Za chlebem (Martin Pollack, „Cesarz Ameryki”)


Nędza w Galicji w XIX wieku była wręcz przysłowiowa. „Każdy Galicjanin pracuje za pół człowieka, a je za ćwierć”, pisał publicysta Stanisław Szczepanowski. Mężczyzna w tym regionie żył średnio 27 lat, podczas gdy Czech 33 lata, a Anglik nawet 40. Nic więc dziwnego, że tysiące mieszkańców zacofanego zakątka Austro-Węgier szukały lepszego losu z dala od domu, w miejscach, gdzie brakowało rąk do pracy w przemyśle i gdzie było dość ziemi dla tych, którzy chcieli ją uprawiać.


Za chlebem

Jak ten exodus przebiegał? Jak niepiśmienni w większości poszukiwacze lepszego życia dawali sobie radę z formalnościami? Jak ludzie, których horyzont geograficzny ograniczał się do rodzinnej wioski i najbliższego miasteczka, pokonywali niewyobrażalne dla siebie odległości? Jak odnajdywali się w obcym kraju, którego języka nie znali? Czy dostawali to, po co ruszali w świat – pracę, ziemię, dobrobyt? Martin Pollack próbuje odpowiedzieć na te pytania, sięgając po rozmaite źródła: doniesienia prasowe, wspomnienia, listy, akta policyjne i sądowe, statystyki. Wychodzi od katastrofalnej sytuacji Galicji, by wskazać czynniki, które napędzały emigrację: przeludnienie, nadmiar rąk do pracy, głód ziemi, ale też antysemityzm (w latach 1881–1910 Galicję opuściła aż jedna czwarta tamtejszych Żydów). Za oceanem większość niewykwalifikowanych imigrantów czekał los taniej siły roboczej, często łamistrajków, i warunki życia nawet gorsze niż w domu. Oczywiście byli też tacy, którym się powiodło; Pollack wskazuje na przykład na chłopów, którzy wielokrotnie kursowali między Galicją a Ameryką. Dorabiali się nieco, wracali do domu, inwestowali w gospodarstwo, by za parę lat znowu wyruszyć na zarobek, tym razem już z podrośniętym synem.

Wielka przeprawa

Zanim jednak zakosztowali gorzkiego chleba za oceanem, czekała ich wielka przeprawa. Po ich rodzinnych wsiach krążyli specjalni naganiacze, którzy roztaczali przed chłopami wizje dobrobytu: „W Ameryce noc jest lepsza niż tutaj dzień, mawiało się w Galicji” – wielu więc wyskrobywało ostatni grosz albo sprzedawało ojcowiznę, by pokryć koszta podróży w zatłoczonej ładowni i słone prowizje pokątnych pośredników. Funkcjonowały całe przestępcze siatki zajmujące się szmuglowaniem ludzi z Galicji z pomocą skorumpowanych urzędników i policjantów – skalę tego procederu pokazał wielki proces wadowicki w 1888 roku. Częścią lukratywnego biznesu był też handel żywym towarem – sprzedawanie dziewcząt do domów publicznych; do odbiorców „smyrneńskich dywanów”, jak nazywano najładniejsze ofiary, należały między innymi zamtuzy Konstantynopola czy Argentyny (na marginesie, z zebranych przez Pollacka materiałów na ten temat pełną garścią zaczerpnęła Maryla Szymiczkowa, pisząc brawurową „Rozdartą zasłonę”).

