Śpiesząca się do barw i zapachów, do radości i piękna („O Magdalenie Samozwaniec”

Portret Magdaleny Samozwaniec
pędzla Wojciecha Kossaka.
Trzydzieści dziewięć lat temu zmarła w Warszawie Magdalena Samozwaniec. Na obwolucie zbioru wspomnień o niej widnieje portret pędzla Wojciecha Kossaka, który namalował córkę z gęsim piórem i z zamyśloną, pełną skupienia miną. Jak przekonują zamieszczone w tomie teksty, od gęsiego pióra Madzia wolała maszynę do pisania, na której stukała od świtu, a powaga zdawała jej się być zupełnie obca – nawet na obrazie wygląda, jakby za chwilę miała wybuchnąć śmiechem.

Wszyscy jej przyjaciele i znajomi, bliżsi i dalsi, zgodnie podkreślają, że Samozwaniec miała nienasycony apetyt na życie – uwielbiała stroje, dobre jedzenie i alkohole, grę w brydża i cięte riposty. Wiele  w tym zbiorze opowieści o żartach i kalamburach, powiedzonkach i złotych myślach, którymi sypała przy każdej okazji. Przeklinała, ale z ogromnym wdziękiem prawdziwej damy. Słynęła z życzliwości, obdarzała  innych komplementami, jej przytyki nie były złośliwe, potrafiła też – a może przede wszystkim śmiać się z siebie samej.
W tych uładzonych wspomnieniach z rzadka da się słyszeć inny ton – mało tu bowiem autorów, którzy znali Samozwaniec dłużej (większość poznała ją dopiero po wojnie), wobec nielicznych też pozwalała sobie choćby na chwilę zrzucić maskę wiecznej wesołości. Szymon Kobyliński zapamiętał, jak zmieniała się, gdy mówiła o siostrze – poważniała, miała łzy w oczach. Wiele zresztą zrobiła dla propagowania poezji Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. W sytuacjach skrajnie trudnych potrafiła też wykazać się zimną krwią i zdecydowaniem – gdy na Kossakówce gestapo urządziło kocioł, nie tylko wymogła na Niemcach zgodę na nakarmienie zatrzymanych, ale sprytnie zdołała ostrzec wiele potencjalnych ofiar przed wejściem do domu.
Niewiele żeru znajdą w książce sępy czyhające na rodzinne skandale. Te kilka osób, które lepiej znało faktyczną sytuację Kossaków i samej Madzi, wyraża się o tym nader oględnie. Dowiemy się, że domowe życie Kossaków nie było taką sielanką, jakby wynikało z „Marii i Magdaleny”, bez wnikania w szczegóły poznamy losy córki pisarki, Teresy, która w niejasnych okolicznościach zniknęła z jej życia, wreszcie z rozmaitych aluzji i półsłówek będziemy mogli zrekonstruować skomplikowany układ między Samozwaniec a jej mężem Zygmuntem Niewidowskim – znajomi dalsi rozpływają się nad niemal idealnym związkiem, ci bardziej wtajemniczeni pozwalają się domyślać starannie skrywanych dramatów.
To jednak nie z osobistych problemów chciała być zapamiętana Magdalena Samozwaniec. Z jej licznych utworów, w dużej części zwietrzałych i nieaktualnych, trzy – „Na ustach grzechu”, „Maria i Magdalena” oraz „Zalotnica niebieska” – pozostaną jeszcze długo czytane. Ona sama zaś na zawsze pozostanie kwintesencją czaru i dowcipu, uroku i inteligencji. Doskonale podsumowuje to opowieść Haliny Auderskiej: „Na rok przed śmiercią zobaczyłam ją w Oborach wyskakującą z parterowego pokoju przez okno – i to z gracją, lekko, zwinnie.
– Spieszyło mi się do malw – krzyknęła do mnie i w tym była ona cała: śpiesząca się do barw i zapachów, do radości i piękna”.
O Magdalenie Samozwaniec, red. Gracjana Miller-Zielińska, Wydawnictwo Literackie 1979.
(Odwiedzono 588 razy, 3 razy dziś)

