Jeśli dziś piąty stycznia, to mamy urodziny. Blogowe. Ósme. Dziękuję wszystkim, którzy znajdowali czas i chęci, by tu czasem wpaść, poczytać, a nawet skomentować (ze szczególnym uwzględnieniem czempiona komentarzy, Bazyla). Zapraszam na tradycyjne podsumowanie minionego roku i skromną przekąskę. Nie będzie długo, obiecuję.
Poczytane, nienapisane
Rok wyraźnie podzielił się na dwie połowy: pierwsza była obfita czytelniczo, a i na blogu regularnie pojawiało się po pięć tekstów miesięcznie. Niestety od lipca było już tylko gorzej z pisaniem, a na dodatek nie znalazłem sił, by przedstawić kilka najlepszych książek, jakie przeczytałem. Wciąż mam nadzieję, że to nadrobię i nie wpadnę w kolejne opóźnienia. Nie będę jednak składał żadnych noworocznych obietnic i do niczego się zobowiązywał, żeby znowu nie było mi przykro, gdyby życie miało inne plany.
Książki roku
W przeciwieństwie do wielu poprzednich lat w zeszłym roku czołówka uformowała się bardzo wyraźnie i nie miałem żadnych problemów z wyborem. Tak więc:
Miejsce piąte: niezwykły portret kobiety i studium miłości do mężczyzny, który na uczucie nie zasłużył. Do tego drobiazgowo przedstawiony obraz życia z patologicznym skąpcem, czyli „Eugenia Grandet” Honoriusza Balzaka.
Miejsce czwarte: trudy życia i pracy rybaków na Nowej Fundlandii w mrocznej i dusznej powieści Michaela Crummeya. W „Dostatku” przenika się realne z nierzeczywistym, a w splątanych historiach rodzinnych główną rolę odgrywają silne, mądre kobiety.
Miejsce trzecie: kolejna historia rodzinna, tym razem nie zza oceanu, ale zza Sanu – złożone losy polsko-ukraińsko-żydowskiego współegzystowania na ziemi, gdzie brutalne spazmy historii łączyły i niszczyły ludzi, pozostawiając jedynie „barwne okruchy szkiełek”, z których Kalman Segal próbuje złożyć obraz przeszłości. Wznowienie „Śmierci archiwariusza” przywraca nam pisarza skazanego niesłusznie na zapomnienie, wielkiego mistrza słowa.
Miejsce drugie: wielki, precyzyjnie skonstruowany fresk historyczny pokazujący historię i funkcjonowanie bramy wjazdowej do Stanów Zjednoczonych – stacji imigracyjnej na Ellis Island w Nowym Jorku. W tej wieży Babel dla wielu rozpoczynało się nowe życie, dla wielu była ona jednak kresem marzeń o poprawie losu, gdy urzędnik nie pozwalał na wjazd do upragnionego raju. „Wyspa klucz” Małgorzaty Szejnert ma tylko jedną wadę: jest za krótka.
Miejsce pierwsze: powieść, która pochłonęła mnie od pierwszej strony, zachwyciła i fascynowała swym rozmachem i niespieszną narracją. Historia kowbojów pędzących stado bydła z północy na południe nie jest klasycznym westernem; przybrana w kowbojskie kapelusze jest opowieścią uniwersalną o przyjaźni, lojalności, współpracy, zmaganiu z codziennymi trudami, szukaniu miłości, swojego miejsca w życiu, samotności i przemijaniu. Na okładce „Na południe od Brazos” Larry’ego McMurtry’ego napisano, że to powieść bez wad. I tak faktycznie jest. (Chociaż dostrzegam jedną wadę w pięknej edycji: świetne posłowie Michała Stanka mówi o książce wszystko, co sam chciałbym powiedzieć, nic dziwnego, że dotąd nie znalazłem żadnego pomysłu na wpis).
Bufet się otwiera
A po części oficjalnej zapraszam do bufetu na skromne przekąski i kuluarowe rozmowy.
