Porzucę na chwilę reklamowanie zapomnianych klasyków, aby zareklamować klasyka, który jeszcze nie zdążył u nas zagościć. Zachęcony bowiem Chwałą mojego ojca czym prędzej sięgnąłem po Żonę piekarza i nie zawiodłem się, choć to książka o zupełnie innym charakterze.
Niewielki tomik z ilustracją Sempego na okładce zawiera bowiem scenariusz do filmu, który Marcel Pagnol nakręcił w 1938 roku. Historia jest prosta. W małym miasteczku piekarz wypieka doskonałe pieczywo, młoda piękna piekarzowa zasiada za ladą sklepiku. Przystojny pasterz odbiera zamówiony chleb, następuje wymiana spojrzeń i nagle bach! Piekarzowa ucieka z młodzieńcem, pozostawiając starszego od siebie męża z piętnem rogacza. Zdradzony małżonek szuka połowicy, usiłuje zracjonalizować jakoś jej zniknięcie, by nie dopuścić do siebie myśli o tym, że ukochana okazała się niewierna. Nieobecność żony działa na niego przygnębiająco, zaniedbuje się w pracy, a wreszcie w ogóle przestaje wypiekać. Tylko powrót piekarzowej może przywrócić mu chęć do życia, a mieszkańcom zapewnić świeży chleb.
W obliczu perspektywy przywożenia pieczywa raz na kilka dni z dość odległego sąsiedniego miasta mieszkańcy zwierają szeregi. A przecież niektórzy z nich od pokoleń ze sobą nie rozmawiają. Proboszcz i nauczyciel traktują się z ironicznym chłodem, sąsiedzi pielęgnują zamierzchłe wendety, mimo iż zupełnie nie pamiętają o co poszło, a markiz rozpustnik budzi oburzenie dewotek. Jednak tylko wspólna wyprawa po niewierną piekarzową może wrócić im chleb powszedni. Kapitalna jest scena podziału na patrole, które mają się rozejść w cztery strony świata i szukać kochanków. Kapitalna jest scena, gdy nauczyciel niesie przez bagna plebana na własnych plecach do kryjówki pasterza i piekarzowej. Doskonała wreszcie jest finałowa scena między zdradzonym piekarzem a skruszoną żoną.
Całość leciutka, skrzy się humorem i można sobie tylko wyobrażać, że efekt filmowy jest jeszcze lepszy, bo dochodzi gra fizjonomii, spojrzeń i gestów, czego nieliczne didaskalia nie mogą zastąpić. Może Wydawnictwo Esprit pomyślałoby o edycji de luxe z załączoną płytą z filmem? W obliczu całkiem niezłych wyników sprzedaży gra chyba byłaby warta świeczki.
Marcel Pagnol, Żona piekarza, Wydawnictwo Esprit 2010.
Dziękuję Wydawnictwu Esprit za przesłanie książki.
PS. Odnoszę wrażenie, że gadżet do przeprowadzania ankiet szlag trafił i przepadła gdzieś połowa głosów. Wyniki pamiętam i uwzględnię, a następną ankietę przeprowadzę w jakiś mniej odhumanizowany sposób.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 223 razy, 1 razy dziś)
Nie czytałam jeszcze, więc z Tobą nie podyskutuję- natomiast fakt- w ankiecie się jakby nieco pozmieniało:).
Nieznajomość z Pagnolem sugeruję czym prędzej przekształcić w zażyłość:) Na bezduszny automat nie poradzę, może mu się nie spodobała perspektywa zwycięstwa „Chłopca w pasiastej”?:P
A, a ja myslałam, że mi się coś pomyliło. Też miałam wrażenie, że głosów już miałam ponad setkę a tu marne 80 zostało. Nie rozumiem.
Mogłabym u Ciebie jeszcze raz kliknąć, ale nie ma takiej możliwości – już zostałam odhaczona.
A książkę Pagnola czytałam w wakacje – rozczuliła mnie:)))
O tak, to wyborna lektura :) Lekka, jakby zwiewna wręcz, a jednocześnie niegłupia i wciągająca :) A na dodatek świetnie napisana. Żal mi było piekarza, żal mi było piekarzowej. A reprezentanci mieszkańców miasteczka to ciekawe typki, nie ma to tamto ;)
Zamiast ankiety może rozpisz konkurs: „Którą książkę powinienem przeczytać?” Sięgniesz po tę, którą wskaże autor najbardziej przekonującego uzasadnienia.
Z tych ankietowych i tych, co Ci tam w górze migają, w pierwszej kolejności wzięłabym „Gottland” („kawał porządnego reportażu”, jak to mówią), „Stulecie chirurgów” (można potem straszyć znajomych opowieściami medycznymi sprzed ery eteru), Szałamowa „Opowiadania kołymskie” (bo tak), Adinę Blady-Szwajgier (sama jeszcze nie czytałam, ale czytam wszystko z okolic Edelmana, więc i to zamierzam), „I była miłość w getcie” (bo trzeba), Żywulską (patrz nawias wcześniej), Sue Townsend (bo śmieszna), „Archipelag Gułag” (bo to w sumie podstawa). Mam również wskazać te, które można sobie darować, czy wolisz samodzielnie się rozczarować? ;)
A recenzja bardzo treściwa, właściwie wystarczy za przeczytanie książki. ;)
@ Joanna: to widzę, że jaki pad globalny nastąpił. Zawsze to jakaś pociecha, że nie cierpię samotnie nad zniweczoną ankietą:P
@ agawa79: rozczarowania wolę zawdzięczać sobie. „Gottland” niedawno skończyłem, bo nie miał szans w ankiecie, i właśnie przetrawiam jak pyton; Szałamow to będzie powtórka po latach, Żywulska też (czytałaś „Pustą wodę”?). Townsend po polsku mi nie podeszła, podejrzewam, że została zabita w tłumaczeniu i chcę się przekonać:P Szwajgier się boję, bo mnie ostatnio rozwalają takie historie o dzieciach.
