Tak, wiem aż za dobrze. Wyspiański. Chała, nudy i dłużyzny, na dodatek wierszem. Chochoły mu tańcują i w zasięgu wzroku ani jednego wampira. To nie są lektury na dzisiejsze czasy. A jednak spróbuję powalczyć, gdyż jest okazja, nawet niezbyt przeterminowana. W 2009 roku PIW wydał bowiem biografię Wyspiańskiego autorstwa Marty Tomczyk-Maryon.
Autorka zaczyna książkę od wystawienia swemu bohaterowi pomnika,
wysławiając Wyspiańskiego jako najwszechstronniejszego z polskich artystów, geniusza, który „przewidywał nowe prądy i wytyczał kierunki w sztuce”, podkreślając jego europejskość, ale i silne zakorzenienie w polskości, głęboką znajomość „skomplikowanej polskiej psychiki, trudnego patriotyzmu, wszystkich wzniosłości i upadków”. Trudno się z tym nie zgodzić, nawet jeśli ma się o Wyspiańskim jedynie rozproszoną wiedzę z podręczników szkolnych. „Stanisław Wyspiański – kończy Tomczyk-Maryon swoją przedmowę – to rzadki klejnot, którym powinniśmy się szczycić”. To też bez wątpienia prawda, ale mnie osobiście rażą tego rodzaju stwierdzenia w biografiach, sugerują bowiem, że ich autorzy stworzyli raczej hagiografię niż rzetelną opowieść o życiu i twórczości wybranej postaci. Na szczęście w tym wypadku to pierwsze wrażenie okazuje się mylne i szybko idzie w niepamięć.
Mamy bowiem do czynienia z niezwykle udaną próbą przedstawienia niełatwego, choć niedługiego życia Wyspiańskiego i wielości jego zainteresowań artystycznych:
„wielki malarz, wielki designer, wielki grafik, wielki dramaturg, wielki inscenizator, wielki reformator teatru, wielki wizjoner”.
I to wszystko w ciągu zaledwie 38 lat. Autorka zdołała zachować proporcje w opisie biografii i twórczości, oparła się pokusie obfitego cytowania wspomnień, listów, wierszy, dobierając fragmenty najcelniejsze, najlepiej komentujące opisywane wydarzenia. Styl jest naturalny, bez pustosłowia. Wyspiański nie jest traktowany jak brązowy pomnik, to żywy człowiek ze wszystkimi wątpliwościami, chwilami załamania czy zwątpienia. Staje się przez to bliższy, bardziej zrozumiały. Widać, że Tomczyk-Maryon narzuciła sobie dyscyplinę pisania: zamknęła swą opowieść na nieco ponad 250 stronach. Przyznam, że po zakończeniu czytania poczułem niedosyt i chęć zgłębienia biografii Wyspiańskiego, a rzadko mam tego rodzaju odczucia. Zbyt często książki biograficzne są tak przeładowane szczegółami, zwykle drugorzędnymi, że odkładam je z ulgą i całkowitym zamętem w głowie. W natłoku detali ginie bohater, z trudem mogę wskazać najważniejsze jego cechy, zasadnicze wydarzenia z jego życia. Tym większe uznanie należy się autorce za stworzenie tak klarownego portretu. Książkę uzupełniają zamieszczone w tekście czarno-białe fotografie Wyspiańskiego, jego rodziny i przyjaciół, wybranych dzieł. Kolorami pysznią się trzy barwne wkładki ilustracyjne.
Geniusz geniuszem,
Ostatecznie państwo Żeleńscy pozbyli się mebli przy okazji przeprowadzki, do innego wnętrza po prostu by nie pasowały, a i pewnie chęć wyciągnięcia się w miękkim fotelu wreszcie wygrała z poczuciem, że na co dzień obcuje się z dziełem geniusza. Geniusza, który nie miał zamiaru podporządkować się tak trywialnej zasadzie jak wygoda użytkownika.
No i co, jak mam Ci nie maślić, co? Świetnie napisane i gdyby nie to, że o Wyspiańskim wiem generalnie tyle, że istniał i tworzył, to pewnie zaraz bym próbowała zdobyć to dziełko :D
A po co ja niby to pisałem? Żeby upowszechnić wieszcza w narodzie. Sam sobie jakąś powtórkę zrobię.
Hm… Tylko do tej pory niezbyt mnie w jego „rejony” ciągnęło :S Co polecałbyś najbardziej dla osoby niezbyt pozytywnie nastawionej i mało znającej?
