„Pomieszać wam kroki w tańcu” (Steve Sem-Sandberg, „Teresa”)

DSC_0008
Terroryzm jest zjawiskiem złożonym i jako taki nie daje się łatwo zdefiniować. Co więcej, jak pokazuje w dwóch znakomitych wstępach do powieści Sema-Sandberga Sławomir Sierakowski, zależnie od własnych przekonań i punktu widzenia można terroryzm oceniać w sposób krańcowo odmienny. Dla jednych terroryzm jest przemocą wymierzoną w legalny porządek, podkopującą fundamenty państwa i społeczeństwa, dla innych zaś oporem przeciwko opresyjnemu systemowi politycznemu, który należy obalić i zastąpić nowym, lepszym i sprawiedliwszym.

Tak samo złożona i niejednoznaczna jest bohaterka książki, Ulrike Meinhof, chociaż fachowe opracowania wydają się w tej kwestii nie mieć wątpliwości:

Meinhof Ulrike razem z Andreasem Baaderem przywódczyni Frakcji Czerwonej Armii, wcześniej – tzw. Grupy Baader–Meinhof, w Republice Federalnej Niemiec. W 1970 r., razem z Horstem Mahlerem, zorganizowała ucieczkę Baadera z aresztu. W 1974 r. Meinhof została skazana na 8 lat pozbawienia wolności, a potem popełniła samobójstwo. (Encyklopedia terroryzmu)

Wyrok jest jasny: przywódczyni, a więc zapewne zdecydowana na wszystko fanatyczka, prawomocnie skazana, a więc pewnie winna. Świetny materiał na biografię, a jeszcze lepiej na sensacyjną powieść – coś w rodzaju „Dnia Szakala”. Niemieccy stróże prawa w pościgu za nieuchwytną terrorystką. Bardzo kuszące, ale Sem-Sandberg jest odporny na łatwe pokusy.

Jego Ulrike nie daje się łatwo zamknąć w stereotypowym wyobrażeniu o terrorystce. Jest lewicową dziennikarką, rozwódką, urodziła się na kilka lat przed swymi kolegami z pokolenia „dzieci Hitlera”, które w latach sześćdziesiątych zbuntowały się przeciwko zakłamaniu własnych rodziców, nader skrupulatnie odcinających się od nazistowskiej przeszłości, ale ma za sobą bolesne wojenne przejścia i też jest rozczarowana powojennym porządkiem, brakiem rozliczeń z minionym okresem, utrzymywaniem się zaszczepionej wtedy mentalności („Hitler w was”). Jej zdaniem niemieckie państwo jest opresyjne, rozbudowuje aparat przemocy, by gnębić własnych obywateli. „Cały świat to jedno Auschwitz”.

To ją zbliża do Andreasa Baadera i jego towarzyszy, wchodzi powoli w ich grupę, zaczyna się coraz bardziej angażować w nielegalne działania. Frakcja Czerwonej Armii eskaluje przemoc, a Meinhof staje się wyrazicielką jej poglądów. „Cel: Dolać trucizny do waszych kielichów, pomieszać wam kroki w tańcu”, żeby uświadomić społeczeństwu, że tylko pogardzani przez nie terroryści jako jedyni potrafią „urzeczywistnić prawdziwą wolność”.

Frakcja Armii Czerwonej (Rote Armee Fraktion) lewackie ugrupowanie terrorystyczne działające w Republice Federalnej Niemiec od 1972 r. Jej korzenie sięgają buntu studenckiego w 1968 r., kiedy dokonała pierwszej akcji – ataku bombowego na centrum handlowe we Frankfurcie, chcąc zaprotestować przeciwko wojnie w Wietnamie. […] Atakowano także obiekty należące do Żydów. RAF utrzymywała się zdobywając pieniądze podczas napadów na banki. […] Była uwikłana w kilka morderstw i porwań, a do 1981 r. atakowała cele wojskowe w Niemczech. […] (Encyklopedia terroryzmu)

