Jutro Dzień Dziecka – więc tradycyjnie wszystkim, którzy jeszcze się poczuwają do obchodzenia tego święta, składam najlepsze życzenia.
Do życzeń dołączam entuzjastyczną rekomendację dla najnowszej książki Otfrieda Preusslera, autora, którego odkrywam w tym roku z prawdziwą przyjemnością. Pisząc o najnowszej książce, mam na myśli jej polskie wydanie, gdyż w Niemczech „Rozbójnik Hotzenplotz” ukazał się pół wieku temu. Opowieść jest przeznaczona dla tych, którzy wyrośli już z „Małego duszka”, a nie dorośli jeszcze do „Krabata”. Oraz dla mnie, bo zachwyciłem się nieprzytomnie, pochłonąłem błyskawicznie i czekam na więcej.
Rozbójnik Hotzenplotz, nieuchwytny złoczyńca z siedmioma nożami za pasem, kradnie w biały dzień młynek do kawy należący do babci Kacpra. Kacper i jego przyjaciel Józio ruszają tropem rabusia – pozbawiona młynka babcia jakoś nie ma ochoty piec im ulubionego placka. Dwaj spryciarze trafiają jednak na godnego siebie przeciwnika i wpadają w pułapkę. Czeka ich marny los: jeden będzie pastował buty rozbójnika, drugi zaś zostanie sprzedany czarownikowi Atanazemu Doskwierusowi, który pilnie potrzebuje służącego do obierania niezliczonych wiaderek ziemniaków. Kacper nie zamierzał jednak spędzić reszty życia na obieraniu i gotowaniu kartofli – poszukiwanie dróg ucieczki naprowadziło go na trop pilnie strzeżonej tajemnicy Doskwierusa.
Historia opowiadana jest z przymrużeniem oka i humorem, potęgowanym przez rewelacyjne ilustracje F.J. Trippa. Czarne charaktery tumanią i straszą, a chłopcy tylko patrzą, jak im odpłacić pięknym za nadobne. Otfried Preussler mówił, że pisze dla dzieci dlatego, że sprawia mu to przyjemność – i to po prostu się czuje: wdzięk, lekkość, szacunek dla czytelnika, dbałość o to, żeby nie przynudzać i nie roztaczać dydaktycznego smrodku. Pomysł goni pomysł, a awantura awanturę, bez wytchnienia. Do tego nieco magii i całkiem sporo o jedzeniu: kartoflance, puree ziemniaczanym, ziemniakach gotowanych i pieczonych, kluskach śląskich z sosem cebulowym, a przede wszystkim o babcinym placku śliwkowym z bitą śmietaną.
Otfried Preussler, Rozbójnik Hotzenplotz, tłum. Joanna Borycka-Zakrzewska, ilustr. F.J. Tripp, Wydawnictwo Bona 2012.
Za przesłanie książki dziękuję Wydawnictwu Bona.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 369 razy, 1 razy dziś)
Dziękuję za życzenia, bo jako urodzona 1 czerwca zawsze będę dzieckiem! :)
A tak poważnie, cieszę się że to akurat ta książka się u Ciebie pojawiła – u nas też pełen szał i wariactwo na jej punkcie. Do tego co napisałeś,nic dodać, nic ująć, no może tylko słówko o tłumaczeniu, które uważam za świetne. Przyznaję jednak po cichu, że nie jestem zupełnie obiektywna, bo znam tłumaczkę osobiście i wiem ile trudu wkłada w to, aby i dużym, i małym czytelnikom jak najlepiej oddać uroki oryginałów.
Tłumaczenie znakomite, faktycznie:) I rzeczywiście, jeśli tłumacz się spisał, to się o nim zapomina:( Zechciej w takim razie pogratulować Pani Tłumaczce ode mnie, wariacje na temat imienia i nazwiska czarodzieja mnie powaliły:)
No i oczywiście wszystkiego najlepszego urodzinowo:D
A my znamy Hotzenplotza wyłącznie w oryginale, w końcu to klasyka klasyki w Niemczech. Swoją drogą, czysto zawodowo, chętnie zerknęłabym do tłumaczenia, żeby podglądnąć, jak tłumaczka poradziała sobia z licznymi zagwozdkami:-)
Nie zauważyłem żadnych mielizn w tłumaczeniu, ale nie znam oryginału. Właściwie to dziwne, że Preussler właściwie nie był wydawany wcześniej, poza Małym duszkiem chyba.
