Pisarze ze starej szkoły (IV): Małgorzata Musierowicz

Dziś pierwsza część wspomnień Małgorzaty Musierowicz o początkach jej pisarskiej kariery. Ze swojego debiutu, powieści Małomówny i rodzina, autorka była do tego stopnia niezadowolona, że na potrzeby wznowienia w latach dziewięćdziesiątych napisała książkę na nowo. Dalej też wcale nie było łatwo: talent to nie wszystko ważna jest też praca nad sobą i otwarcie się na opinie innych, szczególnie jeśli są to doświadczone redaktorki z renomowanego wydawnictwa.
 
Dyplom robiłam na Wydziale Grafiki, a szczegółową specjalnością moją stała się grafika książkowa. Niestety, mimo dobrej opinii, jaką miałam o swych umiejętnościach, i mimo piątki na moim dyplomie, nikt nie kwapił się do zasypywania mnie zleceniami.
Po dłuższym namyśle postanowiłam więc samej sobie dostarczyć materiału do ilustrowania, czyli napisać Książkę, najlepiej dla młodzieży, żeby było naprawdę dużo obrazków. W końcu, ileż to razy słyszałam w szkole, że mam zdolności literackie, prawda? W dodatku sam pan Kazimierz Brandys widział we mnie przyszłą pisarkę! Zadanie wydawało mi się dziecinnie proste, toteż wystarczył pierwszy sygnał od Losu – notatka w „Kulturze” o konkursie na powieść dla młodzieży, ogłoszonym przez LSW – a ja już pożyczyłam sobie od Mamy maszynę do pisania i tłukłam po nocach, usadowiona w kuchni, żeby nie budzić dzieci. Nad moją głową kołysały się łagodnie pieluszki Zosi, gdyż oczywiście była to epoka tetry, pranej ręcznie lub co najwyżej w pralce „Frania”. Książkę Małomówny i rodzina napisałam w okamgnieniu i jeszcze dużo przed terminem wysłałam maszynopis.
Okładka wydania I, 1975 rok.
Naturalnie, nie wygrałam niczego, nie mogłam. Tym więcej, że wówczas wydawało mi się, iż w książce dla młodzieży tekst nie jest taki znów bardzo ważny, jak ilustracje… Lecz mimo to maszynopis mój zwrócił czymś uwagę redakcji, bo zaproponowano mi wydanie tej książki oraz wykonanie ilustracji.
Po dwu latach oczekiwania ukazał się mój debiut literacki. Było to wstrząsające wrażenie – trzymać w rękach swoją własną książkę – i wtedy właśnie pojęłam, że lubię tę chwilę i że z całą pewnością będę tworzyć dalej. Zwłaszcza, że napłynęło przyjemne honorarium od LSW.
Kupiliśmy maszynę do pisania. […]
Natychmiast zasiadłam do pisania następnej powieści i ukończywszy ją nadałam jej tytuł Szósta klepka, wymyślony nb. przez pana Musierowicza. Staś [Barańczak, brat autorki], który był już wtedy cenionym poetą i asystentem na polonistyce w Poznaniu, poradził mi, bym dała sobie spokój z LSW i złożyła tekst w „Naszej Księgarni”. – Jak już masz spadać, to z wysoka – dodał krzepiąco.
Udałam się więc do Warszawy i śmiało przekroczyłam próg sławnego wydawnictwa. Rzecz nie była bolesna. Po prostu oddałam maszynopis jakiejś miłej pani i już mogłam sobie iść. Boleść zaczęła się dopiero po jakimś czasie, kiedy to przyszło pismo od red. Danuty Sadkowskiej oraz nie podpisana wewnętrzna recenzja, której autor schlastał mnie wnikliwie, na zakończenie dodając jednak pocieszająco, że warto by popracować nad tym tekstem, gdyż zawiera on pewne elementy świeżości, humoru oraz błysk talentu. Red. Danuta Sadkowska zapraszała mnie do stolicy na rozmowę w sprawie tych ewentualnych poprawek.
Ciąg dalszy zmagań z Szóstą klepką w następnym odcinku.
Małgorzata Musierowicz, Tym razem serio, Akapit Press 1994, s. 70-72.
(Odwiedzono 679 razy, 1 razy dziś)

67 komentarzy do “Pisarze ze starej szkoły (IV): Małgorzata Musierowicz”

  1. Oj, zaczytywałam się w książkach Musierowiczowej :-) Jak po latach zaczęły ukazywać się nowe tomy, to też z przyjemnością do nich wracałam, choć najbardziej i tak lubiłam te pierwsze utwory.

