Halina Mikołajska. Pamiętana bardziej jako wybitna aktorka, czy bardziej jako działaczka opozycji demokratycznej? A może postać w ogóle zapomniana, o której działalności wiedzą jedynie teatrolodzy i badacze dziejów PRL-u? W końcu po jej rolach teatralnych pozostały tylko czarno-białe fotosy i nieco recenzji, nie zagrała też w żadnym z tych filmów, które wszystkie telewizje powtarzają nieustannie przy okazji kolejnych świąt. Ponieważ zmarła dwa tygodnie po wyborach 4 czerwca 1989 roku, nie mogła też odegrać żadnej roli w budowaniu demokratycznej Polski – pytanie zresztą, czy w ogóle by chciała włączyć się w politykę, gdyż swojej aktywności w Komitecie Obrony Robotników nie traktowała jako politycznej, lecz uważała ją za moralny obowiązek wobec krzywdzonych i poniżanych przez peerelowskie władze.
Joanna Krakowska postawiła przed sobą na pozór mało oryginalne zadanie: napisanie biografii aktorki i opozycyjnej działaczki. Wystarczy poczytać listy, dzienniki, recenzje, przepytać krewnych i przyjaciół. Zacząć od dzieciństwa, pokazać drogę na scenę i ku wyżynom aktorskiego kunsztu, dorzucić szczegółów z życia prywatnego, przeanalizować motywy przystąpienia do opozycji i pokazać formy działalności. Okrasić całość paroma anegdotami, może jakąś pikantniejszą plotką. I gotowe.
Aktorka w teatrze, aktorka w PRL-u… (Joanna Krakowska, „Halina Mikołajska”)
Halina Mikołajska jednak wymknęłaby się takiej sztampowej biografii i Joanna Krakowska doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Jej bohaterka zdecydowanie bowiem nie była osobą tuzinkową: „Jeśli przyjrzeć się jej rolom i spektaklom, można dostrzec w nich zarys całej historii teatru powojennego, jego głównych nurtów i dokonań […]. Jeśli przyjrzeć się pozateatralnej działalności Mikołajskiej, to widać, że polegała ona przede wszystkim na dawaniu świadectwa prawdom zakazanym i ocenzurowanym, na głośnym mówieniu o sprawach zatajanych przed opinią publiczną. Jeśli zaś przyjrzeć się otaczającemu ją światu, to widać, że powiązania osobiste i towarzyskie sytuowały ją w centrum życia artystycznego i intelektualnego”. To wyjątkowe przenikanie się sfery prywatnej z publiczną określiło sposób skonstruowania tej książki. Trzy słowa-klucze: aktorka, teatr i PRL zestawione zostały ze sobą we wszystkich możliwych kombinacjach: aktorka w teatrze, aktorka w PRL-u, teatr w PRL-u, PRL w teatrze, a nawet teatr w aktorce i PRL w aktorce – i wszystkie te aspekty złożyły się na tę znakomitą biografię. Chociaż „biografia” to za mało na określenie pracy Joanny Krakowskiej, gdyż dostaliśmy też historię powojennego teatru i powojennej Polski, z Mikołajską jako czynną uczestniczką albo chociaż świadomą obserwatorką. Raz na pierwszy plan wysuwa się aktorka, innym razem wydarzenia historyczne, które ostatecznie okażą się ważne i dla jej życia, i kariery.
Dostaliśmy więc książkę wybitną, napisaną z niezwykłym rozmachem, ale – co bardzo ważne – przystępną i wciągającą. Krakowska nie posługuje się językiem hermetycznym, wręcz niekiedy wykpiwa stylistyczne maniery recenzentów teatralnych, którzy pretensjonalnym stylem pokrywają ubóstwo myśli. Nie wiem, czy zastosowany przez autorkę sposób opowiadania o teatrze jest nowatorski (na pewno jednak przemawia nawet do laików), ale niewątpliwie jej podejście do dziejów PRL jest bardzo świeże i zrównoważone: nie ma laurek i nagan, żadnych łatwych i pochopnych ocen, pokazane są racje wszystkich bohaterów. Ujmująca jest próba przedstawienia działalności KOR-u od kobiecej strony; szkoda, że ubóstwo źródeł nie pozwoliło poszerzyć tych rozważań. Wielbiciele literackich zagadek znajdą tu również garść informacji o sprawie kryminału napisanego przez Jacka Kuronia.
