Nie ma Rafał Kosik litości dla swoich bohaterów. Ledwo dwa miesiące wcześniej błąkali się w podziemiach Warszawy, a teraz, zamiast cieszyć się sylwestrową zabawą, pakują się w kolejne kłopoty. Chociaż właściwie trudno się dobrze bawić w pomieszczeniach o temperaturze niezbyt pokojowej. Dlatego Felix i Net postanawiają podkręcić ogrzewanie w domu swego klasowego kolegi Gilberta, nieświadomi, że kręcą nie kurkami pieca, ale systemem odpalania rakiety domowej roboty. Kaloryfery pozostają więc nadal zimne, za to rakieta startuje dokładnie o północy i wywołuje potężne perturbacje.
Poczucie winy każe małoletnim szukać na własną rękę sposobu zapobieżenia nieuchronnej katastrofie, bo spora rakieta bez wątpienia prędzej czy później spadnie na ziemię. Ich starania prowadzą do odkrycia wielu co najmniej dziwnych faktów, które sugerują, że padli ofiarą jakiegoś szeroko zakrojonego spisku. Atmosfera spiskowa widać jest zaraźliwa, bo Felix, Net i Nika również przystępują do tajnej organizacji – chcą za wszelką cenę zapobiec uzyskaniu przez ich gimnazjum niezwykle istotnego certyfikatu jakości. Nie dość, że po jego zdobyciu czesne by wzrosło, to jeszcze ich klasa musiałaby przychodzić do placówki w strojach o dość specyficznym kolorze. Wstyd i hańba!
Jak zwykle wątek tajemniczo-sensacyjny przeplata się ze szkolno-obyczajowym (i uczuciowym). Perypetie dyrektora Stokrotki walczącego o cenny dokument są bardzo zabawne i ocierają się o absurd – ale poczucie absurdu ma każdy, kto zetknął się z procesem certyfikowania czegokolwiek. Tak więc przy kontroli szkolnej stołówki sprawdzany będzie „współczynnik oporu statycznego trzonków, kąt zakrzywienia w zębach widelców, pojemność łyżek, tępota noży, międzyzębownikalność wykałaczek”. Dyrektor jest w ogóle wszechstronnie doświadczany na niwie służbowej i aż dziw, że nie sfiksował. Zjawia się u niego na przykład ojciec Niki, podejrzanej o poważne wykroczenie przeciwko regulaminowi szkoły. Nie dość, że gość dziwnie wygląda i dziwnie się zachowuje, to jeszcze prowadzi mocno abstrakcyjny dialog, od którego Stokrotce zwoje mózgowe obracają się wokół pionowej osi. W tej rozmowie pada stwierdzenie, które jak ulał pasuje do powieści, a dotyczy gry na trąbce z zepsutym ustnikiem: „Muzyk w transie może się nawet nie zorientować, że z dmuchu nie ma trąbu”.
Niestety, Rafał Kosik chyba właśnie się nie zorientował, że z dmuchu nie ma trąbu, i rozdął przesadnie całość. Wątek sensacyjny wypala się dość szybko. Jeszcze w pierwszym tomie niewiele ustępuje on scenom szkolnym, ale już w drugim bohaterowie zaczynają dreptać w kółko, rozwiązanie zagadki przybliża się w ślimaczym tempie, tonąc w zapychaczach i epizodach, bez których spokojnie dałoby się obejść. Ile można czytać, że rakieta z rury kanalizacyjnej krąży wokół Ziemi, a chmary mikrobotów zakłócają łączność?
Książce zdecydowanie zaszkodziło podzielenie na dwa tomy – nie starczyło pomysłu, tempo siadło, wielkiego finału nie było. Na samych scenach szkolnych, chociaż w większości zabawnych, ujechać się nie dało. Zamiast 850 stron w dwóch tomach, spokojnie mogła powstać pięciusetstronicowa całość, która pewnie zyskałaby na dynamice i napięciu. Można, oczywiście, uznać, że jestem marudnym i czepialskim zgredem, ale progenitura też nie była zachwycona i poziewywała od połowy „Małej Armii”. Tak więc wciąż czekam na tom przygód FNiN, który dorówna „Teoretycznie Możliwej Katastrofie”.
Rafał Kosik, Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek, Powergraph 2008.
Rafał Kosik, Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek 2. Mała Armia, Powergraph 2009.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 373 razy, 1 razy dziś)
Czytając TMK miałem nawet szczwany plan, żeby zaznaczyć kolorowymi karteczkami miejsca, w których wydawało mi się z jakich wzorców popkultury czerpał autor przy tworzeniu danej sceny. Ale mnie wciągnęło i się nie udało. Na razie pauzuję, czekając aż Bartek zacznie lekturę, żeby uniknąć sytuacji która ma miejsce przy HP. Młody człowiek chce pogadać, a tu pamięci nie staje :P
Akurat Rafał Kosik czerpie z tej strony popkultury, którą znam słabo, lepiej mi idzie tropienie odniesień u Szczygielskiego.
U nas sytuacja odwrotna: dziecko mi opowiadało kolejne tomy FNiN, karcone nieustannie, że tatuś też by chciał przeczytać. A teraz w kwestii Pottera starała się gryźć w język i nie zdradzać za dużo:P
Dlatego chcę zobaczyć jak sprawdzi się czytanie synchroniczne :D
Powodzenia :)
NIe wiem dlaczego Kłasik mnie nie przekonuje, jego postaci są słabe jak dla mnie, zbyt schematyczne. Szczygieskiego przeczytałam jedną książkę, też się nie popisał, mocno stereotypowe podejście do głównego bohatera (coś z niebieskimi drzwiami w tytule)
Bohaterowie powieści przygodowych raczej rzadko są szczególnie pogłębieni psychologicznie, bo nie jest im to potrzebne do popychania akcji naprzód:)
Fakt, ale chodzi mi o to bardziej, że książki są przewidywalne. To moja subiektywna opinia .
