„Jestem bardzo zmęczony moim mózgiem lub raczej bardzo on obecnie podupadł! Daremnie silę się pracować, nic z tego nie wychodzi!”, napisał 15 marca 1870 roku Gustave Flaubert. Sam zdiagnozował ten stan jako objaw starości, ja wolałbym jednak u siebie uważać tę ogólną niechęć jako przejaw wiosennego przesilenia. Na takie stany najlepiej poczytać coś zabawnego – a jeszcze lepiej coś, co pozwoli beztrosko porechotać. Nic takiego nie znalazłem na prezentowanej przez Zbyszka liście najzabawniejszych książek świata, której twórcy wykazali się dość szczególnym poczuciem humoru, musiałem więc radzić sobie na własną rękę. Zupełnym pewniakiem okazała się powtórka dwóch pierwszych książek Marcina Szczygielskiego.
W redakcji magazynu dla panów o swojsko brzmiącej nazwie PL-BOY życie płynie leniwie,
w przyjemnej atmosferze towarzyskiej, wśród ploteczek, drobnych intryg i przeglądania stron internetowych. Napięcie wprowadzają jedynie wizyty szefowej, Bety, która ma dość męczący sposób prowadzenia spraw pisma i zarządzania personelem. Pewnego dnia jednak w redakcji pojawia się potwór: Zenia, nowa szefowa public relations. Ze względu na specyficzną urodę i dobór strojów bywa przez współpracowników nazywana na przykład Prasłowiańską Mumią Królowej Torfu (ubrana w srebrnostalowy garnitur przypomina „nieco bezprzewodowy węgierski ekspres do kawy”), natomiast charakter sprawia, że w użyciu jest niemal wyłącznie dosadne określenie damy lekkich obyczajów. Zenia bowiem nie dość, że donosi Becie na współpracowników, to jeszcze posiada umiejętność skłócania wszystkich ze wszystkimi, będąc przy okazji całkowicie niekompetentną w swoich służbowych obowiązkach.
Marcin, dyrektor artystyczny pisma, i jego koleżanki mają dość Zeni i postanawiają się dowiedzieć kim jest i czemu zawdzięcza swoją błyskotliwą karierę. Równocześnie uczestniczą też w życiu redakcji i pracy nad kolejnymi numerami, znoszą hiperaktywność naczelnej i prowadzą życie towarzyskie. Problemy się piętrzą, piętrzą się też komiczne sytuacje: redaktorzy potrafią bez owijania w bawełnę powiedzieć, co myślą, a ciągłe
poprawianie zdjęć roznegliżowanych panienek
stanowi nieustanne źródło uciechy dla wszystkich – może poza Marcinem, który musi to robić. A ledwie skończy z wyjaśnianiem tajemnic Zeni, będzie musiał zająć się własnymi sprawami mieszkaniowymi i denerwującą lokatorką, która skutecznie zatruje mu życie.
„PL-BOY” i „Wiosna PL-BOYA” mają sporo wad: fabuły właściwie nie istnieją (mamy do czynienia z szeregiem epizodów połączonych wątłymi wątkami śledztwa w sprawie Zeni czy perypetii lokalowych Marcina), autor za często wdaje się w poboczne dywagacje, choćby nad swymi ulubionymi filmami albo nad stylem pracy w agencjach reklamowych, niekiedy też popada w gadulstwo. Bez wątpienia jednak jest bystrym i złośliwym obserwatorem obdarzonym wielkim poczuciem humoru. Stworzył galerię różnorodnych, chociaż mocno przerysowanych postaci, i zebrał masę anegdot, a wszystko to spisał barwnym, jędrnym i dosadnym językiem. Ileż radości daje zestawienie luksusowych wizji serwowanych czytelnikom magazynu ze swojską siermiężnością, która się za nimi kryje. Pojawiają się też refleksje nad sensem pracy w korporacji i ceną, jaką się za nią płaci, czy parciem dziewczyn do kariery poprzez rozbierane sesje. To jednak tylko margines satyry Szczygielskiego, w której nie ma uśmieszków półgębkiem: albo rechocze się i pokwikuje z uciechy, albo krzywi przy kolejnym opisie komputerowego „powiększania balonów” modelkom.
Marcin Szczygielski, PL-BOY. Dziewięć i pół tygodnia z życia pewnej redakcji, Instytut Wydawniczy „Latarnik” 2003.
Marcin Szczygielski, Wiosna PL-BOYA. Życie seksualne oswojonych, Instytut Wydawniczy „Latarnik” 2004.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 396 razy, 1 razy dziś)
Nie czytałem niczego tego autora i pewnie niezbyt szybko po coś sięgnę. To takie osobiste przekonania.
Nic na siłę.
A ja przeciwnie. Chętnie dowiem się czegoś więcej o powiększaniu balonów. A bo to wiadomo co się człowiekowi w życiu przyda :P
Nader detaliczne wskazówki są, wręcz kurs dla początkujących:)
Po pierwsze: mając – według Flauberta – taki śmieszny mózg, przyznaję się do kompletnej niekompatybilności ze wspomnianą przez Ciebie, a prezentowaną przez Zbyszka listą. Hi, hi?