    Odpowiedz
  2. O rany, nie miałam pojęcia, że „Małomówny i rodzina” to taka stara książka. To była pierwsza powieść Musierowicz, jaką przeczytałam, myślałam, że była wydana jak byłam mała i tyle. A to starsze ode mnie!

    Odpowiedz
  3. Nie pijesz Ty aby do kogo w tej przedmowie? :P
    Mnie Musierowicz ominęła w pacholęctwie i parę tomów poznałem dopiero w wieku mocno nietargetowym. Ale spodobało mi się u Borejków i pewnikiem jeszcze wrócę :D

    Odpowiedz
  4. Jakiś czas temu zdziwiłam się, bo w schowkach rodzicielki znalazłam opowiadanie MM, z serii chyba Poczytaj mi mamo. Bijacz się nazywa i jak pisze Bazyl, mocno wychowawcze to jest.;)
    A my tu z Lirael po cichu wczoraj zastanawiałyśmy się, czy MM jako lektury do klubu dyskusyjnego nie zapodać. Nic się nie ukryje, nic!;)

    Odpowiedz
  5. Ponieważ nie chce mi się powtarzać moich mailowych zwierzeń na temat początków kariery MM, napiszę tylko, że coś dziwnie nie pisze: pisać muszę, gdyż inaczej się uduszę:).

    Odpowiedz
  6. Czy Musierowicz nie napisała czegoś dla przedszkolaków o helihopterku…? Nie pamiętam… A jej wspomnienia czytałam baaaaardzo dawno temu, bardzo chętnie bym po nie sięgnęła raz jeszcze.. I znów stary problem, skąd mam te stare książki brać?! A jak w POSK-u nie będzie to co ja biedna zrobię…

    A ja lubię Musierowicz do Kalamburki. Którą czytałam od tyłu, inaczej mi nie wchodziła. I w nosie mam zamysł autorski.

    Odpowiedz
    • O hihopterku:P Znałem parę osób, którym Kalamburka też od przodu nie wchodziła:P Ja akurat uwielbiam zamysł autorski i jak dla mnie Jeżycjada powinna się była na Kalamburce skończyć.

      Odpowiedz
    • Musierowicz napisała serię świetnych opowieści dla starszych dzieci o przygodach pewnego rodzeństwa w krainie smoków, Bambolandii – „Czerwony helikopter”, „Ble-ble”, „Kluczyk” i „Światełko” (tak dobrze pamiętam, bo niedawno pisałam o tym do „Guliwera”). „Ble-Ble i „Kluczyk” były najlepsze. Z dzieciństwa zapamiętałam, jak babcia rodzeństwa – dentystka, wyrywa bolący ząb smokowi, bo ten nażarł się słodyczy i go rozbolał :)
      A „Małomówny i rodzina”… Jeszcze pamiętam to lato, kiedy zaśmiewałam się przy czytaniu tej książki. Było cudnie: dopiero co odrosłam od ziemi i świat wydawał się piękny :)

      Odpowiedz
  7. Co do zakończenia, to prawda, też bym chciała, żeby się na niej skończyła… A zamysł autorski w tym wypadku był do kitu! Przynajmniej jak dla mnie. A hihopterka sobie kiedyś poczytać muszę, bo znam tylko ze słyszenia.

    Odpowiedz
  8. Nie wiem, którą wersję „Małomównego…” przeczytałam, ale byłam zachwycona i ciągle rechotałam. Mam nadzieję, że doczekamy się kolejnej części „Tym razem serio”, że autorka ma ją w ogóle w planach.

    Odpowiedz
  9. Wieki temu czytałam Jej książki ,moimi ulubionymi w tedy były „Ida sierpniowa i „Opium w rosole”… „Małomównego…mam własnego :-)

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.