Izabela Szwarc, Bela Hertz, Izabela Gelbard, Bella z Montparnasse’u, Hela Bertz, porucznik Czajka, wreszcie pisarka Izabela Czajka-Stachowicz. Nowe nazwisko na nowy etap życia. Biografia, którą dowolnie kształtowała i zmieniała. Nawet data urodzenia nie była stała.
Urodziła się w żydowskiej rodzinie. Miejsce i data urodzenia podlegały modyfikacjom. W każdym razie był to schyłek XIX wieku, Sosnowiec albo Mińsk Mazowiecki. I już to wiele mówi o bohaterce książki Pauliny Sołowianiuk. Traktowała ona bowiem tak samo wydarzenia realne i te, które mogły się wydarzyć. Wybierała z nich wersję w danym momencie bardziej atrakcyjną, dającą większe możliwości zbudowania na nowo własnej postaci, wykreowania nowego wcielenia na użytek chwili.
Na pewno wychowała się w Warszawie, odbierając edukację godną panienki z dobrego, zamożnego domu. Nie był to jednak dom szczęśliwy, w małżeństwie rodziców panował chłód, a matka nie potrafiła zrozumieć córki żyjącej w świecie fantazji. Krytykowała Izabelę nieustannie, wpłynęła też na jej postrzeganie mężczyzn i niezdolność do nawiązania stałych związków. Ojciec z kolei wspierał w córce to, co w niej było barwnego i fantazyjnego, on też w dużym stopniu odpowiadał za pojawienie się barwnego motyla, jakim w młodości była przyszła pisarka.
Przed wojną zaliczyła dwa małżeństwa i wiele podróży – w tym pobyt we Francji, gdzie zawojowała paryską bohemę, pozowała Matisse’owi i ponoć nawet Picasso ją malował. Kawiarnie i bale były jej środowiskiem naturalnym. Po powrocie do Warszawy, na początku lat trzydziestych, zaczęła bywać w stołecznych lokalach, szczególnie w Ziemiańskiej. Wydawało się, że zna wszystkich i wszyscy ją znają. Urzekała nieposkromionym temperamentem i radością życia. O jej romansach krążyły niemal legendy.
Wojna położyła kres beztrosce. Izabela z mężem trafiła do getta, nawet tu jednak starała się ocalić chociaż cień dawnego życia. Po ucieczce z dzielnicy zamkniętej rozpoczęła się dla przyszłej pisarki tułaczka, której detale – jak zwykle w jej przypadku – pozostają niejasne. W każdym razie przeżyła i objawiła się po wojnie jako porucznik Czajka. W Katowicach stworzyła namiastkę salonu, odkrywała nowe talenty, znów popisywała się znajomościami i koneksjami. Brała udział w odnalezieniu ukrytych przed Niemcami obrazów Jana Matejki, do niej też należy zasługa wypromowania malarza samouka Jana Ociepki. Po przeprowadzce do Warszawy, z kolejnym mężem, zaczynała rozkręcać swą literacką karierę. W tym czasie rzeczywistość w niczym nie przypominała tej, którą pamiętała sprzed wojny, sama Izabela też nie była już sobą. Doświadczenia getta i tułaczki odebrały jej naturalną radość, która ją cechowała. Dalej się śmiała i dalej lubiła prowokować, ale była już w tym sztuczność.
Paulina Sołowianiuk w swej opowieści o życiu Czajki-Stachowicz wielokrotnie musiała konfrontować sprzeczne wersje tych samych wydarzeń, dociekać, często bezskutecznie, prawdziwości faktów, wyłuskiwać je z literackich przetworzeń czy nawet anegdot (których jest tu nieprzeliczone mnóstwo), oddzielać to, co realne, od konfabulacji. Rzadko się to udawało, czasem autorka stawała bezradnie przed kilkoma wersjami, pokrywającymi się częściowo lub wręcz sprzecznymi. Trudno więc powiedzieć, że mamy do czynienia z ostateczną, ustaloną wersją życia pięknej Izabeli, obcujemy raczej z wariacjami na kanwie jej biografii. Musimy pogodzić się, że dostrzeżemy co najwyżej przebłyski prawdy – ale w gruncie rzeczy poznanie całej prawdy odarłoby pewnie Czajkę z uroku, jaki otaczał ją przez większość życia, a nam, czytelnikom, nie dałoby pewnie nic, poza bolesną świadomością, że udało się umieścić barwnego motyla na szpilce w zakurzonej gablotce.
Jako pisarka Izabela Czajka-Stachowicz. |
Paulina Sołowianiuk, Ta piękna mitomanka. O Izabeli Czajce-Stachowicz, Iskry 2011.
