Dwaj panowie z rozczarowaniem (Katarzyna Czajka, „Dwóch panów z branży”)

Dwóch panów z branży„Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic – zaśmiał się głośno. – To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę…” Ten cytat sam przyszedł mi na myśl, gdy czytałem, jak dwaj przyjaciele, Adam i Marian, Polak i Żyd, w 1909 roku postanowili założyć kino. Finanse mieli mocno ograniczone, kinematografia dopiero raczkowała, całe przedsięwzięcie nosiło znamiona szaleństwa, przynajmniej w opinii statecznych obywateli. Po takim początku podświadomie oczekiwałem osadzonej w środowisku filmowym „Ziemi obiecanej” – historii self-made manów, którzy z właścicieli obskurnego kina w ruderze na warszawskiej Woli stali się właścicielami sieci „teatrów światła” albo potentatami produkującymi najpopularniejsze obrazy z gwiazdorską obsadą. Filmowa pasja Katarzyny Czajki i jej sprawne pióro pozwalały mniemać, że nie są to daremne nadzieje.

Autorka poszła jednak inną drogą.

Historia została opowiedziana w odsłonach – bohaterów spotykamy co kilka lat, dowiadując się, co słychać u nich i co dzieje się w branży. A niestety słychać niewiele, chyba że akurat spali się kino albo rozpocznie strajk: stale te same dyskusje nad repertuarem i brakiem pieniędzy na najlepsze premiery, kłopoty z urzędnikami podatkowymi i kontrolami przeciwpożarowymi, problemy domowe. Daty kolejnych wizyt w kinie Adama i Mariana wyznaczają albo ważne wydarzenia historyczne (wybuch wojny w 1914 roku, narastanie zagrożenia nazizmem i antysemityzmem w latach trzydziestych), albo momenty istotne z punktu widzenia kinomanów (wizyta Poli Negri i Chaplina w Warszawie, pojawienie się kina dźwiękowego, doniesienia o produkcji „Przeminęło z wiatrem”). Robi się z tego mała kronika kinematografii – szkoda tylko, że najciekawszy wątek rozwoju kina w języku jidysz został przewinięty w przyspieszonym tempie. Są, rzecz jasna, sceny ciekawsze, bardziej wyraziste, ale w zasadzie można dojść do wniosku, że właściciele kin mieli dość monotonną pracę.

Tak mogło wyglądać pierwsze kino Adama i Mariana (na fot. kino "Czary" na warszawskiej Woli; źródło)
Tak mogło wyglądać pierwsze kino Adama i Mariana (na fot. kino „Czary” na warszawskiej Woli, 1934 rok; źródło NAC)

Tytułowi panowie z branży to sympatyczni przyjaciele

Adam i Marian, Polak i Żyd; jeden idealista, drugi realista z głową na karku. Teoretycznie powinno między nimi iskrzyć, przynajmniej od czasu do czasu, faktycznie jednak są do siebie bliźniaczo podobni. Kiedy w pewnym momencie książki narratorem przestaje być Adam, a zostaje nim Marian, różnica jest w zasadzie żadna. Co najwyżej trzeba się chwilę zastanowić, którą z bohaterek ma na myśli narrator, gdy mówi „moja żona”. Dużo wyrazistsze są małżonki wspólników: Ada, znana krytyczka filmowa, i Róża, rozsądna żydowska pani domu. Miałem nieodparte wrażenie, że Ada wiele zawdzięcza samej autorce: ta sama namiętność do kina, duża wiedza i krytycyzm. Po pewnej premierze „omówiła cały długi film scena po scenie, wytykając wszystkie jego błędy. Skończyła o czwartej nad ranem […]” (i aż chce się dodać, że „opublikowała na blogu”), a na bankietach zachowywała się tak, jakby stosowała się do poradnika imprezowania Zwierza Popkulturalnego.

Kina płonęły, co nie ominęło też Adama i Mariana (na fot. pożar kina "Gloria" w Warszawie, 1935 rok; źródło NAC).
Kina płonęły, co nie ominęło też Adama i Mariana (na fot. pożar kina „Gloria” w Warszawie, 1935 rok; źródło NAC).

Skoro już mowa o filmowej pasji, to autorka próbowała przemycić do książki

jak najwięcej informacji z dziejów kina.