Tradycyjny bar na zapleczu otworzy się wieczorem…
Jak wieczorem? Co to, goście nie Anglicy, a już po obiedzie! :P Po pierwsze, dzięki za namiar na Szejnert, świetna książka, nabyłem na własność :) Po drugie, wiesz że z tymi komentarzami to układ wiązany? Ja u Ciebie, Ty u mnie i tak sobie radzimy w czasach, gdy na komentarzowym bezrybiu… Ale ja tu gadu gadu, a w gardle zaschło. Wyciągajże acan okowity :D
PS. Stu lat blogowania z nieustającą przyjemnością, oczywiście :D
Przychodzisz na tę imprezę ósmy raz i nie wiesz, że trzeba od razu tam za kotarkę po lewej? :D Układ nie układ, jesteś czempionem komentarzy i tyle, mam wyliczone przez worpressa co do sztuki, ile natrzaskałeś :) I dziękuję oczywiście, ale blogi sto lat nie pociągną.
Bo po ośmiu latach wciąż zachodzę w głowę po kiego ta kotarka :) Czempion komentarzy, to brzmi dumnie. Fajniejszy byłby tylko „Czempion merytorycznych komentarzy”, ale tu akurat próżne nadzieje :P No i blogi, to może i pociągną … :D
Kotarka z przyzwyczajenia, czasem małoletni zaglądają po bryk do jakiejś lektury szkolnej :D Musimy liczyć na to, że nam obu liczba wzajemnych komentarzy przejdzie w jakość i merytorykę. Możemy się w sumie postarać bardziej :P
Możemy, ale w zasadzie po co? Nie wiesz, że najtrwalsze są prowizorki :D Poza tym ja jestem prosty chłopek, a z, hmm, erudyty nie ukręcisz :P
Sam się dopominasz, ja tylko wychodzę naprzeciw zapotrzebowaniu :D
To że napisałem, że są tytuły fajniejsze, nie znaczy że moje ambicje sięgają tak daleko :P Najczęstszy bywalec zakątka za kotarką, będzie w sam raz i na miarę moich możliwości :D
Ok, to to się rozgość :)
I słusznie, bez presji ;). Dobrze, że przypominasz o „Na południe od Brazos”, tak sobie u mnie leży na półce, od czasu do czasu zerkam na nie z przyjemnością, ale trzeba w końcu przestać zerkać i przeczytać. A bufet jak zwykle wygląda bardziej niż zachęcająco :). Wszystkiego dobrego urodzinowo! Tego najważniejszego, frajdy z blogowania.
Będę wytrwale zachęcał do Brazos, u mnie też się nastało, a mogłem dużo wcześniej się napawać. Objętościowo wygląda przerażająco, ale jak już wessie, to się czyta i czyta. Dziękuję za życzenia :)
Ja po pracy wiec mogę się częstować nie tylko przekąskami ;) Kolejnych ośmiu i więcej, chęci pisania i czytania. Serdeczności
Dziękuję uprzejmie, choć z opóźnieniem, bo komentarz wpadł w niewłaściwą przegródkę :)
No bardzo piękny ten bufet, naprawdę, a i top fajf imponujący. Od ośmiu lat to ja tu nie zaglądam (jak szybko liczę, to chyba od sześciu), ale przez ten długi czas strasznie wiele się zmieniło. Tak czy siak: trwasz, a to już coś. I tego się trzymaj!
A teraz pozwól, że myknę za kotarkę, do czempiona:D
Sześć to też ładny wynik, zaliczasz się do weteranów, bez obrazy, razem z kolegą czempionem. Za kotarką jest dla Ciebie fotelik i to wino, co to je lubisz :D Za życzenia, rzecz jasna, dziękuję serdecznie.
Fotelik dla weteranki, urocze, doprawdy. Na szczęście lotność umysłu już nie ta, więc zanim skojarzę i – oby nie! – się obrażę sięgnę po tę omszałą butelczynę. Twoje zdrowie!
