Coś jest nie tak z „Długą Ziemią”… (Terry Pratchett, Stephen Baxter, „Długa Ziemia”)

 

„Długa Ziemia” to powieść o odwiecznym marzeniu ludzkości: świecie bez nędzy i wojen, świecie, gdzie jest dość jedzenia dla wszystkich i gdzie każdy może znaleźć dla siebie miejsce. To również powieść o tym, że zawsze znajdą się tacy, którzy w imię jakiejś chorej ideologii, maskującej najniższe pobudki, zrobią wszystko, by cudze marzenie zniszczyć.

Realizacja tego marzenia zaczęła się od zamieszczonego w internecie planu niewielkiego urządzenia. Prosty układ elektroniczny, trójstopniowy przełącznik i ziemniak jako źródło zasilania. I nagle zaczynają znikać dzieci na całym świecie, przesunięcie przełącznika przenosi je do świata, którego wcześniej nie widziały. Którego nikt nie widział, a nawet nie podejrzewał jego istnienia. Świata oddalonego od naszego, zwanego odtąd Ziemią Podstawową, o grubość myśli. Do nieskończonego szeregu światów, otwierających przez ludzkością nieskończenie wiele nowych możliwości. Do tych wykrocznych światów zaczynają wyruszać koloniści, pchani marzeniem o zbudowaniu nowych, szczęśliwszych społeczności, o odnowieniu ludzkości.
Bohaterem Dnia Przekroczenia, kiedy po raz pierwszy użyto krokerów – aparacików z kartoflanym napędem, był Joshua Valiente, chłopak, który sprowadził ze światów wykrocznych dziesiątki przerażonych, spanikowanych, zdezorientowanych dzieciaków, nieświadomych skutków użycia krokera. To do niego zwraca się tajemnicza firma z prośbą o pomoc w zbadaniu sekretów Długiej Ziemi. Ma towarzyszyć geniuszowi o imieniu Lobsang w odkrywczej wyprawie nietypowym środkiem lokomocji.
Zaczyna się podróż niczym z Verne’a. Joshua i Lobsang mijają kolejne światy. Jedne tylko migają na monitorach, na innych coś przykuwa uwagę wędrowców. Niby nie dzieje się nic szczególnie dramatycznego, co najwyżej z wody na wykrocznej ziemi wyskoczy krokodyl wielkości sporego budynku. A jednak atmosfera gęstnieje, napięcie rośnie, na Długiej Ziemi coś jest nie tak.
„Długą Ziemię” świetnie się czytało, a wady zaczęły docierać do mnie dopiero pod koniec, kiedy właściwie straciłem nadzieję na jakieś spektakularne zakończenie. Wyjaśnienie przyczyn niepokoju wyczuwanego na Długiej Ziemi nie jest ani specjalnie zaskakujące, ani przekonujące. Na szczęście autorzy fundują nam drugi finał, lepszy, chociaż też nieco sztuczny. Książka zdecydowanie więcej obiecuje, niż ostatecznie daje. Zapowiada się na wielowątkową opowieść osadzoną w kilku odmiennych światach, ale wprowadzeni bohaterowie poboczni właściwie nie zostają wykorzystani, są tylko statystami, a oglądane przez Joshuę i Lobsanga światy scharakteryzowane są mocno pobieżnie. Niedosyt pozostawiają też rozważania o politycznych, społecznych i ekonomicznych skutkach odkrycia ziem wykrocznych, które właściwie niczemu nie służą – a szkoda. Nie ma tu też właściwie typowego dla Pratchetta humoru, od czasu do czasu pojawia się jego przebłysk, chociaż to akurat mi nie przeszkadzało. Mogło z tego materiału wyjść coś dużo ciekawszego, gdyby duet Pratchett–Baxter zdecydował się, czy skupić się na wyprawie badawczej w stylu Juliusza Verne’a czy raczej na fantastyce socjologicznej.
Terry Pratchett, Stephen Baxter, Długa Ziemia, tłum. Piotr W. Cholewa, Prószyński i S-ka 2013.
(Odwiedzono 564 razy, 4 razy dziś)

23 komentarze do “Coś jest nie tak z „Długą Ziemią”… (Terry Pratchett, Stephen Baxter, „Długa Ziemia”)”

  1. Najpierw się powtórzę (bo pisałam to już zsiaduemu): a zastanawiałeś się nad podprogowym przekazem płynącym z faktu, że tę oto książkę można było (w dobrej cenie) nabyć w Lidlu?
    Teraz będzie zaś oryginalnie: kartofel??? To się nie mogło dobrze skończyć!
    PS. Słowacki??? Rety! Potrzebujesz pomocy?

    Odpowiedz
  2. Kupiłem w Oszonie i leżał w bardzo dobrym towarzystwie, więc Twoja teza się nie sprawdza. O ile dobrze wyczuwam tezę:PP
    Kartofel roślinka pożyteczna przecież.
    A Słowacki jest rozkoszny, to są listy Julka do mamusi, sam miód :)

    Odpowiedz
  3. Tobie też nie pasuje. Przeczytałam, dobrze się czytało, ale już mi odleciało, co się przeczytało. Do tego stopnia odleciało, że jak chciałam naskrobać parę słów w notesie na temat, to musiałam po książkę sięgać i kartkować, żeby sobie przypomnieć, o czym to tak naprawdę było.