Zwykle wychodzi to dość sztucznie, jak wtedy, gdy bohaterowie rozmawiają o wynalazcy kolorowej taśmy filmowej, przyszłości kina dźwiękowego czy opowiadają sobie na przykład o realizacji „Przeminęło z wiatrem”. Czasem wzmianki o rozmaitych faktach pozostają jakby zawieszone w próżni: padają nazwy instytucji zajmujących się filmem, ale niewiele więcej się o nich nie dowiadujemy; mowa jest o dławieniu kin podatkami przez władze miejskie i strajkach właścicieli kin, ale traktuje się to jak rzecz oczywistą dla czytelnika i nie wyjaśnia przyczyn postępowania magistratu, podobnie jak wzmianki o bojkocie filmów niemieckich. Wiem, że niekoniecznie jest na to miejsce w powieści, ale są sposoby na przemycenie takich informacji do fabuły, zręczniejsze niż robienie z któregoś z bohaterów ignoranta zmuszonego prosić o wyjaśnienia albo wzajemne odczytywanie sobie gazetowych artykułów. Najchętniej zresztą poczytałbym o tym wszystkim w przystępnie napisanym, wypełnionym na równi faktami i anegdotami zarysie dziejów przedwojennej kinematografii – z odrębnym rozdziałem poświęconym rzecz jasna kinom i ich właścicielom. Ciekawie natomiast w „Dwóch panach z branży” pokazane są związki pomiędzy biznesem a krytykami filmowymi czy mediami w ogóle: Adam zaczyna się interesować Adą głównie dlatego, że dzięki temu wzmianki o jego i Mariana kinie mogą się znaleźć w gazecie jej ojca, a później prosi niekiedy żonę, by w swych recenzjach nie miażdżyła obrazów, które wchodzą na ekran i nie podkopywała frekwencji. Przy okazji opisywania premiery „Pana Tadeusza” (jedna z lepszych partii książki) dostało się adaptacjom klasyków literatury, jak również rozmaitym obrazom „słusznie patriotycznym”, co jest przecież tematem zawsze aktualnym.

Gdy kino się nie paliło, zdarzały się w nim tłumy widzów, jak w warszawskim "Apollo" w 1926 roku (źródło NAC).
Gdy kino się nie paliło, zdarzały się w nim tłumy widzów, jak w warszawskim „Apollo” w 1926 roku (źródło NAC).

„Dwóch panów z branży” do pewnego momentu czyta się z dużym zainteresowaniem, czekając, co też autorka szykuje swoim bohaterom, w jaką intrygę ich wplącze, jakie trudności każe pokonywać, jakie cele im wyznaczy. Kiedy pojmujemy, że nic takiego nie nastąpi,

narasta rozczarowanie.

Cóż z tego, że w powieści są sceny dobre, czasem nawet bardzo dobre, skoro nie składają się w równie dobrą całość? Owszem, książka jest sprawnie napisana, coś kształcącego z niej można wynieść, ale to chyba niedobrze, że nie ruszyły mnie nawet końcowe, w założeniu pewnie dramatyczne rozdziały. Zabrakło przede wszystkim jakiejś fabularnej nici łączącej poszczególne epizody – choćby walki z mniej lub bardziej demonicznym konkurentem czy dążenia do ekspansji na rynku. Pewnie, że to chwyty ograne do bólu, ale przeniesione do środowiska właścicieli kin mogłyby zyskać nieco świeżości. Teraz co najwyżej czasem się uśmiechniemy, czasem ziewniemy, czasem pokiwamy głową nad niezmiennością pewnych zjawisk – i tyle. Liczyłem na więcej.

Katarzyna Czajka, Dwóch panów z branży, Czwarta Strona 2016.

(Odwiedzono 3 532 razy, 2 razy dziś)

24 komentarze do “Dwaj panowie z rozczarowaniem (Katarzyna Czajka, „Dwóch panów z branży”)”

  1. Och. Trochę ostudziłeś mój zapał tą recenzją. Od kiedy tylko usłyszałam, że mój ukochany Zwierz napisał książkę o moim ulubionym dwudziestoleciu międzywojennym (mniej więcej), to cieszyłam się jak dziecko. Ale wciąż mam nadzieję, że w moim przypadku odbiór będzie bardziej pozytywny :)

    Odpowiedz
  2. Czyli fabuła? Szkoda, bo byłem przekonany, że to właśnie popularyzatorski zarys dziejów przedwojennego kina.
    PS. A Twoja książka kiedy? :P

    Odpowiedz
      • Zatem o przedwojennych gwiazdach nadal przyjdzie doczytywać w kobiecej prasie plotkarskiej :P Niestety, zazwyczaj gdy autor chce wkomponować dużą dawkę wiedzy na temat swego konika, wychodzi to w beletrystyce kulawo. Nie pomnę już, jak wielu książkom wytykałem spowalniające akcję wykłady i tyrady. Dość przytoczyć opisy procedur policyjnych u Bondy, czy kazus „Imprimatur” (nie wiem czy łacińskie tytuły się odmienia :P ).

