„Diabeł, który chciał ich śmierci” (Dan Simmons, „Terror”)

Terror

HMS „Erebus” i HMS „Terror” wypłynęły w 1845 roku w poszukiwaniu polarnego świętego Graala – Przejścia Północno-Zachodniego, drogi morskiej pozwalającej skrócić żeglugę z Atlantyku na Pacyfik. Wcześniej już kilkakrotnie próbowano natrafić na ten szlak, ale bez skutku. Pod dowództwem doświadczonego polarnika sir Johna Franklina okręty ze 129 marynarzami na pokładach żeglowały na północ. Pod koniec lipca 1845 roku po raz ostatni widziano je na Morzu Baffina.

W październiku 1847 roku oba okręty tkwiły unieruchomione w lodzie

wśród wysepek na północ od Kanady. Podczas krótkiego polarnego lata nie udało się im uwolnić i odpłynąć. Anglików czeka kolejna polarna zima. Ale nie tylko mróz i nie zapasy żywności, kurczące się wskutek oszukańczych praktyk dostawcy konserw, przysparzają zmartwień kierownictwu ekspedycji. Wokół „Terroru” i „Erebusa” krąży bowiem coś dużo potworniejszego i morderczego, co znienacka atakuje członków marynarzy, potęgując grozę arktycznych ciemności.

HMS „Terror” uwięziony w lodzie, ryc. z 1907 roku.
HMS „Terror” uwięziony w lodzie, ryc. z 1907 roku.

Dan Simmons połączył – znakomicie – pasjonującą rekonstrukcję losów wyprawy odkrywczej z horrorem,

wierne oddanie realiów życia na okrętach Jej Królewskiej Mości z zapierającymi dech w piersiach scenami zmagań z żywiołami i czającym się wśród lodu potworem. Wielkie wrażenie robi plastyczność opisów krajobrazu, samych okrętów, życia codziennego na nich, z nader realistycznymi detalami – dojmującym zimnem, smrodem niemytych ciał i niepranej odzieży, odmrożonych kończyn czy ran. Kto z nas wie, że polarnicy narażeni byli nie tylko na odmrożenia, ale że z powodu silnego mrozu pękały im zęby? Dzięki Simmonsowi dowiadujemy się, jak śpi się na statku w czasie zimy polarnej i jakim luksusem, w porównaniu z nim, jest igloo. A także o ileż lepiej pogardzani przez Anglików Eskimosi przystosowali się do życia w tych ekstremalnych warunkach. „Terror” to jednak nie tylko detale i ciekawostki, to przede wszystkim historia, od której nie można się oderwać, pełna robiących wielkie wrażenie scen o niesamowitym rozmachu, jak pojedynek lodomistrza Blanky’ego z potworem na oblodzonych masztach i wantach, surrealistyczny karnawał i wielki pożar czy masakra Eskimosów.

Ten barwny (choć w naturze raczej czarno-biały i dość mroczny) świat zaludniają pełnokrwiści bohaterowie.

Irlandczyk, komandor Crozier, doświadczony marynarz i uczestnik polarnych wypraw, cyniczny alkoholik, obdarzony na dodatek jakimś szóstym zmysłem. Ma niezwykłą umiejętność kierowania ludźmi, prawdziwy typ przywódcy. Doktor Goodsir, pomocnik lekarza, z początku nieporadny, niecieszący się szacunkiem przełożonych, przechodzi przemianę wewnętrzną i staje się godnym partnerem Croziera i innych oficerów, oddanym i zdecydowanym. Jego dzienniki, pełne ścisłych, niemal naukowych opisów przekazują informacje o stanie zdrowia marynarzy i sytuacji podczas wyprawy. Ciekawe są też liczne postacie drugoplanowe – steward Bridgens, wykształcony i pełen godności; lodomistrz Blankey, pełen chęci życia; Cornelius Hickey, wichrzyciel o niskich instynktach; czy lady Cisza, tajemnicza Eskimoska zamieszkująca na „Terrorze”.

Komandor Francis Crozier.
Komandor Francis Crozier.

