Występuje w literaturze kategoria dzieci z gatunku upiornych. Takich, co to własnego ojca bez jego wiedzy wyślą na saksy do Afryki, co bez trudu sporządzą materiał wybuchowy z kuchennych przypraw i bez drgnienia powieki wysadzą nim kamieniołom, a po drodze złapią jeszcze szajkę złodziei, fałszerzy znaczków czy innych przemytników, przechytrzając dowolną policję świata.
Dina, April i Archie należą do tej właśnie kategorii. Ich matka, Marian Carstairs, jest autorką kryminałów i dniami i nocami tłucze w maszynę, by utrzymać dom. Kiedy jej potomkowie pewnego popołudnia słyszą dwa strzały dobiegające z pobliskiej willi, bez wahania biegną, by sprawdzić, co się stało. Zamordowano ich sąsiadkę! Jakąż wspaniałą reklamą dla ich matki i jej książek byłoby rozwiązanie zagadki przez pisarkę! Niestety, Marian stanowczo odmawia udziału w śledczym przedsięwzięciu, taką banalną zapewne sprawę bez trudu rozwiąże każdy policjant. I policjant się pojawia, a upiorne dzieciątka stwierdzają, że porucznik Bill Smith byłby idealnym ojczymem.

Od tej chwili akcja biegnie dwutorowo. Skoro matka nie chce prowadzić śledztwa, to mali Carstairsowie zrobią to za nią, by przysporzyć jej chwały. Przy okazji postarają się też połączyć piękną pisarkę z sympatycznym policjantem. Droga do celu wymaga stosowania metod niezbyt chwalebnych: mamy wagary, składanie fałszywych zeznań, kradzież dowodów rzeczowych, mylenie tropów, pomoc podejrzanemu i wprowadzanie zamieszania na każdym kroku. Oraz manipulowanie roztargnioną matką. Ani przez chwilę nie mamy więc wrażenia, że inteligentnym Carstairsom mogłoby się nie udać.
Książka Craig Rice jest nieodparcie śmieszna i uroczo staroświecka. Akcja rozgrywa się w latach czterdziestych, na świecie szaleje wojna, ale tu za trzy dolary można urządzić przyjęcie dla hordy dzieciaków z sąsiedztwa i nawet zapracowane samotne matki przygotowują na obiad klops w zawiesistym sosie i krem cytrynowy z bezami. Z biografii autorki wynika, że ta sielankowość z pewnością nie jest odbiciem jej własnego życia, lecz raczej wyrazem tęsknoty za czymś, czego samej pisarce brakowało. Craig Rice okrzyknięta została ponoć przez krytykę damską następczynią Dashiella Hammetta, ale „Różom” daleko do typowego kryminału noir, a dużo bliżej do Joanny Chmielewskiej. Czy może Chmielewskiej bliżej do Craig Rice, ale nie bądźmy drobiazgowi. Grunt, że świetnie się czyta i stosownej porcji rozrywki dostarcza. Powieść została sfilmowana w 1946 roku i z fragmentów wynika, że z wdziękiem, chociaż to i owo zmieniono:
PS. Samotna damska nóżka na koszmarnej okładce ma niewiele wspólnego z treścią, chociaż drobną rólkę w powieści odgrywa tancerka odziana w trzy pawie pióra i sznur pereł. A polski tytuł zdecydowanie nieudany (w oryg. „Home sweet homicide”).
Craig Rice, Róże pani Cherington, tłum. Maria Skibniewska, Iskry 1989.
Tytuł tak uroczo od czapy :).
W swoim czasie uwielbiałam książki o Janeczce i Pawełku (chociaż Skarby były już trochę zbyt fantastyczne jak dla mnie), bardzo też lubię upiorne dzieciaki.
Czy Róże są jeszcze gdzieś do kupienia?
Róże za grosze są na allegro:) A mali Carstairsowie Chabrowiczom dorównują:)
Brzmi pysznie. W bibliotece jej nie ma, ale właśnie kupiłem na Allegro. :) Dzięki, w życiu bym na nią nie trafił.
Przyjemnej lektury:)
Lubię takie dzieci :) Janeczka i Pawełka uwielbiam, najbardziej za Nawiedzony dom :) Przeczytam i sprawdzę, czy Carstairsowie też tacy sympatyczni.
errata: Janeczkę
Bardzo sympatyczni :D
No tak, a w biblio nie ma. :(
Nawet jeśli kiedyś było, mogło się dawno rozpaść, wyjątkowo marne wydanie :(
Intrygująca recenzja :)
Zadaniem nóżki z pewnością było skuszenie szeregu męskich amatorów i patrz pan, udało się!:P
Upiorne dzieci uwielbiam tylko w literaturze. Za młodu rozpaczałam, że nijak nie umiem taka być; teraz tępię starannie każdy przejaw upiorności u własnych.