Joanna Krakowska zasługuje na wielkie uznanie jako wnikliwa badaczka i świetna pisarka, a jej podejście do pracy biografa – „trzeba wyzbyć się pychy wszechwiedzącego i znającego przyszłość narratora i powściągnąć podsycany przez dzisiejsze dyskusje i spory zapał do łatwych ocen – powinno stanowić wzór dla wszystkich, którzy podejmą się przedstawiania nam życiorysów ludzi uwikłanych we wciąż nieodległe wydarzenia.
Joanna Krakowska, Halina Mikołajska. Teatr i PRL, W.A.B. 2011.
Za przesłanie książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.
Zapraszam również do pozostałych recenzji klasyki
(Odwiedzono 468 razy, 3 razy dziś)
Oj choruję na tą biografię. Zazdroszczę, ze już ją przeczytałeś. Cała seria jest rewelacyjna.
Seria świetna, ale pojawienie się w niej książek polskich autorów i o Polakach wyniosło ją na nowe wyżyny:) Cieszę się na lekturę biografii Nałkowskiej, a w zapowiedziach już książka o Słonimskim:)
Nie denerwuj mnie Nałkowską:( ja kupno mam dopiero w planach.
Już się chwaliłem, że udało mi się naciągnąć św. Mikołaja, ale wiem, że temat jest drażliwy, bo cena niebotyczna.
No właśnie..cena, poluję na allegro i w antykwariatach, może mi się uda kupić kilka zł. taniej, bo normalna cena Nałkowskiej (o ile mnie pamięć nie myli) to ponad 70zł. Zabójstwo. Czekam na recenzję:) I przywitam się, to moja pierwsza ale nie ostatnia wizyta na Twoim blogu:).
Normalna cena to około 90 zł i 70 to już jest okazyjnie:( I witam u Zacofanego, zapraszam częściej:D
Mnie też te ceny dżaźnią:((( Ogłaszam strajk włoski w obronie czytelnika przed wyzyskiem wydawnictw. Czytam powoli i po kilka razy tylko książki, które już czytałem. Wysokim cenom książek mówimy stanowcze i zdecydowane NIE!!! I też zazdroszczę. Wiem to nieładnie, ale…
Ja bym raczej sprawdził, ile z ceny okładkowej to „wyzysk” wydawcy, a ile ciągną różnej maści ogniwa pośrednie, a dopiero potem strajkował:P
Tak, tylko, że to jednak godzą się na to i podpisują pod tym wydawcy, a nie ogniwa pośrednie:) Zmuszają mnie do piractwa i innych nieładnych rzeczy:) A poza tym uważam, że klasyka powinna być tańsza, jak recepty za złotówkę, kto posiada prawa do „Antygony” Sofoklesa, nadal toczy się proces o prawa do spadku?
Zbyszku,przed chwilą sprawdziłam. „Antygona” jest dostępna na Allegro już za złotówkę. :)
Obawiam się, że porządnym wydawnictwom nie opłaca się wydawać klasyki, bo w serwisach aukcyjnych możesz się zaopatrzyć w nieczytane egzemplarze za grosze, a także z powodu Zielonej Sowy, Grega, etc, którzy wydają lektury z tzw. omówieniem (to jest horror i parodia) i sprzedają za bezcen.
Otóż to. Tym większy szacunek należy się wydawcom, którzy inwestują w nowe tłumaczenia, np. Shakespere’a, zamiast wydawać po raz pięćsetny stare przekłady.