„Malutka czarownica” też się ukazała. I ostatnio „Krabat”, bardzo fajnie sfilmowany zresztą. Masz rację, to urocze książki, a Preußler jest niesamowicie płodnym pisarzem. I nadal tworzy.
A moja chęć zerknięcia na tłumaczenie nie wynika bynajmniej ze złośliwego szukania wpadek…
Nie podejrzewam Cię o złośliwość, sam traktuję takie sytuacje szkoleniowo:) Do Czarownicy jeszcze nie dotarłem, a Krabat też wyszedł dopiero w zeszłym roku. W zapowiedziach jest coś o Wodniku, już się cieszę:D
„Malutka czarownica” to moja ukochana książka z dzieciństwa, choć innych jego książek nie znam. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że autor jeszcze żyje…
A mnie z kolei Czarownica kompletnie umknęła, najwyraźniej w bibliotece nie było:P
ZWL, ja też do tej pory w zasadzie nie znałam Preusslera,aż dziw, bo wydawało mi się do tej pory, że jako dziecię czytałam wszystko, co się dało. Do tego „Mały Duszek” był w tłumaczeniu Ożogowskich, hm…
Wydaje mi się, że w czasach naszej młodości (ech!) nie było „tryndu” na niemieckie bajki. Teraz też zresztą szału nie ma, ale coś tam się dzieje i to dobrze się dzieje – Napp i Funke są u nas w domu na liście bestsellerów!
Jako nieletni czytelnik nie zwracałem uwagi na nację autora, ale może faktycznie wydawcy zwracali i nie mieli ochoty płacić dewizami za prawa autorskie jakiemuś Niemcowi:P
Malutka czarownica jest obowiązkowa. I też miała świetne ilustracje.
Muszę zintensyfikować poszukiwania:)
Ojojoj :) Widzę, że jesteś kolejnym piewcą „Rozbójnika Hotzenplotza”. No to w takim razie zmieniamy kolejkę i dzisiaj zaczynamy go czytać ;)
„Malutką czarownicę” też pamiętam – lubiłam :) w naszej bibliotece była :)
Zamówię sobie tę Czarownicę na Dzień Ojca, a co:))
Swego czasu, w latach mojego „dzieciętwa” w wakacje ” Malutka Czarownica” nadawana była przez program I Polskiego Radia. Porzucałam najfajniejszą zabawę , żeby tylko zdążyć na następny odcinek.
Jakiś czas temu kupiłam „Malutką czarownicę” dla mojej młodszej córki. Świetnie się złożyło, bo w Teatrze Animacji w Poznaniu było przedstawienie na postawie w/w książki – nasza obecność była obowiązkowa.A moda wyłapywała różnice między przedstawieniem a książka. I choć doskonale znała fabułę i tak rączki jej się spociły podczas sądu nad Mała Czarownicą.
Tylko pozazdrościć wrażeń lekturowo-teatralnych:) To musi być szalenie emocjonująca książeczka. Ja rzucałem wszystko, gdy Irena Kwiatkowska czytała w Jedynce Mikołajka:)
A jednak się złamałem ;) Mnie zadziwił fakt, że obydwu moim słuchaczom „Rozbójnik …” w ogóle przypadł do gustu. Dużo elementów baśniowych przemawiało za tym, że książka uznana zostanie za passe, bo oni jacyś tacy antybaśniowi. A tu i mag, i zaklęta ziaba, i wiejski głuptasek, słowem, baśń na całego. A jednak proszono o więcej :)
Nie żaba, tylko kumak, cokolwiek to jest:PP Baśniowość baśniowością, ale rabuś z nożami jest, skrzynia złota jest, tylko rumu brakuje, johohoho:) Poza tym baśniowo się robi pod koniec, a wcześniej czysta awantura.
Kumak, czyli taka ziaba :P A dyskusję urywam, bo jak się wyprztykam z argumentów, to o czym napiszę? :)
Kumak (Bombina) – rodzaj płazów bezogonowych z rodziny kumakowatych (czasami zaliczanej do ropuszkowatych).
A na dyskusję nie nalegam, bo o czym byśmy dyskutowali u Ciebie (oby wkrótce:PP).