
Na początku chciałbym podziękować dwóm życzliwym osobom, dzięki którym mogłem w ogóle skończyć czytanie. Tuż bowiem przed końcem w moim egzemplarzu ziała dziesięciostronicowa dziura, jak się okazało – w miejscu dość istotnym dla zrozumienia finału. Udało się ją jednak wypełnić.
Staroświecka historia to saga rodzinna napisana z rozmachem i pełna smakowitych detali oraz pikantnych szczególików. Dodajmy, że jest opowieścią o rodzinie samej autorki, a w zasadzie – o jej matce. Zanim jednak na scenie pojawi się Lenke Jablonczay primo voto Majthenyi, secundo voto Szabó, poznamy dokładnie nie tylko scenerię wydarzeń, a więc okolice Debreczyna, ale i dzieje przodków Lenke po mieczu i kądzieli.
Zaczyna się niemal jak u Prousta (toutes proportions gardées, rzecz jasna), co prawda nie od ciastka, ale od secesyjnego dzbanuszka z łabędziami, który narratorka kupiła pod wpływem dziwnego impulsu. Odkąd kurzący się na półce przedmiot pojawił się w jej domu, Szabó poczuła dziwną chęć odświeżenia kontaktów z dawno niewidzianymi krewnymi. Narastało w niej też pragnienie napisania książki o matce, kobiecie pięknej i utalentowanej, a jednocześnie przez całe dzieciństwo cierpiącej z powodu grzechów swych rodziców, wychowywanej przez surową babkę, która odbiera jej całą radość życia i pod różnymi względami okalecza psychicznie, przelewając na dziewczynkę całą swą nienawiść do nieakceptowanej synowej. Drobiazgowo zbierane materiały, pamiątki rodzinne, rękopisy, wspomnienia krewnych i znajomych zaczęły powoli składać się w panoramę losów dwóch rodzin z węgierskiej prowincji. Tajemnicę dzbanuszka wyjaśnił Magdzie dopiero przyrodni brat.
Próba przedstawienia, choćby w największym skrócie, historii Lenke i jej przodków to rzecz karkołomna, nie poważę się więc na tak ryzykowny krok. Zdradzić zbyt dużo – to zniweczyć przyjemność lektury innym, napisać za mało – to stworzyć obraz mglisty i zamazany. A uwierzcie mi, że książka pełna jest emocji i uczuć, często skrajnych: miłość jest tu namiętna i wielka, choć niekoniecznie wieczna, a niechęć i nienawiść twarde i nieprzejednane (jednak do czasu). Trudno uwierzyć, że bohaterowie żyją w XIX wieku na węgierskiej prowincji, a nie w Weronie, gdzie rodzinne animozje wydawałyby się bardziej na miejscu. Niesamowita jest galeria postaci: arystokratów hulaków, solidnych kupców, matron o niezłomnych poglądach, złotych młodzieńców i rozflirtowanych panien. Jest nawet grupa światłych zakonnic. Każda postać ma do odegrania swoją rolę, jest wyraziście zarysowana, choć niekiedy zaledwie paroma kreskami. W tle przewalają się światowe kataklizmy; czymże jednak jest wojna światowa wobec narodzin wyczekiwanego dziecka?
Książka Magdy Szabó wciąga powoli, ale nieuchronnie. Najpierw czekamy, do czego zmierza narratorka swą opowieścią o dzbanku i odnawianiu rodzinnych więzów, później poznajemy otoczenie, w jakim przyszło żyć bohaterom, a zanim poczujemy się znużeni historyczno-geograficznymi detalami niepostrzeżenie zatapiamy się w rodzinnych komplikacjach, uczymy się imion i nazwisk, profesji, zalet i przywar kolejnych postaci i bez reszty zaczynamy sekundować im w życiowych wyborach, zaczynamy mieć swoje sympatie i antypatie. Dla wielbicieli Tajemnicy Abigel to pozycja obowiązkowa, dla innych doskonały początek znajomości z Magdą Szabó.
Magda Szabó, Staroświecka historia, tłum. Krystyna Pisarska, Państwowy Instytut Wydawniczy 1981.
(Visited 540 times, 10 visits today)
Kiedyś czytałem „Tajemnica Abigel”, książka przyzwoita, ale jak dla mnie za bardzo kobieca.
A mnie nie dane było. O nazwisko się ocierałam tu i ówdzie, ale na tym się skończyło.
@dr Kohoutek: rzecz gustu, oczywiście. Ciekaw jestem natomiast Twojej definicji literatury „zbyt kobiecej”, bo szczerze mówiąc to mało ostre określenie.
@Monotema: czas skończyć ocieranie:) Gorąco polecam zacieśnienie znajomości:)
Pędzę na allegro. Jeśli mi przyślą wybrakowany egzemplarz, poratujecie?:)
@Książkowiec: no pewnie:) Solidarność moli książkowych w obliczu nieszczęścia bliźniego obowiązuje:D
Nie mam doświadczenia z tą autorką, więc będę musiała nadrobić zaległości:). Pozdrawiam!!
