Piąty stycznia, ósme urodziny

Jeśli dziś piąty stycznia, to mamy urodziny. Blogowe. Ósme. Dziękuję wszystkim, którzy znajdowali czas i chęci, by tu czasem wpaść, poczytać, a nawet skomentować (ze szczególnym uwzględnieniem czempiona komentarzy, Bazyla). Zapraszam na tradycyjne podsumowanie minionego roku i skromną przekąskę. Nie będzie długo, obiecuję.

Poczytane, nienapisane

Rok wyraźnie podzielił się na dwie połowy: pierwsza była obfita czytelniczo, a i na blogu regularnie pojawiało się po pięć tekstów miesięcznie. Niestety od lipca było już tylko gorzej z pisaniem, a na dodatek nie znalazłem sił, by przedstawić kilka najlepszych książek, jakie przeczytałem. Wciąż mam nadzieję, że to nadrobię i nie wpadnę w kolejne opóźnienia. Nie będę jednak składał żadnych noworocznych obietnic i do niczego się zobowiązywał, żeby znowu nie było mi przykro, gdyby życie miało inne plany.

Książki roku

W przeciwieństwie do wielu poprzednich lat w zeszłym roku czołówka uformowała się bardzo wyraźnie i nie miałem żadnych problemów z wyborem. Tak więc:

Miejsce piąte: niezwykły portret kobiety i studium miłości do mężczyzny, który na uczucie nie zasłużył. Do tego drobiazgowo przedstawiony obraz życia z patologicznym skąpcem, czyli „Eugenia Grandet” Honoriusza Balzaka.

Miejsce czwarte: trudy życia i pracy rybaków na Nowej Fundlandii w mrocznej i dusznej powieści Michaela Crummeya. W „Dostatku” przenika się realne z nierzeczywistym, a w splątanych historiach rodzinnych główną rolę odgrywają silne, mądre kobiety.

Miejsce trzecie: kolejna historia rodzinna, tym razem nie zza oceanu, ale zza Sanu – złożone losy polsko-ukraińsko-żydowskiego współegzystowania na ziemi, gdzie brutalne spazmy historii łączyły i niszczyły ludzi, pozostawiając jedynie „barwne okruchy szkiełek”, z których Kalman Segal próbuje złożyć obraz przeszłości. Wznowienie „Śmierci archiwariusza” przywraca nam pisarza skazanego niesłusznie na zapomnienie, wielkiego mistrza słowa.

Miejsce drugie: wielki, precyzyjnie skonstruowany fresk historyczny pokazujący historię i funkcjonowanie bramy wjazdowej do Stanów Zjednoczonych – stacji imigracyjnej na Ellis Island w Nowym Jorku. W tej wieży Babel dla wielu rozpoczynało się nowe życie, dla wielu była ona jednak kresem marzeń o poprawie losu, gdy urzędnik nie pozwalał na wjazd do upragnionego raju. „Wyspa klucz” Małgorzaty Szejnert ma tylko jedną wadę: jest za krótka.

Miejsce pierwsze: powieść, która pochłonęła mnie od pierwszej strony, zachwyciła i fascynowała swym rozmachem i niespieszną narracją. Historia kowbojów pędzących stado bydła z północy na południe nie jest klasycznym westernem; przybrana w kowbojskie kapelusze jest opowieścią uniwersalną o przyjaźni, lojalności, współpracy, zmaganiu z codziennymi trudami, szukaniu miłości, swojego miejsca w życiu, samotności i przemijaniu. Na okładce „Na południe od Brazos” Larry’ego McMurtry’ego napisano, że to powieść bez wad. I tak faktycznie jest. (Chociaż dostrzegam jedną wadę w pięknej edycji: świetne posłowie Michała Stanka mówi o książce wszystko, co sam chciałbym powiedzieć, nic dziwnego, że dotąd nie znalazłem żadnego pomysłu na wpis).

Bufet się otwiera

A po części oficjalnej zapraszam do bufetu na skromne przekąski i kuluarowe rozmowy.

Tradycyjny bar na zapleczu otworzy się wieczorem…

(Odwiedzono 964 razy, 1 razy dziś)

89 komentarzy do “Piąty stycznia, ósme urodziny”

  1. Jak wieczorem? Co to, goście nie Anglicy, a już po obiedzie! :P Po pierwsze, dzięki za namiar na Szejnert, świetna książka, nabyłem na własność :) Po drugie, wiesz że z tymi komentarzami to układ wiązany? Ja u Ciebie, Ty u mnie i tak sobie radzimy w czasach, gdy na komentarzowym bezrybiu… Ale ja tu gadu gadu, a w gardle zaschło. Wyciągajże acan okowity :D
    PS. Stu lat blogowania z nieustającą przyjemnością, oczywiście :D

    Odpowiedz
  2. I słusznie, bez presji ;). Dobrze, że przypominasz o „Na południe od Brazos”, tak sobie u mnie leży na półce, od czasu do czasu zerkam na nie z przyjemnością, ale trzeba w końcu przestać zerkać i przeczytać. A bufet jak zwykle wygląda bardziej niż zachęcająco :). Wszystkiego dobrego urodzinowo! Tego najważniejszego, frajdy z blogowania.