Swoją drogą ciekawe skąd mi się wzięło to delikatne uprzedzenie, nie przypominam sobie jakiejś męki z Wyspiańskim związanej…
Mam Ci dzieła wieszcza polecać? Nie będę tu zgrywał eksperta, bo znam „Wesele” (a jak dzięki lekturze Boya pozna się kulisy, to lektura robi się jeszcze przyjemniejsza) i „Hamleta”. Sam bym chętnie poczytał listy, faza epistolograficzna mnie dopadła jakiś czas temu:P
No właśnie, ja też „Wesele” znam i wiem, że wtedy (patrz: kiedy miałam do czynienia z tym utworem, czyli w liceum) mi się nie podobało, ale były to czasy, kiedy niezbyt mnie interesowały te wszystkie powiązania, metafory itd. Ale chyba wolałabym sprawdzić moje wrażenia z innych utworów, a ewentualnie potem wrócic do „Wesela”.
Te powiązania w „Weselu”, szczególnie towarzyskie, to był niezły skandal. Chyba przypomnę sobie, co Boy o tym pisał i wrzucę jakieś smaczki na zachętę. Inne dramaty spoczywają w pudle, trzeba je odgrzebać i może wtedy coś polecę.
Jaka chała, jakie nudy, jakie dłużyzny, toż to pasjonująca postać! :) Wyspiański jest stale obecny w mojej chałupie, a to się o nim rozmawia, a to się go cytuje, a to wiesza na ścianie portret Zosi Żeleńskiej naszkicowany przez niego w Tenczynku (no dobra, nie jest to ten sam portret, a jedynie kopia, ale cóż począć, skoro oryginał zaginął), a to tęskni za jego witrażami oglądanymi podczas każdej wizyty w Krakowie… :)
Ależ to musiała być mocna osobowość, skoro bał się go sam Żeleński. :) Biografię Wyspiańskiego oczywiście przeczytam.
Pozdrawiam!
I tak Ci nic a nic nie przeszkadza, że nigdzie o żadnym wampirze nie napisał? Że w życiu żadnej cytryny w Andaluzji nie przejechał?:)
A Żeleński się go bał, bo młody był i nieśmiały:)
PS. Jak ja Cię doskonale rozumiem w kwestii pisania o przeprowadzce na europejskie odludzie:P
:D
No dobra, niech będzie, brak motywów wampirycznych w pisarskiej i malarskiej twórczości Wyspiańskiego troszeńkę źle o nim świadczy, ale za to bliskie były mu tematy wiejskie, a stąd już tylko krok do cytryn! ;)
A Żeleński miał pod trzydziestkę, jak z tymi meblami teges, nie był aż tak młody, no. ;)
PS Ty też nieźle piszesz. :)
No tośmy sobie sawuarwiwr i bątą, a ja sprawdzę, swoją drogą, czemu on się go tak bał, ten Żeleński:P
Wampirów brak, ale za to upiór w „Weselu” był. Ta sama branża. :)
Recenzję przeczytałam z dużą przyjemnością. „Rzadki klejnot” we wstępie też mnie zaniepokoił. Cieszę się, że potem było już bez koturnów.
Zdziwiły mnie skąpe rozmiary tej biografii. Spodziewałabym się raczej opasłego tomiszcza.
Książka zdecydowanie do przeczytania. Postaram się zdobyć.
Ona wcale nie jest skąpa, ta biografia, po prostu treściwa, bo autorka nie siliła się na dęcie w trąby. Czy raczej na bicie w bęben:P (A pusty bęben najgłośniej dudni):)
Chodziło mi wyłącznie o liczbę stron. Biografie z tej serii są zwykle opasłe. Z drugiej jednak strony życie Wyspiańskiego, niestety, nie trwało zbyt długo.
„Te powiązania w „Weselu”, szczególnie towarzyskie, to był niezły skandal. Chyba przypomnę sobie, co Boy o tym pisał i wrzucę jakieś smaczki na zachętę.” – czy to się gdzieś pojawiło w końcu?
Nic się nie pojawiło, bo od tamtej pory nie zdążyłem sobie powtórzyć „Wesela”.
Czytałem biografię Stanisława Wyspiańskiego Tomczyk -Maryon. Książka słaba, nudna, są inne biografie, ale niestety niewiele lepsze. Mimo to warto znać z uwagi na umieszczone tam fakty. Wyzwanie pisarskie pozostaje.
Mimo upływu lat nie sądzę, żeby to była szczególnie nudna książka. Niedawno kolejna autorka zmierzyła się z Wyspiańskim, nie wiem jeszcze, z jakim skutkiem.