34 komentarze do “Śpiesząca się do barw i zapachów, do radości i piękna („O Magdalenie Samozwaniec””

  1. Chyba nie wpadłabym na to, że na obrazie jest p. Madzia S.;) Czyżby pan ojciec podrasował córkę?;)

    Przypomniałeś mi o Kobylińskim – to był gość! Pamiętam jego program w tv, zwłaszcza opowieści o detalach na „Bitwie pod Grunwaldem” Matejki. Potrafił zainteresować nawet dzieci;)

    Odpowiedz
  2. Nie podrasował, ona tak wyglądała, można porównać zdjęcia z epoki. No może nie występowała nieustająco w takich balowych kieckach:)
    Gawędy Kobylińskiego pamiętam, świetna rzecz. A we wspomnieniach o Madzi jest jego zdjęcie BEZ BRODY:PP Szokujące zupełnie:)

    Odpowiedz
  3. To może z wiekiem urody nieco ubyło;)
    Kobylińskie bez brody? To faktycznie może być szok. Coś jak zobaczyć zdjęcie Lema z długimi włosami – jest takowe w korespondencji z Mrożkiem. Przecierałam oczy ze zdumienia;)

    Odpowiedz
  4. Och Maria i Magdalena to jedna z najlepszych rzeczy (mam na mysli wszystkie autobiografie i im podobne)jakie czytalam. Niewazne ile w niej prawdy a ile upiekszania rzeczywistosci. To dzielo sztuki o milosci siostrzanej. Jesli ktos nie czytal to goraco polecam!

    Odpowiedz
  5. Nowe pokolenie dorasta ;P
    Zalotnice niebieska tez czytalam ale jednak Maria i Magdalena bardziej mi przypadla do serca (gustu?)
    Potem wyszperalam w antykwariacie dwutomowe wydanie calej tworczosci Marii i to byla ta wisienka na tort ;)

    Odpowiedz
  6. Z chęcią przeczytam wspomnienia o Magdalenie i z chęcią przypomnę sobie MiM, oraz zapoznam z Zalotnicą. Magdalena na obrazie rzeczywiście wygląda, jakby miała się zaraz roześmiać.

    Odpowiedz
  7. Pisałam pracę magisterską o Pawlikowskiej, dlatego też „Maria i Magdalena” oraz „Zalotnica niebieska” nie są mi obce. Jednak po lekturze tych książek żałowałam, że nie wybrałam drugiej siostry – Magdalena (jako autorka) wydaje mi się być dużo barwniejsza, nie tak „płaska”, jestem nią zauroczona :)

    Odpowiedz
  8. Ja też nie dopatrywałabym się w tym portrecie aż tak wielkiej idealizacji. Ze zdjęć wynika, że Madzia nie była może klasyczną pięknością, ale na pewno mogła się podobać. Portret powstał w roku 1923, Magdalena miała wtedy trzydzieści lat. Zresztą nawet jako starsza pani według mnie prezentowała się świetnie.
    Przywiązanie Madzi do Lilki z jednej strony bardzo wzrusza, z drugiej jednak na pewno życie w cieniu wybitnej siostry nie należało do łatwych, tym bardziej, że Madzia bynajmniej nie miała osobowości szarej myszki. :)
    Pięknie napisałeś o tych wspomnieniach, na pewno zasługują na większe zainteresowanie czytelników. A cytat z Auderskiej uroczy.

    Odpowiedz
  9. Przeczytałam ostatnio 'Magdalenę, córkę Kossaka”, a właściwie nie przeczytałam tylko połknęłam w dwie godziny i planowałam zacząć od nowa, ale już inne książki z półki się buntowały więc odpuściłam :))

    Ale kolejnej nie odpuszczę – uzależnienie to uzależnienie, trudno. Prawda, Lirael ? ;)

    A ten portret jest świetny! Już go widziałam w poprzednich książkach.

