Trzecioklasista Janek leży chory, prosi więc swoją prababcię Franię, aby po raz kolejny opowiedziała mu szczególną historię – mimo iż słyszał ją już wiele razy. Prababcia snuje bowiem opowieść o swoim dzieciństwie: smutnym sieroctwie w ubogim sierocińcu i o przeprowadzce do pięknego budynku z tablicą „Dom Sierot”, gdzie poznała Panadoktora – tak jednym tchem dzieci zwracały się do Janusza Korczaka – i jego współpracowniczkę Stefanię Wilczyńską. Janek wraz z prababcią przenosi się w tamto miejsce: poznaje dzieci, zasady panujące w Domu, wreszcie metody wychowawcze Panadoktora i zasady, jakimi się kierował. Wiele rzeczy go dziwi, wiele musi mu Frania, która znowu zmieniła się w małą dziewczynkę, wyjaśniać i pokazywać. Chłopiec przyswaja sobie zasadę Korczaka, że dziecko jest najważniejsze, że ma prawo do godności, bezpieczeństwa i miłości. Ze zdumieniem dowiaduje się o wymianach i zakładach z Panemdoktorem, o instytucji Sądu, przed którym stanąć może każdy, nawet sam Pandoktor, o Dniu Brudasa, o „Małym Przeglądzie”. Janek porównuje też podejście Korczaka do dzieci z tym, co widzi we własnej szkole – i stwierdza, że wśród jej pracowników są tacy, których chętnie postawiłby przed Sądem w Domu Sierot.
Nie jest łatwo opowiedzieć dzieciom o Januszu Korczaku, jego życiu, działalności pedagogicznej, pisarskiej czy wreszcie o tragicznym sierpniu 1942 roku. Beata Ostrowicka dobrze wywiązała się z tego zadania: stworzyła zajmującą, ciepłą, wzruszającą historię, chociaż tekst jest chwilami nieco przegadany, za duża jest dawka wiedzy, jaką autorka wtłoczyła w opowieść prababci Frani, niepotrzebne „dorosłe” wtręty (Korczak jako „twórca nowoczesnych koncepcji wychowawczych” i „organizator wzorcowych placówek opiekuńczych”) czy sztucznie doklejona scena, w której mowa jest o Korczaku pisarzu. Nie zmienia to faktu, że książka może się podobać i młodszym, i starszym czytelnikom – jest nie tylko do czytania, ale i do oglądania, gdyż z tekstem znakomicie korespondują rewelacyjne ilustracje Joli Richter-Magnuszewskiej – są cudownie kolorowe, lekko baśniowe, pomagają budować nastrój, co szczególnie widać w ostatniej części książki, poświęconej okupacji.
Beata Ostrowicka, Jest taka historia. Opowieść o Januszu Korczaku, ilustr. Jola Richter-Magnuszewska, Wydawnictwo Literatura 2012.
Za przesłanie książki dziękuję Wydawnictwu Literatura.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 506 razy, 3 razy dziś)
ksiązka nie dla mnie, ale polecę ją komuś bardziej zainteresowanemu :D
Takie książki są bardzo potrzebne, choć w księgarniach zazwyczaj głęboko schowane, bądź przez rodziców świadomie omijane… bo trudne. Bo trzeba będzie siąść z dzieckiem i podjąć niewygodny temat. Ja czasem podejmuję ten trud i uważam, że warto.
Warto:) Literatura wydała dwie książeczki na temat wojny: Papuzińskiej i Rusinka, natomiast z książek o Korczaku nie do pobicia jest Pamiętnik Blumki Chmielewskiej.
Mimo tych niedociągnięć – przegadań będę musiała ją kupić dla moich potworów. Najbardziej pociaga mnie postać …… babci Frani. Lubię babcie jako małe dziewczynki i nie tylko, w ogóle lubię babcie :-)aktualnie na pogaduszki wpadła do mnie „Przez dziurkę od klucza” pewna Babunia.
