Księgozbiory polskie, cz. 5: Biblioteka ziemiańska

ksiaznica_winieta

W swych znakomitych wspomnieniach Irena Szaszkiewiczowa poświęca nieco miejsca bibliotece w rodzinnym majątku w Babicy i czytelniczym obyczajom, jakie tam panowały. Wspominana w tekście Maja, siostra Ireny, to Maria Jarochowska, dziennikarka i pisarka, działaczka komunistyczna, której staraniem ukazał się „Pamiętnik” Dawida Rubinowicza.

[…] Ale największą chlubą rodziców, a szczególnie matki, nie była pianola, ani nawet stare sztychy, lecz licząca sobie kilka tysięcy tomów biblioteka. Nie było w tym nic osobliwego, ponieważ podobnymi księgozbiorami poszczycić się mógł niejeden dom w okolicy. W sferach ziemiańskich wypadało bowiem gromadzić książki, co nie znaczy, że w każdym dworze panował zwyczaj ich lektury. W naszym domu książki nie pleśniały w szafach bibliotecznych i odkąd sięgam pamięcią, oddawano się u nas lekturze zachłannie, w czym prym wiodła matka. Czytanie stało się taką plagą, że uległa jej nawet służba. Niespodziewaną miłością do książek zapałał nasz chłopak kredensowy, który uporawszy się migiem z literaturą dziecięcą, za moim cichym przyzwoleniem — byłam już wówczas panną — zaczął pożyczać z naszej biblioteki dzieła dla dorosłych. […]

W babickiej bibliotece przeważała literatura angielska, którą matka czytywała w oryginale. Wielbiła nieco dziś zapomnianą i niesłusznie lekceważoną Sagę rodu Forsythe’ów Johna Galsworthy’ego. Nie zapomnę nigdy, jak tuż przed śmiercią poprosiła, bym przyniosła jej dzieła Szekspira w oryginale.

Matka wprowadziła też obyczaj codziennej głośnej lektury, a czytała doprawdy wyśmienicie, co zawdzięczała pobytowi w Gimnazjum Niepokalanek w Nowym Sączu, gdzie podczas robótek ręcznych pełniła funkcję lektorki. Każdego wieczoru zapalała w salonie lampę naftową — światło elektryczne założono nam dopiero w 1937 roku — i czytała naszej trójce powieści Julesa Verne’a albo Henryka Sienkiewicza, dzieląc się z nami na przykład uwagami na temat osobliwej wizji historii w Trylogii. Maja, Kot i ja uwielbialiśmy te chwile przy lampie naftowej i zapominaliśmy o bożym świecie słuchając, jak matka czyta o przygodach dzielnego pana Michała czy o podmorskich podróżach tajemniczego kapitana Nemo.

Dwór w Babicy (źródło).
Dwór w Babicy (źródło).

Matka przepadała więc za Anglikami, ojciec z kolei gustował w literaturze niemieckiej, za największe arcydzieło uważając Buddenbrooków, a za najwybitniejszą powieść polską Lalkę. W przyszłości okazać się miałam jego nieodrodną córką, dziedzicząc po nim uwielbienie dla Prusa, przede wszystkim dla Faraona, którego z zachwytem przeczytałam w gimnazjum, czując, jak za sprawą tej powieści otwiera się przede mną nieznany mi dotąd świat. Ojciec, skoro o literaturze mowa, był zapalonym germanofilem i uważał, że kultura niemiecka nie ma sobie równych. Matka jednak od niechcenia przypominała ojcu, że Grecy, Włosi czy Francuzi stworzyli także niejedno arcydzieło literackie i muzyczne, a i w filozofii mieli co nieco do powiedzenia…

Wstyd się przyznać, ale najmniej miejsca zajmowała w naszej bibliotece literatura polska, choć było tam piękne wielotomowe wydanie dzieł klasyki polskiej, tak zwane wydawnictwo profesorskie, odziedziczone po stryju ojca, profesorze Kazimierzu Jarochowskim. Posiadaliśmy również książki współczesne, na przykład powieści Żeromskiego, którego matka szalenie, jak wszyscy w jej pokoleniu, ceniła. Mucha była, jak widać, kobietą nietuzinkową i można śmiało powiedzieć, że odznaczała się wybitnym intelektem. […]

Matka była namiętną czytelniczką „Wiadomości Literackich”, szczególnie w czasach, gdy zaczął im sekretarzować Marian Eile i pojawiły się w tym piśmie rozmaite konkursy, w których brała czynny udział. Czytywała więc „Wiadomości”, dopóki ojciec, człowiek prawdziwie religijny, nie usłyszał gdzieś przypadkiem, że to pismo komunistyczne i potępione przez episkopat. Szeptano też, iż jest żydowskie, ale to akurat ojca nie bulwersowało, gdyż nie miał jakichkolwiek uprzedzeń rasowych. […]