A widzisz, bo tak to jest właśnie z ankietami ilościowymi; przejdzie najpopularniejsze, a nie najlepsze. „Pustą wodę” czytałam, Townsend po polsku w ogóle nie znam i nie wiem, o co chodzi z niedobrym tłumaczeniem. :)
„Wiera Gran” nie jest zła, tylko to jest w dużym stopniu książka o Tuszyńskiej i jej rozdrapach – w zbyt dużym.
Mogę czytać i najpopularniejsze, każdym system jest dobry, żeby się przebić przez zaległości:)
Uu, nie jestem pewien, czy mnie rozdrapy Tuszyńskiej interesują, się zobaczy:P
zacofany – ankieta wróciła do normy
Zauważyłem, a już prawie wysmażyłem piękną notkę ociekającą jadem i planowałem zakończyć zabawę:)
Czytałam tę książkę w czasie około wrześniowym i zachwyciło mnie całe ciepło w niej dominujące :) Świetna recenzja, Duchu!
Recenzja piękna, natomiast przeczytania książki nie zastąpi. A warto, gdyż jest w niej duch Francji, mentalność ludzi, jakże inna od polskiej.
Jako, że jest to z założenia scenariusz, tekst jest zbiorem dialogów. A te są tak smakowite, że zupełnie nie zauważyłam braku całej reszty, z ewentualną płytą włącznie. Czytałam, zaśmiewałam się, a przed oczami miałam obrazy.
Ciepła, ludzka historia, opowiedziana przepięknym językiem. Od 6 miesięcy jestem pod jej urokiem :-)
A za sprawą „Żony piekarza”, kupiłam książki autobiograficzne Marcela Pagnola, czyli w odwrotnej kolejności.
Od czasu, gdy przeczytałam tę książkę mojemu mężowi na głos, kiedy trafi się zbyt mocno podpieczony chleb, pojawia się komentarz, że żona piekarza znowu uciekła z kochankiem, a biedak zaspał w dzieży :-)
Pozdrawiam!
Pani_Wu: tak czytam tę recenzję i faktycznie pojechałem ze streszczaniem, ale akurat nie w fabule urok tej książki. Dziękuję Ci za obszerną wypowiedź, myślałem, że do tych prehistorycznych notek nikt już nie zagląda i nawet mi trochę szkoda było:) Skoro Żona piekarza Cię aż tak oczarowała, to co dopiero autobiografia:)
(nie taki znowu) Zacofany w lekturze – autobiografia przede mną, a nie wiem za co się brać, tyle książek za nią i przed nią na półkach :-)
W jaki sposób tutaj zajrzałam? Nie zawsze patrzę „co nowego”, ale także co na temat tej lub innej książki ktoś napisał, a mnie akurat owa pozycja wpadła w łapki. Tropem była zabawa Jeden dzień. W swoim opisie dałeś linki, a akurat ta książka ciągle jest mi bliska. Czytałam ją mężowi podczas urlopu nad morzem i to były wspaniałe chwile :-)
Mam nadzieję jeszcze nie raz pogrzebać w Twoich archiwach :-) Choćby po to, żeby popatrzeć jak napisać piękną recenzję, bo moje są…takie sobie. No, ale każdy kiedyś zaczynał, prawda?
Pozdrawiam ciepło!
Pani_Wu: na tę ohydną pogodę tylko Pagnol:) I zapraszam częściej w odwiedziny, zawsze mi miło, jak wpada ktoś nowy:)
Usiadłam wczoraj i przeczytałam :) I ani się spostrzegłam, kiedy dotarłam do ostatniej strony. Wiedziałam, że to już nie będą wspomnienia i bałam się, że mi się nie spodoba. Ale spodobało mi się – piekarz rozegrał tę sytuację po mistrzowsku :)
O proszę :) I za to lubimy literaturę francuską (no większość:P).
Ja lubię, a piekarza to już w ogóle! (chociaż już się bałam, że piekarzowej ujdzie na sucho)
A gdzie damska solidarność? :DD
A! Widzisz jak się umiem wczuć w to, co przeżywa mężczyzna? :P
Damska solidarność w takiej sytuacji dla mnie nie istnieje :D
Widzę i podziwiam:)
:-))) Mniejsza o piekarza i piekarzową, ale chleba zabrakło! Kiedy widzę na półce przypieczony chlebuś, to zaraz wyobrażam sobie piekarza drzemiącego w dzieży :D
Żeby nie ten niedobór chleba, to pewnie nikt by piekarza nie pożałował:P
By się wzięli i sami upiekli, to nie… :P
Leniwe towarzystwo, woleli po tych bagnach zasuwać:P
Pagnol jest na mojej „ulubionej półce”.