Babcia Frania jest znakomita:)
Czytając Twój post uświadomiłam sobie, że za jakieś 30-50 lat Holokaust będzie dla dzieci/młodzieży jak bajka o żelaznym wilku. My mieliśmy okazję otrzeć się o świadków tamtych wydarzeń, pamięć o wojnie była jeszcze b. żywa jakieś 30 lat temu, niestety z biegiem czasu to się zmienia, co jest raczej naturalne. Tym bardziej takie książki są potrzebne, zwłaszcza że ta przez Ciebie opisywana może być chyba dobrym wstępem do trudniejszych tematów (wojna, antysemityzm). Z chęcią poszukam w księgarni.
Zgadza się, my byliśmy „atakowani” tematyką – chociaż raczej wojenną niż holokaustową – ze wszystkich stron. W księgarni poszukaj też Pamiętnika Blumki, o którym wspominałem – to jest Dzieło.
Tak, Holokaustu było w tych materiałach mniej, ale jakoś wcześnie zostaliśmy w tej kwestii uświadomieni. Pamiętnik też sprawdzę.
Nasiąkaliśmy atmosferą. A ja sobie jeszcze fundowałem dziecięciem będąc lektury w stylu „Wspomnienia więźniów Pawiaka”.
O, to Kolega b. ambitny był.;) Albo wcześnie skrystalizowały się zainteresowania.
Z ambicją to chyba nie miało nic wspólnego, raczej jakaś niezdrowa fascynacja to była:: Ale na krystalizację zainteresowań faktycznie mi to wpłynęło.
A ja się właśnie zachwycam Fotobiografią :)
Mam nadzieję, że się kiedyś nią pozachwycam:) Czy faktycznie zdjęcia zostały opracowane cyfrowo i zyskały na jakości?
Nie widziałam pierwowzorów, więc nie mam porównania ;) Są bardzo duże (na całe strony A4), więc niestety na niektórych widać piksele – zastanawiałam się, czy warto było je aż tak rozciągać – ale całość wygląda świetnie, jak tylko odpakowałam to siadłam w fotelu i „przeczytałam” od deski do deski (mimo że torby z urlopu kwitły w przedpokoju :p).
Jeśli to piksele, to raczej marna robota:P Ale może to po prostu ziarnistość starych negatywów. Aż zajrzę w jakiejś księgarni.
Może ziarnistość, w sumie nie pomyślałam. Jak już sam ocenisz to daj znać :)
Niech no ja tylko dotrę do jakiejś cywilizowanej księgarni:D
z lekkim rumieńcem przeczytałam recenzję.Bardzo cieszy.Dziękuję :-) Korczak i Jego los to szalenie trudny temat ( niektórzy pedagodzy uważają nawet,ze nie dla dzieci). Myślę,że powinno się o nim mówić, ,pisać ,malować jak najwięcej. Aby Korczak nie był kojarzony tylko ze swoją śmiercią( pisał przecież ,że „Śmierć nie jest trudna, znacznie trudniejsze jest życie”) ,ale przede wszystkim z życiem i ideami,które je wypełniły .I które były kolorowe.Marzy mi się,aby powstało więcej książek o Korczaku i „okołokorczakowskich” .Zadowalających różne gusta i trafiające do różnych ludzi.
pozdrawiam z Innej Bajki
Jola Richter-Magnuszewska
p.s. na „Fotobiografię” też mam ogromną ochotę. „Pamiętnik Blumki” też oczywiście polecam :-)
Jak widać na przykładzie Pań książki i Pamiętnika Blumki – można o Korczaku pisać dla dzieci – i trzeba. Najważniejsze to utrafić w odpowiedni ton. A Pani ilustracje – świetne, okładkowa jest moją ulubioną:)
Świetna recenzja – w zupełności się ze wszystkim zgadzam – rzeczywiście tej dydaktyki w tekście nie dało się nie zauważyć.
Ale ogólnie historia przepięknie opowiedziana i przepięknie zilustrowana. Mi najbardziej przypadła do gustu drabina tak jakby „wyklejona” tekstem.
Pozdrawiam :)
Dzięki. Ilustracja z drabiną to też jedna z moich ulubionych. pozdrawiam:)