Hm, powieść przygodowa ma swoje prawa, chociaż Kosik dba o urozmaicenie przygód swoim bohaterom. Konstrukcja jest dość typowa, ale akurat fajerwerków nie należy się spodziewać.
Ładna rakieta na pierwszym planie ;-)
Rakieta suto obsypana brokatem, nie mogłem jej nie wykorzystać :P
To dobre posunięcie strategiczne – zachęca do lektury nie gorzej, niż Twoja recenzja :-D
Dzięki, przekażę autorce rakiety :)
To ja się dołączam do gratulacji dla utalentowanej autorki! Rakieta jest wystrzałowa, ale planety to już w ogóle!
Przekażę autorce.Tam gdzieś jeszcze był Księżyc i jakaś kometa, ale się nie złapały w kadr :D
To kategorycznie domagam się tych astronomicznych detali następnym razem.
Autorka powinna kategorycznie zażądać tantiem w postaci tego wymarzonego najnowszego tomu Kosika. :)
Obrazki będą jak znalazł przy okazji pisania np. o Lemie i zostaną ponownie wykorzystane z wyeksponowaniem innych detali. Najnowszy Kosik zamówiony u Mikołaja, może się staruszek spisze:)
Pomyślałam właśnie o Lemie! :D A projektanci okładek powinni pomyśleć o zmianie pracy. :)
Mikołaj zemdleje, jak się dowie, ile i jak Starsza czyta, więc lepiej nie wtajemniczaj go w szczegóły.:)
Projektanci okładek zdecydowanie powinni używać więcej brokatu :P
Mikołaj, niestety, wie, ile Starsza czyta i skupuje prezenty już od października :)
Byle nie brązowego, ale to akurat chyba rzadkość wśród brokatów. :)
W podstawowych zestawach nie ma brązowego na pewno :)
To w takim razie sukces gwarantowany. :)
Rany, 850 stron w dwóch tomach i Starsza zmęczyła? No, ale jak ktoś tworzy takie rakiety, jak na załączonym obrazku, to w sumie nie ma się czemu dziwić:) Mój niestety znów wrócił do etapu Tytusa i chwilowo dalej się nie wybiera. Aktualnie nie rozpaczam, bowiem trąb jest ostatnią rzeczą, której mi brakuje:P
Starsza wyczytała całość, molestuje mnie o najnowszy tom, któryś zaczęła czytać na nowo w przerwie czytania Pottera. Tytusy przed snem, Asteriksy przytargane z biblio, nie zginie dziecko z braku strawy duchowej:) Ale zagonię chyba do robienia łańcuchów choinkowych.
Podrzuć jej do kompletu encyklopedię, co jej będziesz żałował! A pomysł z łańcuchami przedni, może jak rozpędzi się tak jak z czytaniem, to i dla mnie zrobi? Zapłacę w Tytusach:P
Może całą fabryczkę rozkręcę, krepiny mamy zapas na sto lat. A Encyklopedię książkową z 1954 roku, nie będę dziecka faszerował nieaktualną wiedzą:P
Obawiam się, że problem nadmiernego rozdęcia dotyczy całej serii. Tempo pracy autora jednoznacznie kojarzy mi się z JIKiem w złotym okresie twórczości. :)
Jeden tom rocznie to nie jest jakieś szczególnie skandaliczne tempo, szczególnie, że autor ma raczej problemy z powściągnięciem klawiatury i mógłby pewnie pisać więcej. Przede mną (jeśli mam wierzyć opinii Starszej) jeden tom dobrego horroru i jeden nudziarski, potem dwa niezłe i tom fajnych opowiadań.
Zdarzyły się dwa lata bardziej tłuste:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Rafa%C5%82_Kosik
Mam przeczucie, że uwagi Starszej okażą się celne. A przeczucie nr 2: lada moment pojawi się nowy, bardzo obiecujący blog książkowy! :)
Nie bądźmy drobiazgowi. Co do bloga, to wątpię. Chwilowo zostało zarzucone nawet prowadzenie zeszytu lektur, a wszelkie podstępne próby typu: ” a może byś mi napisała pięć zdań o tej książce” spotykają się jedynie z wymownym milczeniem :P
Blog pojawi się zapewne znienacka, być może dowiesz się o jego istnieniu dopiero po kilku latach. :)
Chwilowo jestem wyłącznym dyspozytorem hasła do internetu, tak łatwo nie pójdzie:P
Czy sądzisz, że dla pilnej uczestniczki zajęć kółka informatycznego to będzie stanowić jakikolwiek problem? :)
Pilna uczestniczka może sobie szablon w Paincie narysować, ale hasła nie odgadnie, do hakowania haseł chyba jeszcze nie doszli na tym poziomie :P
Często widuję Felixa i całą zgraję w księgarni, ale jakoś jeszcze nie wpadła mi w ręce. Muszę znaleźć jakiegoś młodszego czytelnika, z którym będę mogła zgłębiać ich losy – większy motywator :)
Coś dla mojej siostry :) i taty też :p
Uwielbiam FNiN i niestety jestem bezkrytyczna, podobnie jak moje dziecko. W szafie czeka najnowszy tom, który napoczniemy w czasie świąt. Czytamy z Najstarszą synchronicznie, więc pewnie znowu będziemy sobie wyrywać. Ech, życie bywa brutalne. :)
Ja wiele potrafię Felixom wybaczyć, ale przynudzania niekoniecznie. U nas ostatni tom też będzie pod choinką, teoretycznie dla mnie, ale Starsza przeczyta pierwsza, bo ja jestem kilka części do tyłu.