Gitane’y, etylizm i dziewczęta (Sylvie Simmons, „Serge Gainsbourg”)

 

 

Dla Francuzów jest legendą, wielkim skandalistą, twórcą niezliczonych piosenek wykonywanych przez największe francuskie gwiazdy, reżyserem i aktorem. Dla reszty świata jest autorem i wykonawcą jednego przeboju, wyśpiewanego – czy raczej wyszeptanego z towarzyszeniem westchnień i jęków swojej wieloletniej miłości, Jane Birkin. W 1969 roku „Je t’aime moi non plus”wywołało falę zgorszenia i uwielbienia, stając się znakiem rozpoznawczym artysty, którego biografię czyta się jednym tchem.

Syn żydowskich emigrantów z Rosji, od dzieciństwa obcował ze sztuką; jego ojciec był muzykiem, miał też talent malarski. Serge, a właściwie jeszcze Lucien, fascynował się surrealistami i też chciał zostać malarzem. Po raz pierwszy kochał się z dziewczyną w czarnym salonie Salvadora Dalego, wśród prac przyjaciół wielkiego ekscentryka. Niepewny, czy sztuki piękne rzeczywiście są jego powołaniem, uczył się też w szkole muzycznej. Paryż usłyszał o nim w 1954 roku, gdy napisał piosenki dla Juliette Greco, muzy egzystencjalistów. Wtedy narodził się Serge Gainsbourg.
Jak sam mówił, w jego życiu trzy elementy – papierosy, etylizm i dziewczęta – tworzyły trójkąt równoboczny. Gitane’ów bez filtra do końca życia wypalał po sześćdziesiąt dziennie; podczas komponowania zasnuwała go chmura dymu. Pić nauczył się w wojsku i stopniowo popadał w coraz głębszy alkoholizm. Dziewczyny zaś przyciągała jego „piękna brzydota”, jak to ujęła Marianne Faithfull. Przeżył namiętny romans z Brigitte Bardot,  potem przez wiele lat był związany z Jane Birkin. Dla kobiet, które kochał, pisał piosenki.
Jane Birkin i Serge Gainsbourg.
Jako muzyk był wizjonerem, którego pomysły wyprzedzały epokę – niegdyś niedoceniane, dziś inspirują młodych wykonawców. Pierwszy, na przykład, we Francji nagrał płytę reggae. Znalazła się na niej przeróbka „Marsylianki”. Jego specjalnością były teksty: obsceniczne, przewrotne, prowokacyjne, pełne gier słów. Seks, autodestrukcja, śmierć, a nawet nazizm to tylko część ich tematów. Szokującej twórczości towarzyszył starannie podtrzymywany wizerunek artysty przeklętego, ekscentryka; służyły temu wywiady, skandaliczne wypowiedzi, reżyserowane przez Gainsbourga filmy, śmiało epatujące nagością, styl życia. Za tą fasadą krył się jednak człowiek nieśmiały, wrażliwy i delikatny.
Książka Sylvie Simmons to znakomity portret nieprzeciętnej, fascynującej postaci, o której z miłością wypowiada się Jane Birkin, a z uznaniem liczni współpracownicy. Cytaty z wywiadów i tekstów Gainsbourga przeplatają się z fragmentami artykułów prasowych i anegdotami. Styl jest barwny, jędrny, autorkę z rzadka tylko ponosi skłonność do piętrzenia określeń, które być może brzmią błyskotliwie po angielsku, jednak przełożone na polski wydają się niezręczne albo niezbyt zrozumiałe. Kolejne etapy życia i kariery Gainsbourga ilustrują okładki płyt i zdjęcia z kobietami jego życia. I tylko podkład muzyczny trzeba sobie zapewnić we własnym zakresie.
 
