autorce” nie sposób odmówić talentu literackiego, umiejętności dawania celnych charakterystyk i zrywania masek. O szarganiu świętości (zwłaszcza krakowskich) nie wspominając. Żywa uciecha gwarantowana.
Bruce Dickinson, Przygody lorda Ślizgacza, tłum. Wiesław Marcysiak, Rebis 1992.
Zmęczony pojadaniem kawioru myśli, zapijanego musującym szampanem pogłębionej refleksji, sięgam nawet nie po przaśne chleby kryminałów, czy landrynki romansów, ale po podejrzane gulasze przez stołówkowych bywalców zwane „przeglądami tygodnia”. Czasami dostaniemy coś, co da się zjeść, a czasami talerz pomyj, dla niepoznaki przybranych estetycznie natką pietruszki. W przypadku książki Bruce’a Dickinsona, wokalisty zespołu Iron Maiden, owym przybraniem jest okładka, utrzymana w komiksowym stylu i sugerująca wyraźnie, że mamy w rękach dzieło o tematyce erotyczno-humorystycznej. I nic bardziej mylnego: ani to erotyczne, ani humorystyczne. Fabuły nie będę streszczał, jest bowiem wątła i pretekstowa. Mamy do czynienia z sekwencjami scen wypełnionych językiem mało wyrafinowanym, czynnościami fizjologicznymi (z niewiadomych powodów bohaterowie skupiają się głównie na puszczaniu pawia), waleniem się po łbach przedmiotami różnymi i, rzecz jasna, seksem. O ile czynność, o jakiej marzą i jakiej niekiedy oddają się bohaterowie utworu, zasługuje na takie miano. Humor nawet nie koszarowy, skatologiczny do znudzenia.
Mimo to przeczytałem do końca. Nie miałem ze sobą innej lektury, a do pracy mam daleko. Jeśli macie ochotę odmóżdżyć się całkowicie – polecam. Ja chyba pójdę rozkoszować się wyrafinowanymi stylistycznie i fabularnie przygodami Barry’ego Trottera.
(Odwiedzono 240 razy, 1 razy dziś)

44 komentarze do “Hurtownia archeologiczna (część – zapewne – pierwsza)”

  1. Pojadę blogowym klasykiem :-) zainteresowała mnie pierwsza książka na pewno przeczytam :-) autora drugiej nie znam (ale Iron Maiden jak najbardziej) i to nie moje klimaty :-).

    A już na serio – książka księdza-filozofa czeka w kolejce a jego biografia Bonowicza miałem wrażenie była taka trochę uładzona, że aż nudna (ale trudno żeby było inaczej zważywszy na okres, w jakim została wydana) dobrze będzie poczytać coś co tchnie trochę powietrza (nie twierdzę, że świeżego) na te zatęchłe krakowskie salony :-)

    Odpowiedz
    • Chętnie bym coś merytorycznego dodał, ale gdyby nie ta notka, to w ogóle bym nie pamiętał, że taką książkę czytałem. Nie licz na szczególną obrazoburczość, te świętości są poszargane tylko trochę:)

      Odpowiedz
  2. No nie gadaj, że na Podaju można było zdobyć punkty za recenzje! Widocznie dotarłam tam o wieeeeele lat za późno. Ależ za takie 20 punktów nagrody mogłeś zaszaleć!
    Również przyłączam się do postulatu o kolejne archeologiczne notatki :)

    Odpowiedz
    • Ha, bo ja byłem w pierwszej grupie, od 2006 roku:) Rekordziści recenzenci w zasadzie wcale nie musieli oddawać książek, tylko ściubolili na recenzjach:) Z wydaniem 20 pkt problemu nie było, nie to, co teraz, mam 14 i pewnie długo je będę miał:P

      Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.