Tekst zamieszczony pierwotnie na stronach „Literadaru”.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 2 441 razy, 3 razy dziś)
A to się ci udał dzień. Izabele warto znać. O o tu tu warto zajrzeć po recenzje książek Izabeli. Wstawiam tą recenzję, bo mnie urzekła.
http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2013/04/ocali-mnie-kowal-izabela-czajka.html
Na prawdę godna polecenia lektura, niezwykle mądra wartościowa, także dla przeciwników okrucieństwa II wojny światowej i historii, która skłania także do wielu przemyśleń.
Kojarzę ją z „Pożegnania jesieni”, ciekawe, ile prawdy w jej postaci zawarł Witkac. W jego ujęciu to kobieta na wskroś demoniczna.:)
Ponoć przesadził grubo:) Nie wiadomo, co Izabela myślała o swoim portrecie, gdy powieść się ukazała, w każdym razie wkrótce potem się rozstali, ponoć dramatycznie, bo Witkacy zmiażdżył jej powieść. Za to w latach dużo późniejszych Czajka bardzo chętnie przywoływała swój obraz z Pożegnania jesieni:)
Aż mi szkoda, że nie napisałem ni słowa o „Królu węży …”, bo książka warta była wzmianki. Już po tej jednej pozycji mogę potwierdzić Twoje słowa: „Wybierała z nich wersję w danym momencie bardziej atrakcyjną, dającą większe możliwości zbudowania na nowo własnej postaci, wykreowania nowego wcielenia na użytek chwili.”, bo były tam rzeczy przy których z niedowierzaniem kręciłem głową, mrucząc: „No, bez pierdół”. Ale po przywyknięciu do sporej, na moje niefachowe oko, dozy mitomanii, czytało mi się Czajkę dobrze. A scenę z tańcem i „do pieca” pamiętam jeszcze dziś, a to przy mojej sklerozie o czymś świadczy :D
Ale chyba o jakiejś Czajce pisałeś? O Dubon…? Obiecałem sobie, jakąś jej książkę przeczytać, szczególnie że są wznowienia, ale jakoś się nie składa, jak zwykle zresztą:)
świeżo przeczytałam „Dubon…Dubonet…” Fatalnie napisana książka, megalomańska, ale w sumie ciekawa, bo opisuje życie, raczej od strony rozrywki, artystów polskich w latach 20-tych, skupionych wokół europejskich sław na Montparnassie.
Fatalnie napisana stylistycznie, źle skonstruowana czy to dotyczy pomysłu autorki na wykreowanie siebie?
To raczej nie ja, bo to moja jedyna, przeczytana Czajka :)
Hm, znaczy nadszedł u mnie czas na zwiększenie porcji witamin i odstawienie tłuszczu zwierzęcego… :P
– Witaj w klubie – powiedział wysoki jegomość, który parę chwil wcześniej pytał gospodarza o jedną rzecz, jak się okazało, świadczącą o jego (jegomościa, nie gospodarza), galopującej sklerozie :D
Starość, panie dziejku, starość, jeszcze tylko kryzys wieku średniego, a potem byle do emerytury :DD
Nawet się nie dziwię, że podobała jej się Hela Bertz. Postać wyrazista, atrakcyjna, mężczyźni padają jej do stóp – nawet jeśli wizerunek nieprawdziwy, może pochlebiać.;)
Każdy by się chciał znaleźć u Witkacego:)
W wikipedii znalazłem informację, że była kapitanem UB – jeśli tak rzeczywiście było to jej urok w latach powojennych musiał być dość specyficzny.
Wersja o UB pochodzi zapewne z prac Henryka Piecucha, który nie jest szczególnie wiarygodny. Z książki Sołowianiuk wynika, że Czajka była porucznikiem 1. Armii WP, a potem służyła w MO. Nosiła się natomiast z rewolucyjnym fasonem: skórzany płaszcz, cyklistówka, nagan i była nazywana „Czajka-czerezwyczajka”. Znajomości za to miała rozległe, w tym w UB i wielu osobom pomogła dzięki temu w kłopotach. Natomiast faktycznie krążyły plotki, że pracuje w UB, ale dementują je rozmaite osoby w relacjach; w IPN akt jako funkcjonariuszki nie ma.
To wygląda na to, że rzeczywiście do Wikipedii należy podchodzić ze sporą rezerwą.
Akurat twierdzenie o UB jest w tym biogramie słabo udokumentowane, zresztą całemu tekstowi przydałyby mu się uzupełnienia. Tak to już jest z Wikipedią, co najwyżej daty życia można sprawdzić:)
Zaintrygowałaś mnie swoją recenzją. Lubię książki o podobnej tematyce, dlatego wierzę, że będzie mi się ją dobrze czytało. Pozdrawiam serdecznie:)
Fascynująca postać, ogromnie nie zaciekawiłeś :)
Optymistyczne, że da się napisać tekst o książce czytanej w zeszłym roku:).