    Odpowiedz
  3. No bardzo piękny ten bufet, naprawdę, a i top fajf imponujący. Od ośmiu lat to ja tu nie zaglądam (jak szybko liczę, to chyba od sześciu), ale przez ten długi czas strasznie wiele się zmieniło. Tak czy siak: trwasz, a to już coś. I tego się trzymaj!
    A teraz pozwól, że myknę za kotarkę, do czempiona:D

    Odpowiedz
      • Fotelik dla weteranki, urocze, doprawdy. Na szczęście lotność umysłu już nie ta, więc zanim skojarzę i – oby nie! – się obrażę sięgnę po tę omszałą butelczynę. Twoje zdrowie!
        PS. Czempion strasznie rży. Coś Ty mu tam postawił?
        PS.PS. Nawet bym to Na południe od Brazos kupiła, ale dojrzałam, jakie to grube. Rany boskie, toż to przygnieść może. Naprawdę warto???

        Odpowiedz
        • Fotelik dla honorowego gościa, zanim Ci ten umysł podpowie inną wersję :P Czempion rży, bo ma dobry humor, jego pytaj :P
          A Brazos warto. Może poszukaj w bibliotece poręczniejszej wersji dwutomowej, mniejsze ryzykow przygniecenia.

          Odpowiedz
          • Wino dobre, umysł unieszkodliwiony. Gorzej z czempionem, ale czuję, że się dogadamy:P
            Brazos w wersji starej nie ma tych wszystkich ekstrasów, co to niby są w tej nowej wersji za milion monet, muszę przemyśleć.
            Kusi mnie jeszcze ten „Dostatek” i widzę, że nie tylko mnie, bo w mojej ulubionej filii wisi jako wypożyczona z datą zwrotu 13 kwietnia 2017:)

            Odpowiedz
          • Czempion rży, bo się okazało, że do zapasów zza kotarki trzeba mieć końskie zdrowie :P A Brazos czytałem w dwu tomach i sobie chwaliłem, ale ja mam cierpliwość do druku roboczo nazwanego „jak usrał”, czyli drobno i gęsto, bo tak mi coś świta :)

            Odpowiedz
  4. Żeby nie było, że wpadłam tylko się najeść i przy okazji za kotarkę na herbatkę z prądem w kubku z reprodukcją Van Gogha (w jednej z pierwszych naszych blogowych wymian komentarzy jeszcze w Płaszczu zabójcy – co mi przypomina, że zapomniałam o Płaszczu- umnkął w którymś zaniku ulubionych blogów) proponowałeś mi herbatkę w takimże kubku. Mam nadzieję, że się nie zbił. No popatrz, a zaczęłam, że ja to niby nie na bufet wpadłam, tylko na dyskusję o literaturze i wyszło … coś tam z worka. Albo skleroza. Z twojej top listy najlepszych tegorocznych odkryć czytałam jedynie Balzaca Eugenię Grandet. Nie opisałam od razu, a teraz musiałabym wracać. Jedyne, co pamiętam to pozytywne wrażenia. A wracając do bufetu (niby, że odeszłam od niego) to z roku na rok coraz bardziej obfity mam wrażenie. Albo też ja już coraz mniej mogę, dlatego takim mi się wydaje).

    Odpowiedz
  5. To ja też dołączę się do życzeń! I jak Bazyl napiszę, sto lat blogowania! Wszak nie wiadomo jak blogowanie będzie wygladało za lat dzisięć, a co dopiero za sto? Może będziemy transmitować swoje myśli bezpośrednio do ogromnej sieci umysłów? Albo jeszcze lepiej – będziemy jednym wielkim umysłem. Sam nie wiem czemu napisałem, że to miało być lepiej :)

    Odpowiedz
    • Dzięki, dzięki :) Czy Ty aby nie przedawkowałeś jakiejś fantastyki, co? Jak pomyślę, że miałbym mieć bezpośrednie połączenie z niektórymi umysłami, to mi się słabo robi :) Natomiast biorę w ciemno urządzenie do zdalnego zapisywania myśli, takie jak miał Bóg Imperator z Diuny :)

