„Życie wraca do mnie poprzez słuch” (Zofia Posmysz, „Wakacje nad Adriatykiem”)

Dlaczego tak się dzieje, że przeżyte życie wraca do mnie poprzez słuch, a nie żaden z innych zmysłów, dlaczego najtrwalej zapisało się w warstwie dźwiękowej? Fragment melodii, szum deszczu, poświst wiatru, to są wizytówki z przeszłości, przesłania odbierane natychmiast, patrzę na parowóz i oczy moje są ślepe, a pamięć matowa jak nie wywołana klisza, tę samą lokomotywę, gdy posłyszę gwizd czy syk pary, zawsze, chociażby tylko przez ułamek sekundy, oczekuję wybuchu krzyku, szczekania psów, huku strzałów?

Usłyszane na adriatyckiej plaży zdanie po niemiecku, wypowiedziane imię wpychają narratorkę z powrotem do świata, który przeminął, ale który jednocześnie tkwi w niej ciągle i tylko czeka na pretekst, by się z powrotem wyłonić. Świat Kolonii z jego okrutnymi prawami, Rycerzami i Rycerkami pilnującymi tysięcy brudnych i śmierdzących kolonistów, Paniami Starszymi, które sprawują bezwzględny nadzór nad tłumami nędzarek. Jeśli straciłeś pragnienie życia, jeśli chęć przetrwania kolejnego kwadransa, kolejnego dnia zanikła – umierasz i stajesz się pożywieniem dla szczurów, a potem smugą dymu z krematorium.

Przypadek styka ze sobą dwie dziewczyny: bezimienną narratorkę, późnej zwaną Sekretarką, bo taką funkcję pełniła, i Ptaszkę. Pierwsza chce żyć, druga chce umrzeć, by odpokutować za jakiś niewyjawiony grzech. Pierwsza przypadkiem staje się posiadaczką tajemnicy wpływowych Pań Starszych i wykorzystuje ją sprytnie, by zyskać dolewkę zupy, lepszą pracę, zaciszniejszy kąt w baraku. Druga nie chce się ratować, chociaż ma wiele atutów: zna Język, co mogłoby ją uratować przed harówką w najgorszych komandach, a umiejętność gry na skrzypcach mogłaby z niej zrobić gwiazdę kolonijnej orkiestry.
Obserwujemy rozwój więzi między więźniarkami, dziwnej, kolonijnej przyjaźni, trwającej nie tylko wbrew kolonijnym regulacjom, ale – jak się niekiedy wydaje – i wbrew samym dziewczynom. Jedna chce działać, ratować siebie i Ptaszkę, druga chce jedynie powierzyć komuś swoją tajemnicę, wyspowiadać się z grzechu, który chciała okupić własną śmiercią. Zbliżają się do siebie i oddalają. Oczywiste wydaje się, kto dominuje, kto ma więcej do zaoferowania drugiej stronie, ale to pozór. Nawet słaba Ptaszka może dać coś swojej koleżance.
W tle toczy się życie, ostro skontrastowane luksusy, w jakie opływają funkcyjne, i śmierdzące bagno, w którym dosłownie i w przenośni tkwi szara masa wycieńczonych półtrupów. Jedne walą kijem, drugie przed kijem umykają albo od niego giną. Dla bitych kij symbolizuje wyższy status i władzę; dzierżące go kapo widzą w nim narzędzie własnej przemiany: „Człowiek, kiedy zgadza się wziąć w rękę kij, nie zawsze wie, co przyjmuje. Chętnie myśli, że to tylko symbol, że dzierżąc go można żyć tak, jakby się go nie miało. Nieprawda, to nie symbol. Nie ma nic mniej symbolicznego, nic bardziej rzeczywistego i konkretnego niż kij”. I dalej Posmysz przedstawia przemianę więźniarek politycznych w okrutne kapo i powód, dla którego bezwzględnie wspierały trwanie kolonijnego reżimu. Starsza Kolonii, wskazując swój czerwony trójkąt więźniarki politycznej, komunistki, mówi: „Ten powód zabił mnie raz, bo za jego sprawą dostałam się tutaj. Ten powód, jeśli zatriumfuje, zabije mnie drugi raz. Tym razem bezpośrednio, definitywnie, fizycznie mnie zabije. Rozumiesz, widzisz tę dialektykę. I dlatego dla mnie życie jest tutaj, ale to dla mnie i tylko dla mnie, rozumiesz?”
Posmysz jako jedna z niewielu daje w swojej powieści wgląd w „lepszy” świat funkcyjnych więźniarek. Lepszy, bo stosunkowo bezpieczny, ciepły i bez głodu; dzięki odpowiednim stosunkom można w nim sobie zapewnić dobre ubranie, alkohol, kąpiel, nawet latryna przysługuje wygodniejsza i czystsza. Można sobie także zapewnić namiastkę domu z „mamuśką”, która zadba o posiłek i pieszczoty. W „Wakacjach nad Adriatykiem” bowiem wprost mówi się o lesbijskich związkach w Kolonii.
Wydawać by się mogło, że każdy utwór zamieszczony w jednym tomie z „Pasażerką” jest na przegranej pozycji. Tymczasem „Wakacje” nie dość, że się obroniły w tej konfrontacji, to wręcz „Pasażerkę” przebiły: głębią psychologiczną, rozmachem opisu, dużo bardziej finezyjną konstrukcją przeplatających się planów: współczesnego i retrospekcji; narratorka przerzucana jest między nimi bez ostrzeżenia, pod wpływem jakiegoś bodźca, najczęściej dźwięku. Z tego powodu opowieść jest niespokojna, wręcz nerwowa, urywana. Wędrujemy wraz z bohaterką między sielską plażą, Kolonią, sanatorium, domem Ptaszki. Odżywają nie tylko kształty, kolory, zapachy i dźwięki z przeszłości, ale też uczucia i emocje. Narratorka po raz kolejny próbuje uporządkować przeszłe doświadczenia, uporać się z poczuciem winy, jakie budzi w niej to, że przeżyła, a tyle innych zginęło. Wraz z nią uczestniczymy w tym odtwarzaniu minionego świata i też musimy rozeznać się w obcym, przerażającym otoczeniu, ponazywać swoje uczucia, zweryfikować zbyt proste oceny obozowej rzeczywistości. Każdy może tę powieść odczytać trochę inaczej, zwrócić uwagę na inne kwestie, odmiennie odpowiedzieć na pytanie, o czym jest książka: warto przeczytać, co o „Wakacjach nad Adriatykiem” napisała Kasia Sawicka. Warto samodzielnie zmierzyć się z tą niełatwą powieścią.