O ile te nowe przekłady są dobre, bardziej pasują do zmienionych czasów i języka. Ale człowiek się przyzwyczaja, uczy na pamięć i potem jakoś tak dziwnie czytać to samo a jednak inaczej. „Antygona” to tylko taki przykład dla żartu podany:) Ja jednak pozostanę przy swoim zdaniu, szukałem kiedyś różnych książek z klasyki i niektórych ani na Allegro, chyba, że za dużą cenę, nie można dostać. Na przykład takie „Wielkie nadzieje” Dickensa, czy „Grona gniewu” Steinbecka.
A poza tym, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a czasem także przyłożenia:)
Niektóre Dickensy w granatowej serii Czytelnika to już białe kruki, za złotówkę nie znajdziesz:)
„Wielkie nadzieje” w tej chwili są dostępne tylko w jakimś odstręczającym, filmowym wydaniu. :(
Aha, zapomniałam się pochwalić, że mam granatowego „Oliwera Twista”. :P
A ja mam reprint wydania z 1874 ze wspaniałymi oryginalnymi ilustracjami, w skóropodobnej, bo chyba nie skórzanej:), oprawie.
Zbyszku, zazdroszczę! To wydanie musi robić wrażenie.
Wspaniale napisana recenzja, mam ochotę od razu biec i kupić :)
Ze względu na cenę nie będę namawiał do natychmiastowego biegu, ale zdobyć tę książkę zdecydowanie warto:)
Bardzo żałuję, że Halina Mikołajska nie może przeczytać Twojej recenzji. Piękny tekst. Przypuszczam, że sprawiłbyś jej ogromną radość.
Dla mnie wstrząsem była lektura wspomnień Brandysa w Płaszczu. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, przez co przechodziła Mikołajska.
W ogóle polityka nigdy aktorów nie rozpieszczała. Czytałam kiedyś artykuł o Januszu Kłosińskim, którego publiczność bojkotowała po wprowadzeniu stanu wojennego, bo oficjalnie poparł jego wprowadzenie i udzielał się medialnie w tej sprawie. Między innymi na scenę leciały żyletki. W czasie spektaklu „Wesela” go wyklaskano i zrezygnował z występów teatralnych.
Aktorstwo i polityka chyba za sobą nie przepadają, choć mają ze sobą sporo wspólnego.
Taki czarno-biały podział na dobrych i złych pojawił się dopiero w stanie wojennym, wcześniej środowiska opozycji, partyjne, teatralne się przenikały i takich podziałów nie było. Kłosińskiego wyklaskiwano, a Mikołajska po wyjściu z internowania dostawała brawa na wejście jako „ta internowana”. W obu wypadkach aktorzy czuli się źle, gdyż przyjęcie przez publiczność nie miało nic wspólnego z ich grą i wartością przedstawień.
A opisy represji wobec Mikołajskiej w dziennikach Bradysa są porażające.
To co opisuje Lirael wygląda raczej na odreagowanie traumy. W funkcjonariusza rzucac czymkolwiek byłoby niebezpeiczne, przy aktorze nikt nic nie ryzykował.
Szkoda, że nie pamiętam, gdzie był ten przygnębiający artykuł o Kłosińskim. Zrobił na mnie spore wrażenie. Kłosiński musiał się bardzo ludziom narazić swoim poparciem dla stanu wojennego, ale zastanawiam się, czy nie zadziałał tu też mechanizm kozła ofiarnego.
Lirael: on nie był jedyny, wielu aktorów to spotkało, może on jeden po latach to przypomniał. Mikulski też był objęty bojkotem, a teraz proszę – Kloss ulubieńcem Polaków:P
Mikulski chyba prowadził jakiś teleturniej? To też ociepliło jego kontakty z publicznością. Masz rację, że nikt już raczej nie pamięta tego ponurego epizodu z jego biografii.
Bez względu na opcję polityczną taki lincz na scenie z rąk kilkuset osób na widowni, to musiał być dla aktora cios prosto w serce.