Embarras de richesse

„Cesarz Ameryki” miał być dla mnie uzupełnieniem „Wyspy klucz” Małgorzaty Szejnert, książką pokazującą losy emigrantów, zanim dotarli do Nowego Jorku. I nie zaprzeczę, pokazał je. Zrobił to barwnym stylem, obficie cytując najrozmaitsze źródła (dodatkowy plus za znakomite zdjęcia), a jednak w sposób dalece mnie niesatysfakcjonujący. Nie dlatego, że autorowi zabrakło materiału czy wiedzy – tu naprawdę nie można narzekać, ale przede wszystkim dlatego, że zabrakło mu pomysłu na uporządkowanie ogromu źródeł i kwestii, że nie umiał się ograniczyć i zrezygnować z części problemów, by inne pokazać dogłębniej. Na tle precyzyjnie skonstruowanej książki Szejnert „Cesarz Ameryki” wygląda trochę na skupisko przypadkowych wątków: albo traktowanych niezwykle obszernie, by nie rzec – rozwlekle (proces wadowicki), albo z kolei omawianych pobieżnie (emigracja do Brazylii, ledwie zasygnalizowana Argentyna, wątek emigracji do Rosji). Oczywiście należy wziąć poprawkę na to, że niewiele tekstów mogłoby dorównać „Wyspie klucz”, ale nawet nieczytany bezpośrednio po niej reportaż Pollacka uznałbym za (szczególnie w drugiej połowie) rozczarowujący.

PS Licznik pokazuje, że jest to pięćsetny wpis na blogu. Korzystam więc z okazji, by podziękować wszystkim, którzy czytają, komentują, chwalą, krytykują, polecają i odradzają kolejne książki: bez Was już dawno by mi się odechciało!

Martin Pollack, Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji, tłum. Karolina Niedenthal, Czarne 2011.

 

(Odwiedzono 748 razy, 1 razy dziś)

20 komentarzy do “Za chlebem (Martin Pollack, „Cesarz Ameryki”)”

  1. Mnie również bardzo podobały się „Wyspa klucz” i „Rozdarta zasłona”, może i po Pollacka kiedyś sięgnę. Takie książki uzupełniają nieco lukę w rozumieniu i nauczaniu historii naszego kraju. O nędzy i poniżeniu zdecydowanej większości osób zamieszkujących tereny poprzednich Rzeczpospolitych wciąż mówi się zdecydowanie zbyt rzadko. Czekam na powstanie Muzeum Historii Chłopów Polskich z prawdziwego zdarzenia.

    A poza tym oczywiście gratuluję „rocznicy” i życzę mnóstwa kolejnych interesujących lektur i wpisów;).

    Odpowiedz
  2. No właśnie, jak ci biedni, niepiśmienni chłopi byli w stanie popłynąć aż za ocean – też się często nad tym zastanawiałam. Bardzo ciekawie pokazuje to Muzeum Emigracji w Gdyni.
    Mimo Twoich zastrzeżeń do książki czuję się uspokojona, bo wydawało mi się, że to rzecz przede wszystkim o handlu dziewczętami.

    Poproszę o kolejne 500, choć wiem, że to może być trudne.;)

    Odpowiedz
  3. Bardzo interesujący temat. Pollacka znam tylko z książek rozliczeniowych na temat rodzącego się niemieckiego nacjonalizmu i relacji pisarza z ojcem („Ojcobójca”, „Śmierć w bunkrze”) i jego styl mnie zachwycił. Myślę, że po „Cesarza Ameryki” kiedyś sięgnę, a równolegle po „Wyspę klucz” Małgorzaty Szejnert. Super będzie je porównać, tak jak Ty to zrobiłeś.

    Odpowiedz
  4. Temat opisany w książce. Porusza dwie ważne kwestię – historię „zwykłych” (biednych ludzi, nie dorobkiewiczów) mieszkańców Austro-Węgier. Często tragiczną, borykającą się z głodem, chorobami czy nawet śmiercią oraz psychologiczną – jak w dawnych czasach ludzie postrzegali swój los i co byli w stanie zrobić, aby go poprawić. Jak ciężko było dostać się do „wymarzonej” Ameryki, aby poprawić swój los.
    Bardzo ciekawa recenzja.

    Odpowiedz
  5. Bez kozery pińcet… No ładnie.

    A tak ciekawości początkiem powodowanej – czy inne regiony zaborcze „cieszyły się” podobną biedą czy to Galicja była tu wyjątkowa? Czy może terenów byłopolskich to nie dotyczyło?

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.