Ojciec nie miałby więc nic przeciw temu, by matka czytała „Wiadomości Literackie”, ale skoro to pismo komunistyczne, to na podobne bezeceństwa nie było mężowskiej aprobaty! Podejrzewam jednak, że choć „Wiadomości” potępił nawet episkopat — matka pozostała ich wierną czytelniczką.

wiadomosci_conradA skoro o bezeceństwach mowa, po dziś dzień nie wiem, jakim cudem, mając kilkanaście lat, moja siostra Maja wytrzasnęła i przeczytała od deski do deski Kapitał Marksa? Stało się to co prawda w czasach, gdy obie uczyłyśmy się w krakowskim Gimnazjum im. Królowej Jadwigi, a w tak dużym mieście nietrudno było zdobyć wywrotowe lektury. Czy to od Kapitału zaczęły się jej socjalistyczne ciągoty, które po wojnie doprowadziły ją do komunizmu? Ja wówczas nad Kapitał przedkładałam, i nadal przedkładam, Sherlocka Holmesa albo Słówka Boya. À propos Słówek — w naszej rodzinie znaliśmy je wszyscy na pamięć, a Boya wielbiliśmy wręcz do przesady. Pamiętam, że gdy pewnego razu w jakiejś poświęconej literaturze ankiecie zapytano czytelników o najbardziej cenionych pisarzy, matka bez namysłu wymieniła Boya, a tuż po nim… Goethego, co ją samą rozbawiło do łez, kiedy uświadomiła sobie, do jakiego absurdu się posunęła. Chwała jednak Najwyższemu, że obok Goethego nie postawiła Ireny Krzywickiej! […]

Nie chcę jednak, broń Boże, stwarzać wrażenia, że całe dzieciństwo spędziłam w bibliotece i nie wychyliłam poza nią nosa. Spędziłam w niej niejedną cudowną godzinę, leżąc na dywanie i z wypiekami na buzi podziwiając ilustracje w starych księgach, a szczególnie zachwycając się Biblią z finezyjnymi rycinami Gustave’a Dorego. Ale choć lubiłam literaturę, nie zapowiadałam się na intelektualistkę. Zapowiadała się na nią natomiast Maja, już w młodości czytając wszystko, co się jej nawinęło pod rękę — od Marksa do Prousta. To ona pierwsza w naszej rodzinie odkryła Noce i dnie. Ja zaś jako młoda panna wolałam Hrabiego Monte Christo albo Między ustami a brzegiem pucharu.

Lubiłam czytać, ale w istocie wolałam grę w tenisa. […]

Wspominając dziś dom rodzinny, mam jednak pod powiekami nie kort, lecz bibliotekę. Myśląc zaś o bibliotece, nie widzę w niej Dumasa czy Rodziewiczówny, lecz polskie wydanie Josepha Conrada. Czytając za młodu jego powieści, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ta proza nie przystaje do świata, w którym przyszło mi żyć. I nagle podczas okupacji moje pokolenie odkryło w autorze Lorda Jima pisarza nam współczesnego — wszyscyśmy rzucili się na Conrada, bo to był pisarz na ciężkie czasy. Dziś zaś Conrada się nie czyta, z czego można by wysnuć wniosek, że żyjemy w łatwiejszych latach. […]

Irena Szaszkiewiczowa, Podwójne życie Szaszkiewiczowej, oprac. Jan Strzałka, Wydawnictwo Literackie 2011, s. 53–59.

(Odwiedzono 587 razy, 5 razy dziś)

36 komentarzy do “Księgozbiory polskie, cz. 5: Biblioteka ziemiańska”

  1. Rozbudziles mój apetyt na ksiazke, wiec na pewno ja kupie i przeczytam. Ale zanim trafi pod moja strzeche 3000 km od Krakowa, móglbys zdradzic, co sie stalo z ta biblioteka?

    Odpowiedz
    • Została oddana na przechowanie jednemu z okolicznych chłopów. Jarochowscy wyjechali na ziemie odzyskane i nie mogli jej zabrać. Ponoć żona tego gospodarza wyprzedawała je na targu w Rzeszowie.

      Odpowiedz
  2. Ona wspomina, że Galsworthy’ego się nie czyta a i Conrad jest zapomniany, ale tak na dobrą sprawę żadnej z tych książek, które wymienia nie czyta się już a ci wszyscy autorzy są już zapomniani. Poczułem się jakbym sam się urodził w 1917 roku. :-)

    Odpowiedz
      • Zapomniałeś dodać, że oczywiście z najnowszej wersji, przez co niektórzy zapewne myślą, że pomysłodawcą postaci jest jakiś współczesny pisarz albo w ogóle jej z literaturą nie kojarzą :-).

