„Okręt, który morze ukochało szczególnie” (Stanisław Biskupski, „ORP »Orzeł« zaginął”)

20150627_155357Wracałem kilka dni temu z pracy, gdy w radio powiedzieli o odnalezieniu przez Norwegów wraku frachtowca „Rio de Janeiro”. Statek przewoził niemieckich żołnierzy, którzy mieli uczestniczyć w inwazji na Norwegię, a zatopił go w kwietniu 1940 roku polski okręt podwodny ORP „Orzeł”. Tak się przypadkiem złożyło, że tę historię poznałem w zeszłym tygodniu, nadrabiając czytelnicze zaległości.

Powieść Stanisława Biskupskiego powinienem był przeczytać w wieku dwunastu lat, ale wtedy – mimo iż lubiłem książki o wojnie – starannie pomijałem te o marynarce i lotnictwie. Ani morskie konwoje i walki z u-bootami, ani powietrzne pojedynki nie przemawiały do mojej wyobraźni, nieuleczalnie chyba zainfekowanej przygodami czterech pancernych (i psa). Tymczasem okazało się, że „ORP »Orzeł« zaginął”, mimo iż napisane w mocno zamierzchłej przeszłości, jest fascynujące. Z krótkich wojennych dziejów jednostki Biskupski stworzył dynamiczną opowieść, trzymającą w napięciu i – na ile udało mi się sprawdzić – wierną faktom. Mamy więc zaskoczenie załogi wybuchem wojny, krążenie po Bałtyku w oczekiwaniu na rozkaz podjęcia akcji, rejs do Tallina i internowanie, wreszcie dramatyczną ucieczkę z niewoli. Ukoronowaniem krótkiej historii „Orła” stało się zatopienie „Rio de Janeiro”. Niedługo potem okręt zaginął w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach. Mimo poszukiwań do dziś nie udało się odnaleźć jego wraku.

ORP „Orzeł” wkrótce po przybyciu do Wielkiej Brytanii (źródło).
ORP „Orzeł” wkrótce po przybyciu do Wielkiej Brytanii (źródło).

Książka jest pochwałą i okrętu – nader nowoczesnego, „który morze ukochało szczególnie”, jak to ujął jeden z marynarzy, i załogi, z którą zżywamy się od razu. Szeregowi marynarze i podoficerowie przedstawiani są z sympatią: zdyscyplinowani, dobrze wyszkoleni, równe chłopaki „z kościami”, do tańca i do różańca. Na ich tle niekorzystnie wygląda dowódca okrętu komandor Kłoczkowski, który ewidentnie nie wytrzymuje napięcia nerwowego w pierwszych dniach wojny i kieruje okręt do estońskiej stolicy, by tam zejść na ląd po pozorem choroby. Jego następca, porucznik Grudziński, lepiej sobie radzi ze stresem, ale i on – co wypomina mu młodszy kolega – traci kontakt z załogą, szczególnie gdy po dotarciu do Wielkiej Brytanii nie zgłasza do odznaczeń wszystkich jej członków. Dostało się też wizytującemu okręt kontradmirałowi. W końcu PRL-u nie wypadało dobrze pisać o sanacyjnych oficerach, należało wyraźnie wskazać, że nie im należy się szacunek i tytuł bohaterów. Muszę jednak przyznać, że Biskupski poczynił te koncesje bardzo zręcznie; gdybym się podejrzliwie nie doszukiwał takich elementów, to pewnie pochłonięty akcją bym je przegapił. To jednak tylko detale w naprawdę porządnej powieści wojennej. Wątpię co prawda, by zainteresowała młodych, ale dla czytelników w średnim wieku będzie w sam raz.

Stanisław Biskupski, ORP „Orzeł” zaginął, Nasza Księgarnia 1975.

(Odwiedzono 950 razy, 5 razy dziś)

25 komentarzy do “„Okręt, który morze ukochało szczególnie” (Stanisław Biskupski, „ORP »Orzeł« zaginął”)”

  1. Czy ja wiem czy nie dla młodego? Ja z przekory wrzuciłem do CD w aucie „Do przerwy 0:1” Bahdaja i ostatnio musiałem po powrocie od Dziadków odsiedzieć jakieś 10 minut pod domem, bo „jeszcze tylko to”. A to przecież też ramotka :)

    Odpowiedz
  2. „Bibliotekę młodych” czytają już chyba tylko czytelnicy w średnim wieku :-) Historia Orła w ogóle ma szczęście, jeśli można tak powiedzieć, bo film Buczkowskiego też mimo, że staruszek chyba taki sam jak książka też trzyma się nieźle.

    Odpowiedz
  3. Szacunek dla dziecka :-), bo chociaż to książki na niezłym poziomie literackim, to jednak chyba trochę zwietrzałe, choćby przez to że pisane w innych realiach.

    Odpowiedz
  4. Aż dziwne, że nie czytałam za młodu, bo w przeciwieństwie do Ciebie lubiłam czytać książki o marynarce wojennej (z powodów-powiedzmy rodzinnych:). Tak więc, mimo, że powinnam za młodu – to z chęcią przeczytam teraz. I dołączam do klubu wielbicieli Podróży za jeden uśmiech . Inne też wywołują przyjemne wspomnienia. I rozumiem Marlowa, bo mi się Majka też nie podobała – ani z twarzy, ani z charakteru

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.