Wbrew encyklopedycznym informacjom Meinhof według Sema-Sandberga wcale nie była główną postacią RAF. Wspierała organizację, dostarczała jej intelektualnej amunicji, prowadziła z innymi członkami grupy zawzięte dyskusje ideologiczne, ale traktowana była podejrzliwie; jej fanatyzm wydawał się nie dość krańcowy, nie potrafiła całkowicie odrzucić rozmaitych wątpliwości. Pojawia się nawet sugestia, że odebrano jej dzieci i tym szantażowano Ulrike. Rzekomą przywódczynią terrorystów szarpały sprzeczności, miała świadomość, że grupa ją odrzuciła, chociaż cały czas wykorzystywała jej wcześniejszy autorytet dziennikarski dla umacniania własnego wizerunku. Jedna z towarzyszek nazwała Meinhof ironicznie Teresą, nawiązując do św. Teresy z Avila, która niezadowolona z praktyk religijnych swojego zakonu postanowiła go zreformować w nowym duchu. Meinhof tak samo, zdaniem grupy, wolałaby iść własną drogą, zamiast trzymać się wspólnej idei.

Legenda Meinhof-przywódczyni jest pokazywana jako wytwór prasy brukowej, która dla podniesienia sprzedaży podgrzewała nastroje społeczne i nakręcała spiralę lęku. Za Ulrike ujmował się Heinrich Böll, który wprost oskarżał koncern prasowy Springera „o podjudzanie” i domagał się zakończenia nagonki.

Sem-Sandberg konstruuje opowieść o Ulrike Meinhof z odłamków wspomnień, protokołów sądowych, zapisów dyskusji, scenariuszy wydarzeń, niemal filmowych kadrów i scenek dialogowych. Dorzuca do tego artykuły i manifesty. Przeskakuje w czasie i pomiędzy miejscami. Rzeczywistość miesza się z wyobrażeniem, przeszłość z teraźniejszością. Łatwo się w tym zgubić, zniechęcić bełkotliwym stylem wielu wypowiedzi, ale warto wytrwać. Z pojedynczych zdań, krótszych lub dłuższych kwestii, napomknień wyłania się kobieta odmienna od prasowych czy podręcznikowych uproszczeń, raz pewna siebie, raz zagubiona, raz znajdująca się w centrum wypadków, raz trzymająca się na uboczu. Być może każdy czytelnik złoży z tych kawałków inny obraz, zależnie od własnych poglądów i doświadczeń inaczej oceni Meinhof, potępi ją albo znajdzie okoliczności łagodzące.

Cytaty z Encyklopedii terroryzmu, Muza 2004.

Steve Sem-Sandberg, Teresa, tłum. Irena Kowadło-Przedmojska, dwa wstępy napisał Sławomir Sierakowski, Czarne 2009.

(Odwiedzono 610 razy, 1 razy dziś)

10 komentarzy do “„Pomieszać wam kroki w tańcu” (Steve Sem-Sandberg, „Teresa”)”

  1. Nasunęło mi się kilka wniosków. Taki ogólny, że ja chyba tę książkę tylko czytałem, zamiast przeczytać, ale to rzecz do nadrobienia.
    Mówiąc poważnie, zastanawiam się na dlaczego zaczęto przedstawiać Ulrike jako główną siłę zła w RAF, na ile znaczenie miał fakt, że była kobietą i intelektualistką zarazem. Wiadomo, obraz kobiety-terrorystki ma jakoś tak dziwnie pokręcone uzasadnienia, a to się zakochała, a to dała się omotać, a to „syndrom sztokholmski”, a to kazali i już, czy coś równie „normalnego”… Czyli ma budzić oprócz niechęci raczej współczucie. Ona była samodzielna i tfu, tfu… miała swoje poglądy.
    Druga sprawa to wstępy Sławomira Sierakowskiego. Sierakowski jak chce to potrafi pisać, i to jak! Szkoda, że rzadko chce ostatnimi czasy.
    Tak na marginesie. Ze zdziwieniem ostatnio przekonałem się, że bojówki terrorystyczne (po 1968 roku) kojarzone są nieodmiennie z ruchami lewackimi. Jakby nie było równie groźnych i bezwzględnych bojówek anarchistycznych (wiem, zwykle nie odróżnia anarchistów od lewaków (?)), faszystowskich czy zielonych. Brak edukacji?
    Wiem obiektywne pisanie o tych ruchach jest trudne, brak akceptacji. Można co prawda stworzyć, jak Cortazar „Książkę dla Manuela”, ale ci jego miejscy partyzanci, to w porównaniu z RAF, czy „Czerwonymi Brygadami” takie grzeczne safanduły, co to nawet mogą uśmiech politowania, czy drobnej sympatii wzbudzić ;-)