        Odpowiedz
          • Chwała im za to :-) ja szczerze mówiąc filmu/serialu (?) nie oglądałem, tylko o nim słyszałem ale tak to jest jak czyta się z zasady tylko jakieś ramotki, które nie mają mniej niż ćwierć wieku :-)

            Odpowiedz
            • Sherlock Holmes wiecznie żywy, chociaż Conan Doyle’a już nie mogę czytać :)
              Moja starsza córka łyka za to wszystkie młodzieżowe przeróbki, a jest ich trochę i całkiem sensownych, może dzięki temu do oryginału też dojrzeje.

              Odpowiedz
              • Poczytuję sobie teraz „Przygody…” – miłe, staroświeckie zagadki kryminalne. Dzisiaj ACD chyba nie miałby wielkich szans u wydawców gdyby miał startować od zera – przemocy jak na lekarstwo, seksu też nie widać. Nuda, panie, nuda…

                Odpowiedz
                • To jakoś nie jestem „w kursie dzieła”. Ostatnio przeczytałem „Gdzie mól…” wątki erotyczne faktycznie mało rozwinięte ale za to makabra jak najbardziej. Krajewski też od niej, jeśli dobrze pamiętam, nie stronił. Ktoś zachwalał Bondę Katarzynę, może spróbuję, skoro jest taka dobra.

                • Setka to są przypadkowe zakupy, a nie biblioteczka. No, ale choć tyle, że większość czytałem :P

                • Czytałam wczoraj te Wasze komentarze i dziś w bibliotece wypożyczyłam „Florystkę” Bondy, jak pamiętamy – byłej dziennikarki prestiżowego „Super Expressu”;). Może nie będzie to taka zła książka…

                  W młodości jakoś nie natrafiłam na powieści Conan Doyle’a, próbowałam przeczytać coś tego autora, kiedy byłam już trochę starsza, ale nie mogłam się w jego książkach dopatrzeć niczego szczególnego. Za to serial BBC z Cumberbatchem bardzo lubię, mój ulubiony odcinek to chyba „A Scandal in Belgravia”.

                • Czekamy na opinię o Florystce w takim razie :)
                  Nowej wersji serialowej nie znam, za to miło wspominam wszystkie wcześniejsze adaptacje, dzięki którym w ogóle się dowiedziałem o Sherlocku, bardzo malownicza londyńska mgła się w nich snuła :)

                • U mnie w domu biblioteczka, można spokojnie przyjąć, nie istnieje. Bo ta zbieranina około setki przypadkowych książek, zgromadzonych bezładnie na półkach nie jest godna tego miana. Ale lubię czytać o fajnych księgozbiorach :)

  3. Pianola jako potencjalny obiekt pożądania jest pięknym obrazem :). Podchodzę zwykle z pewną rezerwą do ziemiańskich wspomnień, ale te są faktycznie „trudnoopieralne”. Bardzo mi się podoba dość nowoczesne podejście do Sienkiewicza i — z innych powodów — wspomnienie o cenieniu sobie Żeromskiego (bardzom ciekawa, co konkretnie tak się podobało — czy wszystko?). A kim jest Kot? To kot faktyczny czy czyjś pieszczotliwy pseudonim?

    Odpowiedz
        • Jak nie, jak tak! Ciągle tylko kręcisz nosem – na przykład dzieła Michalak Katarzyny, tyle mają wielbicielek – a Ty co?! Nic, tylko wyśmiać i wyszydzić! Gdzie jest jakaś elementarna wrażliwość, empatia?! Skandal! :-)

          Odpowiedz
          • Ale że niby ja nie cenię autor Michalak Katarzyny? W życiu o niej złej recenzji nie napisałem. Dobrej zresztą też nie, właśnie dlatego, że jestem elementarnie wrażliwy i empatyczny :P

            Odpowiedz
            • Fakt, jak ktoś ma choćby elementarne poczucie smaku to powinien jej książki obchodzić szerokim łukiem. Nie tylko jej zresztą ale założę się, że była na Targach jako filar Wydawnictwa Literackiego. Zgroza, zgroza… !

              Odpowiedz
                • Ależ nie! Jestem pełen podziwu dla Katarzyny Michalak, dla jej hartu ducha, znosić te wszystkie napaści i jakby nigdy nic produkować, produkować, produkować kolejne dzieła. Musisz przyznać, że niejeden twardziel by się załamał. A ona nic. Żelazna kobieta! :-)

                • Ona świeci jak gwiazda tak wysoko, że te przyziemne pohukiwania do niej nie docierają, może więc bez przeszkód uszczęśliwiać świat płodami swego geniuszu.

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.