Stefania Grodzieńska, „Z pamiętnika grafomanki”

Stefania GrodzieńskaRok 1935

Wysłałam dziś do redakcji fragment większej całości pt. Pani na Mościbrodach. Wydaje mi się to dość trafne, zwłaszcza początek:

Słonce kłoniło się ku zachodowi. Z pobliskich pól dolatywał zapach żywicy. Zielone kłosy chwiały się w pomrukach wiatru, a stogi zżętego siana wydzielały upajającą woń.
Imogenka z sennym wdziękiem skłoniła drobną główkę na męskie ramię Freda.
Przed modrzewiowym dworkiem stała rasowa postać wytwornej, choć starszej damy. Z władczego spojrzenia oraz dwóch chartów igrających u jej stóp nietrudno było odgadnąć panią na tych dobrach.
Z zapadłych czworaków dobiegało rzewne zawodzenie, zlewające się z potężną symfonią mazowieckiej równiny.
Fred przygarnął tkliwie dziewczęcą kibić Imogenki. Wszystko wokoło promieniało szczęściem.

Przyszła odpowiedź z redakcji. Życzliwa jak zwykle: „W opisie wsi polskiej dużo prawdy. Zamieścimy”.

Rok 1939

Dawno nie pisałam. Ale ten sierpień nad morzem jest tak rozkoszny, że natchnienie nie dało mi spać w nocy. Wysłałam nowy fragment mojej Kawalkady zmysłów.

Orkiestra znów załkała upojnym tangiem. Skłonił się przed nią. Podniosła na niego olbrzymie, zielonkawe oczy i wstała bez słowa. Matowa biel nagich ramion odcinała się od lśniącej materii oblepiającej ciasno jej wężowe biodra.
Porwał ją w objęcia. Rytm namiętnego tanga niósł ich opętanych, szalonych. Wpił się w jej usta. Oderwała się z trudem.
– Wódki! – szepnęła dysząc ciężko.
Spleceni zmysłowym uściskiem, pomknęli do baru.

Odpowiedź redakcji: „Utwór ujął nas siłą dynamiczną, a głównie tematyką na czasie. Prosimy o dalsze fragmenty Kawalkady zmysłów, pragnęlibyśmy je drukować w ciągu września”.

Rok 1951

Zaczęłam powieść produkcyjną. Prześlę pierwszy fragment.

Zawieszona między niebem a ziemią Kaśka stała na górnej platformie budowy. Niedbałym ruchem poprawiła niesforny blond kosmyk, wymykający się spod chustki. Gdyby nie to, najuważniejszy obserwator nie dopatrzyłby się w zuchowatej figurce w spodniach – dziewczyny…
– Wiosna idzie – westchnęła przeciągając się. – Hej, na traktor by mi, na traktor!
Wokół wirowały fandle, kontajnery i kastry. Poruszane sprawnymi ruchami waserwagi i kobyłki uzupełniały radosny rytm pracy.
Kaśka pogładziła tkliwie szorstką powierzchnię cegły, delikatnie przeciągnęła dłonią po napiętym pionie. To byli jej przyjaciele. Lecz nie tylko oni. W każdym załomie muru widniała czerstwa twarz, zadowolona, że to ona właśnie przyczynia się do przedterminowego wykonania planu.

Odpowiedź: „Nareszcie literatura współczesna! Brawo”.

Stefania Grodzieńska, Jerzy Jurandot, Ni psy, ni wydry, czyli wcześni my, Czytelnik 1990, s. 189–191.

(Odwiedzono 1 338 razy, 5 razy dziś)

30 komentarzy do “Stefania Grodzieńska, „Z pamiętnika grafomanki””

  1. Bardzo jestem ciekawa, co zawodziło w czworakach.
    „Kawalkada zmysłów” to absolutny hit. :D „Spleceni zmysłowym uściskiem, pomknęli do baru”. :D
    Zrobił nam się wieczór powieści produkcyjnych. :) Wersja Grodzieńskiej zdecydowanie lepsza. „W każdym załomie muru widniała czerstwa twarz” – boskie! :D

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.