    Odpowiedz
    • Ja bym chętnie przeczytał coś, co nie jest encyklopedią i nie jest powieścią, właśnie żeby pewne rzeczy wyjaśnić. Bo tak naprawdę nie wiem, czy Sem-Sandberg konfabulował, czy jednak oparł się na czymś rzetelnym. Gdyby wierzyć „Teresie”, to kobieta-przywódca terrorystów lepiej się sprzedawała w nagłówkach, ale to za proste.
      Wstępy są znakomite i bardzo kształcące, świetnie współbrzmią z powieścią.
      Obiektywizmu w pracach o terrorystach pewnie się nie doczekamy, historię piszą zwycięzcy, pokazanie więc drugiej strony, jak to zrobił Sem-Sandberg, to zawsze rzecz ciekawa.

      Odpowiedz
  2. Co do tych ocen terroryzmu – ciekawe co by powiedziały rodziny ofiar zamordowanych przez RAF na opinię, że to był tylko przejaw oporu „przeciwko opresyjnemu systemowi politycznemu, który należy obalić i zastąpić nowym, lepszym i sprawiedliwszym”. Nowy, lepszy, sprawiedliwszy budowany na trupach niewinnych ludzi, eh.

    Odpowiedz
    • Bojownicy IRA mówili: Anglicy zabrali nam wolność, zabrali nam ziemię, wywołali głód, który nas zabijał, a teraz jeszcze aresztowali/zastrzelili wujka, brata, syna… Przerwanie tego koła przemocy jest najtrudniejsze, potem można podejmować jakieś próby rozmów. A punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Niechętnie chyba myślimy o Piłsudskim jako o terroryście, wolelibyśmy jednak nazywać go bojownikiem o wolność.

      Odpowiedz
      • Dostrzegam pewną, być może niewielką różnicę, pomiędzy ludźmi, którzy walczą o wolność swojego kraju spod obcego panowania a tymi, którym się nie podoba urządzenie go przez współobywateli. Pierwsi, z definicji nie mają możliwości legalnego działania z otwartą przyłbicą, drudzy taką możliwość mają tylko ich zdaniem jest mało efektywna. Jakoś nie mogę z siebie wykrzesać dla nich zrozumienia, gdy pomyślę, że tego rodzaju ludzie mogliby na przykład powalczyć o nowy, lepszy, sprawiedliwy świat w warszawskim metrze. Zresztą jakimkolwiek innym również.

        Odpowiedz
        • Nie, żebym się nie zgadzał, ale debatę, czy ci przy władzy są swoi, czy obcy i czy rządzą w imieniu współobywateli, czy może obcych mocodawców obserwujemy od czasu do czasu; gdyby się z nią zgodzić, to dalej żyjemy pod zaborami. Wszystko jest kwestią odpowiednich haseł i pokrętnych argumentów.

          Odpowiedz
          • To teraz ja, nie żebym się nie zgadzał :-) ale jednak jeśli mi bardzo nie podoba ekipa, która rządzi (jaka by ona nie była) to przyłączam się np. do opozycji, urządzam manifestacje, pikiety, zakładam stronę internetową na której wylewam swoje żale i opluwam rządzących itp. itd.

            Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.