Związek Radziecki, połowa lat trzydziestych minionego stulecia. Towarzysz Stalin umacnia swoją władzę. Pomaga mu w tym wierny Gienrich Jagoda, szef wszechmocnego NKWD. Tropi wrogów, wyciska z nich zeznania, urządza procesy pokazowe. Ale czy Jagoda faktycznie jest taki wierny i czy ma na celu jedynie walkę z wrogami Stalina i radzieckiego państwa? Lojalny współpracownik Stalina, towarzysz Chołowanow, wpada na ślad dziwnej sprawy, zaginięcia kuriera, który przybył do Moskwy z tajnymi dokumentami, a może i czymś jeszcze cenniejszym. Z pomocą bystrego wywiadowcy Żmijojada i kusicielki Luśki Serojadki rozpoczyna śledztwo, by przekonać Stalina o prawdziwych zamiarach Jagody. Zupełnie przypadkiem w całą aferę wplątana zostaje młoda wielbicielka tańca, obdarzona też niezwykłym sercem do walki.
Bardzo lubię książki Wiktora Suworowa, zarówno te biograficzne: „Żołnierzy wolności” czy „Akwarium”, jak i te walczące z historycznymi stereotypami dotyczącymi dziejów ZSRR. Są bardzo dobrze napisane, autor nie boi się stawiać śmiałych tez i przekonująco je uzasadnia. Wykorzystuje do tego materiały powszechnie znane badaczom, ale ukazane w zupełnie nowym świetle. Suworow napisał też dwie powieści, których bohaterką jest Nastia Strzelecka, podopieczna Chołowanowa: trzymającą w napięciu „Kontrolę” i słabszy od niej „Wybór”. Akcja „Żmijojada” toczy się nieco wcześniej, ale poznajemy w nim już Chołowanowa, a sama Nastia pokazana jest jako nastolatka. Sceny z jej udziałem należą do najlepszych w książce, która jest nieźle napisaną historią sensacyjną, obfitującą w mordobicia, przebieranki, sekretne przejścia i nieco sarkastycznego humoru. Daje też wgląd w mechanizmy władzy w Związku Radzieckim w okresie wielkich czystek. Język jest barwny, jędrny, czasem dosadny, bohaterowie z grubsza nakreśleni, chociaż potrafią zaskoczyć. Rozrywka w sam raz na jesienny wieczór.
Wiktor Suworow, Żmijojad, tłum. Anna Pawłowska, Rebis 2011.
Za przesłanie książki dziękuję księgarni Matras.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 916 razy, 1 razy dziś)
Wstyd się przyznać, ale dotąd nic Suworowa nie czytałam. Dziewczynką jestem, czy jakoś tak… Wzmianka o kusicielce Luśce Serojadce znacznie bardziej mnie jednak skłania do lektury niż wizja obfitości mordobić. No, i ten sarkastyczny humor też jest kuszący:)
Rozumiem, że to pierwsza część cyklu o Nastii? Nasi wydawcy uwielbiają bowiem wydawać cykle np. od piątej bądź dziewiątej części, więc wolę się upewnić.
Tutaj to akurat autorowi, zapewne z braku weny albo i braków na koncie, wpadło do głowy napisać prequel, jak to się brzydko nazywa:) Związki z tomami następnymi wątłe, ale zabawa całkiem całkiem, o ile się lubi takie klimaty. Luśka jak Luśka, ale co tam wyprawia młodociana Nastia – z pewnością Ci się spodoba wymierzanie sprawiedliwości na własną rękę:)
Polecam „Maszyna i śrubki: jak hartował się człowiek sowiecki” M. Hellera, ja byłem pod wrażeniem.
Dzięki za podpowiedź. Ten Heller ma chyba jednak nieco większy ciężar gatunkowy niż powieści Suworowa, zapowiada się nieźle.
Ja dorwałem się do niego jeszcze na studiach i miałem na niego tylko jedną noc (podobnie jak na „Polski kształt dialogu” Tischnera) bo wówczas wydawnictwa bezdebitowe były „wydzierane” z rąk :-), eh – czy teraz ktoś wie co to znaczy „polowanie na książkę” :-), a był wydany przez paryską Kulturę. Do dzisiaj pamiętam wrażenie, mimo, że to rzeczywiście inny kaliber niż Suworow, to czytałem z zapartym tchem. Tak mi się skojarzyło z Twoim Suworowem bo czeka u mnie w kolejce na przypomnienie :-).
Chętnie przeczytam o Twoich wrażeniach po latach. W książkach o Rosji mam spore zaległości, Archipelag Sołżenicyna czeka, Opowiadania kołymskie w pełnej wersji, nazbierało się. Wydzierania sobie drugoobiegowych wydawnictw już nie pamiętam, co najwyżej czyhanie na jedyny egzemplarz podręcznika w BUWie:)
Ja przyznaję, nie przebrnąłem ani przez Archipelag, ani Opowiadania – stoją i czekają …
Szałamowa czytałem taki wybór Procurator Judei, ma mniej przerażającą objętość. Sołżenicyna też tylko drobniejsze rzeczy na razie. Ale kiedyś się wezmę za te większe też.
Mnie właśnie ta objętość zniechęca :-) mam też niejasne, być może błędne, przeświadczenie, że po Czapskim i Herling-Grudzińskim już nic innego nie będzie. Jakiś czas temu usiłowałem przeczytać „Gułag” A. Applebaum ale to inna kategoria i na usiłowaniu nieudolnym aczkolwiek w zamiarze bezpośrednim (jakby powiedział karnista) się skończyło.
Mimo znajomości Czapskiego i Herlinga-Grudzińskiego Szałamow mnie mocno sponiewierał swego czasu. Sołżenicyn trochę mniej, ale też mu niewiele mogę zarzucić. Applebaum może mieć ciekawe spojrzenie człowieka z zupełnie innego świata.