Ja muszę odebrać zakupiony przeze mnie egzemplarz. Ciekawe, czy będzie wybrakowany, czy nie? ;)
Niezmiernie smakowita recenzja proszę Chrześniaka, niezmiernie!
@Kasandra: tradycyjnie zachęcam:)
@Książkowo: bardzo Matce Chrzestnej dziękuję:) Jak będzie wybrakowany, to poratuję:) Dobrze, że zdążyliśmy się obkupić, bo może podwyżka cen będzie:D
No i znowu pójdę tropem Twoich lektur :-) Ale tym razem nie będę zawierać znajomości z panią Szabo bo już miałam przyjemność i to wielką. A Staroświecką historię i tak miałam w planach. No cóż, pani Feher przeczytana, Sonnderkommando zamówione, Drewniany różaniec w czytaniu, a więc pani Szabo do kolejki tuż po Klaudynie :-))
@Monani: jejku, naprawdę idziesz trop w trop:) Mam nadzieję, że będziesz usatysfakcjonowana:) A właśnie, jak wrażenia po Feher?
Już Ci się wpisałam w Bnetce :-))
Bardzo fajna, ale tak mi coś prześwitywało, że musiałam to czytać wieki temu…
@Monani: zupełnie nie skojarzyłem, ja jeszcze nie łączę ze sobą rozmaitych nicków w pojedyncze osoby, sam występuję dwojako:D
Oby nam się to rozdwojeniem jaźni nie skończyło ;-)
@Monani: oby:) Ja się już staram trzymać tych dwóch ustalonych nicków i przynajmniej awatar mieć wszędzie identyczny:)
Literatura węgierska jest przepyszna. Chętnie sięgnę, bo Twoja recenzja zdecydowanie zachęca – a w bibliotece mej jest dostępna (mam nadzieję, że egzemplarz nie wybrakowany)/
@Orchiss: zakładam, że na 15 000+315 egz. nakładu tylko ja miałem pecha:) Ciekawe za to, czy ktoś w swoim egzemplarzu znajdzie moją brakującą składkę. Proszę o wiadomość:)
Szabo znam jedynie ze wspomnianej 'Tajemnicy Abigel” i niesamowitej prozy „Za zamkniętymi drzwiami”. W antykwariacie wyszperałam „Piłata” i własnie „Staroswiecką historię” …
„Tajemnica Abigel” jest jedyną książką Szabo, jaką czytałam. „Staroświecka historia” wydaje się spełnieniem moich marzeń o powieści: subtelna i mądra, a jednocześnie pasjonująca i cudownie napisana.
Tak jak Twoja recenzja.
P.S. 1
Osoby zainteresowane informuję, że na Allegro pozostał już tylko jeden egzemplarz „Staroświeckiej historii”! :) Cieszę się, że już w przyszłym tygodniu wyruszę śladem niebieskiego dzbanuszka z łabędziami.
P.S. 2
Niniejszym postuluję, żeby Zacofany w lekturze z dużym wyprzedzeniem informował o dziełach, które planuje zrecenzować, bo wkrótce przyczyni się do powstania czarnego rynku książki w Polsce! :)
@Mary: Ja dopiero zaczynam zbierać powieści Szabo, ale popyt coraz większy i może być trudno:)
@Lirael: pąsowieję od tych komplementów, dziękuję:) Zastanawiam się, co będzie, jak powieść nie okaże się subtelna i mądra:P Bo pasjonująca i cudownie napisana jest na pewno:)
Planowaliśmy z Matką Chrzestną dokonać interwencyjnych zakupów „Staroświeckiej” i potem odsprzedać je po spekulacyjnych cenach, nakręciwszy koniunkturę, ale stanął nam na przeszkodzie brak kapitału:( Mam więc tylko jeden egzemplarz kompletny i jeden z defektem:(
Jeśli natomiast jakiemuś antykwariuszowi nie schodzi jakiś starodruk z lat 70. lub 80., niech da znak, podkręci się zainteresowanie, a zyskami się podzielimy:D
Mam dobre przeczucia co do tej subtelności i mądrości. :)
Trzeba uważnie obserwować Twoją rubryczkę „Teraz czytam”, to może pozwoli uniknąć cen spekulacyjnych recenzowanych przez Ciebie książek! :)
Ciekawa koncepcja:) Obiecuję, że nie będę mylił tropów:P
Bardzo proszę, tylko nie tropy i ślady! :D
Swoją drogą dla zmyłki też można by coś umieszczać w „Teraz czytam” – antykwariusze zacieraliby łapki z powodu zwiększonej sprzedaży! :) Można by dodać konkurs: wytypuj książki, które naprawdę zostaną zrecenzowane. :)
@Lirael: mam tak mały przerób, że muszę recenzować wszystko, co przeczytam:D
U mnie jest identycznie! :) Na szczęście wkrótce wakacje!
@Lirael: no to pozazdrościć:)