Yong-hye, banalna żona banalnego męża, pod wpływem niepokojących snów rezygnuje z jedzenia mięsa. Wydawać się może, że poza pewną dezorganizacją w kwestii przygotowania domowych posiłków zmiana taka nie jest niczym groźnym dla małżeństwa. Yong-hye niech je sobie warzywa, a Chong może wyskakiwać z pracy na mięsne obiady, zamawiać coś na wynos albo po prostu w towarzystwie żony powściągać swoje mięsożerstwo. Bardziej należałoby się przejąć prześladującymi kobietę snami i pogłębiającym się wychudzeniem.
Chong jada więc, choć niechętnie, warzywne kolacje, niepokoi się stanem Yong-hye, ale chyba bardziej niepokoi i irytuje go to, że przez niezrozumiałe postępowanie żony traci kontrolę nad nią i swoim życiem.
Banalna rutyna legła w gruzach,
uległa kobieta nagle poważyła się na zmianę nieakceptowaną przez mężczyznę i nieskonsultowaną z nim. Nową Yong-hye mąż oskarża o egocentryzm i ściąganie mu na głowę kłopotów, bo pamięta dziwne spojrzenia i uwagi gospodarzy i gości na firmowej kolacji. Próbuje odzyskać panowanie: pewnej nocy gwałci żonę, a w czasie rodzinnego obiadu tak nastawia przeciwko niej rodziców, że dochodzi do obrzydliwej sceny wmuszania mięsa w Yong-hye.
Czy decyzja o rezygnacji z mięsa to przejaw emancypacji Yong-hye, świadomie wprowadzona zmiana, czy też instynktowna reakcja na senne koszmary? Może pierwszy przejaw zaburzeń psychicznych? Może po trosze wszystko? Sama bohaterka stwierdza:
„Jadłam za dużo mięsa. To dusze zabitych istot gromadzą się we mnie.
Bez wątpienia. Mięso zostało przetrawione i rozproszyło się po moim ciele, a resztki wydaliłam, ale dusze martwych istot gromadzą się w mojej piersi”. Kobieta pragnie „uwolnić się od tej bolesnej masy”, choć uważa, że to beznadziejne.
Narratorem pierwszej części książki jest Chong, dalsze wydarzenia poznajemy z opowieści szwagra i siostry Yong-hye. Okazuje się, że przemiana Yong-hye miała destrukcyjny wpływ również na ich życie. Nie dlatego, że sama jej decyzja była zła, ale dlatego, że uruchomiła ciąg wypadków obnażających chore stosunki panujące zarówno w rodzinie – czego przejawem jest brutalna scena rodzinnego obiadu i próby narzucania Yong-hye woli mężczyzn – jak i w małżeństwie In-hye, jej siostry, żony awangardowego artysty, który może swobodnie tworzyć dzięki poświęceniu In-hye.
Opisywani przez Han Kang mężczyźni chcą dominować, choć są słabi:
taki jest ojciec Yong-hye i In-hye, taki jest Chong. Miejsce żony jest w kuchni i w łóżku; wszelkie odejście od rutyny odbierane jest jak próba podważenia męskiego autorytetu. Mąż In-hye jest tak skupiony na sobie, że nie dostrzega poświęceń żony, która prowadzi własną firmę, zajmuje się dzieckiem i domem, byle ukochany mógł w spokoju tworzyć. Postacie kobiece są dużo ciekawsze: Yong-hye pozostaje dla nas do końca zagadką, której postępowanie można rozmaicie tłumaczyć. Przez całą książkę oglądamy ją oczami innych – niby tę samą, ale w każdej z trzech części nieco odmienną, zależnie od tego, na co zwraca uwagę narrator. Wiemy o niej tyle, ile wiedzą narratorzy; widzimy tyle, ile oni potrafią dostrzec. Jej własne losy pozostają zawsze nieco w tle; można odnieść wrażenie, że autorka stworzyła ją po to, by jej osoba oddziaływała na innych, pozwalając odkryć, jacy są naprawdę. In-hye jest zupełnie inna niż siostra – to rzutka właścicielka firmy, odpowiedzialna, pracowita, poświęcająca się dla rodziny: najpierw opiekowała się siostrą, potem mężem i swoim dzieckiem. Wcześnie się usamodzielniła i do wszystkiego doszła sama. Ma silny charakter, wydaje się, że da sobie radę ze wszystkimi trudnościami, a jednak i ją przerosły problemy, którymi nie miała się z kim podzielić. Żyła niespełniona, nie dla siebie, „jej przepełnione zmęczeniem życie to jedynie iluzja albo marna rola w teatrze cieni”. Ona jednak, w przeciwieństwie do siostry, nie ucieknie w chorobę czy śmierć. Takie osoby jak ona zostają, by posprzątać po tych, którzy rwali ku wolności, nie bacząc na innych. Będzie trwać, głównie dla ukochanego dziecka, ale może również – kto wie – w końcu i dla siebie.