Ponieważ nie mogę z Panami merytorycznie podyskutować na temat lektur (ach, te dziewczynki!), to odniosę się tylko do ostatniej wypowiedzi.
Marlow, jeśli w czasie owego usiłowania miałeś sprawny narząd wzroku oraz posiadałeś egzemplarz właściwej książki, to usiłowanie było jak najbardziej udolne:) A za to – nie chcę Cię martwić – wymiar kary taki sam, jak za czyn, którego usiłowałeś się dopuścić:P Ratuje Cię jednak to, że dobrowolnie odstąpiłeś od dokonania:PP
P.S. Mój „Gułag”, który kupiłam łapczywie i natychmiast po jego wydaniu, spotkał taki sam los, jak Twój…
Mój „Gułag” zdobyty drogą prywatnej zamiany też się kurzy, więc nie róbmy sobie szczególnych wyrzutów:P To na pewno wina autorki, że nam się nie chce jej czytać:))
A może ta książka jest jakoś zawirusowana? Ja naprawdę bardzo i już chciałam ją przeczytać i autorka wcale mnie niczym nie zniechęcałam. Obejrzałam całą (wszystkie obrazki:P), przeczytałam początek i pfff. I tak do teraz. Dziwne.
Tia, mnie się to zdarzyło jakieś kilkaset razy i te kilkaset razy stoi na moich półkach:) Robi mi się blokada, jak widzę opasły tom niebędący powieścią, nad którym mogę spędzić trzy tygodnie:)
Ale bywają zaskakujące wyjątki – polecam „Historię społeczną Trzeciej Rzeszy” R.Grunbergera (dwa solidne tomy czyta się jednym tchem) i „Spojrzenie na kulturę robotniczą w Anglii” R. Hoggarta obie z Biblioteki Myśli Współczesnej. Druga ma mylący tytuł a tak na prawdę jest o kulturze masowej w Anglii z lat 50-tych, czyta się ją natomiast jakby dotyczyła polskiej rzeczywistości przełomu lat 90-tych. Momentami szeroko otwiera się oczy :-)
Wyjątki się zawsze znajdą:) Ja bym się w życiu nie podejrzewał o przeczytanie jednym tchem podręcznika do dziejów starożytnej Grecji, a wystarczyło, że napisała go prof. Wipszycka i samo się przeczytało. Inna inszość, ile z tych wszystkich wiadomości zostało:P Ten Hoggart brzmi apetycznie.
Grunbergerem też nie byłbyś zawiedziony. U Hoggarta tytuł brzmi mało ciekawie :-) ale gdy się go czyta widać, w którym miejscu jako społeczeństwo jesteśmy, i nie jest to widok, który z zachwytu zapiera dech w piersiach.
Tytuł chyba skutecznie zniechęca, bo nader przystępne ceny są tego Hoggarta. Czy ta książka daje jakąś nadzieję, że będzie z nami jako społeczeństwem lepiej?:)
Ja tylko dorzucę, że wczoraj odwiedził mnie nieczytający znajomy, który ostatnimi czasy zalega w domu z powodu poważnej kontuzji. Zgadało się o książkach i wspomniał, że „Inny świat” to jedna z niewielu pozycji, które przeczytał. Zaproponowałem Szałamowa, bo jęczał, że TV już go nudzi. Jak przytargałem z półki i wręczyłem, to przywołał na usta najstarszy zawód świata. Ale wziął. I już jest dobry uczynek :D
Dobry uczynek to będzie jak przeczyta i poprosi o więcej:)
Wątpię. Noga mu się goi :)
Ale może go wciągnie:)
Za nogę? :P
Choćby i za ucho:)
Patrząc na kierunek emigracji – tak :-). A tak na serio, dawno ją już czytałem i wydaje mi się, że stanowiła ona bardziej opis niż krytykę, czy były wnioski „na przyszłość” – nie pamiętam.
I tak smakowicie wygląda. U nas pewnie wydano ją, żeby pokazać, jak to u nas dobrze i jaka ambitna rozrywka w telewizji jest:)
Ja miałem wrażenie, że cenzor mógł jej niedoczytać i odpuścił po tytule :-)
Wcale mu się nie dziwię:)
„Żmijojad” jest najsłabszy z powieści o Nastii Strzeleckiej, ale i tak jest to świetne czytadło. Uwielbiam Nastię Strzelecką na równi z Nastią kamieńską.
Pisałam o tym już dawno, u siebie, i na blogu „Rosja w literaturze”.
Ja chyba wolę Kamieńską:) W Wyborze zabił mnie pomysł z królową hiszpańską, ale fabuła faktycznie była lepiej napisana, na odstresowanie i Żmijojad dobry. Ciekaw jestem, co Suworow o Chruszczowie nawypisywał, ale jeszcze nie mam.
Mnie się królowa Hiszpanii podobała najbardziej.
W ogóle lubię Suworowa, bo jego pomysły fabularne działają jak balsam na duszę kobiety. Budzi we mnie rycerza. Strzelecka walczy jak bohaterowie Byrona, a Kamieńska wciąż chora na kręgosłup, lezy tylko na podłodze, Losza Czistiakow donosi jej herbatę, a ona myśli. Tyż piknie, ale jako wzór osobowy dla mnie odpada:)
No skoro szukasz wzorców osobowych, to faktycznie, Strzelecka barwniejsza:)
Trzeba będzie poszukać
Zastanawiam się, czy „Żmijożerca” nie brzmiałby lepiej niż „Żmijojad”. :)
Polski tytuł jest niemal dokładnym oddaniem rosyjskiego. Poza tym bodajże w Pinokiu jest pan Ogniojad, to i Żmijojad może być:)