Poplotkujmy sobie, skoro już i tak zaczęliśmy. Młodzi państwo Żeleńscy z lekką zgrozą obserwują meblarskie poczynania mistrza, ale „wobec tego, że Wyspiański zechciał się nimi zająć, nie było mowy, aby się wymówić od tego, co jego bawiło i zajmowało; również nie było mowy o tym, aby mu czynić jakieś uwagi; ja osobiście byłem w stosunku do Wyspiańskiego bardzo nieśmiały”. „Ależ to musiała być mocna osobowość, skoro bał się go sam Żeleński”, pada komentarz. Osobowość to na pewno była mocna, ale moim zdaniem nie sam geniusz przytłaczał młodego małżonka, a raczej jego „fanatyczna wielbicielka”, profesorowa Eliza Pareńska, czyli teściowa autora „Słówek”. Świeżo po ślubie nie można teściowej odpłacać niewdzięcznością za tyle serca włożonego w uwicie gniazdka nowożeńcom. Właściwie powinienem teraz obgadać tę nietuzinkową postać, ale z całą życzliwością uczynił to już zięć, więc skupię się na meblach (ale na pociechę wrzucę „Portret podwójny Elizy Pareńskiej” autorstwa wiadomego). Arcydzieła stolarstwa stanęły w mieszkaniu i dalszy ciąg znamy. Wyobrażenie o nich dają szkice i zdjęcia.
Całe to gadanie o umeblowaniu jest mi potrzebne do wysnucia tezy, że Wyspiański do mebli miał podejście podobne jak do żony. „Meble w salonie nie powinny być wygodne, bo inaczej goście za długo siedzą i zabierają czas do pracy…” – twierdził ten „rzadki klejnot”. Proszę zapamiętać to stwierdzenie.
Teraz o żonie. Nazywała się Teodora Teofila Pytko, nie miała ani urody, ani wykształcenia. Według bardzo romantycznej wersji krążącej po Krakowie Wyspiański poznał ją pewnej nocy nad Wisłą, gdy chciała popełnić samobójstwo. Była wtedy w ciąży. Artysta został ojcem chrzestnym tego dziecka, a potem na świat zaczęły przychodzić jego własne dzieci, chociaż z Teodorą przez niemal dziesięć lat mieszkali oddzielnie, a o ślubie mowy nie było. Pociągała go fizycznie, lubił jej słuchać, gdy śpiewała i opowiadała. Uosabiała zdrowie i tężyznę fizyczną, których mu brakowało. Oddajmy teraz głos Marcie Tomczyk-Maryon:
Teodora stworzyła mu ciepły dom, z którego czerpał siły. Potrafiła się także opiekować mężem, a to w miarę postępowania choroby było coraz trudniejsze. I to właśnie te wartości okazały się ważniejsze niż wykształcenie i wspólne zainteresowania. Artysta być może nie potrzebował, a nawet nie chciał mieć żony inteligentnej, o szerokich horyzontach, ponieważ mogłaby mu… przeszkadzać w pracy. Kobieta wykształcona konkurowałaby z nim pod względem intelektualnym, absorbowała swoimi problemami, a wreszcie mogłaby mieć wysokie wymagania, które artyście z różnych względów, na przykład materialnych czy czasowych, trudno byłoby spełnić.
Touché! Ci geniusze to jednak odrębny gatunek, żeby tak kobietę do krzesła przyrównywać…
PS. Boy być może bał się teściowej, ale Kraków drżał przed Wyspiańskim: „Zaczęły się narady, jak to Wyspiańskiemu powiedzieć, a wszyscy się go bali po trochu; bali się jego stalowego spojrzenia, jego uśmieszku i brzękliwego głosu, który umiał być bardzo ostry”.
** Cytaty pochodzą z Ludzi żywych Tadeusza Boya-Żeleńskiego (Pisma, t. 3, Warszawa 1956) i, oczywiście, z Wyspiańskiego Marty Tomczyk-Maryon.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 3 755 razy, 4 razy dziś)
Boskie :D Teraz to już na 100% mam ochotę poznać bliżej „rzadki klejnot”, w którego umyśle wylęgły się takie idee! A ta Teodora – może głupia dla mistrza – ale wydaje się być również lekko nietypową kobietą ;)
A przy okazji narobiłeś mi ochoty do zapoznania się z Boy’em-Żeleńskim. Już kiedyś się ta pojawiła po Twoim cytowaniu „Słówek” tu i ówdzie, a teraz się jeszcze pogłębiła.
