W luksusach i na śmietniku (Michał Witkowski, „Fynf und cfancyś”)

Michał Witkowski

Dianka – a właściwie Milan – pochodzi ze Słowacji, ma 16 lat i jest prześliczny niczym „paź z kreskówki dla grzecznych dzieci”. Idealne warunki, by podbić Wiedeń pełen napalonych facetów. A jednak Dianka zaprzepaszcza szansę za szansą, w przeciwieństwie do Polaka Michała, hojnie obdarzonego przez naturę nie tylko tytułowym „fynf und cfancyś”, ale i życiowym sprytem. Im gorzej wiedzie się Słowakowi, tym lepiej ma się Polak. Ich drogi przecinają się w Wiedniu, Monachium, Zurychu. Pierwszego prostytucja rzuca na dno, drugiemu pozwala korzystać z życia i błyszczeć, choćby przelotnie.

Dianka, ze swoją wschodnią rozlazłością, jak zdiagnozował Michał, nie nadawała się do zawodu. Tkwiąca w niej „żena lenywa” skutecznie uniemożliwiała karierę, wykorzystywanie nadarzających się okazji zarobku, zostanie stałą utrzymanką. Nie pomagały rady obrotnego Michaśki, Dianka doświadczała na własnej skórze najciemniejszych stron prostytucji, z przemocą, głodem i bezdomnością włącznie. Polak wiele razy jej pomagał radami czy nawet pieniędzmi, ale w końcu dał sobie spokój; trzeba troszczyć się o siebie, a nie o kogoś, kto marnuje potencjał własny i cudzą życzliwość. On sam pracował z determinacją, metodycznie, wykorzystując psychologiczne podejście, starał się i zbierał tego owoce. Wypracował sobie dwanaście cynicznych przykazań, które miały doprowadzić go do sukcesu: wejścia na „jacht życia” jakiegoś bogacza, i trzymał się ich konsekwentnie. Mimo to jego życie nie było bardziej godne zazdrości niż życie Dianki: nie chodził brudny i głodny, ale skupiony na pieniądzach i blichtrze, na imponowaniu innym ciuchami i gadżetami wcale nie był lepszy, choć napawał się tymi materialnymi oznakami pozycji. Gdzieś za tym wszystkim czaiła się, tłumiona ze wszystkich sił, świadomość, że jeśli się odpowiednio szybko nie ustawi, to po przeminięciu pierwszej młodości też znajdzie się na życiowym śmietniku, bo spaść z samej góry nie jest trudno:

[…] cały Zachód jest jak elektryczne wesołe miasteczko podłączone do prądu. Tak samo migające światełkami, bez względu na to, czy się weselisz, czy właśnie zdychasz w metrze […]. Idealnie obojętne. Zawsze wesołe. Zawsze dla bogatych, inni nie istnieją. Dopóki się nie wyciągnie wtyczki z kontaktu.

„Fynf und cfancyś” to rozwinięte do rozmiarów powieści opowiadanie z „Lubiewa”. W tamtym tomie należało do najciekawszych i wyróżniało się miejscem akcji: nie pikieta w parku i obskurne szalety, ale Wiedeń, zachodni luksus pachnący cytrynowym odświeżaczem, obietnica wygód i lepszego życia. Witkowski rozbudował losy Dianki i Michaśki o kolejne epizody, przerzucając ich z Austrii do Niemiec i Szwajcarii. Bohaterów nic nie łączy, poza okazjonalnymi spotkaniami, podczas których Polak próbuje ustawić życiowo niezaradną Diankę, aż w końcu i ta wątła nić się przerywa. Doświadczenia obu postaci robią się w pewnym momencie dość powtarzalne i nieco nużące: kolejne kopniaki spadające na Diankę nie robią już wrażenia, sukcesy, mądrości i przechwałki Michaśki męczą. Szczęśliwie tu i ówdzie Michał Witkowski pokazał się z najlepszej strony: opowiadając o „Tabasco love story” czy narkomanach w Zurychu. Ciekawe (choć mniej więcej do drugiego powtórzenia) są rozważania o klientach prostytutek i właściwym do nich podejściu czy analizy szwajcarskiego społeczeństwa, które z jednej strony hoduje ludzi sukcesu – a ci, z braku czasu na życie osobiste, korzystają z płatnej miłości – z drugiej zaś nieudaczników lądujących wśród narkomanów w zurychskim parku.

