Wcale nie takie sobie bajeczki (Terry Pratchett, „Smoki na zamku Ukruszon”)

 
Coś dla wielbicieli „Takich sobie bajeczek” Rudyarda Kiplinga i opowiastek Roalda Dahla. I sposób, by dzieci od najmłodszych lat zaznajamiały się z wyobraźnią  i poczuciem humoru Terry’ego Pratchetta.
Najstarsze opowiadanie w tym zbiorze powstało w 1966 roku, gdy Pratchett miał 18 lat i pracował dla lokalnego pisma. Na jego łamach też drukował swoje historyjki dla dzieci, po latach odszukane i wydane na nowo (a ponoć też nieco podrasowane przez dojrzałego już pisarza). Można by się krzywić, że to cyniczny skok na kasę przed świętami i naciąganie wielbicieli na zakup podejrzanych juweniliów, gdyby nie to, że tom mnie tylko prezentuje się smakowicie, ale i jest smakowity.
Wytrawny fan Pratchetta znajdzie tu wiele materiału do rozważań, czy żółw Herkules pragnący poznawać świat, przekształcił się potem w żółwia A’Tuina dryfującego w kosmosie, a czarodziej Fossfiddle dał początek wszystkim magom z Niewidzialnego Uniwersytetu. Czy książę Edwo był wybitniejszym znawcą smoków niż lady Sybil Ramkin, a samochód parowy z firmy Gritshire Steam Typewriter and Laundry Company po latach odrodził się w postaci Żelaznej Belki z „Pary w ruch”? Jak się ma poszukujący pracy Święty Mikołaj do Wiedźmikołaja? Na pewno jednak klechdy o ludzie Dywanu stały się zalążkiem jednej z pierwszych powieści Pratchetta „Dywanu”, a występujące w powieściach o Tiffany Obolałej obrazki z wiejskich jarmarków mają wiele wspólnego z podobnymi imprezami w hrabstwie Buckinghamshire.

Dużo ilustracji i spora, przyjazna młodym czytelnikom czcionka.
Wszystkie te kwestie można analizować jedynie ubocznie, bo bez względu na nasz staż jako fanów Pratchetta zajmujemy się głównie pochłanianiem absurdalnie pokręconych opowieści i podziwianiem świetnych ilustracji Marka Beecha. Rysunki moim zdaniem wykazują pokrewieństwo z ilustracjami Quentina Blake’a do książek Roalda Dahla, podobnie jak historyjki sir Terry’ego nasuwać mogą skojarzenia z twórczością autora „Matyldy” (teoretycznie Pratchett mógł znać kilka pierwszych książeczek Dahla). Jest tu też coś z klimatu „Takich sobie bajeczek” Kiplinga i w ogóle angielskich klasyków literatury dziecięcej. Uciechę czytelnika podnosi przekład  Macieja Szymańskiego, który wyraźnie się rozkręca jako tłumacz Pratchetta.
Położę teraz „Smoki na zamku Ukruszon” gdzieś w zasięgu najmłodszych czytelników w nadziei, że złapią się na rozkoszną okładkę i najpierw obejrzą obrazki, a potem pochłoną też zawartość.
Terry Pratchett, Smoki na zamku Ukruszon, tłum. Maciej Szymański, Rebis 2014.
(Odwiedzono 763 razy, 2 razy dziś)

21 komentarzy do “Wcale nie takie sobie bajeczki (Terry Pratchett, „Smoki na zamku Ukruszon”)”

  1. Właśnie czytamy. Jestem pod wrażeniem tych opowiadań, chociaż dorosły Pratchett jest dla mnie kompletnie nieczytelny. Mam nadzieję, że młody chwyci bakcyla i okaże się bystrzejszy od swojej matki. Zresztą to znowu przykład takiej fajnej chłopięcej literatury jak „Magiczne tenisówki mojego przyjaciela Percy’ego”. Pozdrawiam poświątecznie.

    Odpowiedz
  2. Skojarzenie ilustracyjne mam identyczne i nie jest to złe skojarzenie:) A poza tym lektura pasuje nam idealnie do gromadzonych pracowicie książek o smokach – dopisuję do listy!
    PS. I przy okazji może wreszcie sama zmuszę się do nadrobienia braków, jeśli chodzi o twórczość pana Pratchetta?

    Odpowiedz
    • Lojalnie uprzedzę, że smoki pojawiają się bodajże w dwóch opowiadaniach, ale niech was to nie odstraszy od dopisania książki do listy.
      A Pratchetta nieustająco rekomenduję, mam wrażenie, że moglibyście się z panem P. polubić. (Sugestia: Babcia Weatherwax!)

      Odpowiedz
    • Tak, czyli jak zwykle tytuł nie ma wiele wspólnego z zawartością. Ale dobre choć dwa smoki. Moja biblioteka jeszcze się nie zaopatrzyła, niestety, więc póki co cierpliwie poczekamy.
      Coś tam kiedyś Pratchetta czytałam, ale coraz mniej pamiętam co i ile. Sugerowana sugestia mocno mnie jednak niepokoi: niby, że wiedźma? Choć akurat ta podobno nie wyhodowała kurzajek, więc nie jest najgorzej:P

      Odpowiedz
    • Wiedźma, ale najwyższej klasy i poważana, prawdziwa specjalistka w swoim fachu.
      A tytuł jak zwykle, przypadkowo wybrany spośród wszystkich opowiadań. Równie dobrze mógł być „Wielki Turniej Tańca Na Jajach” :P

      Odpowiedz
    • Sugerowany przez Ciebie tytuł z pewnością przyniósłby znacznie lepsze wyniki, jeśli chodzi o sprzedaż. Naprawdę, marnujesz się!
      Co do wiedźmy, to ja jeszcze w takim razie pomyślę:P („Równoumagicznienie” jest w mojej bibliotece, a mam niejasne przeczucie, że nawet także i w jednym z licznych kartonów, ciągle spoczywających w mojej piwnicy…)

      Odpowiedz
    • Chciałam być porządna i choć o wiedźmach czytać w miarę po kolei. Ale zmobilizowałeś mnie i odnalazłam swojego Pratchetta: mam cztery sztuki, w tym i „Równoumagicznienie” i „Trzy wiedźmy”:)

      Odpowiedz
  3. O, dobre! Kupię Kitkowi do kolekcji, podrzucę Starszemu, który od czasu jak dostał Minecrafta po książki nie sięga, a i sam przeczytam. Trzy w jednym! :D

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.