Simmons przeplata opowieść o wydarzeniach – zawsze prowadzoną z perspektywy jednego z bohaterów (doktor Goodsir wypowiada się poprzez swój dziennik) z retrospekcjami, dzięki którym poznajemy przeszłość bohaterów i początki wyprawy. Pojawiają się też elementy eskimoskich legend.

Znakomicie pokazany jest strach

narastający od chwili, gdy w tajemniczych okolicznościach zginął pierwszy marynarz – od początkowych prób wmawiania sobie, że padł ofiarą wyjątkowo dużego niedźwiedzia polarnego, do zabobonnego, paraliżującego niemal lęku przed diabelskim złem. Strach przed potworem miał zresztą głębsze podłoże, choć nie wszyscy to sobie uświadamiali. Jak zauważył komandor Crozier:

Diabeł, który próbował ich zabić w tym białym Królestwie Diabła, miał nie tylko postać porośniętego futrem drapieżnika, lecz był wszystkim, co ich otaczało – nieustępliwym zimnem, wszechobecnym lodem, burzami, brakiem jakiejkolwiek zwierzyny, która mogłaby służyć im za pożywienie, górami lodowymi, które wędrowały przez zamarznięte morze, nie zostawiając za sobą nawet skrawka otwartej wody, wałami lodowymi wyrastającymi znienacka z powierzchni paku, tańczącymi gwiazdami, zepsutym i śmierdzącym jedzeniem w puszkach, latem, które nie nadeszło po wiośnie – wszystkim. Potwór z lodu był tylko jednym z wcieleń Diabła, który chciał ich śmierci. I chciał ich cierpienia.

I cierpienia, i zła jest w tej książce pod dostatkiem.

W pojedynku z żywiołami człowiek ma jakieś szanse, gdy jednak dochodzi do tego nieuchwytne monstrum, marynarze są na straconej pozycji. Nie wiemy, jak po 1845 roku przebiegała ekspedycja „Terroru” i „Erebusa”, ale rekonstrukcja dokonana przez Simmonsa nie musi zbytnio odbiegać od prawdy, pomijając lodowego potwora. Ekstremalna sytuacja wywołuje skrajne reakcje: każe mobilizować resztki sił, ujawnia pokłady poświęcenia, zdecydowania, szlachetności, ale odkrywa też najgorsze instynkty, rozbija jedność ekspedycji, osłabia wolę walki. Tragiczny koniec jest niemal pewny.

„Terror” liczy niemal siedemset stron, pochłonąłem je w cztery dni. Powinienem pewnie dodać tu coś o wywołanym lekturą dojmującym uczuciu zimna, ale mnie było naprawdę zimno. Cholernie wiało od morza…

Dan Simmons, Terror, tłum. Janusz Ochab, Vesper 2015.

(Odwiedzono 1 718 razy, 7 razy dziś)

36 komentarzy do “„Diabeł, który chciał ich śmierci” (Dan Simmons, „Terror”)”

  1. Czytałem, czytałem :) Jedna z najmocniejszych zeszłorocznych lektur, aczkolwiek za horrorami nie przepadam. Ale to horror nietypowy, bo przecież 3/4 to treść historyczna (czy też domysł, ale stosunkowo mocno osadzony w historii). Z jednej strony więc powaliła mnie sugestywność tego co realne, ale z drugiej – wątek monstrum, choć dobrze wpisany w świat powieści, obniżył ocenę o pół punktu. Inaczej mówiąc – część historyczna jest bliska wybitności, ale chętniej przeczytałbym „Terror” BEZ tego motywu, a jedynie jako wizję w 100% realistyczną. Trochę też dlatego powstrzymałem się od zakupu pierwszego wydania, ale ilustrowanej reedycji chyba się już nie oprę. Tak czy inaczej bardzo mocna rzecz. Ciekawe jak Agnes przeżyła lekturę, bo w zeszłym roku pisała pod moją recenzją, że horror trochę ją odstrasza, ale ostatnio widziałem że czyta :)

    Odpowiedz
  2. Przeczytałam powyższe, choć nie bardzo lubię czytać recenzji przed napisaniem własnej – ale ta książka wymyka się wszelkim regułom. Byłam ciekawa, co o niej sądzisz.
    Ze zdumieniem zauważyłam, że zamieściłeś cytat dokładnie ten, który sama sobie zaznaczyłam w książce!

