Hurtownia archeologiczna, część druga (i ostatnia)

Odgrzebuję kilka kolejnych notek książkowych, które zamieściłem niegdyś w pewnym serwisie wymiany książek. Wrodzone lenistwo i niezbyt wysoka gratyfikacja punktowa nie sprzyjały szczególnie obszernemu wyrażaniu myśli, więc dziś będzie zdecydowanie bardziej zwięźle niż poprzednio
Michaił Kononow, Goła pionierka, tłum. Jan Gondowicz, W.A.B. 2005. 
Książka Kononowa nie jest ani lekturą przyjemną, ani łatwą. Jest natomiast chyba jedną z niewielu przełożonych na język polski książek demaskujących prawdziwe oblicze bohaterskiej Armii Czerwonej, która zmagała się z Niemcami. Czerwonoarmiści, jak przedstawiały ich powieści, filmy i propaganda, byli bohaterami, szlachetnymi wojownikami o wolność swego narodu. Nie gryzły ich wszy, nie doskwierał głód, chłód i brud, nie mieli potrzeb seksualnych, nie kradli, nie dokonywali samosądów. Tymczasem „Goła pionierka” ukazuje właśnie to przez długie lata ukrywane oblicze radzieckiej armii. Mucha, piętnastoletnia sierota, pionierka, walczy na froncie, znosząc trudy wojaczki, a równocześnie, dbając o dobre samopoczucie kolektywu – jak to sobie tłumaczy w swej zindoktrynowanej głowie – jest „seksualnym pogotowiem ratunkowym” dla oficerów ze swej jednostki. Podczas niespokojnych nocy roi sobie, że w ramach wyznaczonego zadania specjalnego jej duch unosi się nad ogarniętym wojną krajem, realizując jakieś bliżej niesprecyzowane zadanie bojowe. 
Cała książka jest monologiem głównej bohaterki wygłaszanym bardzo szczególnym językiem, stanowiącym połączenie naiwnych, jeszcze dziecinnych opinii z propagandowymi hasłami i dosadnym językiem żołnierskim. Mieszanina to specyficzna, niełatwa w odbiorze, ale doskonale pasująca do umysłowości Muchy, jej życiowych doświadczeń i poglądów na świat. Na uznanie zasługuje mistrzowskie tłumaczenie niełatwego tekstu. 
„Goła pionierka” nie należy do powieści, wobec których – zarówno ze względu na temat, jak i specyficzny język – można przejść obojętnie. Warto po nią sięgnąć, by poznać ukrywany fragment historycznej rzeczywistości i napawać się stylem, jędrnym i dosadnym, a niekiedy naiwnie lirycznym. 

Roland Topor, Chimeryczny lokator, tłum. Tomasz Matkowski, L&L 1997. 
Mógłbym podsumować lekturę krótko: nie podobało mi się. A równocześnie jest w tej książce coś tak sugestywnego, że po lekturze każde stuknięcie u sąsiada za ścianą budziło u mnie dreszcz niepokoju. Jest atmosfera gęstniejąca ze strony na stronę, która kazała mi przez jakiś czas na palcach wchodzić po schodach i bezszelestnie zamykać drzwi. I ten sympatyczny pan spod czterdziestki nagle zaczął mieć jakiś morderczy błysk w oku… Nie, zdecydowanie mi się nie podobało. 

Anne Hart, Panna Jane Marple – życie i czasy. Biografia według Agathy Christie, tłum. Anna Bańkowska, Prószyński i S-ka 1999. 
Czy pisanie biografii bohaterów literackich ma sens? Ta książka świadczy, że nie bardzo. Próba zebrania rozproszonych w wielu utworach Agaty Christie szczegółów na temat życia panny Marple dowiodła co najwyżej, że pisarka swobodnie manipulowała biografią starszej pani o detektywistycznym zacięciu. Powstał zlepek cytatów, wykaz sprzeczności, a gdzieś w tym zginęła Jane Marple ze swym bogatym życiowym doświadczeniem, inteligencją i ciepłem, jakie roztaczała wokół siebie. Poddawanie sekcji (a może nawet wiwisekcji) ulubionych bohaterów literackich to nie dla mnie. 

