„Podobno niezły był z niego łakomczuszek” (Juliusz Słowacki o rozkoszach stołu)


– Dlaczego wy ciągle jecie? – z rozpaczą krzyknęła Cesia.
– Tak już zostaliśmy skonstruowani – powiedział uprzejmie Żaczek. – […] Nawet Słowacki miał zwyczaj jadać.
– Podobno niezły był z niego łakomczuszek – filuternie powiedziała ciocia Wiesia. 

Ten fragment z „Szóstej klepki” miałem stale w pamięci, gdy czytałem listy Słowackiego do matki i natykałem się w nich na kwestie dietetyczne. Wzmianki o jedzeniu nie są bardzo częste, dużo częściej żali się poeta na swoją samotność i tęsknotę, dziękuje za wsparcie finansowe i ubolewa nad tym, że nie jest doceniany za swą twórczość, co tylko pogłębia jego spleen i podsuwa myśli o wycofaniu się w jakieś klasztorne zacisze albo do małego domku na wsi, gdzie będzie mógł żyć spokojnie u boku ukochanej matki. W listach górnolotne westchnienia przeplatają się z kwestiami nader przyziemnymi; Juliusz zdawał matce sprawę nie tylko ze swych myśli, ale i detali codziennego bytowania. Zresztą nie ma chyba takiej matki, szczególnie syna jedynaka, która by na takie wiadomości nie czekała i nie wypytywała o nie.
Dobry syn, rzecz jasna, nie będzie matki niepokoił swoim trybem życia, stąd uspokajające doniesienia z Londynu z sierpnia 1831 roku:

Mam ładny pokój, z rana angielskie śniadania, o godzinie 1-szej drugie śniadanie bardzo pięknie zastawione, o godzinie 6-stej obiad wykwintny – wino osobno kupuję… Po obiedzie pijemy my mężczyźni aż do 8, ale pijemy bardzo skromnie, nigdy więcej nad pół butelki…

Osiadłszy kilka miesięcy później w Paryżu, przedstawił Słowacki sprawozdanie z kosztów wyżywienia:

Za 2 franki mam w Palais Royal obiad bardzo dobry – zupa, trzy lub cztery potrawy i deser – z pół butelką wina. Potrawy wybierają się w karty, na której ze sto jest do wyboru – i można kazać dawać najwykwintniejsze. Wino zwyczajne szkaradne…

„Trois Frères Provençaux” restauracja in Palais Royal
staloryt J.B.Allena według obrazu Eugène’a Lami, ok. 1840 roku.
Aż nieprawdopodobny wydaje się nam ten wykwint za jedne 2 franki. I faktycznie, po roku i do Juliusza zaczęło docierać to i owo na temat paryskiej gastronomii:

I tak, dawniej jadłem obiady po dwa franki – wyborne na pozór – ale przekonałem się, że mi szkodzą – bo w tych traktierniach skupują potrawy z innych drogich traktierów i różnymi sposobami chronią je od zepsucia – tak, że na stół podane, pięknie się wydają – i są smaczne, ale przez długi czas używane, niszczą zdrowie. Ponieważ zaś nie życzę sobie otruć się obiadami, chodzę więc do traktierów, gdzie a la carte jeść dają… bifsztyk tam sam franka bez dwóch sous kosztuje, ale przynajmniej zdrowy i posilny, a zjadłszy zupę, dwie potrawy i deser, można być sytym – obiad zaś taki dwa franki i pół – albo trzy franki kosztuje…

Jak widać, jakaś ówczesna Magda Gessler miałaby sporo roboty i kilka niezłych rewolucji dałoby się przeprowadzić w stołecznych jadłodajniach. Słowacki zresztą nie powinien narzekać, bo powodziło mu się całkiem nieźle, szczególnie w porównaniu z wieloma rodakami:

Są Polacy, którzy po 18 sous jedzą obiad i mają trzy potrawy, deser – pół butelki wina. Boże, zmiłuj się nad nimi! W menażerii królewskiej, gdzie dawniej co miesiąc dla zwierząt dostarczano z pewnego okręgu miasta 15 zdechłych koni, teraz tylko dwa przysłano… więc trzynaście musiało dwunożne żywić zwierzęta.

Uznawszy najwyraźniej, że matka uspokojona jest w kwestii synowskich posiłków, przestał Juliusz o nich donosić. Tylko w liście z podróży na Wschód w 1837 roku napomyka, że nawykł do wielu niewygód: „przekonałem się, że obiad bez mięsa obejść się może i że na[leży] czasem pościć, tak jak nieraz pościliśmy razem z Zenonem żyjąc przez dzień cały ryżu garsteczką, przez mi[iesiąc] jedząc tylko kury”. Oczywiście, nie tylko drób trafiał się w drodze; na pokładzie okrętu poeta skosztował dania bardziej egzotycznego: „Wczoraj jadłem nową potrawę – był to żółw morski, któregośmy ułowili spiącego na wodzie; mięso jego dobre mi się wydało i trochę do łososia podobne”.
Początek lat czterdziestych XIX wieku to chwilowe związanie się Słowackiego z Towiańskim i zwrot w stronę refleksji dużo mniej przyziemnych. Listy zaczynają przypominać nabożne kazania, niemal znikają z nich opisy codziennego życia. Na szczęście nie do końca. Na rok przed śmiercią na przykład poeta prosi wuja Teofila, „by cydr robił z jabłek – i tego napoju używanie wprowadził między lud. […] Zresztą jabłeczne to zdrowie może jest w tym ochładzającym napoju”. Niecałe dwa tygodnie później zaś przyznaje się, że znów prowadzi uregulowany tryb życia („na pamiątkę Twoją jadam o godzinie drugiej obiad […] – a to mi zdrowiej”) i kupił sobie taki sam serwis do kawy, jakim posługiwała się matka
Jak widać, ciocia Wiesia mogła mieć rację: Słowacki lubił dobrze zjeść i nawet – choć pisał to żartobliwie – potrafił sobie odpowiednią dietą regulować poetycką wenę:

