Pan Twardowski, gdy go diabli z karczmy „Rzym” na Księżyc wlekli, upuścił księgę, w której notował magiczne formuły. Tak cenna rzecz nie mogła wpaść w niepowołane ręce, ruszyły więc czarty na poszukiwania. Na próżno, zapiski zniknęły, jakby je diabeł ogonem przykrył. Mijały wieki i cenny notatnik spadł – zupełnie dosłownie – na głowę Mikołaja Twardowskiego, sympatycznego rudzielca, który poszukiwał na strychu odpowiednio grubej książki, by sobie w niej ususzyć rośliny do zielnika.
Chłopak nie należał do miłośników biologii, ale groziła mu pała z tego przedmiotu i musiał się trochę postarać. Tyle że wkładanie chwastów do magicznego kajetu jest równie ryzykowne, jak wrzucanie zwiniętych w kulkę bylin do cylindra czarnoksiężnika. Muminkom dom zamienił się w dżunglę, szkolna pracownia biologiczna też robiła niezłe wrażenie…
Książka Joanny Olech nie jest jednak opowieścią o nastoletnim czarodzieju, a po prostu pełną humoru i odrobiny magii historią o nastolatku, który nie lubi swojej drętwej szkoły, chce zdobyć uczucie koleżanki i wystrychnąć na dudka parę diabłów, gotowych na wiele, by odzyskać rękopis mistrza Twardowskiego. Masa perypetii, zawirowań uczuciowych i życiowych, mnóstwo fantastycznych pomysłów i świetne rysunki Marcina Bruchnalskiego. Dla miłośników rodziny Miziołków rzecz obowiązkowa, dla wszystkich idealny poprawiacz nastroju nadwątlonego przez pyzate aniołki wyśpiewujące „Last Christmas” i konieczność mieszania bigosu w wielkim garze. Mam nadzieję, że z powodu mrozu mycie okien zostało odwołane i chociaż ta czynność nie psuje nikomu samopoczucia.
***
Dotarła dziś do mnie imponująca paczka z książkami – nagroda za zdobycie tegorocznej E-buki. Zawartość pudła ujawnię nieco później, gdy dołączy opóźniony ze względów technicznych kuferek na książki. Jak widać, specjalny kot tropiciel zbadał starannie przesyłkę pod kątem zawartości szkodliwej, wybuchowej lub jadalnej i nieco się rozczarował. Mnie natomiast zawartość bardzo się spodobała.
Na pewno coś z zawartości kuferka (i nie tylko) przekażę na organizowaną między innymi przez moją niezawodną Matkę Chrzestną akcję Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy. Chodzi o zebranie co najmniej 210 książek, które zostaną zlicytowane w styczniu na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Cel jest szczytny, a szczegóły można znaleźć we wpisie Agnieszki. Warto też polubić stronę akcji na Facebooku, gdzie na bieżąco pojawiać się będą informacje o postępach akcji.
***
Na zakończenie jeszcze ogłoszenie mocno zaległe. Od kilku tygodni mój blog dostępny jest pod adresem: https://zacofany-w-lekturze.pl/. Zachęcam wszystkich do zmiany adresu w linkach, choć oczywiście dawny, blogspotowy adres nadal jest aktualny i przenosi bez problemu we właściwe miejsce.
Joanna Olech, Gdzie diabeł mówi… do usług, ilustr. Marcin Bruchnalski, Literatura 2007.
“Last Christmas” zwykle wyśpiewuje (lekko) pyzaty George Michael! :) Chociaż dziś słyszałam wersję w skocznych rytmach a la disco polo. Zazdroszczę wspaniałej przesyłki i jestem pod wrażeniem talentów Leninka. Tylko patrzeć, jak zwróci się do Was jakaś jednostka antyterrorystyczna z prośbą o udostępnienie. :)
W internecie szaleje jakaś dziwna przeróbka klasyka Wham, ale jeszcze nie słyszałem, nie lubię, jak mi się poniewiera ulubione przeboje:)) Leninek najlepszy na wykrywanie przemycanej żywności, trafiłby bez pudła. Za materiały wybuchowe nie ręczę:P
Nie mogę ściemnić, że jeszcze nie otworzyłem i wrzucę sobie paczkę pod choinkę? :P Dokładne wyliczenia będą, jak już dostanę kuferek i będę mógł sfotografować malownicze stosy obwąchiwane przez kota:))
No właśnie, mnie też niezmiernie interesuje, co jest w paczce.;) Ściemnić się nie da, skoro zdradziłeś, że zawartość paczki podoba Ci się.;) Akcja Orkiestry b. ciekawa, dzięki za infomację.
Doprawdy, pyzate aniołki (i nawet “Last Christmas”, niech im będzie) i bigos są wszak czynnikami budującymi świąteczną atmosferę i samopoczucie! Co nie znaczy, że po Olech nie warto sięgnąć (może, kiedyś?) Paczki nie zazdroszczę. Z jednego prostego powodu: w mojej głowie jako pierwszy od razu pojawiłby się okrzyk “o rany! i gdzie ja to ustawię?!” Co nie znaczy, że nie będę z niecierpliwością wyglądać relacji z podróży do wnętrza paczki:P
Z czynników budujących atmosferę preferuję Last Christmas:) O bigosy dbają teściowe, więc mogę sobie poczytać Olech, co polecam gorąco:D Kwestia “gdzie ja to ustawię” jakoś nigdy nie psuła mi przyjemności znoszenia do domu kolejnych książek. I zawsze się gdzieś dawały upchnąć:P
Za mną bigos chodzi od kilku dni i staje się coraz bardziej natarczywy! Niestety, nie posiadam teściowej, która mogłaby o niego zadbać, więc zdaje się, że nie pozostaje mi nic innego niż tylko jutro rzucić się w wir siekania i powolnego duszenia. Do wtorku powinien dojść:) Tak, wiem że zawsze można “gdzieś” upchnąć książki (teraz, przed świętami, właśnie puściłam kierownicę – kolejne książki, a jest ich mrowie a mrowie, na razie czekają w szafie, bo są prezentami), tyle że czasem nawet gdziesie się buntują… U mnie już ćwiczą buczenie, które z pełną mocą uruchomią zaraz po pierwszej gwiazdce!
