„W szachach istnieje wolność” (Hanna Krall, „Na wschód od Arbatu”)

DSC_0020

Jedna z bohaterek „Gottlandu” Mariusza Szczygła stwierdziła: „Uświadomiłam sobie, że szpital dla psychicznie chorych jest w Czechosłowacji jedynym normalnym miejscem, bo wszyscy mogą tam bezkarnie mówić, co naprawdę myślą”. Rozmówca Hanny Krall, arcymistrz szachowy Borys Spasski, uznał, że w Związku Radzieckim taką przestrzenią normalności są szachy: „W szachach istnieje wolność – choć w ściśle określonych granicach. Taką granicą jest ruch waszego partnera. Szachy dają nam swobodę decyzji. Wprawdzie – w dokładnie zaznaczonych ramach, ale ramy zaznaczamy tylko my, jak i mój partner, nikt inny”.

Reportaż „Cztery miliony szachistów” wydaje się zupełnie niewinnym przedstawieniem popularnej gry: mamy podaną liczbę graczy, przykłady wykorzystania szachów w nauczaniu szkolnym i psychiatrii, mamy wypowiedzi szachistów. Krall docieka, skąd to wielkie zainteresowanie królową gier w ZSRR, a jej rozmówca, Spasski, snuje niewinne na pozór refleksje, odpalając petardę za petardą:

W szachach […] można znaleźć wszystko. Jeśli ktoś lubi wygrywać, a w życiu nie ma na to szans – może być nareszcie zwycięzcą. Jeśli ktoś ma wyobraźnię – może stworzyć sobie na szachownicy cały świat. Jeśli ktoś chce ujść od realnego życia – to ów świat na szachownicy może stać się miejscem ucieczki.

Dzisiejszy czytelnik pewnie przejdzie nad tymi słowami do porządku: w końcu arcymistrz ma rację, celnie oddaje naturę gry. Czytelnik w PRL, wprawiony w wyszukiwaniu drugiego dna, podtekstów i najsubtelniejszych aluzji, pewnie drżał z uciechy: takie oczywiste nawiązanie do braku swobód w Związku Radzieckim. Jakiż straszny musi być kraj, w którym aż cztery miliony ludzi pragną poczuć czasem smak zwycięstwa, pozwolić wyobraźni pobujać swobodnie, oderwać się od rzeczywistości. Tu nie był już potrzebny żaden dodatkowy komentarz. Na dodatek to wszystko wydrukowane w „Polityce”! W końcu lat sześćdziesiątych!

Zżymałem się na Mariusza Szczygła, że w swoim wprowadzeniu zamieścił przepis, jak czytać radzieckie reportaże Hanny Krall – zupełnie jakby pisał wstęp do lektury szkolnej, podsuwając leniwym uczniom tropy interpretacyjne. Ale dotarło do mnie po chwili, że wyrosło sporo czytelników, którym tak ulubiony (z konieczności) w Polsce przez lata styl ezopowy jest zupełnie obcy. Tak jak obca jest im wiedza o tym, co to Arbat, komsomolec i pepegi, starannie objaśniane w tekście razem z rosyjskimi zdaniami. Może faktycznie warto dać im klucz do tych tekstów.

Reportaże Hanny Krall wydają się mało efektowne, dotyczą właściwie jakichś drugo-, a może i trzeciorzędnych kwestii: wycieczki do syberyjskiej wsi, gdzie od początku XX stulecia mieszkają polscy emigranci, wieczorku poezji w fabryce, miasteczka dla akademików… Każdy z nich, mimo pozorów poprawności, kryje w sobie prawdę o życiu w Związku Radzieckim, przemyconą zręcznie w opisie lub zacytowanej wypowiedzi. Jest wielka czystka lat trzydziestych, braki w zaopatrzeniu, przemiany społeczne w sztucznie tworzonych społecznościach naukowców, wysoka pozycja uczonych pracujących przy programach atomowych, nawet marzenia o lepszym życiu u boku męża marynarza. Najciekawsze są „Kobiety w kolorze lila” – portrety kobiet z kilku pokoleń, i tych pamiętających cara, i żołnierek z czasów drugiej wojny. Do tego montaż prasowych nagłówków doskonałym skrócie ukazuje przemiany w sytuacji kobiet, a opowieść o lakierkach dowodzi, że pomimo codziennych trudności mają marzenia, jeśli nie o byciu piękną i szczupłą, to chociaż obutą w modne pantofle. Tu już widzimy zapowiedź przyszłych tekstów Krall, łączących swobodnie wypowiedzi bohaterów, cytaty z książek i dokumentów, a nawet spisy muzealnych eksponatów. Niezmienna jest tylko wielka precyzja słów.