      Odpowiedz
  6. Och, jak się cieszę, że „Dostatek” trafił na Twoją listę najlepszych książek! Wśród książek Crummeya, które przeczytałam jest na drugim miejscu (Moses Sweetland skradł je bardziej). A jakie piękne wydanie Balzaka! Trochę go czytałam, ale akurat te tytuł jeszcze nie trafił w moje ręce, więc może warto to zmienić. Wszystkiego dobrego i wytrwałości w pisaniu. Lubię Twoje poczucie humoru w niektórych wpisach ;)

    Odpowiedz
    • Musiałem całe śledztwo przeprowadzić, żeby Cię zidentyfikować, Jeden Akapicie :) Dziękuję za miłe słowa, Crummeya będę wytrwale czytał dalej, Balzaca polecam, acz z umiarem, bo zdarzały mu się okropne chałtury :D A nad humorem postaram się popracować, chociaż to Bazyl jest w tym przodownikiem.

      Odpowiedz
          • Ha, całe śledztwo! Bo ja Google+ mam inny login niż na disqus i tak jakoś wyszło, a zdjęcie też kota (choć nie wiem czemu tu się akurat nie wyświetliło) a nie mój „logotyp”. Widzisz, to w ramach prezentu urodzinowego dostałeś od mnie zagwozdkę ;)
            A co do Balzaka i jego dosyć osobliwych dzieł, choć nie chałtur, wrzuciłabym tu chyba „Kobietę trzydziestoletnią”, w której było sporo dziwności, a bohaterowie i fabuła nie do końca się kleją, a to przez to, że luźne notatki i opowiadania zostały połączone w całość. Po co to komu było?
            A Bazyla nie znam, ale skoro jest taką duszą towarzystwa, to chyba warto poznać, więc już śmigam zobaczyć kto zacz ;)

            Odpowiedz
  7. Ja to już nawet nie wieczorem, ale późną nocą.. Czy to wypada? :)
    Wszystkiego dobrego! Żeby jednak dalej Ci się chciało, jeśli nie 100, to choć 50.

    A Brazos grzecznie na półce czeka..

    Odpowiedz
  8. Gratulacje! Zgadzam się, że Balzakowi zdarzały się okropne chałtury. Taki chociażby „Przeklęty syn” to coś strasznego. Ja też bardzo lubię „Eugenię Grandet”. Bohaterka pochodziła z zamożnej rodziny, a nie mogła nawet zjeść nic dobrego czy ubrać się ciepło, bo ojciec na wszystkim oszczędzał… Podobało mi się, że utwór był napisany z humorem. :)

    Odpowiedz
    • Dziękuję :) Ja mam w jednym tomie z Eugenią niejaką Urszulę Mirouet, ależ to jest przeciętne, a już na tle Eugenii to w ogóle cienizna :P Obrazy życia w domu Grandetów faktycznie robią wrażenie, to wyliczanie kostek cukru…

      Odpowiedz
  9. Wyliczanie kostek cukru, a i świec nie można było używać… Zdobycie jajka graniczyło z cudem. Eugenia miała wielkie problemy z przygotowaniem śniadania dla Karola. :)

    Odpowiedz
  10. Nie dotarłam wczoraj. :(
    To może w ramach przeprosin posprzątam po imprezie? W sali głównej i za kotarką…? Wszystkie niezbędne akcesoria przyniosłam. I mam też transparent z wielkim: „STO LAT, STO LAT NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!” Niech Ci umila kolejne lata czytania i blogowania! :)

    Odpowiedz
  11. Nie sprzątamy. Jutro będą poprawiny, dziś kończymy czerstwy bufet, wyglądając świeżynki. ;)
    Pod wpływem impulsu, za który ponosisz odpowiedzialność, kupiłam przed sekundą Brazos. I mam nadzieję, że nie będzie stało grzecznie na półce. Chyba że moje rozkojarzenia nie dadzą szans się skupić. Obaczym.
    Wszyscy teraz z takim defektem koncentracji się snują.

    Co to będzie za sto lat! Za sto dni! Blogerzy przeobrażą się w ucukrowanych jak figa, uleżałych jak tytuń klasyków. Jakieś nowe typy od cybermyśli będą nas analizować jak my jakąś Fleszarową-Muskat lub innego Dumasa. Chyba że… będzie taka nadprodukcja piszących, że im nie starczy czasu na czytanie tego, co sami napisali. No, pokrakałam sobie, to idę podziobać ziarno…

    Toaścik: niech się myśli rozwijają jak wstęgi przy wianuszku krakowianki! Albo przy serdaku, nie pamiętam…

    Odpowiedz
    • Do bufetu powinna być dostawa świeżości, bo sporo zeszło :) Brazos żałować nie powinnaś, zarezerwuj sobie tylko jakiś tydzień na smakowitą lekturę :) Co do stu lat, to pewnie w rozrośniętym internecie znajdziemy się na samym spodzie starych stron i plików, tak że nawet roboty wykopaliskowe nas nie znajdą :) Za toaścik bardzo dziękuję, bardzo obrazowe te wstęgi!