    Odpowiedz
  10. aaaaa jeszcze jedno:
    O co chodzi z tymi statystykami bloga „wyszukiwane słowa kluczowe”? Czytałam w którymś twoim poście. Nie rozumiem gdzie tego szukacie a też chcę się pośmiać ;) Bardzo uprzejmie poproszę o instruktaż :)

    Odpowiedz
  11. ~ Sempeanka
    Święta prawda! :)
    Żeby przeczytać wyszukiwane słowa kluczowe, wchodzisz na „projekt”, potem w zakładkę „statystyka”, potem „źródła ruchu sieciowego”, tam je znajdziesz na dole. :) Możesz wybrać, jaki okres Cię interesuje, dzień, tydzień, etc.

    Odpowiedz
  12. @Kinga: też bym wolał o Madzi pisać, chociaż chyba trudniej byłoby o źródła, o niej siostra książki nie napisała:)

    @Lirael: to tak ładnie we wspomnieniach wygląda, ale one się niekiedy niemal biły:) Jest tu anegdotka o tym, jak Lilka wylała na Madzię wychodzącą na bal zawartość nocnika (tak się domyślam, bo nader to było zawoalowane), a trzy godziny potem w najlepszej zgodzie balowały razem:P

    @Sempeanka: no to już wszystko wiesz:)

    Odpowiedz
  13. To ja z opóźnieniem :) Magdalena baaaaardzo wyidealizowała portret Lilki. Jest szansa, że dostanę do poczytania wydane listy Pawlikowskiej, to może w końcu dowiem się prawdy, bo póki co – nie wiem, co o niej myśleć.
    A Madzia? Myślę sobie, że wyniosła z domu zasadę, żeby nie pokazywać, że coś boli, dokucza i jest źle. Lubię ją jako osobę, ale jej teksty trochę mnie już męczą. „Z pamiętnika niemłodej mężatki” to trochę „Marii i Magdaleny”, trochę „Zalotnicy”. I to dosłownie :)

    Odpowiedz
    • Komplet listów Pawlikowskiej to nieziemski rarytas, więc przestudiuj dogłębnie i napisz, co odkryłaś. Co do walorów literackich utworów Madzi, to już Lilka ją strofowała, że się rozmienia na drobne i chały wypuszcza – to niestety prawda, niewiele jej dzieł i dziełek wciąż może się podobać.

      Odpowiedz
    • Wydaje mi się, że upływającemu czasowi oprzeć się mogą jedynie wspomnienia o Kossakach. Chociaż i to w zbyt dużej dawce jest męczące. A Lilka to pewnie nawet by ją strofowała, gdyby Madzia pisała nieźle. Z zazdrości:P

      Odpowiedz
    • Jako wielbicielka (jednak) Marii, dokopałam się grubego tomiska „Listów. ..”. Rarytas jakich mało. Jednak o Magdalenie nie dowiecie się z nich raczej zbyt dużo, bo w listach tych głównie poruszane są bieżące sprawy Stefana Jasnorzewskiego i Marii, te najbardziej prozaiczne i egzystencjalne. Maria nie miała w Blackpool kontaktu z rodziną. Polecam np. wspomnienia jej męża Zygmunta Niewidowskiego „30 lat życia z Madzią”. Jednak należy wziąć pid uwagę fakt, że są to wspomnienia wygładzone, oczyszczone z takich smaczków, jak ten, że miał wieloletni romans z ich własną pomocą domową niejaką Niusią, na co Magdalena przymykała oko. Potrzebowała go jako „pomoc życiową”, gdyż sama nie potrafiła odnaleźć się we własnym mieszkaniu. Tak była wychowana. W dziennikach Mariana Brandysa znalazłam nawet taki opis Zygmunta: „Coś pomiędzy gangsterem a alfonsem”… Gdzie indziej jeszcze (chyba u Rafała Podraza w wypowiedzi jakiegoś członka rodziny) mówiono, że Madzia wyszła za niego z finansowego wyrachowania: oddała do lombardu pamiątki rodzinne i aby he odzyskać a nie płacić, wydała się za luchwiarza. Niewidowskiego warto przeczytać, jeśli skupimy się na samej Madzi, a Zygmunta potraktujemy wyłącznie instrumentalnie. Przyjemnej lektury!

      Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.