Wygrać w konkurencji „życie” (Walerij Paniuszkin, „Rublowka”)

Jeśli wierzyć dowcipom, „nowi Ruscy”, wzbogaceni w niepojęty sposób, to obdarzeni specyficznym gustem prostacy mieszkający w kapiących od złota pałacach a la Wersal albo turecki harem. Pałace stoją na podmoskiewskiej „wyspie pomyślności zwanej Rublowką”. Tamtejsi multimilionerzy mają inny zegarek na każdy dzień roku, nową żonę co kwartał i prawo do dowolnych kaprysów – bo w końcu kto bogatemu zabroni.
Po książce Paniuszkina spodziewałem się barwnej, plotkarsko-sensacyjnej opowieści o mieszkańcach Rublowki, czegoś w rodzaju „z kamerą wśród krezusów”. I owszem, to i owo z życia finansowych elit w reportażu zostało pokazane, jednak w głównej mierze poświęcony został on czemuś innemu. Okazuje się bowiem, że wszystkie rolexy, mercedesy i ludwiki czternaste to jedynie relikwie, przedmioty świadczące o statusie posiadacza, ale tak naprawdę bez znaczenia. Bo nie zbieranie kosztownych cacek jest sensem życia multimilionerów z Rublowki. Sensem ich życia jest Gra.

[…] mieszka się na Rublowce nie po to, żeby rozkoszować się luksusem, kochać i być kochaną, wychowywać dzieci, realizować się w pracy, seksie, sportowych pasjach, mizdrzyć się w pięknych strojach, smacznie jeść, spacerować na świeżym powietrzu… Nic z tych rzeczy! Chodzi o to, żeby wygrać w konkurencji „życie”! Wywyższyć się ponad nasze otoczenie. Albo to otoczenie poniżyć. Na jedno wychodzi. W lata tłuste zarabiać więcej niż konkurencja. W czasie kryzysu mniej niż konkurencja tracić.

Paniuszkin skupia się więc na rekonstrukcji zasad i przebiegu tej Gry. Rekonstrukcji, gdyż nie istnieją żadne spisane czy ustne reguły, co więcej – prawa obowiązujące w jednej chwili, w następnej mogą już działać przeciwko graczom. Kto nie zorientuje się w porę, przegrywa. Najlepiej być tym, kto złamie reguły, kto bezczelnie nagnie je do własnych celów. Gra lubi śmiałych. Pieniądze lubią śmiałych.
Nie każdy może do Gry wejść, choćby starał się ze wszystkich sił. A jeśli już wejdzie, niekoniecznie wyjdzie poza pierwszy etap: zbierania relikwii, zewnętrznych symboli bogactwa i wpływów. Jak się mieszka, czym się jeździ, gdzie się jada, u kogo bywa – to wszystko, rzecz jasna, ma znaczenie. Niektórzy przegrywali, bo ich żony pokazywały się publicznie w brylantach z zeszłorocznej kolekcji albo, o zgrozo!, w ogóle bez brylantów. Jednak żeby przejść dalej, trzeba się wykazywać czymś więcej niż tylko pękate konto. Należy umieć kształtować mody, zaskakiwać, obracać na swoją korzyść wpadki własne i cudze, realizować specyficznie pojmowane projekty i przyciągać do siebie Pieniądze. Nie banalną forsę czy szmal, ale Pieniądze: właśnie tak pisane, dużą literą.

Pieniądze – to alfa i omega, początek i koniec. Od pieniędzy wszystko się zaczyna i wszystko zmierza ku Pieniądzom. Pieniądze są jedynym prawdziwym celem. Nawet sława ma znaczenie jako środek do zdobycia Pieniędzy. Jeśli jesteś sławny, ale biedny – biada tobie.

Krok po kroku odkrywamy z Paniuszkinem, czym tak naprawdę zajmują się rublowscy oligarchowie, w co i z kim grają. My, żyjący od pensji do pensji, z otwartymi z niedowierzania ustami obserwujemy coś, co wydaje się niewiarygodnym szaleństwem, w którym – jeśli wierzyć autorowi – jest jednak metoda. Mimo wszystkich zawartych w niej rewelacji lektura książki Paniuszkina podobna jest nieco do wpatrywania się w mechanizm zegarka. Początkowo z zaciekawieniem obserwujemy kręcące się trybiki i rozkręcające sprężyny, usiłując dociec, jak to wszystko działa. Po dłuższym jednak czasie monotonny ruch kółeczek i jednostajne cykanie działają usypiająco. I początkowa fascynacja zmienia się gdzieś koło połowy książki w znużenie. To chyba kwestia wkroczenia w świat zbyt niepojęty, w którym umysł zwykłego zjadacza chleba nie ma się czego uchwycić i nie ma nawet czego zazdrościć graczom z najwyższych poziomów; ci już kroczą po linie nad Wielkim Kanionem i tylko patrzą, kiedy ktoś im tę linę podetnie.