O Boyu to jeszcze na pewno będzie, jestem przy nieustającej lekturze jego pism zebranych, więc będę się dzielił smaczkami.
I tak powoli, powoli, zostaniesz trendsetterem dzięki któremu lepsza moneta wyprze gorszą (w tym przypadku Boy i Wyspiański wampiry);)
P.S. jestem pod wrażeniem, że notka została wysłana o… 5 rano. O tej porze to ja nawet czytać nie jestem w stanie, nie mówiąc o pisaniu.
Liczę na ustanowienie nowej mody, tylko co ja wtedy będę czytał? Chyba te wzgardzone wampiry, żeby być oryginalnym:P
Piąta rano to automat, bez obaw. Ustawiasz i idziesz spać, wzbudzając przy okazji podziw czytelników:P
O wampirach bez większej ujmy na czytelniczym honorze można przeczytać u Janion. Na przykład. :)
A co do rzeczonych mebli, ktoś je kiedyś ślicznie określił: „takie horpyny”. Trafnie, uważam. :)
Można, ale to nadal byłoby podążanie za stadem, tyle że pożywka nie byłaby fast-foodem, jeśli się jasno wyrażam:P Z wampirów to tylko Zreformowane Wampiry z Ankh-Morpork:P
Tego z horpynami nie znałem. Faktycznie ślicznie:)
A bo z horpynami to, jak sobie właśnie przypomniałam, moja historyczno-sztuczna przyjaciółka. Mogłeś nie słyszeć. ;)
BTW, zamarzyło mi się właśnie polansowanie się z Janion w metrze. Rozumiesz, jadę, okładkę trzymam tak, żeby słowo WAMPIR nie umknęło żadnej nastolatce, a trzy dni później czytam na gazeta.pl o tym, jak moda na wampiry wkroczyła na tereny niszowe.
No to koleżance pozdrowienia przesyłam:) Słowo/Obraz Terytoria powinno jak najprędzej wydać „Wampira” w wersji kieszonkowej z okładką w poetyce „Zmierzchu”, bestseller by się zrobił że hej:)
Amen! AMEN!
http://img151.imageshack.us/img151/9486/okladkazb.jpg
(Tak na szybko; zdjęcie trochę mało krwiste, ale to się dofotoszopuje potem).
A dlaczego Pattinsonu kły gustowne z korali warg nie wystają, hę? I jucha koniecznie musi mu po brodzie spływać, bez tego ani rusz:P
Zabiła mnie agawa okładką :D
[To rzekł trup engi leżący pod biurkiem)
Przebić ci serce osikowym kołeczkiem?
Nic mi nie jest wiadomo na temat mych ewentualnych wampirycznych predyspozycji ;p
A poza tym – wampir (w rozumieniu przedzmierzchowym ;p) to postać interesująca i nie wiem skąd pomysł dobijania kołeczkiem ;p
PS. W ciekawym kierunku rozwija się ta dyskusja ;)
Dyskusja flat, ubi vult:P Kołeczek wyłącznie zapobiegawczo, na wypadek, gdybyś miała kiedyś kontakt z jakimś bałkańskim wampirem:)
Jakby był bałkański, to mogłoby to być nawet przyjemne ;) Przynajmniej czysta rasa wampirza, a nie jakieś podróbki ;)
Koleżanka rasistka, nieładnie:P No to może byśmy wrócili do Wyspiańskiego…
Cztery sprawy.
Po pierwsze – stworzyłam upiora! No bo skoro Agę zabiłam, a ona wciąż pisze, to to może oznaczać tylko jedno. Palcyma nie będę pokazywać, komu się należy osinowy kołek.
Po drugie – krwiste ząbki można dorobić fotoszopem, ale jednak myślałam, żeby może nawiązując do wampirów w sposób nie-aż-tak nieoczywisty rozwijać u młodzieży wyobraźnię. Choć w sumie pewnie i racja, że nie tędy droga, ech, panie dziejku.