Teleturniej to chyba sto lat później prowadził. Ci aktorzy to dziwni ludzie, bo Mikołajska równie boleśnie odbierała aplauz widowni w stanie wojennym, doskonale zdając sobie sprawę, że jest oklaskiwana jako bohaterka, a nie aktorka.
Rzeczywiście słowa-klucze, które przykuwają mnie do fotela. Zajrzałam już nawet, ale rzeczywistość jest bezwzględna i lektura dopiero za kilka dni.:)
Tylko zarezerwuj sobie sporo czasu, bo mnie pochłonęła lektura:)
Skoro pochłonęła, to chyba muszę zrezygnować z odwyku bibliotecznego (Lirael proszę o dyspensę;) i zamówić sobie egzemplarz. Na szczęście już jest obecny;)
Odpowiadając na pytanie w pierwszym zdaniu – dla mnie Mikołajska to przede wszystkim aktorka, choć w teatrze jej nigdy nie widziałam (oprócz migawek z tv), a w filmach była mniej obecna.
Aniu, bo Ty teatromanka jesteś:) Ciekawe, jak odbierzesz partie poświęcone właśnie teatrowi, moim zdaniem bardzo dobre i plastyczne, chociaż ja zupełnie nieteatralny jestem:) Z filmu to ją pamiętam tylko z epizodu w Barwach ochronnych. A Lirael Ci chyba dyspensy udzieli:)
Jak najbardziej udzielam i przy okazji uprzejmie donoszę, że powoli się zawieszam we wszystkich filiach. :)
–> zacofany.w.lekturze
Tak, jestem teatromanką;) Akurat z „Barw…” jej nie pamiętam, choć to mój ulubiony film Zanussiego, ale z „Życia rodzinnego” – owszem. Wydaje mi się, że u mnie w domu jej nazwisko musiało padać przy okazji wydarzeń politycznych, bo tym się żyło. Pewnie dlatego też później w życiu dorosłym postać nie była mi obca.
Przeczytam na pewno.
–> Lirael
Uprzejmie dziękuję, spróbuję tymczasem powalczyć z pokusą;)
Aniu: to i tak ją znakomicie kojarzysz. W Barwach z nią jest chyba jedna scena. Ja tak naprawdę poznałem ją trochę dopiero przy okazji dzienników Brandysa.
Nie powiem, dzienniki Brandysa mnie coraz bardziej intrygują. Zniechęca tylko wrażenie, że był okropnym plotkarzem;)
Po prostu oddawał się typowym rozrywkom literata w Oborach czy innym Nieborowie:) Ale dzienniki polecam bardzo.
Ale żeby potem te plotki uwieczniać na papierze? To takie niemęskie;)
No nie żartuj, gdyby faceci nie uwieczniali plotek, to nic byśmy nie wiedzieli ani o filozofach starożytności, ani o malarzach renesansu:D
Mikołajska z ekranu jest mi kompletnie nieznana:(.
Czy mam ją na liście priorytetów umieścic przed Korczakiem, czy po?:)
Iza: po Korczaku, chociaż po nim to już nic Ci się nie będzie podobać, ale to po prostu jest ekstraliga. Potem i tak dłuższa przerwa wskazana.
Popieram, choć „Mikołajskiej” jeszcze nie czytałam. :)
Och znam ja z kilku rol. Byla swietna aktorka ale z czasem odsuwana w cien, mysle, ze wlasnie z powodu zaangazowania sie w KORze. Mowila o niej czesto Wolna Europa. W koncu znikla z ekranu kompletnie. Zagrala mniejsze role w dwoch swietnych filmach Zanussiego i to chyba byly jej ostatnie role filmowe.
Z tego co wiem to nie uwazala sie za zadna rewolucjonistke, po prostu nie godzila sie z na to w jaki sposob traktowano „klase robotnicza – przewodnia sile narodu”.
Wspaniala kobieta!
Zgadza się, swojej działalności w KORze nie traktowała jako polityki, tylko jako obowiązek moralny. Z teatru trochę była usuwana, trochę sama się usuwała, za opozycję odcięto ją twardo od telewizji na przykład.