Hanna Krall, Na wschód od Arbatu, wstęp Mariusz Szczygieł, Dowody na Istnienie 2014.

(Odwiedzono 1 030 razy, 4 razy dziś)

44 komentarze do “„W szachach istnieje wolność” (Hanna Krall, „Na wschód od Arbatu”)”

  1. Taa… Komuna padła i jakoś popularność szachów zmalała. Pamiętam coś takiego jak żywe szachy, możliwość zagrania wielkimi drewnianymi szachami na dworze (w krakowskiem powiedzieliby na polu) i starszych panów grających na pieniądze. Teraz, owszem widziałem w parku Herberta stolik do szachów ale chłopaki stawiali na nim puszki z piwem zamiast figur.

    Odpowiedz
  2. Strasznie brzydką masz tę szachownicę:) Dodam jednak, że wszystkie moje są nie wiadomo gdzie (a miałam ich swego czasu bardzo dużo jako grająca na szóstej planszy i kolekcjonująca kolejne punkty w celu przesunięcia swojej pozycji w rankingu:P)
    A poza tym bardzo mnie zdenerwowałeś tym postem. Łypie na mnie ta Krall z półki i łypie, twierdzi człowiek, że czasu nie ma, żeby przeczytać, a tu widać, że głupi: trzeba rzucać wszystko i czytać!

    Odpowiedz
    • Dzięki za miłe słowo :P To akurat plansza od warcabów, nic lepszego w domu nie ma. W życiu nie nauczyłem się grać w szachy na tyle, by chociaż raz wygrać z kimkolwiek :P
      Krall, że użyję wyświechtanego określenia, to lektura na dwie godziny, trochę dłużej trzeba się opędzać od refleksji :)

      Odpowiedz
      • Bardzo niedobrze. W szachy trzeba umieć grać. Mnie strasznie mierziła konieczność wykucia na blachę tych wszystkich otwarć, ale poza tym nie znam lepszej szkoły logiki i cierpliwości.
        Chyba wszystkie książki Krall czyta się tak samo szybko. Przy „Różowych strusich piórach” (przeczytane w około godzinę) doszłam jednak do wniosku, że to nie o to chodzi. Czasem słowa muszą wybrzmieć.
        PS. Naprawdę jakość wydania jest aż tak fatalna? Nie próbowałam czytać, więc nie wiem, ale jeśli naprawdę się rozpada, to bardzo, bardzo niedobrze.

        Odpowiedz
        • Szalenie żałuję, że nie umiem grać w szachy. W sensie, że nie umiem poprawnie, bo figury po omacku przesunę. Niestety mój ojciec nie nadawał się na nauczyciela.
          Ten tomik wybrzmiewa chyba szybciej niż znana mi reszta, nie wiem, czy to źle.
          A jakość owszem, dość podła. Jedna strona była w ogóle niewklejona, a po zauważeniu tego bałem się mocniej dmuchnąć, tym bardziej że czytałem poza domem. Przy dzisiejszej technologii to się nie powinno było wydarzyć. Miałem sobie kupić Meretika w tej serii, ale jeśli wygląda podobnie, to się mocno zastanowię.

          Odpowiedz
          • Mnie zaczął uczyć dziadek. Kiedy zaczęłam z nim wygrywać, obraził się śmiertelnie;) Na szczęście pod ręką był klub szachowy, a tam przez większość czasu głównie przegrywałam. Co nie przeszkodziło mi w objeżdżeniu połowy Polski przy okazji startowania w szeregu turniejów (na zagranicę byłam za cienkim bolkiem, niestety). W przyszłym roku chyba zapiszę Starszego do klubu, bo mam wrażenie, że znajomość szachów i brydźa są niezbędne w życiu każdego człowieka.
            Chyba zaraz pójdę i będę obmacywać tę książkę. Tyle, że jeśli się rozpadnie, to będzie mi strasznie szkoda ,gdyż mam wersję z autografem Autorki:( Ale jeśli faktycznie jest tak źle, trzeba by zgłosić uwagi krytyczne w wydawnictwie – może coś z tym fantem zrobią.

            Odpowiedz
            • Z brydżem i w ogóle kartami radzę sobie lepiej, tyle mojego :) Starszą na szczęście w warcaby grać uczył dziadek, więc ma dziecko szansę coś pojąć. Na kółko szachowe niestety szans brak.
              Jako znajoma wydawcy możesz mu zwrócić uwagę na odwaloną chałturę :P Mnie zastanawia stosunek jakości i objętości do ceny.