„Wegetarianka” to książka o dążeniu do wolności:
Yong-hye pragnie uwolnić się od niepokojących snów, jej szwagier chce uwolnić tkwiącą w nim artystyczną wizję, a jej siostra chciałaby uwolnić się od swojego zmęczenia i zacząć żyć naprawdę. Realizując te pragnienia, Yong-hye wkracza na drogę ku autodestrukcji, artysta zaś niszczy swoją rodzinę. In-hye bardzo długo w ogóle nie uświadamia sobie swojego pragnienia, tak mocno je zdławiła. Na przykładzie bohaterów powieści nasuwa się więc pytanie, czy takie dążenia nie są zawsze skazane na niepowodzenie, szczególnie jeśli w ich realizacji nie liczymy się z innymi i nie mamy ich wsparcia. Na to pytanie autorka nie udziela odpowiedzi; tak samo zresztą, jak nie ocenia swych bohaterów i nie narzuca swojej interpretacji wydarzeń – z tym czytelnik musi uporać się sam. I warto ten trud podjąć.
Han Kang, Wegetarianka, tłum. Justyna Najbar-Miller i Choi Jeong In, Kwiaty Orientu 2014.
Mam nadzieję, że książka jest równie dobra jak Twój tekst o niej :D Z chęcią przeczytam o próbie wyplątania się z sieci zależności, czy nawet uzależnień. Bo, nie oszukujmy się, sami tłamsimy w sobie chęci zmian ze względu na innych i czasem nawet próba małego kroczku w bok okazuje się ogromnym wysiłkiem, niejednokrotnie skazanym na niepowodzenie. Ciekawy temat.
Książka jest lepsza, bo bardziej wielowymiarowa i niejednoznaczna, ale dzięki za dobre słowo. Zmiany to w ogóle temat delikatny, a Wegetarianka pokazuje je w wersji ekstremalnej, z ekstremalnymi skutkami.
To może nie czytać, bo wtedy już wszelka myśl o nawet drobnych zmianach pójdzie w …, jak to mówił Siara w drugim Killerze? :P A przecież dobre zmiany są pożądane :P
Dobre zmiany zawsze w cenie, a w książce zmiany niekoniecznie są pozytywne.
Czyli schabowy będzie się mógł ostać w menu?
Oczywiście. I może nawet nie musi to być schabowy z soi :)
Przymierzam się i przymierzam do tej książki, może wiosną, w sezonie nowalijek, będę miała większą motywację. Ostatni akapit Twojej recenzji jest wyjątkowo obiecujący dla lektury.;)
Wiosna pomoże złagodzić ogólnie przygnębiające wrażenie po tej książce, być może zagryzanie jej rzodkiewkami również pomoże :) Ja czytałem bodajże w lutym, więc jeszcze mnie szarość za oknem dobijała.
Obyś miał rację.;)
Nie spróbujesz, to się nie dowiesz :)
Swego czasu dziwiłem się, że w firmach zatrudnia się specjalistów od „zarządzania zmianą”, ale w obecnej pracy przekonałem się, jak ważna to umiejętność i jak trudno z wyczuciem przebijać się przez czyjeś przyzwyczajenia. Ale to tak na marginesie. Swego czasu „Wegetarianka” była wysoko na liście książek do potencjalnego zamówienia u znajomego mieszkającego w Anglii i widzę, że powinna była tam pozostać. Miło też zobaczyć, że powieść nagradzana trzyma poziom.
Ale wiesz, że zarządzanie zmianą zwykle oznacza kolesia, który wręcza wymówienia? :P Książkę można jeszcze kupić po polsku, tłumaczenie jest dobre, więc nie trzeba w lengłydżach czytać. Też się zdziwiłem, że nagrodzona, a dobra, to nie jest częste.
Muszę ją mieć. Zaintrygowała mnie bardzo. Bardzo fajny tekst, który czyta się jednym tchem :)
Dzięki. A książkę oczywiście polecam.