PS. Czempion strasznie rży. Coś Ty mu tam postawił?
PS.PS. Nawet bym to Na południe od Brazos kupiła, ale dojrzałam, jakie to grube. Rany boskie, toż to przygnieść może. Naprawdę warto???
Fotelik dla honorowego gościa, zanim Ci ten umysł podpowie inną wersję :P Czempion rży, bo ma dobry humor, jego pytaj :P
A Brazos warto. Może poszukaj w bibliotece poręczniejszej wersji dwutomowej, mniejsze ryzykow przygniecenia.
Wino dobre, umysł unieszkodliwiony. Gorzej z czempionem, ale czuję, że się dogadamy:P
Brazos w wersji starej nie ma tych wszystkich ekstrasów, co to niby są w tej nowej wersji za milion monet, muszę przemyśleć.
Kusi mnie jeszcze ten „Dostatek” i widzę, że nie tylko mnie, bo w mojej ulubionej filii wisi jako wypożyczona z datą zwrotu 13 kwietnia 2017:)
Esktrasy to mapka, zdjęcia (zaiste znakomite) i posłowie, też dobre. Plus duży druk. Decyzja należy do Ciebie :) Inne Crummeye też ponoć niezłe, może uda Ci się upolować.
Czempion rży, bo się okazało, że do zapasów zza kotarki trzeba mieć końskie zdrowie :P A Brazos czytałem w dwu tomach i sobie chwaliłem, ale ja mam cierpliwość do druku roboczo nazwanego „jak usrał”, czyli drobno i gęsto, bo tak mi coś świta :)
To ja jako weteranka poprzestanę może na mojej omszałej butelczynie, aby te urodziny nie były ostatnimi, które tak tu hucznie świętujemy:P
I dzięki za tę cenną uwagę na temat druku – weszłam już w ten czas w życiu, w którym zaczyna się rozumieć po co swego czasu stworzono serię czytelniczą „wielkie litery”…
No przepraszam, ósme urodziny obchodzi się raz, to będzie na bogato :)
Ósme można raz, ale trzeba się oszczędzać, by można było obchodzić i dziewiąte…
No wiesz! Jestem co prawda panem w średnim wieku, ale zamierzam obejść i piętnaste :P
Ty może dasz radę, bo póki co polewasz wyłącznie gościom. Ale dobrze, dobrze, bloguj nam jeszcze dłuuuugo i nieeeech mu gwiaaaaazdkaaaaaa…
Żeby nie było, że wpadłam tylko się najeść i przy okazji za kotarkę na herbatkę z prądem w kubku z reprodukcją Van Gogha (w jednej z pierwszych naszych blogowych wymian komentarzy jeszcze w Płaszczu zabójcy – co mi przypomina, że zapomniałam o Płaszczu- umnkął w którymś zaniku ulubionych blogów) proponowałeś mi herbatkę w takimże kubku. Mam nadzieję, że się nie zbił. No popatrz, a zaczęłam, że ja to niby nie na bufet wpadłam, tylko na dyskusję o literaturze i wyszło … coś tam z worka. Albo skleroza. Z twojej top listy najlepszych tegorocznych odkryć czytałam jedynie Balzaca Eugenię Grandet. Nie opisałam od razu, a teraz musiałabym wracać. Jedyne, co pamiętam to pozytywne wrażenia. A wracając do bufetu (niby, że odeszłam od niego) to z roku na rok coraz bardziej obfity mam wrażenie. Albo też ja już coraz mniej mogę, dlatego takim mi się wydaje).
Za kotarką jest kredensik, w kredensiku powinny być kubeczki, ten z van Goghiem też. On przetrwał, Płaszcz nie przetrwał, nie mam siły go reanimować :( I dziękuję za wizytę :)
To zaczyna wyglądać na jakiś zlot nekromantów, normalnie:D W sumie to fajnie, że Zacofany ma dziś urodziny, można się spotkać w jednym miejscu!