              Odpowiedz
          • Kłaniam się.
            Jeśli egzemplarz książki jest wybrakowany, proszę skontaktować się z naszym wydawnictwem:
            dowody @ instytutr.pl
            Jeszcze nie mieliśmy żadnych uwag od czytelników do „Arbatu”, ale w każdej partii książek dopuszcza się 1% braków. Chętnie książkę wymienimy.
            Pozdrawiam serdecznie, Szczygieł

            Odpowiedz
  3. Czy to jest ta kiepsko wydana książeczka, która rozpada się pod wpływem spojrzenia, że o otwieraniu jej nie wspomnę?
    Męczy mnie nieznajomość twórczości Krall, bo znam tylko dwie jej książki. Ale nadrobię. Kiedyś. ;)

    Odpowiedz
  4. Nie tak dawno oglądałam w Teleexpressie krótki reportaż o szachach własnie. Tam jednak głównie było o tym, że uczniowie w hiszpańskich szkołach mają lekcje szachów, które rozwijają w nich wszelakie umiejętności, na czele z logiką, a dla porównania ukazano polską szkołę, gdzie siedziały bardzo nieszczęśliwe dzieciaczki, które lekcji szachów nie mają. Jednakże pani redaktor stwierdziła wyraźnie, że nie wszystko stracone, bo powstają grupy szachowe i polskie dzieci zajmują nawet wysokie miejsca w mistrzowskich potyczkach z ich rówieśnikami z innych krajów. Jakoby na dowód stawianych twierdzeń zaprezentowano wypowiedź samych małych szachistów, która notabene w skrócie wiadomości prezentowała się nieco inaczej ;)

    Otóż wszystkie dzieci bez wyjątku mówiły, że szachy są super, iż są świetną rozrywką, można rywalizować i wygrywać, można się zrelaksować, można się skoncentrować lepiej. Zaś we wspomnianym skrócie wiadomości dodatkowo była wypowiedź jednego malca, który stwierdził, iż wygrywając dostaje nagrody (w dorozumieniu pieniężne), więc będzie nadal grał by móc w ten sposób zarabiać i kupować sobie co tylko chce, w szczególności gry komputerowe i zabawki.

    Oglądając ten reportaż nawiedziła mnie refleksja, że skoro i dzieci (nagrody!) i rodzice (korzyści płynące z szachów) są zadowoleni to przecież nie może być nic lepszego. Co więcej, doszłam do wniosku, że moje liche zdolności matematyczne obkupione były właśnie tym, że nigdy nie nauczyłam się w sposób płynny i dobry grać w szachy. Troszkę nie współgra mi to z umiejętnościami logicznymi, które są podstawą mojego zawodu i które opanowałam, wydaje mi się, do perfekcji, ale mimo wszystko to może być tylko wyjątek potwierdzający regułę ;)

    A teraz jeszcze dowiedziałam się, że szachy dają wolność. Nigdy bym tak o nich nie pomyślała!
    Lecz jak się tak dobrze zastanowić to i książki dają wolność. Pozwalają przenieść się do innego świata, do innej rzeczywistości, uciec od problemów. W książkach możemy być też, jako czytelnicy – zwycięzcami, obserwatorami, doradcami, komentatorami.

    Wydaje mi się, że jedyne, co musimy to tę daną nam wolność (obojętnie z jakiego tytułu) odpowiednio dobrze wykorzystać.

    Odpowiedz
    • Lekcje szachów w szkołach, zapewne na wzór radziecki, zalecano już w zamierzchłych czasach mojego dzieciństwa i bardzo żałuję, że w mojej podstawówce nie znalazł się żaden pasjonat :( A dziś, przy ogólnej nędzy oświatowej, moje dzieci też na to szansy nie mają, niestety. Więc braki w logicznym myśleniu przejdą i na młodsze pokolenie :)
      Książki dają wolność, ale pewnie niekoniecznie dawały ją te wydawane w ZSRR w latach 60. :P

      Odpowiedz
  5. Oglądałam niedawno film dok. o siostrach Polgar, szachistkach węgierskich (arcyciekawy). Sama gra może dawała im wolność, ale otoczka niestety nie.
    Czytałam pierwszą stronę z tej książki i faktycznie widać znamiona późniejszego stylu Krall czyli „mówienie przez niemówienie”. Wydaje mi się, że młodszym czytelnikom pewne wyjaśnienia się przydadzą, to jednak inna rzeczywistość.
    Zmartwiłeś mnie informacją o słabej jakości wydania. Po powszechnych achach i i ochach Szczygła odnośnie serii byłam przekonana, że seria jest po prostu doskonała w każdym calu.;(

    Odpowiedz
  6. Nawiązując do wątku powyżej: obmacałam. U mnie wszystko trzyma się kupy, choć kilka kartek jakby aż za bardzo (od dołu sklejone niemal do końca marginesu). Może to manufaktura? To uzasadniałoby cenę:)
    PS. W złośliwościach remis. Proponuję zawieszenie broni:P

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.