Michał Witkowski, Fynf und cfancyś, Znak 2015.

O książce pisali też Buksy i Krytycznym okiem.

(Odwiedzono 584 razy, 3 razy dziś)

18 komentarzy do “W luksusach i na śmietniku (Michał Witkowski, „Fynf und cfancyś”)”

  1. Książka absolutnie nie dla mnie, choć muszę przyznać, iż mocno zaintrygowało mnie to, iż jednym z bohaterów jest Słowak. Trochę przyznam jestem ciekawa czy od Dianka będzie można „poczuć” Słowaka pełną gębą, czy raczej są o nim tylko jakieś wstawki, po których ciężko cokolwiek powiedzieć co do narodowości tej lenivej ženy.

    P.S. Mam nadzieję, że ta „żena lenywa” to cytat z książki specjalnie tak napisany, bo mnie aż oczy zabolały.;)

    Odpowiedz
    • Tak, to cytat. Bohaterowie posługują się takim fonetycznie zapisywanym żargonem polsko-słowacko-niemiecko-angielskim.
      Pojęcia nie mam, co można poczuć od Słowaka, ale nie wydaje mi się, żeby Dianka była jakimś typowym przedstawicielem swojego narodu. Są w książce drobne migawki z Bratysławy w retrospekcjach, jakieś wzmianki o słowackich Cyganach i chyba tyle.

      Odpowiedz
  2. Słowacy wbrew pozorom to dość specyficzny naród szczególnie ludzie z Bratysławy. Po dwóch rokach zdążyłam już się nauczyć rozróżniać tych ze stolicy (nie mówię o tutejszych słoikach), a tych z „dediny”. :D

    Odpowiedz
  3. Właśnie ta powtarzalność trochę mnie zniechęca, bo ile można czytać o dolach i niedolach męskich prostytutek, zwłaszcza opisanych tym samym stylem.;( Ale nic to, mam jeszcze Drwala, no i mignęła mi okładka nowej powieści MW. A Lubiewo do dzisiaj b. dobrze wspominam, chwytało miejscami za gardło.

    Odpowiedz
    • Zawsze można przekartkować, ale chyba nie o to chodzi. Być może jak się rozłoży tę książkę na raty, to jest lepiej, ale przy czytaniu jednym ciągiem pod koniec miałem trochę dość. Lubiewo zdecydowanie bezkonkurencyjne na razie. Streszczenie Wymazanych nie wygląda zachęcająco, pachnie mi nową wersją Barbary.

      Odpowiedz
  4. A mnie się podobało bardziej od Lubiewo choć nie aż tak jak Drwal i Barbara.Niedole Dianki noże i robią się jenostajne, za to te stanowiace niby tło portreciki nacji zachodu nie mogą się znudzić ?

    Odpowiedz
    • To mamy dokładnie odwrotnie, Lubiewo jest mistrzowskie, bo bardziej różnorodne i język jest bogatszy. A portreciki nacji zachodnich, owszem, świetne, ale tak mniej więcej do szóstego :D Potem jednak się robi monotonnie. O braku pomysłu na finał nie wspomnę.

      Odpowiedz
  5. „(…) mądrości i przechwałki Michaśki męczą.”, więc postoi sobie jeszcze książka na półce, postoi. Póki co „Beksińscy. Portret podwójny.”, bo trochę mnie znużyły niedole nastolatków w czytanych YA :)

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.