A Płaszcza szkoda, jednak ze wstydem przyznaję, że nie pamiętam kiedy tam ostatnio zaglądałam.
Ostatni wpis był bodajże w maju, więc nie bardzo jest tam po co zaglądać. Nie wiem, może mi się w życiu przeluźni, to pomyślę o reaktywacji, ale na razie się nie zanosi.
No, ja to tam chyba ostatni raz byłam ze dwa maje temu:( Ale być może czas Płaszcza już po prostu nadszedł, zawsze można sobie przecież nostalgicznie zaglądać do starych odcinków.
No cóż, prowadzenie dwóch blogów to nie jest działalność dla jednej osoby :(
To ja też dołączę się do życzeń! I jak Bazyl napiszę, sto lat blogowania! Wszak nie wiadomo jak blogowanie będzie wygladało za lat dzisięć, a co dopiero za sto? Może będziemy transmitować swoje myśli bezpośrednio do ogromnej sieci umysłów? Albo jeszcze lepiej – będziemy jednym wielkim umysłem. Sam nie wiem czemu napisałem, że to miało być lepiej :)
Dzięki, dzięki :) Czy Ty aby nie przedawkowałeś jakiejś fantastyki, co? Jak pomyślę, że miałbym mieć bezpośrednie połączenie z niektórymi umysłami, to mi się słabo robi :) Natomiast biorę w ciemno urządzenie do zdalnego zapisywania myśli, takie jak miał Bóg Imperator z Diuny :)
Tradycyjnie, życzę jeszcze stu lat tylko z większą częstotliwością dla pożytku czytelników i blogosfery! :-)
Dziękuję, i odwzajemniam, bo Pan Dobrodziej też coś zacichł ostatnimi czasy :(
@Momarta: Dobry gospodarz upija się dopiero po imprezie, a wcześniej dba o gości :D Ale może faktycznie zwolnimy tempo, skoro się już śpiewy zaczynają :P
Och, jak się cieszę, że „Dostatek” trafił na Twoją listę najlepszych książek! Wśród książek Crummeya, które przeczytałam jest na drugim miejscu (Moses Sweetland skradł je bardziej). A jakie piękne wydanie Balzaka! Trochę go czytałam, ale akurat te tytuł jeszcze nie trafił w moje ręce, więc może warto to zmienić. Wszystkiego dobrego i wytrwałości w pisaniu. Lubię Twoje poczucie humoru w niektórych wpisach ;)
Musiałem całe śledztwo przeprowadzić, żeby Cię zidentyfikować, Jeden Akapicie :) Dziękuję za miłe słowa, Crummeya będę wytrwale czytał dalej, Balzaca polecam, acz z umiarem, bo zdarzały mu się okropne chałtury :D A nad humorem postaram się popracować, chociaż to Bazyl jest w tym przodownikiem.
Zaraz! Czyje to urodziny? A nie tylko Bazyl i Bazyl :P Poza tym ja przoduję w humorze siermiężnym i koszarowym, a Ty inteligentnym :D
Bazyl, jesteś duszą towarzystwa czy nie jesteś? Jesteś, więc baw panie i nie narzekaj :)
Ha, całe śledztwo! Bo ja Google+ mam inny login niż na disqus i tak jakoś wyszło, a zdjęcie też kota (choć nie wiem czemu tu się akurat nie wyświetliło) a nie mój „logotyp”. Widzisz, to w ramach prezentu urodzinowego dostałeś od mnie zagwozdkę ;)
A co do Balzaka i jego dosyć osobliwych dzieł, choć nie chałtur, wrzuciłabym tu chyba „Kobietę trzydziestoletnią”, w której było sporo dziwności, a bohaterowie i fabuła nie do końca się kleją, a to przez to, że luźne notatki i opowiadania zostały połączone w całość. Po co to komu było?