Po drugie: to który już raz to czytałeś?:P
Po trzecie: PL-Boya nie mam, ale „Kallas” i „Poczet królowych polskich” tkwią na mojej półce niczym wyrzut sumienia… Dobrze, że „Poczet…” pożyczony, to zmuszę się do szybszej lektury.
Lista wyjątkowo dziwaczna, nie da się ukryć. Pl-Boye ratowały mnie właściwie w zeszłym roku i tak im zeszło w oczekiwaniu na parę słów. Ale dziś sobie odświeżyłem Pl-Boya, tak będzie pewnie szósty raz, albo i siódmy, i dalej działa:)) U mnie wyczekuje Poczet, pewnie poczeka do kolejnego przesilenia:P
Zastanawiam się nad okładkami. O ile pierwszą rozumiem, o tyle drugą nie za bardzo. Ma to jakiś sens?
Szósty lub siódmy raz to całkiem nieźle. U mnie takie wyniki osiągała chyba wyłącznie Chmielewska:)
Ja mam paręnaście takich wyczytanych książek, kiedyś niektóre zaczynałem czytać na nowo zaraz po skończeniu:) Okładka drugiego tomu po prostu jest:P
To zdaje się (tu o okładce), podobnie jak sam drugi tom?:P
A owszem, drugi tom dla zagorzałych fanów klimatu:D
Żadnych objawów nijakiego podupadnięcia u JWP nie dostrzegam!
Ciekawe, czy książki Szczygielskiego są choć częściowo powieściami z kluczem? Dla osób, które bywają w tzw. kręgach i osobiście znają skarykaturowane postacie, to może być dodatkowa atrakcja. :)
Czy sam Szczygielski projektował okładki? Według mnie ta pierwsza jest po prostu koszmarna, co bardzo mnie dziwi, bo opracowanie graficzne książki Podrazy jego autorstwa bardzo, bardzo mi się podobało.
Dziękuję JWP za dobre słowo:) W znanych mi wypowiedziach autora nie pada wzmianka o tym, że to powieść z kluczem, ale wykluczyć tego nie można:P Okładki są Szczygielskiego, obrazek może nie za piękny, ale stanowi kwintesencję PL-Boyowskiej modelki, złożonej z części różnych dziewczyn dla uzyskania odpowiedniego efektu:P
To warto by trochę pokluczyć,żeby te odniesienia rozszyfrować. :) Trzeba będzie nawiązać kontakt ze sferami artystyczno-dziennikarskimi. :P
Wydaje mi się, że w drugiej okładce wyrażona jest ta sama myśl, ale mniej wprost. Szczygielski chyba w ogóle nie stroni od takich dosadnych okładek.
Mam wrażenie, że bohaterowie są naszkicowani na tyle ogólnie, że trudno się w nich dopatrzeć jakichś konkretnych osób. Późniejsze wydania Pl-Boyów mają fajniejsze okładki – w stylu okładek magazynów.
Obawiam się, że niektórzy panowie po powrocie z biblioteki z książką z taką magazynową okładką mogą się spotkać z dość chłodnym przyjęciem w domu. :)
Jestem ciekawa, w jakim literackim kierunku pójdzie Szczygielski. Jego książki dla młodzieży ostatnio wzbudzają entuzjazm, pamiętam Twoją recenzję „Omegi”.
Na wszelki wypadek owijam w gazetę, żeby nie wzbudzać kontrowersji:) Poczet królowych wzbudził mieszane uczucia, nie wiem, jak wyglądają utwory sceniczne Szczygielskiego, bo jeszcze nie dotarłem. Mam za to nadzieję, że rozwinie się w kierunku powieści dla młodzieży, jakąś nową widziałem w zapowiedziach.
Chyba chodzi o „Czarownicę piętro niżej”? Nota taka, że chyba się na tę czarownicę skuszę. W dodatku występują tam jakieś Zdradliwe Lilie i gadający kot. :)
W jakimś czasopiśmie czytałam recenzję „Czarnego Młyna”, same superlatywy.
O nią właśnie:) Chociaż to raczej dla dzieci niż młodzieży. Czarny młyn zbiera pochwały, też może w końcu przeczytam:)
Tutaj właśnie znalazłam ciekawy wywiad ze Szczygielskim a propos jego książek dla dzieci i mlodzieży. Czarownica ponoć dla czytelników od 7 do 97 lat, więc się łapię. :)
Świetny wywiad, dzięki:) To cieszę się na Czarownicę jeszcze bardziej:)
Bezwstydnie się przyznam, że przed chwilą ją kupiłam. :)
Lirael,
na bank są.
P.S. Jak iedyś próbowałam, ale się nei wkręciłam. Pewnie przez ówczesne upały.
Na upały idealne:)
~ Iza
Tak mi się właśnie wydawało, ciekawe who is who. :P