Zofia Posmysz, Pasażerka; Wakacje nad Adriatykiem, Czytelnik 1980.

Wykorzystałem zdjęcie Zofii Posmysz wykonane w obozie Auschwitz.
(Odwiedzono 789 razy, 1 razy dziś)

45 komentarzy do “„Życie wraca do mnie poprzez słuch” (Zofia Posmysz, „Wakacje nad Adriatykiem”)”

  1. Jeśli kogoś nie przekonuje stanfordzki eksperyment Zimbardo, to cytat o kiju powinien pomóc zrozumieć. Chciałoby się powiedzieć: „byłbym ponad to”, ale wiem, że nie byłbym. Lektura na porę roku, która pozwoli oderwać oczy od kartki i wyjść w ciepło i słońce.

    Odpowiedz
    • To książka z rodzaju tych, że żadne słońce i ciepło nie pomoże. No, może trochę. Zimbardo mógłby sobie darować eksperyment, gdyby poczytał nieco obozowej literatury, ale ona chyba w Stanach niezbyt popularna, a szkoda.

      Odpowiedz
  2. Przeczytałam wczoraj. Nie spodziewałam się, że w lit.polskiej istnieje prawie nieznana, a tak poruszająca książka.
    Z początku myślałam, że Leo, czyli Starsza Kolonii, trafiła do obozu z powodu homoseksualizmu, potem okazało się, że to więźniarka polityczna, która miała kiedyś męża i nawet syna (z synem zerwała kontakty).

    Odpowiedz
    • Dla mnie to też było objawienie, bo uznawałem bezpodstawnie, że to „Pasażerka” jest szczytowym osiągnięciem Zofii Posmysz. Na pewno poszukam kolejnych jej książek, warto, nawet jeśli już nie trafi się nic równie poruszającego.
      Mam wrażenie, że do obozów zsyłano raczej mężczyzn homoseksualistów, o kobietach z takim zarzutem nie czytałem nigdzie.

      Odpowiedz
    • Znalazłam w necie taką informację:
      Różowy trójkąt: homoseksualni mężczyźni. Czarny trójkąt: tak zwani więźniowie „aspołeczni”, czyli lesbijki, prostytutki, kobiety, które dokonały aborcji, osoby chore psychicznie, narkomani.
      Ja jeszcze przeczytam książkę pt. „Wdowa i kochankowie”, bo tytuł mnie intryguje, jakiś taki nie w stylu Zofii Posmysz.

      Odpowiedz
    • Ale trzeba przyznać, że Niemcy skazując kobiety po aborcji wykazali moralność. Bo zabijanie dzieci jest sprzeczne z nauką Bożą. To apropo tego wpisu o trójkątach.

      Odpowiedz
    • „Niemcy skazując kobiety po aborcji wykazali moralność. Bo zabijanie dzieci jest sprzeczne”
      Moralność? Jaka moralność?! To nie moralność, ale chęć powiększenia liczebności narodu. Gdyby byli moralni, nie zmuszaliby robotnic przymusowych do dokonywania aborcji i nie zabijaliby urodzonych przez nie dzieci…

      Odpowiedz
  3. O, proszę i nawet na małą reklamę zasłużyłam ;-) dziękuję, ale pozwolę sobie powiedzieć, że u Ciebie jest to o wiele lepiej przedstawione. Zgrabnie opisujesz system działania Kolonii, mechanizmy nim rządzące. Cytat z kijem też wpadł w mi w oko i został trochę dłużej w głowie.

    Odpowiedz
  4. Moje wewnętrzne embargo na literaturę obozową zaczęło się kilku tygodni temu i chyba jeszcze trochę potrwa, ale o Posmysz będę pamiętać na pewno. Szkoda, że napisała tak niewiele książek.

    Odpowiedz
  5. Nie czytam tego posta, nie czytam tego posta! Moja „Pasażerka” wreszcie do mnie dotarła (twierdzi, że wcale nie jechała na gapę, tylko zatrzymała ją drobiazgowa kontrola), więc najpierw przeczytam sama! Mam tylko nadzieję, że uda mi się zmobilizować, bo jednak bacik w postaci terminu dyskusji u Ani byłby w przypadku książki o tej tematyce bardzo wskazany. Ale cóż, przepadło, muszę liczyć na siebie:(

    Odpowiedz
  6. Odwiedziłam przy okazji 2 okoliczne biblioteki i Posmysz były tylko jakieś reportaże. Sprawda się spiskowa teoria, że czyszczą półki, żeby zrobić miejsce na Norę Roberts.

    A powroty pod wpływem wrażeń słuchowych jak nic nadawałyby się do neurologicznych pogadanek doktora Sacksa:).

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.