Ewa Wipszycka, O starożytności polemicznie, Wiedza Powszechna 1994. 
O starożytności? Polemicznie? Z pasją? Niemożliwe, pomyślicie, a jednak… Można pisać o starożytności nie z pozycji na kolanach, można odrzeć tę wspaniałą epokę z nieznośnej koturnowości, tak typowej choćby dla wielu podręczników, można w pasjonujący sposób pokazać, jak zmienia się nasza wiedza na temat tych tak odległych czasów. Wymaga to jednak odwagi, by łamać stereotypy zakorzenione w literaturze, i doskonałego pióra, by nie znudzić czytelnika i zarazić go własną miłością do antyku – nie ślepym uwielbieniem, ale uczuciem bardziej wyważonym, mniej konwencjonalnym. Profesor Ewa Wipszycka w swych szkicach obala liczne mity (włącznie z mitem o wartości mitów jako źródła historycznego), ani przez chwilę nie nużąc. Zawsze pamięta, że jej czytelnik, mimo braku fachowego przygotowania, zasługuje na rzetelną, opartą na najnowszych badaniach dawkę wiedzy, a nie prymitywną konstrukcję myślową opartą na wyświechtanych (i, co gorsza, nieaktualnych) teoriach. Książka idealnie nadaje się dla tych, którzy chcieliby dopiero rozpocząć przygodę z historią, a bardziej zaawansowanym pozwoli uporządkować sobie obraz antycznego świata. 


(Odwiedzono 283 razy, 1 razy dziś)

13 komentarzy do “Hurtownia archeologiczna, część druga (i ostatnia)”

  1. Szkoda, że „Panna Jane Marple” okazała się niewypałem. :( Swoją drogą nie pamiętałam, że ma na imię Jane, zawsze była dla mnie po prostu „Miss Marple”. :)
    Czy w zamierzchłych czasach pani Wipszycka występowała jako ekspert w Wielkiej Grze? Niejasno kojarzę. Bardzo zaciekawiła mnie ta książka, bo starożytność u mnie leży odłogiem. :( Niedawno przybyły „Aecjusz…” Parnickiego na pewno ożywi moje zainteresowanie tematyką, więc będzie jak znalazł. :)
    „Chimerycznego lokatora” nie odważyłabym się chyba przeczytać, film (genialny!) doprowadził mnie prawie do histerii!

    Odpowiedz
  2. Esesjów prof Wipszyckiej nie znam, niestety. Może powinnam się rozejrzeć. Bardzo jednak lubiłam pióro prof. Świderkówny. Co prawda, specjalizowała się – o ile dobrze pamiętam – w epoce hellenistycznej, ale ten fragment starożytności jest nader ciekawy,a u nas dość słabo znany.
    Książkę o pannie Marple pamiętam i przypominam sobie, że była ona dla mnie rozczarowaniem. Natomiast poprzednia w cyklu dotyczyła Herculesa Poirot i ta nawet przypadła mi do gustu.
    Zainteresowała mnie „Goła pionierka”. Temat może w tej chwili nie jest tak odkrywczy, ale po nieznaną, a interesującą książkę zawsze warto sięgnąć. :)

    Odpowiedz
    • Profesor Świderkówna miała znakomite pióra, ale ja u prof. Wipszyckiej cenię jej talenty polemiczne:) Biografia Poirota była o tyle lepsza, że autorka miała więcej materiału i ciut barwniejszego, ale w sumie dla mnie też rozczarowanie. Pionierka jest ciekawa z różnych względów i nawet po latach to i owo z niej pamiętam, więc nie było źle:)

      Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.