A Bazyla nie znam, ale skoro jest taką duszą towarzystwa, to chyba warto poznać, więc już śmigam zobaczyć kto zacz ;)
Nie zagwozdkę, tylko cały quest wręcz :P Co do chałtur Balzaka, to jemu były potrzebne, jeść trzeba było :P
Doprawdy nieznajomość Bazyla jest niewybaczalna, proszę biec nadrabiać :)
Ja to już nawet nie wieczorem, ale późną nocą.. Czy to wypada? :)
Wszystkiego dobrego! Żeby jednak dalej Ci się chciało, jeśli nie 100, to choć 50.
A Brazos grzecznie na półce czeka..
Po starej znajomości wypada jak najbardziej, poza tym wieczór jeszcze młody :) Dziękuję za życzenia, 50 wygląda realniej niż 100 :D
Gratulacje! Zgadzam się, że Balzakowi zdarzały się okropne chałtury. Taki chociażby „Przeklęty syn” to coś strasznego. Ja też bardzo lubię „Eugenię Grandet”. Bohaterka pochodziła z zamożnej rodziny, a nie mogła nawet zjeść nic dobrego czy ubrać się ciepło, bo ojciec na wszystkim oszczędzał… Podobało mi się, że utwór był napisany z humorem. :)
Dziękuję :) Ja mam w jednym tomie z Eugenią niejaką Urszulę Mirouet, ależ to jest przeciętne, a już na tle Eugenii to w ogóle cienizna :P Obrazy życia w domu Grandetów faktycznie robią wrażenie, to wyliczanie kostek cukru…
Wyliczanie kostek cukru, a i świec nie można było używać… Zdobycie jajka graniczyło z cudem. Eugenia miała wielkie problemy z przygotowaniem śniadania dla Karola. :)
Pamiętam :) Okropna rozrzutność z powodu przyjazdu kuzynka, jajko, cukier i świeca :P
Nie dotarłam wczoraj. :(
To może w ramach przeprosin posprzątam po imprezie? W sali głównej i za kotarką…? Wszystkie niezbędne akcesoria przyniosłam. I mam też transparent z wielkim: „STO LAT, STO LAT NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!” Niech Ci umila kolejne lata czytania i blogowania! :)
Nie zaczynaj sprzątać (choć dziękuję za gotowość), bo gości wypłoszysz, Mam wrażenie, że tam za kotarką ciągle trwa zabawa :) Transparent przytulam do serca :D
Tak, już się raczę, pyszności przygotowałeś. :)
Mam nadzieję, że znajdziesz coś dla siebie :)
Nie sprzątamy. Jutro będą poprawiny, dziś kończymy czerstwy bufet, wyglądając świeżynki. ;)
Pod wpływem impulsu, za który ponosisz odpowiedzialność, kupiłam przed sekundą Brazos. I mam nadzieję, że nie będzie stało grzecznie na półce. Chyba że moje rozkojarzenia nie dadzą szans się skupić. Obaczym.
Wszyscy teraz z takim defektem koncentracji się snują.
Co to będzie za sto lat! Za sto dni! Blogerzy przeobrażą się w ucukrowanych jak figa, uleżałych jak tytuń klasyków. Jakieś nowe typy od cybermyśli będą nas analizować jak my jakąś Fleszarową-Muskat lub innego Dumasa. Chyba że… będzie taka nadprodukcja piszących, że im nie starczy czasu na czytanie tego, co sami napisali. No, pokrakałam sobie, to idę podziobać ziarno…
Toaścik: niech się myśli rozwijają jak wstęgi przy wianuszku krakowianki! Albo przy serdaku, nie pamiętam…
Do bufetu powinna być dostawa świeżości, bo sporo zeszło :) Brazos żałować nie powinnaś, zarezerwuj sobie tylko jakiś tydzień na smakowitą lekturę :) Co do stu lat, to pewnie w rozrośniętym internecie znajdziemy się na samym spodzie starych stron i plików, tak że nawet roboty wykopaliskowe nas nie znajdą :) Za toaścik bardzo dziękuję, bardzo obrazowe te wstęgi!