Mam niejasne wrażenie, że ta właśnie książka, to właśnie wydanie spoczywa u mnie w którymś z licznych kartonów. W którym, psiakość?!
Jako esteta taką okładkową nóżkę ominąłbym szerokim łukiem, ale rekomendowano mi dzieło wieki temu, że zabawne:)
Ja właśnie bym chyba w swoich dzieciach trochę tę upiorność podbudował, może by mi załatwiły na starość przyzwoitą emeryturę?
Co do kartonu, to zaraz zajrzę w moją kryształową kulę i podam Ci odpowiedź :P
No wiesz?! Nóżka całkiem kształtna i chyba bez cellulitisu, takie są w cenie:P
Teraz to już nie te czasy, gdy można wysłać starego na budowę eksportową. Teraz to raczej młodzież sama ekspediuje się co najmniej za jedną wodę i ewentualnie zaprasza do siebie starych rodziców.
Na wskazania kuli oczekuję z niecierpliwością:)
Niech więc młodzież się ekspediuje i dofinansowuje starych rodziców:) Nóżka jak nóżka, moim zdaniem krew powinna się lać z linii cięcia, byłoby bardziej kryminalnie:P
Zaraz nachucham na kulę.
E, z tego co piszesz, wynika że to chyba jednak nie krwisty kryminał. Prędzej w pończoszkę by nóżkę przyodziać, aby była bardziej kusząca (dla porucznika Smitha, rzecz jasna, bo porządni XXI-wieczni czytelnicy nie idą na taki łatwy lep, nieprawdaż?:P)
Kula kulą, ale nie wykluczam że wykorzystam część urlopu na nurkowanie w kartonach. Te róże wydają się za bardzo relaksacyjne, by je tak po prostu odpuścić.
Porucznik Smith nie był kuszony pończoszką, ale raczej domową atmosferą i klopsem :PP
Nurkowanie w kartonach z książkami jako urlopową rozrywkę bardzo popieram i aż żałuję, że nie mam w czym ponurkować :(
Żesz doprawdy, porucznik Smith z pewnością był ryży i figurą przypominał monsieur Poirot’a, niech mu więc klops idzie na zdrowie! (ekranizacja kłamie, w razie jakby co).
Swoją drogą, ciekawe co kiedyś wymyśli mój Starszy, w którego pokoju wieczorem namiętnie tłukę w klawiaturę, przy jego gorącej aprobacie („mamo, bez tego nie mogę zasnąć!”)
Wywali Cię bezwzględnie, jak sam będzie chciał po nocy postukać w klawiaturę, korzystaj, póki możesz :)
A porucznik był zabójczo przystojny, jeśli wierzyć autorce :)
Kryminalna ramotka, wygląda na idealną na leżakowe czytanie, zwłaszcza gdy większość wyrobów Agathy została już zaliczona ;) A czy przypadkiem bohaterka Hotelu Paradise nie jest kuzynką tych dzieciaków?
Do Marthy Grimes jeszcze nie doszedłem, ale jeśli jest chociaż odrobina podobieństwa, to nadrobię braki z ochotą :)
Paczpan, gdyby nie przechodząca za oknem burza, pisałbym właśnie o Janeczce i Pawełku :-) A nóżkę gdzieś widziałem w biblio. Jutroz rana sprawdzę :-)
Żeby Cię burza od prądu odcięła, to rozumiem, ale piszesz tu, więc czemu nie o Chabrowiczach?
Bo pisałem z pomocą tabletu, na którym pisać nie cierpię i który nie jest podpięty do sieci energetycznej, podczas gdy na zewnątrz efekty specjalne jak u Spielberga :) A teraz to mi się spać chce, więc jeszcze rozdział Ożogowskiej i do wyra :D
Od tej technologii to się w głowach poprzewracało :P W każdym razie życzę powrotu natchnienia:)
A co myślicie o wspomnieniach z dzieciństwa Geralda Durrella „Moja rodzina i inne zwierzęta”, „Moje ptaki, zwierzaki i krewni”. Chociaż nie kryminał, spełnia wszelkie wymogi nie-nowości, a upiorność progenitury oryginalną jest bardzo.
Z pozdrowieniami dla wszystkich, którzy lubią książki z humorem
Czworolist
Czytałem Durrela, faktycznie ciekawa rodzinka, ale książka jako całość mnie nie zachwyciła, chyba trochę tempa zabrakło.
Boziu, Boziu, ależ uroczy staroć odkurzyłeś :)
Urocza książeczka.Uwielbiałam ją. W podobnym stylu są Kochane Maleństwa Randalla Lemoina. No i Chabrowiczowie sie nie umywają.
Zainteresowały mnie te Kochane maleństwa, ale to jakiś biały kruk za potężne pieniądze :(