    Odpowiedz
  4. Ciekawa jestem, jak wyglądała praca nad „Długą ziemią” i jaki był udział każdego z autorów. Czy jest jakaś wzmianka na ten temat? Zawsze dziwią mnie takie duety: literacki gwiazdor plus mniej znana osoba. Dla Baxtera to na pewno była nobilitacja, ale Pratchettowi skojarzenie z niezbyt udaną książką chwały nie przynosi.
    Jeśli doczepka w postaci Baxtera ma związek ze stanem zdrowia Pratchetta, pomysł bardzo mi się nie podoba, ale obawiam się, że to może być początek serii takich dzieł.

    Odpowiedz
    • Niestety, żadnej przedmowy ani posłowia. Przypuszczam, że mogą być jakieś wywiady obu panów, ale nie szukałem. To nie jest pierwszy duet Pratchetta. Dobry omen swego czasu mnie nie zachwycił. Nauka świata dysku też niekoniecznie. Mimo wszystko liczę, że to tylko wypadek przy pracy i mimo swego stanu zdrowia Pratchett będzie raczej pisał samodzielnie.

      Odpowiedz
    • Niestety nie wszystkie literackie duety są tak kompatybilne jak Goncourtowie. A Colette w „Niebieskiej latarni” przekonuje czytelników, że to, co płytkie i wyzywające w „Klaudynach”, to wyłącznie zasługa jej męża, nie jej. :)

      Odpowiedz
    • Et tu, Brute, contra Klaudyny?! :)
      Temat rozwinę za parę tygodni, pisząc o „Niebieskiej latarni”, która notabene trochę mnie rozczarowała.

      Odpowiedz
    • Wiesz przecież, że nie ma większego fana Klaudynki ode mnie:)) Denerwuje mnie tylko, że autor się może do tego stopnia odciąć od swego dzieła. Na wrażenia z Latarni czekam, bo też chciałem poczytać, ale na razie wyjąłem Narodziny dnia.

      Odpowiedz
    • Ten duet to zupełnie coś odmiennego. Parafrazując klasyka, można by powiedzieć „ile tutaj Praczeta w Praczecie”. Zacznij najlepiej od początku – Blask Fantastyczny i Kolor Magii. Ewentualnie jeżeli chcesz poznać inne oblicza Praczeta – zacznij od opowiadań Ruchome obrazki, które dają przekrój przez całą jego twórczość – łącznie ze Światem Dysku.

      Odpowiedz
  5. Nie lubię duetów książkowych. Dwoje autorów na jedną książkę to za dużo- dwa style pisania, dwa różne umysły- zawsze widać w tym zgrzyt.
    Pozdrawiam :)

    Odpowiedz
    • Poniekąd się zgadzam że 2 autorów to już sporo jak na jedną książkę. Ale owocuje to stworzeniem pewnego nowego świata. Obawiam się że Praczet po prostu nie ma już czasu na pisanie. Stworzył Długą Ziemię dawno temu, potem wrzucił Wysokie Megi do szuflady i tyle. Ostatnio 100% uwagi poświęcał Światowi Dysku i jego wykreowaniu i propagandzie. Z córką mają firmę marketingową w której koordynują medialny sukces Świata Dysku, tworzenie gier planszowych i filmów fabularnych. Obawiam się że Baxter był ghostwriterem wziętym do współpracy po to by odświeżyć stary temat podczas gdy twórca i pomysłodawca (Praczet) miał wiele innych spraw na głowie. Pytanie tylko czy to praczet zgodził się firmować przedsięwzięcie by pokazać, że nie jest do końca wypalony, a Baxter był na tyle szanującym siebie, żeby wywalczyć swoją bytność na okładce, czy Baxter (który jak dla mnie jest nieco odtwórczy bo wiele książek napisał w duetach, a samodzielnie to raczej kontynuował wątki innych fantastów) zwyczajnie chciał zaistnieć rozbudowując Wysokie Megi w coś większego, a spółka Praczeta zarządała firmowania pomysłu nazwiskiem Praczeta. Tego chyba nie dowiemy się prędko.

      Odpowiedz
  6. Zgadzam się poniekąd z Tosią, która twierdzi, że 2 autorów na jedną książkę to może być za wiele. Baxter spłycił książkę – tak mi się wydaje. Kupiłem ten tytuł tylko z tego powodu, że „Wysokie Megi” były mocno obiecującą zajawką czegoś głębszego. Była akcja niczym u Ludluma. Takiego Praczeta nie znałem wcześniej. Chyba że to Świat Dysku spłaszczył ambicje Terrego, który chyba za wiele poświęcił już czasu na jego kreowanie. Zastanawiam się czy Długa Wojna przywróci dreszcz, jaki niosły ze sobą Wysokie Megi – gdzie Jashua też występował jako agent. A może to świadomy wybór – pokazanie świata oczami młodego chłopaka prowadzonego przez rozległę światy przez komputer. W końcu to komputer miał doświadczenie, nie Joshua. Pytanie czy druga część przedstawi nam dojrzalszy obraz świata?

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.