Po trzecie – będę się upierać, że TŻ bał się jednak samego SW (choć nie twierdzę, że wszelakich przyległości nie). W „Historii pewnych mebli” stoi wszak jasno i wyraźnie, że SW miał COŚ, co onieśmielało, i z kontekstu dość jednoznacznie wynika, że onieśmielało również autora tych słów. :) Czy słusznie się domyślam, że oto zainicjowałam dyskusję na temat stopnia bliskoznaczności wyrażeń „bać się” i „być onieśmielonym”? :D
Po czwarte – tropiąc motywy ponadnaturalne w twórczości SW trafiłam na pastelowy portret Przybyszewskiego. Upiór jak ta lala, mówię Wam (album Heleny Blum o Wyspiańskim, strona bodajże 16., wyd. Auriga 1969).
Ad 1: w kwestii przydziału kołków załatwcie sprawę między sobą;
Ad 2: obawiam się, że młodzieży trzeba kawę na ławę, znaczy zęby na facjatę, zakrwawione musowo:P
Ad 3: nie będę się upierał, chociaż nieśmiało podsunę, że może bał się i SW, i teściowej:)
Ad 4: nie bądź taka, podziel się obrazkiem, bo chwilowo mam pod ręką tylko gugla, a tam królują portrety tej Dagny nieszczęsnej.
PS. Odkąd słowo „wampir” zaczęło częściej padać, wzrosła oglądalność. Może to jest jakaś droga, którą należy podążać, a nie lansować jakichś zamierzchłych klasyków:D
Proszzzz bardzo: http://img831.imageshack.us/img831/9852/przybyszewski.jpg
Mówisz, że WAMPIR zwiększa statystyki? Hm, wprawdzie stawiam na jakość a nie liczbę wejść, ale muszę się sama przekonać, jak to działa. :)
Więcej takich smaczków poproszę! Dawno już odłożyłam książki Barbary Wachowicz na półki, a czuję się jakby znów powróciła w jej świat artystów i polskości.
Pisma Boya-Żeleńskiego kurzą się gdzieś na niedostępnych wyżynach, zbierane, ale – niestety – nie czytane. Choć tomu trzeciego najwyraźniej brak. Tymczasem czekam więc na Twoje doniesienia z tego frontu :)
Chyba się skulkuję, bo właśnie dziś stworzyłam konkurs dla dzieciaków z mojej szkoły pt:”Co wiesz o 'Zmierzchu’?” Cholerka:)
A poza tym słyszałam,że te meble to naprawdę były totalnie niepraktyczne :)
P.S. Świetny blog!
@agawa79: Faktycznie, demon jak malowanie:) I jak wyniki akcji demon? Oglądalność poszybowała? Zostawiłbym Ci jakiegoś komcia, ale to wymaga normalnie wypełnienia ankiety jak do peerelowskiego paszportu:P
@maiooffka: Mam w planach powtórkę „Dziewic konsystorskich”, to sobie powypasuję i podonoszę:P
@tha_book: Dzięki.
no prosze! jeden i drugi to absolwenci mojego szacownego liceum. z tym, ze wole zdecydowanie boya – glównie pzrez zwiazek w krzywicka
Oglądalność rzeczywiście jakby drgnęła, ale nie wiem, jak sprawdzić, co ludzie wpisują w Googla, żeby do mnie trafić. Nie śledzę statystyk jakoś bardzo obsesyjnie, ale poważne skoki zarejestrowałam dwukrotnie: jak znęcałam się nad Dehnelem i po napisaniu notki o „Sztywniaku” Mary Roach. No i wtedy, kiedy wisiałam na głównej bloxa i gazety, ale to inna bajka.
Poza tym uprasza się o zostawianie kOmcIUff, bez kOmcIUff pisanie bloga jest bez sĘsu! Naprawdę tak trudno przy rejestracji podać nazwisko nauczyciela, który uczył prababcię matematyki? :p
Co do czytania publicystyki Boya, to jest to przeżycie rozkoszne i przygnębiające zarazem. Rozkoszne ze względu na myśl i język (no wiem, banały sadzę), a przygnębiające – bo WIELE jego felietonów spokojnie można by opublikować w dzisiejszej prasie i w zasadzie nie zauważyć, że to teksty napisane daaawno temu… a chciałoby się połudzić, że przez tych kilkadziesiąt lat jednak trochę ewoluowaliśmy jako społeczeństwo.