Sylvie Simmons, Serge Gainsbourg, tłum. Ewa Penksyk-Kluczkowska, Marginesy 2012.
Za przesłanie książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.
(Odwiedzono 676 razy, 1 razy dziś)

42 komentarze do “Gitane’y, etylizm i dziewczęta (Sylvie Simmons, „Serge Gainsbourg”)”

  1. dzieje Serge’a to doskonały dowód ze do powodzenia u kobiet zupełnie niepotrzebna jest uroda ;). Książka pożyczona czeka już prawie od roku, o Serge’u obejrzałam do tej pory dwa filmy: kiczowaty biograficzny z pacynka z wielkim nochalem w roli głównej i niezły dokumentalny, ze szczegółową historią jego życia erotycznego. Cóż, na pewno nie był to nudny facet.

    Odpowiedz
    • Nudny na pewno nie, może trochę męczący na co dzień, bo miał swoje obsesje:) Też się długo zabierałem do tej książki – bo czytanie o facecie znanym mi z jednej piosenki wydawało się dziwactwem. A potem się z trudem odrywałem. Autorce udało się utrzymać proporcje między skandalami i seksem a twórczością.

      Odpowiedz
  2. Z dokumentu wynikało ze bywał nieznośny, zwłaszcza gdy trochę dłużej tkwił w związku. Choć tak właściwie o tzw osobach trudnych z reguły dobrze się czyta. Znacznie gorzej się z nimi przebywa ;)

    Odpowiedz
  3. Ten czarny salon niewątpliwie odcisnął się na nim niezmywalnym piętnem (o ile sobie tego nie wymyślił).
    Co zaś do muzyki – wydanie książki bez płyty to fatalne niedociągnięcie. Słuchając Gainsbourga sama mam zazwyczaj ochotę zanurzyć się w oparach i dymach, więc gdyby tak odpowiednio dobrać utwory, można by przekształcić zwykłą biograficzną książkę w rzecz mocno interaktywną!:P

    Odpowiedz
  4. Sposób na karierę nad Sekwaną: fajki, alkohol i łut szczęścia w postaci francuskiego kanonu męskiego piękna, który objawia się w szczególności w postaciach takich jak Gainsbourg, Belmondo, Cassel czy Sarkozy. Babki na takich lecą jak widać, i to jakie babki! Cóż, wypada mi zatem zacząć pić i palić na potęgę, a później tylko bilet do Paryża i voila! ;)

    Odpowiedz
  5. Niestety, na dłuższą metę tryb życia lekko rujnujący, wystarczy porównać zblazowanego amanta na okładkowym zdjęciu z panem z filmiku. :( Jak na mój gust ten „animal magnetism” ciut przerysowany, ale oczywiście rozumiem entuzjazm pań.

    Odpowiedz
  6. Pod względem urody z pewnością mógłby stawać w szranki z Belmondo.;)
    Fajnie się o nim czyta, fakt, ale wytrzymać byłoby trudno. Aż trudno uwierzyć, że SG był człowiekiem nieśmiałym, wrażliwym i delikatnym.;)))

    Widzę, że Winterson jednak Cię zaintrygowała.;)

    Odpowiedz
    • Ale od Fernandela jednak urodziwszy:) Gainsbourg taki właśnie był, nawet jeśli Jane Birkin jest trochę nieobiektywna. Przez lata nie występował na żywo, bo paraliżowała go trema.
      A Winterson rzeczywiście intrygująca i chyba ją wolę w tej wersji dojrzalszej. Ale nie będę chwalił książki przed końcem:)

      Odpowiedz
    • Fakt, Fernandel bije oby panów na głowę.;)
      Chyba trudno być obiektywnym wobec człowieka, z którym się było mocno związanym. Obojętne, czy to kochanek czy matka – tak mi się wydaje.;)

      Odpowiedz
  7. czytałem tą książkę. bardzo mi się podobala. kupiłem ją przez przypadek, w księgarni z tanią książką. też zwróciłem uwagę na trójkąt równoboczny. dobrze, że nie był równoramienny.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.