Chyba, że tekst też z wykopalisk?
Książka z lipca 2012, tekst z lipca 2013 :D Grunt to notatki i zaznaczenia na marginesach.
Izabela Czajka-Stachowicz miała chyba tyle twarzy, ile nazwisk/pseudonimów.
A może więcej? W pRLu jej książki były rozrywane i bardzo popularne. Czytałam kiedyś wszystkie po parę razy, bo to był kiedyś taki lufcik w świat międzywojennej, międzynarodowej bohemy. Czytałam także biografię, którą popełniła Krystyna KOlińska. O Czajce pisali WItkacy i Uniłowski (oni dobrze), ale np. taki Wańkowicz i Fiedler to już ją nieźle obsmarowali.
Co do UB to chyba nie była. Ale w MO chyba tak. Sama pisała, że była kapitanem MO. Więc może była. MOże też nie. Ona doskonale zmyślała i chyba niejedno jej się myliło. W różnych ksiażkach przedstawiała różne wersje tych samych zdarzeń. Ale postać ciekawa, warta jakieś filmu, albo nawet serialu. Świetna była scena z jakimś kochankiem z Berlina, który sypiał w trumnie…:)
Z Fiedlerem chciała sobie przed wojną poromansować, a po wojnie mu pomogła, zdaniem syna pisarza Arkady Fiedler bardzo ją lubił. Zresztą razem z Fiedlerem i Wańkowiczem ruszyła na zwiedzanie lupanaru w Barcelonie:P W MO naprawdę służyła, co potwierdzają świadkowie. Ciekawe miała stosunki z Magdaleną Samozwaniec, z którą nie szczędziły sobie złośliwostek:) Zdecydowaniec postać niesłusznie zapomniana.
Z Madzią Samozwaniec to one grały w jednej lidze (humor, wspomnienia, epoka międzywojenna), więc pewnie traktowały się jak konkurencja. To zrozumiałe. Zresztą, Madzia też uroczo kłamała i naginała rzeczywistość do własnych potrzeb.
Ale bym nie powiedziała, że Bella jest zapomniana. Z pewnością znają ją „witkacolodzy” i inni specjaliści od literatury i obyczajowości Dwudziestolecia.
No cóż, może jej wspomnienia (powieści autobiograficzne?) nie trafiają dzisiaj do tzw masowego czytelnika. W Empiku widziałam je na przecenie.
Specjaliści mają obowiązek znać i pamiętać takie osoby jak Bella, zwykli czytelnicy jednak raczej o niej zapomnieli, nie była wznawiana przez 30 czy 40 lat. A na wyprzedaże trafiły w tym roku niemal wszystkie książki WAB-u, więc to akurat nie świadczy o braku zapotrzebowania na książki Czajki:)
Właśnie ze wspomnień o Samozwaniec kojarzę Czajkę. Nie pamiętam, czy to w książce samej Madzi, czy w relacjach o niej były wzmianki o tym, że panie się po prostu nie znosiły. Postać rzeczywiście nietuzinkowa. I chyba w Płaszczowych planach jest jej list do Broniewskiego. :)
Przygadywały sobie nieustannie. Najsłynniejsza jest chyba anegdota o makijażu. Czajka przyganiała Samozwaniec, że za bardzo się maluje, na co Madzia odpaliła, że musi zużyć farby pozostałe po Kossakach:D Znajomość z Broniewskim to oddzielna epopeja:P
I jeszcze coś było o świetnym trzymaniu się jak na swój wiek. :) W każdym razie ten list do Broniewskiego wyraźnie świadczył o charrrrakterrrrku nadawczyni.:)
Broniewski poświęcił jej stroniczkę w swoim pamiętniku, daleki od zachwytu namolną koleżanką:)
W tym liście sprawiała wrażenie tak niewzruszenie pewnej siebie, że krytyczne uwagi kolegi i tak na pewno nie zrobiłyby na niej wrażenia. :)
Bo ona była zupełnie nieprzemakalna. Franz Fiszer ponoć prosto w oczy jej wyłupał: „Pani jest fenomenalnie głupią kobietą”. A ona potraktowała to jak największy komplement, bo ponoć dotarło do niej wyłącznie słowo „fenomenalnie” :P
:D To już znamy powód jej świetnego samopoczucia. Chyba zacznę naśladować i też tak zakotwiczać. :) W zdaniu „mamy wyjątkowo dużo książek w hałdzie” będę się koncentrować na wyrazie „wyjątkowo”. :)
I tego się trzymaj :D