Zaintrygowało mnie to, co napisała Sygrida dumna: jak związek z Krzywicką przekłada się na wolenie Boya? :)
PS Czyżby znikła pewna zapora komentarzowa? Fajnie. :)
@agawa79: skopałaś Dehnela? Za cóż, ach za cóż? Komcie będą, w końcu sobie przypomniałem, jak miał na imię kot pradziadka.
W kwestii publicystyki Boya popieram całkowicie, czytałem go po raz pierwszy w szczycie histerii antyaborcyjnej i miałem nieustające deja vu.
o to to to.
skopałam za Fotoplastykon. a właściwie nie tyle za Fotoplastykon, co za ton wyższości i nieudolne próby przykrycia płytkiej myśli pozłacaną warstwą rozbuchanej polszczyzny.
Józefa Hena też trąciłam stopą, za biografię Boya.
a tak poza tym to przygotowuję teksty o Krzywickiej okiem Tuszyńskiej (a właściwie oczami jej rozmówców) oraz o Zośce Żeleńskiej, za którą przepadam; może wreszcie się zmobilizuję, żeby jeden i drugi skończyć :)
tymczasem wracam do pewnych wiedźm. ;)
„Fotoplastykonu” nie znam (znaczy Siesickiej kiedyś czytałem, o!). Hen beznadziejnie czeka, Tuszyńską czytałem niegdyś, a widzę, że nawet nowe wydanie wyszło i się nawet sprzedało. O Zośce koniecznie życzę sobie poczytać:D
Częstuj się: http://odrobinekultury.blox.pl/2010/01/Fotoplastikon-Jacka-Dehnela.html Mała korekta, Fotoplastikon jest Dehnela, a Fotoplastykon Siesickiej; ten drugi czytał chyba każdy ;)
http://odrobinekultury.blox.pl/2009/10/Boy-Zelenski-Recenzent-8211-pies-na-baby.html – Hen. Życzliwa mi osoba twierdzi, że recenzja nader trafna i ja się z tą opinią zgadzam. ;) Jeśli znasz te wszystkie Winklowe, Stawary itp., to Hena można sobie spokojnie darować, a książkę oddać komuś, kogo się za bardzo nie lubi.
No toś mnie skutecznie odstraszyła od Hena, czytałem, że to właśnie takie idealnie nijakie, ale nie myślałem, że do tego stopnia. Dobrze, że na taniej książce kupiłem:P
w wierze gran wiecej tuszynskiej, a mniej wiery – niestety
o lubieniu boya – no jak tu nie lubic faceta, kt sie kocha w inteligentnej kobiecie z charakterem? a przy okazji dotarlo do mnie, ze to nie byl tylko tlumacz i „osobowosc” krakowska, ale tez osoba z zacieciem spolecznym, odwaga cywilna i samodzielnym mysleniem
O, o Wierze Gran to ja to samo mówiłam i pisałam. :)
A z kolei w „Długim życiu gorszycielki” pojawia się teza, że romans Krzywickiej i Boya mógł być tak naprawdę romansem tylko w wyobrażeniach Krzywickiej. Czytałaś? Jeśli nie, to nie będę spojlerować. :) Krzywicka charakterna i ważna jako zjawisko, ale osobiście nie przepadam.