Miłego siekania i duszenia w takim razie:) U mnie piętrzy się spory karton książek na prezenty i gdy się go pozbędę po wigilii, to poczuję sporą ulgę, jak w dowcipie o rabinie i kozie:P Tyle że chyba zamówiłem sobie jakieś książki w prezencie, hmmm…
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Książki Joanny Olech są zawsze świetnym remedium na słabszy nastrój :) a akcja super, trzeba by się przyjrzeć księgozbiorowi ;)
ps. że też nie zauważyłam zmiany adresu..
Niestety, w mojej bibliotece książki Olech już się chyba skończyły:( Zmiana adresu niedostrzegalna, blogspot sprawnie przerzuca w nowe miejsce:)
Nam się “Pulpet …” kończy i nie wiem co jeszcze w naszej kategorii wiekowej :D
Może jeszcze “Pompon” się łapie, ale pewności nie mam.
No wiesz! Czytamy chronologicznie i “Pompon” już za nami :)
A to przepraszam:) W takim razie nie wiem, co tam jest dalej:P
Mamy w odwodzie “Latającego detektywa”. Tym razem na pustyni :D
A może “Pięć przygód detektywa Konopki”?
“Last Christmas” zwykle wyśpiewuje (lekko) pyzaty George Michael! :) Chociaż dziś słyszałam wersję w skocznych rytmach a la disco polo.
Zazdroszczę wspaniałej przesyłki i jestem pod wrażeniem talentów Leninka. Tylko patrzeć, jak zwróci się do Was jakaś jednostka antyterrorystyczna z prośbą o udostępnienie. :)
W internecie szaleje jakaś dziwna przeróbka klasyka Wham, ale jeszcze nie słyszałem, nie lubię, jak mi się poniewiera ulubione przeboje:)) Leninek najlepszy na wykrywanie przemycanej żywności, trafiłby bez pudła. Za materiały wybuchowe nie ręczę:P
Właśnie się zastanawiałam, czy nie musiałeś przypadkiem namaścić paczki jakimś smalczykiem, żeby wywołać aż takie skupienie Leninka. :)
Tym razem smalczyk nie był potrzebny:))
Co tam jest, co tam jest? Co? :)
Nie mogę ściemnić, że jeszcze nie otworzyłem i wrzucę sobie paczkę pod choinkę? :P Dokładne wyliczenia będą, jak już dostanę kuferek i będę mógł sfotografować malownicze stosy obwąchiwane przez kota:))
No właśnie, mnie też niezmiernie interesuje, co jest w paczce.;) Ściemnić się nie da, skoro zdradziłeś, że zawartość paczki podoba Ci się.;)
Akcja Orkiestry b. ciekawa, dzięki za infomację.
W tygodniu po świętach wszystko się wyjaśni, miejmy nadzieję:)) Akurat będzie notka na sezon poświąteczny:)
Doprawdy, pyzate aniołki (i nawet “Last Christmas”, niech im będzie) i bigos są wszak czynnikami budującymi świąteczną atmosferę i samopoczucie! Co nie znaczy, że po Olech nie warto sięgnąć (może, kiedyś?)
Paczki nie zazdroszczę. Z jednego prostego powodu: w mojej głowie jako pierwszy od razu pojawiłby się okrzyk “o rany! i gdzie ja to ustawię?!” Co nie znaczy, że nie będę z niecierpliwością wyglądać relacji z podróży do wnętrza paczki:P
Z czynników budujących atmosferę preferuję Last Christmas:) O bigosy dbają teściowe, więc mogę sobie poczytać Olech, co polecam gorąco:D Kwestia “gdzie ja to ustawię” jakoś nigdy nie psuła mi przyjemności znoszenia do domu kolejnych książek. I zawsze się gdzieś dawały upchnąć:P
Za mną bigos chodzi od kilku dni i staje się coraz bardziej natarczywy! Niestety, nie posiadam teściowej, która mogłaby o niego zadbać, więc zdaje się, że nie pozostaje mi nic innego niż tylko jutro rzucić się w wir siekania i powolnego duszenia. Do wtorku powinien dojść:)
Tak, wiem że zawsze można “gdzieś” upchnąć książki (teraz, przed świętami, właśnie puściłam kierownicę – kolejne książki, a jest ich mrowie a mrowie, na razie czekają w szafie, bo są prezentami), tyle że czasem nawet gdziesie się buntują… U mnie już ćwiczą buczenie, które z pełną mocą uruchomią zaraz po pierwszej gwiazdce!
Miłego siekania i duszenia w takim razie:) U mnie piętrzy się spory karton książek na prezenty i gdy się go pozbędę po wigilii, to poczuję sporą ulgę, jak w dowcipie o rabinie i kozie:P Tyle że chyba zamówiłem sobie jakieś książki w prezencie, hmmm…