Walerij Paniuszkin, Rublowka, tłum. Agnieszka Sowińska, Agora 2013.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Agora.
(Odwiedzono 456 razy, 1 razy dziś)

22 komentarze do “Wygrać w konkurencji „życie” (Walerij Paniuszkin, „Rublowka”)”

  1. Nie dobijaj mnie taką recenzją tej książki, bo wypadałoby abym choć raz w obecności Mikołaja zachwyciła się prezentem, jaki od niego dostałam, a na razie wygląda na to, że będę musiała go unikać (nie wiem tylko, czy bardziej prezentu, czy Mikołaja).
    Nie miałeś wrażenia, że ta cała historia o Grze, to jest tylko nieco naciągany pomysł na książkę, a rzeczywistość jest dużo prostsza, bowiem chodzi tylko i wyłącznie o prostą chciwość i pychę?

    Odpowiedz
    • A wiesz, że czasem miałem takie wrażenie? Zresztą zwykle je mam, gdy czuję, że ktoś mi próbuje wcisnąć jakąś wiedzę tajemną. Pisałem zresztą u Ani, że nie zgadniemy, ile autor sobie dozmyślał. Trzeba mu jednak przyznać, że pomysł miał dość efektowny.
      Mikołaja nie unikaj, pierwsza połowa książki jak najbardziej do przeczytania:)

      Odpowiedz
    • Czytałam, myślałam, że chodziło Ci o zmyślanie dotyczące rozmiaru bogactwa, a nie samej Gry. Co niewiele w zasadzie zmienia.
      Tak sobie teraz jeszcze popatrzyłam na zdjęcie: prezentowany wisior to prezent od Mikołaja (aby efektownie włączyć się do Gry), czy też najnędzniejszy eksponat z Waszej kolekcji precjozów (bo już od dawna walczycie o miejsca na podium)?

      Odpowiedz
    • W tej książce wszystko może być zmyślone POZA rozmiarem bogactwa, które jest zupełnie niepojęte dla maluczkich:)
      A precjozum (?) to różowy klejnot, którego Młodsza stanowczo domagała się pod choinkę. Mikołaj miał gest, chociaż na różowe baletki do kompletu już poskąpił :P

      Odpowiedz
    • Aż sobie powiększyłam, żeby lepiej się napatrzeć! Młodsza będzie nosiła klejnot na co dzień do przedszkola, czy tylko od święta? A brak różowych baletek jest zdecydowanie niewybaczalny – widzę, że Mikołaj dał ciała nie tylko u mnie:P

      Odpowiedz
    • Do kolii jest pierścień i kolczyki, więc brak baletek nie będzie się tak rzucał w oczy:P Kwestia przystrajania się do placówki nie została jeszcze poruszona, ale zapewne podszepniemy coś o zawistnych koleżankach, które tylko czyhają na takie okazje, żeby cudzie klejnoty przymierzać :D

      Odpowiedz
    • Kolczyki??? Ja wprawdzie maniakalnie uwielbiam, ale przekłułam sobie uszy w wieku lat 24, a nie 4! I oczywiście życzę powodzenia w przekonywaniu; stawiam że i tak skończy się na sięgnięciu po metody siłowe:P

      Odpowiedz
    • A nie, nie kolczyki, klipsy. Jestem przeciwny okaleczeniom u dzieci. Noszeniem albo nienoszeniem biżuterii do placówki zacznę się martwić w czwartek, kiedy nastąpi powrót w progi błogosławionej instytucji edukacyjnej :P

      Odpowiedz
    • Oczekuję więc relacji. Choć jeśli tak bardzo niecierpliwie czekasz na ten moment, możesz być gotów i na posłanie dziecka w kolii, z pierścieniem i w klipsach, byle tylko zeszło z oczu:)

      Odpowiedz
  2. Taka gra się toczy wszędzie, tylko skala inna.
    U nas w kategorii 'piniążki’ lub/i że ’ pod koniec pieniędzy zostało za dużo miesiąca’.
    A zeszłoroczne brylanty zawsze są megaczerstwe, tu się chyba zgodzimy i nie ma w tym nic dziwnego, ha.

    Odpowiedz
  3. Klejnot na zdjęciu tak pięknie wpisuje się w poetykę okładki, że dopiero komentarze Momarty uzmysłowiły mi, że to jest dodatek. :)
    Wygląda na to, że Rosja to rzeczywiście kraj wielkich kontrastów: kiedy czytam o tych bogactwach, natychmiast przypomina mi się oglądany kiedyś reportaż o rosyjskich dzieciach ulicy. Długo nie mogłam się po nim pozbierać.

    Odpowiedz
  4. Brzmi to równie fascynująco co kosmicznie. Rosja to dziwny kraj, co uświadomiła mi niedawno lektura „Matrioszki…” Jastrzębskiego. Mój szwagier dodałby do tego – Rosja to nie kraj, to styl bycia.

    Odpowiedz
  5. Miałam dokładnie takie same wrażenia podczas lektury, kółeczka w pewnym momencie były b. usypiające.;( A im częściej miga mi okładka tej książki, tym bardziej zgrzytam zębami – jest po prostu toporna.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.