      Odpowiedz
  12. Wczoraj wpis tylko przeczytałam, zajrzałam, wyszłam po angielsku… dziś na spokojnie wracam z bukietem gratulacji oraz serdecznych życzeń – dobrego wzroku, trafiania na literackie perełki, pomysłów i weny do pisania, czasu na wszystko…
    Za Brazosy to raczej się nie wezmę, ale Wyspę-Klucz przecież czytałam… chyba… Nie odnotowałam nigdzie tego, ale kojarzę fakt. Rodzina ma na półce, jakby co. Natomiast pochwalę się, że „upolowałam” książkę „Reporterka” – rozmowy z Hanną Krall, za dychę. Czeka w kolejce.
    Pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz
  13. I ja się przyłączam do życzeń i gratulacji, z pewnym opóźnieniem, ale mam nadzieję, że mały remont w mieszkaniu jakoś mnie usprawiedliwi:).

    Z wymienionych przez Ciebie tytułów przeczytałam tylko „Wyspę klucz”. Do „Na południe od Brazos” przymierzam się już od ponad roku, ale te rozmiary rzeczywiście trochę mnie przytłaczają. Chociaż właściwie czytało się i grubsze rzeczy, więc tak naprawdę chyba się człowiek po prostu rozleniwił…

    Odpowiedz
  14. Nie lubię westernów i tego klimatu. Żadnych. Chyba ani jednego filmowego nie obejrzałam do końca. Natomiast „Na południe od Brazos” przeczytane w 2018 jest dla mnie nie tylko książką roku, ale nawet dziesięciolecia. A czytam bardzo dużo. Wciskam ją komu tylko mogę i na prezenty też. To książka totalna. Przepiękny, klarowny język. Postaci chwytające za serce, prawdziwe, pełnowymiarowe. Wciągnęło mnie bez reszty już na początku lektury i od razu panikowałam, że książka się zaraz skończy – ona natychmiast po rozpoczęciu przestaje być gruba . Czułam się jak kiedyś, gdy odkrywałam największe lektury świata :)

    Odpowiedz
    • No ja mam do westernów trochę pozytywniejszy stosunek, acz bez szału, ale z całą resztą się zgadzam, włącznie z tym, że mimo objętości się panikuje, że zaraz się skończy. I jeszcze zaraz po skończeniu chce się czytać jeszcze raz :)

      Odpowiedz
  15. Bufet imponujący, ale w końcu to ósme urodziny, to nie ma się co dziwić. ;) :D
    Czempionowi Bazylowi macham ;)
    A solenizantowi samych książkowych perełek, radości z czytania i dalszej chęci blogowania. :D

    Odpowiedz
  16. Spóźniona i zdyszana, ale z bukietem w ręce i życzeniami.;) Życzę Ci więcej czasu na czytanie i głównie inspirujących lektur, te mniej inspirujące też są potrzebne, choćby dla lepszego porównania.;)
    Faktycznie z Brazos czas się nie dłuży? Bo przyznam, że objętość mnie zniechęca na starcie.

    Odpowiedz
    • Dziękuję uprzejmie, ukłony z dygnięciem :) Rok zacząłem od absolutnego przeciętniactwa, to może być już tylko lepiej :)
      Wydawca nie ułatwił czytelnikom decyzji, to tomiszcze Brazos faktycznie jest przerażające, ale ja wsiąkłem juz w pierwszą stronę i ledwie się odrywałem. No ale to kwestia indywidualna, zawsze możesz po 10 stronach porzucić :)

      Odpowiedz
  17. Czytałeś może „Syna” Meyera? Widziałam kilka odcinków serialu i zapowiadał się nieźle.
    Brazos jest jeszcze chyba w starej dwutomowej wersji, obadam sprawę. No, chyba że obecne wydanie jest nowym przekładem?

    Odpowiedz
  18. Alem spóźniona! Alem spóźniona! (powtórzenie dla większego efektu)
    Gratulacje, uściski, niech Ci się zawsze dobrze pisze! I czyta! I redaguje! I komentuje! I wszystko!

    Numer jeden w zestawieniu lektur absolutnie zasłużony. Do tego wydania, tak pięknego i ceglastego w kolorze i wadze, sama przyłożyłam rękę. Palec. Albo może dwa, no sama nie wiem, B. z wydawnictwa twierdzi, że po lekturze mojej recenzji zaczął się bacznie przyglądać książce, której właściwie już nie można było kupić, no i to wydanie takie sobie. I ja wtedy jednym z tych palców wskazałam na Michała. Jakoś tak. :)

    Najlepszego raz jeszcze!

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.