Oszałamiająca liczba publikowanych skandynawskich kryminałów każe się zastanawiać, czy ten literacki boom jest wynikiem dojścia po stuleciach do głosu genów wikińskich przodków, spragnionych palenia, plądrowania, gwałcenia, a nade wszystko wypruwania wnętrzności, czy też stanowi po prostu cyniczną próbę zrobienia majątku przez autorów i wydawców, którzy pozazdrościli Mankellowi i Larssonowi.
Być może w poszukiwaniu korzeni kryminalnych upodobań pisarzy z Północy nie musimy cofać się aż do czasów wikingów, a jedynie do przełomu lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku, kiedy to powstał cykl powieści o helsińskim komisarzu policji Fransie Palmu. Jego autor – Mika Waltari – zasłynął później znakomitymi książkami historycznych. Egipcjanin Sinuhe zepchnął w cień komisarza Palmu.
Błąd komisarza Palmu to drugi tom cyklu (o pierwszym, Kto zabił panią Skrof?, pisałem w innym miejscu), a ta część potwierdza klasę Waltariego jako twórcy zagadek kryminalnych. Jest jesienny poniedziałek. W eleganckiej dzielnicy Helsinek, w luksusowej willi, dochodzi do nieszczęśliwego wypadku. Milioner i playboy Bruno Rygseck poślizgnął się na mydle w łazience, uderzył tyłem głowy o brzeg basenu i znalazł się pod wodą. Mimo długotrwałej reanimacji zmarł. Pozornie komisarz Palmu nie ma tu nic do roboty, ale kilka rzeczy przykuwa jego uwagę i przekonuje, że jednak doszło do morderstwa. W domu, jak na dość wczesną porę, znajduje się zadziwiająco dużo gości, którzy dziwnie niechętnie mówią o powodach swoich odwiedzin. Stopniowo wychodzą na jaw rozmaite mętne fakty, w piwnicy znienacka zostaje odkryty znany pisarz w towarzystwie pięknej kobiety, a najbardziej podejrzany jest oczywiście lokaj denata.
Podobnie jak w tomie pierwszym, o śledztwie opowiada nam stażysta Toivo Virta, który zdążył nabrać już nieco doświadczenia, a nawet wydać powieść opowiadającą o poprzedniej sprawie komisarza Palmu. Młody funkcjonariusz wciąż jest zwolennikiem wykorzystywania psychologii w dochodzeniu, podczas gdy Palmu tradycyjnie wierzy w logikę i kojarzenie faktów. Gromadka kłamliwych świadków pogarsza jego i tak już fatalny nastrój, nie szczędzi więc im i swemu asystentowi złośliwości, a na dodatek wpływowa rodzina zmarłego próbuje manipulować komisarzem.
Jednym słowem, klasyka gatunku. Zagadka jest niełatwa do rozgryzienia, galeria bohaterów zróżnicowana, choć nieco sztampowa, główny śledczy zaś z upodobaniem odgrywa nieudacznika, by zmylić podejrzanych, a potem spada na nich niczym orzeł. Niemłody i tęgawy, ale z umysłem niczym brzytwa. Książka skrzy się sarkastycznym humorem, zwroty akcji trzymają w napięciu, tylko Helsinek mało. Waltariemu wystarczała jednak dobrze obmyślana intryga kryminalna i nie musiał wdawać się w analizy problemów fińskiego społeczeństwa w międzywojniu. Nie powiem, żeby mi tego jakoś szczególnie brakowało, bo najbardziej lubię kryminały bezpretensjonalne.
Mika Waltari, Błąd komisarza Palmu, tłum. Sebastian Musielak, Wydawnictwo Literackie 2011.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 251 razy, 1 razy dziś)
brzmi kusząco :)
Zdecydowanie:) Bardzo polecam.
Sądząc po zawartości księgarnianych półek, to rzeczywiście Szwecja jest krajem kryminałem i zbrodnią płynącym (jak tak dalej pójdzie, tylko wybitnie odważni turyści się skuszą na wycieczkę :P). Muszę jednak przyznać, że do tej pory większość książek z „tego gatunku” podobało mi się. Jeszcze tej granicy pełnego nasycenia nie osiągnęłam, więc może i po tę książkę się skuszę.
Aż dziw, że w tej Skandynawii jeszcze w ogóle ktoś mieszka, szczególnie mniejsze miejscowości powinny być już całkowicie wyludnione:)
Moja mama zaczytywała się Waltari w drugiej polowie ubiegłego wieku. To chyba jeden z nielicznych prawie zapomnianych autorów, który ma swoje kolejne 15 minut ;p
Heh, ja też się nim zaczytywałem w drugiej połowie ubiegłego wieku:) Moim zdaniem wcale nie jest zapomniany, taki Sinuhe jest ciągle wznawiany, dobrze że teraz odkurza się bardziej zapomniane powieści.
Druga połowa ubiegłego wieku to szmat czasu ;) Jeśli chodzi o moją mamę to mam na myśli, że czytała to w latach 60/tych. Tylko mi nie napisz, że Ty też…
Nieeee, ja trzydzieści lat później:P
Ale dlaczego zapomnianych, Sinuhe jest bardzo znany!
Komisarza Palmu bardzo chcę poznać, bardzo.
Ja poznałam komisarza i również gorąco polecam :) Dorzucam też wyrazy uznania dla tłumacza, czyta się po prostu świetnie.
Agnes: no halo, napisałem tylko, że Sinuhe przyćmił Palmu, a nie że sam jest zapomniany. Bo nie jest, sam niedawno czytałem:D
Duchowa; w końcu nie ma to jak przekład z oryginału, faktycznie niezły:)
Za ten wikiński wstęp należy Ci się pręgierz. Wiesz jak trudno doczyścić klawiaturę z czekoladowego „Grześka”? :P
Ooooo, rozśmieszyłem Bazyla, rozśmieszyłem Bazyla, lalalala:) Teraz przynajmniej wiesz, co czują Twoi czytelnicy:P
Frustrację z racji upaćkanego sprzętu komputerowego? :P
Z powodu spodni zalanych herbatą i monitorów oplutych kawą:P
Obaj panowie jesteście winni i powodujecie mało powabne parsknięcia na ekran mojego laptopa. Jak go w końcu zaleję kawą, to się upomnę o partycypację w kosztach naprawy! Co do samych książek, muszę się zapoznać z tymi kryminałami.
Ja tu jestem tylko skromnym naśladowcą:) Ale może kiedyś pokuszę się o napisanie recenzji a la Bazyl:D
Pacz Bazylu, powoli stajesz się wzorcem :D
I na dodatek nie ma szans, żeby wzorcowi (dwa metry) dorównać:DD
Ciszej, ciszej, bo mnie postawią w Sèvres :P
Stałbyś sobie w gablocie i wzorcował, a pensja w euro by leciała:P
I kto by Ci wtedy wpisywał te wszystkie komentarze kompletnie od czapy? :D
Myślę, że w Sevres też jest internet, a komórki byś sobie nie dał odebrać:P A może i laptopa nawet przemycił do gablotki:)