    Z lodem i chłodem jestem czytelniczo obeznana (szkliwo pęka w odłamków stos), ale to, co Simmons tam jeszcze wsadził, oszołomiło mnie. Walka lodomistrza z potworem wstrząsnęła mną tak, że musiałam czytać na raty. Odkładałam książkę, czekałam, aż emocje mi opadną i dopiero wtedy czytałam dalej.

    Zakończenie zaś bardzo, bardzo zaskakujące.

    Odpowiedz
    • Czytelniczo arktycznie jestem mało doświadczony. Co do cytatu: to chyba nie ma innego, który by tak oddawał istotę książki:) W przeciwieństwie do Ciebie nie mogłem się oderwać, żadnych przerw bym najchętniej nie robił, ale czasem musiałem spać. Zakończenie faktycznie ciekawe, poczułem się zaskoczony

      Odpowiedz
  3. Nie będę samodzielnie strzępił języka, oddam głos komu innemu :-)
    Przypływ i odpływ biegną tam i z powrotem w nieustającej służbie, przepełnione wspomnieniami o okrętach i ludziach, których niosły ku domowemu wytchnieniu lub ku walkom na morzach. Prądy te znały wszystkich mężów, którymi szczyci się naród, i służyły im wszystkim — od sir Francisa Drake’a do sir Johna Franklina — rycerzom utytułowanym lub nie, wielkim błędnym rycerzom morza. Prądy te dźwigały wszystkie statki, których imiona są jak drogocenne kamienie błyszczące w pomroce wieków, od „Złotej Łani” powracającej z łonem pełnym skarbów — statku, co po odwiedzinach jej królewskiej mości znika z gigantycznej opowieści — aż do „Erebu” i „Terroru”, które puściły się na inne podboje, aby nigdy nie wrócić. Prądy te znały i okręty, i ludzi.
    Tak napisał w „Jądrze ciemności” sam Joseph Conrad.
    Jak widać Dan Simmons zna te same prądy, a Ty poznałeś je także.
    Dzięki za ten wpis. Nie byle jaki wpis, o nie byle jakiej powieści :-)

    Odpowiedz
    • Pewnie jakbym znał ten cytat z Conrada, to bym się nie porwał na pisanie o książce. W każdym razie dzięki za miłe słowo. Nabrałem chęci na inne książki Simmonsa, chyba ma być wznowienie Hyperiona, to się zaopatrzę, bo widzę, że autor utalentowany.

      Odpowiedz
      • Simmonsa warto czytać, zaiste :-)
        Jeżeli jesteś fanem Dickensa to koniecznie powieść Drood, jeżeli nie jesteś to też ;-)
        Tetralogia Hyperion Cantos to tak na oko <magnum opus autora, przynajmniej jeżeli chodzi o science fiction. Szczególnie polecam pierwszą dylogię Hyperion, Upadek Hyperiona.
        Dylogia Hyperion, to wspaniały pokaz możliwości Simmonsa, (To co napiszę dalej to nie spoiler, wiadomości te są w obiegu i pewnie się na nie natknąłeś.) Ja nazywam ją czasami meta science fiction, bo mamy tu przegląd wielu znanych (i nieznanych też ;-)) podgatunków science fiction, połączony z Keatsem i to podwójnie, bo i biografia poety jest wpleciona, i jak pokazują tytuły powieści, także jego poematy. Do tego schemat fabularny pierwszej powieści to ni mniej ni więcej tylko Opowieści kanterberyjskie Chaucera. Każdemu miłośnikowi klasycznej fantastyki (takiemu jak ja) rzuci błyskawicznie się w oczy fakt, że jest tam też głęboki hołd złożony Pieśniom umierającej Ziemi Jacka Vance’a. Resztę odniesień znajdziesz sobie sam :-)
        I co istotne – pomimo tylu zapożyczeń Simmons stworzył wielkie i oryginalne dzieło. To dla niego typowe.
        Jeszcze jedno, na pewno zauważyłeś to w Terrorze, Simmons bardziej niż solidnie przygotowuje się do pisania, jeżeli korzysta z danych historycznych to są one, na ile to możliwe, kompletne i wiarygodne. Obraz wiktoriańskiego Londynu w Drood jest przejmująco prawdziwy. To rzadko spotykane podejście do pisania utworów wcale nie historycznych czy biograficznych.
        Rozpisałem się :-) Cóż nietrudno zgadnąć, że Dan Simmons to jeden z „moich” pisarzy, prawda?