„przy okazji dotarlo do mnie, ze to nie byl tylko tlumacz i „osobowosc” krakowska, ale tez osoba z zacieciem spolecznym, odwaga cywilna i samodzielnym mysleniem” – Przecież to są oczywiste oczywistości! :)
Oj, nie niweczcie mi Wiery Grań, bo się zasadzam na tę książkę:P
no nie! to troche za duzo jak na jeden dzien: marco polo nie byl w chinach, a krzywicka z boyem? dopóki nie wynajda wehikulu czasu i osobiscie nie przekonam sie o odwrotnosci, to wierze, ze krzywicka+boy=milosc. chociaz w tuszynska jako wiarygodne zródlo nie wierze, bo ona napisal glupot o singerze
krzywickiej autorki sie raczej nie da czytac – mam w domu „wichure i trzciny” i to kiepska ksiazka, choc to historia autobiograficzna. natomiast za propagowanie swiadomego macierzynstwa ma drzewko w alei feminizmu
moze sa ludzie, kt sie rodza madrzy od razu, ale ja tam caly czas sie rozwijam (a przynajmniej chcialabym miec takie wrazenie). dla mnie droga od boya autora anegdot i slówek do boya intelektualnego byla odcinkiem do pokonania – i zajelo to mi pare lat
Fakt, Tuszyńska bywa nierzetelna, ale do mitomanki Krzywickiej to jej daleko; zresztą teoria o braku romansu nie jest teorią Tuszyńskiej, choć pojawia się w jej książce. :)
I tak sobie tu plotkujecie smakowicie, że odczułem potrzebę powtórki „Wyznań gorszycielki”, a przecież ja dramatycznie nie mam czasu na powtórki:P
A nie odczułeś potrzeby sięgnięcia po „Długie życie gorszycielki”? ;) Książka zaczyna się tam, gdzie kończą się „Wyznania” i jest to o tyle ciekawsze, że przedstawione są opowieści mnóstwa osób, które zetknęły się z Krzywicką, zaś komentarza odautorskiego Tuszyńskiej prawie brak, co zresztą biografii wychodzi na dobre.
Aaaa, Sygrydo (mogę tak w skrócie?), dotarło do mnie, że mój wesoły (ekhem) komentarz mógł Ci sprawić przykrość, a ja zupełnie nie miałam nic złego na myśli; po prostu dla mnie publicystyka Boya to od lat chleb prawie że powszedni i tylko o to mi chodziło. :)
Z wierszy Boya zaś najbardziej kocham ten o cieniach i blaskach zawodu lekarza, napisany podczas podróży do lub od chorego; przy czym nie mam pojęcia, gdzie go mam, psiakostka.
Nie odczułem, bo a) nie mam, b) czytałem i nie zrobiło na mnie większego wrażenia, zresztą już zupełnie nie pamiętam czemu. Poza tym Krzywicka bez Boya?
Kurde, no, muszę w końcu o Zośce napisać, nie może być tylko ciągle Krzywicka i Boy, Boy i Krzywicka. ;) Zośka też była ważna!
Właśnie stwierdziłem, że opowieść o Boyu i Zośce mam na półce, a tymczasem zonk, bo mam Żmichowską i Żeleńską:(
I to na domiar złego zapewne jeszcze nie tę Żeleńską, o której mowa. ;)
Teściową tej, o której mowa, uczennicę Żmichowskiej.
No przecie. :) A tej pozycji, nawiasem mówiąc, jeszcze nie znam, choć szyld „Winklowa” mówi mi, że poznać powinnam.
Też jeszcze nie znam:P
agawo o wysokim numerze, pieknie mi mówisz!
nie tyle mi przykro, co lyso – w koncu kto lubi byc posadzany otruizmy i banal?
o waznej zosce napisz koniecznie. kobiety systematycznie pomijane sa w historii, takze literatury. chocby „krzywicka bez boya” ze znakiem zapytania… moze pióro juz sie zestarzalo, a zapal przeszedl w indoktrynacje – ale czy to ona jedna? o krasnoludkach i sierotce marysi tez sie zestarzalo, a konopnicka byla ciekawa postacia
Sygrido, a mnie właśnie Konopnicka między innymi chodziła po głowie w związku z całą powyższą dyskusją. :) Co prawda spora jest jeszcze grupa osób, które o Konopnickiej pogardliwie mówią „ta grafomanka”, ale w ostatnich kilku latach ukazało się w prasie sporo artykułów o Konopnickiej – społeczniczce, o Konopnickiej – kobiecie ze stali. Bardzo ją lubię i cenię, musiała mieć niezły tzw. charakterek i poczucie humoru (chociaż program edukacji szkolnej zdaje się starannie ukrywać ten aspekt jej osobowości). Ostatnio czytałam o niej bardzo dobry, zrównoważony tekst w „Homobiografiach” Tomasika. „Pietrek z powycieranymi łokciami” (to o Dulębiance) – miodzio!
Wczoraj sobie w Muzeum Narodowym dumałam nad twórczością Wyspiańskiego, teraz zadumałam się jeszcze bardziej. Piękna notka.