        Odpowiedz
          • Zupełnie nie złośliwie – nie ma co czekać na przewodnik po kinie epoki bo takie już są – polecam bardzo dwa pierwsze tomy Historii Filmu Polskiego – doskonale napisane, ewentualnie z rzeczy wciąż wznawianych – książkę Tadeusza Lubuskiego o kinie w Polsce na przestrzeni lat gdzie ten okres dwudziestolecia jest omówiony bardzo przystępnie i doskonałym językiem. Można też zajrzeć do obszernego oprcowania „Kino Nieme” i „Kino Klsyczne” wydane w wydawnictwie Wrocławskim. Ostatnio wyszło moim zdaniem nieco gorsze opracowanie dotyczące Sfinksa ale też przystępne wielce. Do tego jak się ma po drodze bibliotekę to bardzo polecam 'Od Niewolnicy Zmysłów do Czarnych Diamentów” doskonałe omówienie najważniejszych produkcji kinowych tego okresu. A co do gwiazd to niedawno wyszła bardzo dobra książka o Poli Negrii i wznowienie biografii Bodo. Ciekawy jest też „Bodo wśród Gwiazd który w istocie jest przeglądem ówczesnej sceny filmowej i kabaretowej”. Można też poczytać sobie doskonałe opracowania prof Hendrykowskiej – zwłaszcza jej książka o Smorsarskiej jest doskonała. NIedawno wznowiono Poza Ekranem Zajicka które jest z kolei bardziej historią produkcji filmowej. Ogólnie opracowań popularnych czy przystępnych opracowań o kinie epoki jest tak wiele, że właściwie już nie ma za bardzo czego odkrywać czy porządkować – przynajmniej w zakresie pozycji popularnych. Jak zwykle zalecam się trzymać z dala od pozycji Kopra i pod żadnym pozorem nie sięgać po książkę Wojciecha Kałużyńskiego wydaną w PWN bo to plagiat.

            Wiem, że komentarz może nieco obok, ale jak słyszę że nie ma co czytać to odczuwam przymus informacyjny

            Odpowiedz
            • Nie napisałem, że nie ma co czytać, tylko że taką rzecz przeczytałbym chętnie w Twoim wykonaniu. Raczej wątpię, bym miał ochotę brnąć w wielotomowe opracowania, ale dzięki za podpowiedź. Od Kopra sam z siebie trzymam się z daleka :)

              Odpowiedz
              • Ale te dwa pierwsze tomy są fenomenalnie napisane. Ciekawie i lekko. Wszystkich tomów nie ma sensu czytać bo tam potem wchodzi propaganda. Ale te dwa pierwsze są naprawdę najwyższej próby.

                Odpowiedz
                • Nie mam podstaw, by podważać Twoją rekomendację i wcale tego nie robię. Ale w dalszym ciągu takie dwa tomy to trochę za dużo dla człowieka umiarkowanie zainteresowanego czy początkującego, który chciałby się z grubsza dowiedzieć, w jakich warunkach kręcili „Pani minister tańczy” i „Trędowatą” :) Skoro już nie przewodnik po międzywojennym filmie, to może chociaż wpis o Twoich 10 ulubionych filmach z Dwudziestolecia?

  3. Okrutny! Przez większość recenzji trzymałem się naiwnie swych nadziei, ale zdanie „Kiedy pojmujemy, że nic takiego nie nastąpi, narasta rozczarowanie” pogrzebało je do końca. Właśnie brak jakiegoś spoiwa fabularnego odrzucił mnie od „Śmierć frajerom” Grzegorza Kalinowskiego i to pomimo tego, że akcji tam wiele.

    Nadzieje swe odkładam na bok, gdyż egzemplarz recenzencki czeka. Może, paradoksalnie, niskie oczekiwania pomogą w lekturze.

    Odpowiedz
  4. Serdecznie dziękuję za recenzję :)
    Książka trafiała na moją listę „do przeczytania” (a raczej do kupienia)
    Własnie zauważyłem promocję na ebooka -60% „Dwóch panów z branży” i myślę sobie, ależ jak to? 10 dni po premierze? Czy to nie za szybko? Coś jest na rzeczy i już wiem co.

    Czytając recenzje emocje moje popadały ze skrajności w skrajność. Raz myślałem, że muszę przeczytać następnie, jednak nie. I to nie przeważyło.

    Odpowiedz
  5. Po lekturze książki Blumenfelda o Waszyńskim całkowicie zgadzam się z pierwszym zdaniem Twojej recenzji – w „Człowieku…” padło na wet bardzo podobne stwierdzenie. Do kina ponoć wiele osób się garnęło, bo dużo można było zyskać – rynek był chłonny.

    Odpowiedz
    • Ale wejście w taką nowinkę jak kino, a wcześniej choćby kolej, wymagało pewnej dawki odwagi. W końcu nikt nie wiedział, czy to chwilowa moda, czy coś trwałego i czy przyniesie zyski. To chyba dopiero nieco później wszyscy się zaczęli pchać na potęgę.

      Odpowiedz
  6. W miedzywojniu ponoć już się pchali, tak twierdzi Blumenfeld. Nawet w Polsce w latach 30. raczej sporo filmów powstawało, Waszyńskiemu wyszłaby średnia 3 filmy rocznie.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.