        Odpowiedz
        • No nietrudno zgadnąć :) Dzięki za obszerne przedstawienie, nabieram coraz większej ochoty na resztę jego książek, chociaż trafiłem chyba w dziurę pomiędzy wznowieniami i mogą być problemy z zaopatrzeniem. Ale nie będę ustawał w wysiłkach:)

          Odpowiedz
  4. Jedyny horror jaki przeczytałem, gdyż to nie mój typ książek. Szczerze polecam wszystkim. Bardzo wciąga, tętno przyspieszone ;)

    Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  5. Tego autora czytałam tylko Doodda i Trupią otuchę, obydwie to cegły. Terror zewsząd atakuje mnie pozytywnymi opiniami i muszę się zmobilizować, by po niego sięgnąć, póki jeszcze mam wakacje.

    Odpowiedz
  6. Simmonsa warto przeczytać praktycznie wszystko, zarówno tetralogię Hyperion Cantos, dylogię Ilion-Olimp (wznowienie Ilionu ukaże się 31.08, wznowienie Hyperiona ukaże się 9 września w ramach nowej serii Maga Artefakty, ale tu przed lekturą bezwarunkowo trzeba się zaopatrzyć w pozostałe tomy, chyba że lubisz rwać włosy z głowy w bezsilnej frustracji:), Drood również jest znakomity. Gdybyś chciał dowiedzieć się więcej, pozwolę sobie zalinkować swoje recenzje: http://www.fahrenheit.net.pl/archiwum/f62/06.html (na samym dole), http://ksiazki.wp.pl/rid,5473,tytul,Subtelna-groza-mistrzowskich-niedopowiedzen,recenzja.html?ticaid=1155f3&_ticrsn=5, http://www.fahrenheit.net.pl/archiwum/f52/06.html

    Odpowiedz
  7. To tylko jeszcze podrzucę nową informację – Upadek Hyperiona, drugi tom tetralogii, będzie wznowiony w ramach serii klasyki wydawnictwa Mag o nazwie Artefakty 21 października 2015 r. Niestety druga dylogia, czyli Endymion i Tryumf Endymiona, nie wyjdą w tej serii.

    Odpowiedz
  8. Bardzo podoba mi się Twój blog. Zapraszam Cię na mojego, również o książkach. Oto link: http://ochksiazki.blogspot.com/
    Będę bardzo wdzięczna za jakiekolwiek komentarze i opinie, ponieważ chcę zobaczyć, co sądzi o mojej małej karierze doświadczony bloger.
    Pozdrawiam, Verka. :*

    Odpowiedz
  9. Dostałam to kiedyś od znajomego. Nie wiem dlaczego jakoś tak podchodziłam to tego, jak do jeża. Kiedy już przeczytałam – tym bardziej nie mogłam zrozumieć początkowej niechęci do książki. Po prostu się zakochałam. A mróz w trakcie lektury czułam bardzo dosłownie – zaczęłam to czytać jak chorowałam na anginę i miałam ponad 38 st. gorączki ;-)
    Jakiś czas po lekturze Terroru słuchałam Rumaków Lizypa Kosidowskiego. Tam też było o wyprawie Terroru i Erebusa… i co ciekawe, Kosidowski pisał, że zgodnie z jedną z hipotez późniejszych losów Croziera finał był taki jak w powieści. Oczywiście z pominięciem potwora.

    Odpowiedz
  10. Do przeczytania książki 'Terror’ zachęciły mnie nie tylko recenzje i komentarze, ale także seria Hyperiona w trakcie której jestem. Fantastyczne pióro. Dan Simmons potrafi wciągnąć na długie godziny, podobnie jak Stanisław Lem. Niestety trudno dziś o elektroniczną wersję tej książki, mimo, iż cykl Hyperiona jest dostępny.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.