Naj, naj, i dobrego też. Choć o kowbojach nie będę czytała na pewno ;)
Dzięki. Ale to nie o kowbojach, tylko o życiu jako takim :)
Serdeczności ode mnie!! Szejnert świetna, pozostałych (jeszcze) nie czytałam. Pisz więcej, jeśli mogę prosić :)
Dziękuję bardzo! Niestety tempo pisania nie do końca ode mnie zależy, ale będę się starał :)
Wczoraj wpis tylko przeczytałam, zajrzałam, wyszłam po angielsku… dziś na spokojnie wracam z bukietem gratulacji oraz serdecznych życzeń – dobrego wzroku, trafiania na literackie perełki, pomysłów i weny do pisania, czasu na wszystko…
Za Brazosy to raczej się nie wezmę, ale Wyspę-Klucz przecież czytałam… chyba… Nie odnotowałam nigdzie tego, ale kojarzę fakt. Rodzina ma na półce, jakby co. Natomiast pochwalę się, że „upolowałam” książkę „Reporterka” – rozmowy z Hanną Krall, za dychę. Czeka w kolejce.
Pozdrawiam serdecznie.
Dzięki za bukiet i życzenia :) Następnym razem proszę nie po angielsku, tylko śmielej. Reporterkę też mam, też czeka :P
I ja się przyłączam do życzeń i gratulacji, z pewnym opóźnieniem, ale mam nadzieję, że mały remont w mieszkaniu jakoś mnie usprawiedliwi:).
Z wymienionych przez Ciebie tytułów przeczytałam tylko „Wyspę klucz”. Do „Na południe od Brazos” przymierzam się już od ponad roku, ale te rozmiary rzeczywiście trochę mnie przytłaczają. Chociaż właściwie czytało się i grubsze rzeczy, więc tak naprawdę chyba się człowiek po prostu rozleniwił…
Bardzo dziękuję. Remont usprawiedliwia prawie wszystko :)
Co do grubych książek, to nie wiem, czy to lenistwo, czy taka głupia myśl, że zamiast tkwić trzy tygodnie w jednej książce, można w tym czasie przeczytać ze cztery chudsze i sobie statystyki czytelnicze poprawić, i na bieżąco być :( W każdym razie mnie czasem takie nachodzą :(
Mnie statystyki czytelnicze i bycie na bieżąco w ogóle nie interesuje, więc to chyba nie to. Raczej lenistwo i wiek średni;).
No to u mnie nie wiek, ale ten lęk przed spędzeniem tygodni z jedną książką :D
Nie lubię westernów i tego klimatu. Żadnych. Chyba ani jednego filmowego nie obejrzałam do końca. Natomiast „Na południe od Brazos” przeczytane w 2018 jest dla mnie nie tylko książką roku, ale nawet dziesięciolecia. A czytam bardzo dużo. Wciskam ją komu tylko mogę i na prezenty też. To książka totalna. Przepiękny, klarowny język. Postaci chwytające za serce, prawdziwe, pełnowymiarowe. Wciągnęło mnie bez reszty już na początku lektury i od razu panikowałam, że książka się zaraz skończy – ona natychmiast po rozpoczęciu przestaje być gruba . Czułam się jak kiedyś, gdy odkrywałam największe lektury świata :)
No ja mam do westernów trochę pozytywniejszy stosunek, acz bez szału, ale z całą resztą się zgadzam, włącznie z tym, że mimo objętości się panikuje, że zaraz się skończy. I jeszcze zaraz po skończeniu chce się czytać jeszcze raz :)
Bufet imponujący, ale w końcu to ósme urodziny, to nie ma się co dziwić. ;) :D
Czempionowi Bazylowi macham ;)
A solenizantowi samych książkowych perełek, radości z czytania i dalszej chęci blogowania. :D
Dziękuję uprzejmie i macham :)
Trochę się przez tę tytulaturę czuję jak lokator z Janowa Podlaskiego, ale co tam :D Macham machającym :)
PS. Dziś już mogę, bo tuż po wyjściu zza kotarki gwałtowne ruchy ciałem nie były wskazane. Ach, te omszałe gąsiory … :P
W byciu czempionem nie ma nic złego :) Mam nadzieję, że jakiś gąsior został, żeby się dodatkowo omszyć do przyszłego roku? :P
Gąsior to i owszem. Ale trzeba go nabić owocem i zalać rozwodnionym etanolem. A potem to już tylko czekać przyszłego roku. Hep! :D
No ale nabijanie owocem to z sezonie :) A teraz muszę uważać przy myciu, żeby mchu na gasiorze nie zeskrobać :P
Zatem, aby do lata! :D
Zgłoszę się po przepisy :D
Wszystkiego najlepszego, niech pisze nam jak najdłużej!
Postaram się, dziękuję :)
Spóźniona i zdyszana, ale z bukietem w ręce i życzeniami.;) Życzę Ci więcej czasu na czytanie i głównie inspirujących lektur, te mniej inspirujące też są potrzebne, choćby dla lepszego porównania.;)
Faktycznie z Brazos czas się nie dłuży? Bo przyznam, że objętość mnie zniechęca na starcie.
Dziękuję uprzejmie, ukłony z dygnięciem :) Rok zacząłem od absolutnego przeciętniactwa, to może być już tylko lepiej :)
Wydawca nie ułatwił czytelnikom decyzji, to tomiszcze Brazos faktycznie jest przerażające, ale ja wsiąkłem juz w pierwszą stronę i ledwie się odrywałem. No ale to kwestia indywidualna, zawsze możesz po 10 stronach porzucić :)
Czytałeś może „Syna” Meyera? Widziałam kilka odcinków serialu i zapowiadał się nieźle.
Brazos jest jeszcze chyba w starej dwutomowej wersji, obadam sprawę. No, chyba że obecne wydanie jest nowym przekładem?
Syna jeszcze nie czytałem, leży i czeka od wieków. Brazos jest w starym przekładzie, lekko podrasowanym tu i ówdzie, ale wielkiej różnicy chyba nie ma.
Aha. Może zacznę jednak od Syna, choć też grubawy.
On ponoć słabszy od Brazos, może to i dobrze przeczytać najpierw :)
Tak właśnie kombinuję.;)
Donoś o rezultatach :)
Nie omieszkam.;)
Czekam więc.
Alem spóźniona! Alem spóźniona! (powtórzenie dla większego efektu)
Gratulacje, uściski, niech Ci się zawsze dobrze pisze! I czyta! I redaguje! I komentuje! I wszystko!
Numer jeden w zestawieniu lektur absolutnie zasłużony. Do tego wydania, tak pięknego i ceglastego w kolorze i wadze, sama przyłożyłam rękę. Palec. Albo może dwa, no sama nie wiem, B. z wydawnictwa twierdzi, że po lekturze mojej recenzji zaczął się bacznie przyglądać książce, której właściwie już nie można było kupić, no i to wydanie takie sobie. I ja wtedy jednym z tych palców wskazałam na Michała. Jakoś tak. :)
Najlepszego raz jeszcze!
Dziękuję za życzenia! I bardzo z Ciebie zacna Matka Chrzestna (Wróżka Chrzestna?) :) Wszyscyście dokonali wielkiej rzeczy, imponujące dokonanie to jest.
Mocno opóźniony do pustego lokalu wkracza Pożeracz z paczką beef jerky w dłoniach i wznosi toast za gospodarza oraz Augustusa McCrae.
Zaparzę Ci herbatki :) A toast za Augustusa jak najbardziej na miejscu :)