Dziwnie byłem wtedy [w Damaszku] skłonny do improwizacji, bo zazwyczaj głodny od obiadu klasztornego wstawałem. Teraz, Bogu dzięki, co dnia władze imaginacyjne przygaszam i przytłumiam tęgim bifstekiem i wcale jestem niepoetycznym.

Juliusz Słowacki, Listy do matki, oprac. Zofia Krzyżanowska, Ossolineum 1983.
(Odwiedzono 1 075 razy, 17 razy dziś)

46 komentarzy do “„Podobno niezły był z niego łakomczuszek” (Juliusz Słowacki o rozkoszach stołu)”

  1. O jaki ładny wpisik, poproszę częściej (to w ramach miziania).
    A już zupełnie serio. Fajnie, że w moim imieniu przedarłeś się przez pana juliuszową korespondencję i wygrzebałeś z niej te oto kulinarne rodzynki. Miło, że poeta wspomina o cydrze, bo napój to zacny, ba, ostatnio piłem nawet cydr gruszkowy :)

    Odpowiedz
    • Jak pisze pan Juliusz, cydr to samo jabłkowe zdrowie, chyba się wreszcie skuszę :) W planach jeszcze co najmniej jeden odcinek Słowackiego, bo o różnych ciekawych rzeczach on mamusi pisywał, aż szkoda, żeby nie wykorzystać.
      I czuję się lekko pomiziany :D

      Odpowiedz
    • Ależ ten wpis wzbogacił mą wiedzę, pisałby Pan częściej (miziania ciąg dalszy).
      Ja tam nie wiem czy cydr zdrowotny. Mnie po prostu smakuje. Takie picolo dla dorosłych :P Swoją drogą co to teraz za obiady mamy. Jedno danie i to jeszcze na stojąco :P

      Odpowiedz
    • Ja kosztowałem zimowej wersji Dobrońskiego firmy Jantoń (z cynamonem, całkiem mniam) oraz gruszkowego z Warki (chyba jednak wolę tradycyjne jabłko). Zmiana przepisów spowodowała, że wreszcie jest okazja pokosztować rodzimej produkcji. Szkoda tylko, że cydry rzemieślnicze mają mały zasięg i na zadupiu jesteśmy skazani, jak i w przypadku piwa, na przemysłówkę :( A winem do obiadu bym nie pogardził, ale często wypada jakiś wyjazd po, więc …

      Odpowiedz
    • Nie przepatrywałem lokalnych półek pod kątem cydru, ale nie sądzę, żeby był duży wybór. Za to piw lokalnych do woli, o dowolnym smaku. A za winem nie przepadam, więc do obiadu może być kompot :)

      Odpowiedz
    • Nie jest źle, a i asortyment ciągle się powiększa. Jak chcesz może się dokształcić TU. Ja po piwa lokalne muszę się wyprawiać aż do miasta wojewódzkiego, więc tylko przy okazji grubszych zakupów. No i przywożę buteleczkę, góra dwie, bo Pinta po 7-8 zeta, to nie poszalejesz. Co do win, to się kiedyś snobowałem na amatora kipera, ale nie można zaprzeczyć naturze, która wyraźnie mówi, że tatko lubi słodkie, więc ostatnio zapijam deserowce :D

      Odpowiedz
    • Ćmielów jest Ćmielów. Za każdym razem kiedy podczas rowerowania robię postój przy muzeum i wchodzę pooglądać wystawkę w sklepie, to ceny mnie paraliżują :P

      Odpowiedz
    • @Bazyl – Rowerujesz via Ćmielów? To może kiedyś zdarzyło Ci się zapędzić za las do miejscowości Ruda Kościelna… w tamtejszym dworku (po Druckich- Lubeckich) mieściła się szkoła podstawowa, gdzie miałam przyjemność uczęszczać. A „skorupy” ćmielowskie drogie, fakt. O figurkach nie wspominając.
      —————————————————–
      Odnośnie meritum wpisu:
      Czytałam niegdyś listy Julka do matki, ale na motywach kulinarnych się nie skupiałam.
      Owszem, miał skłonności do koloryzowania nasz poeta, a obraz matki szczególnie uwznioślony malował.
      Biografii Słowackiego sporo, ale raczej starsze publikacje: Kleiner, Dernałowicz, Sawrymowicz, Kowalczykowa itp.
      Z osobliwszych:Bychowski „Słowacki i jego dusza -studium psychoanalityczne.”
      „Juliusz Słowacki pyta o godzinę” Rymkiewicza

      Odpowiedz
    • Dość są ;-)
      Nawet sporo jest o Julku generalnie, tylko zależy na jaki temat, kto czego szuka, o mistyce, o filozofii genezyjskiej, o poszczególnych dramatach…
      Ja zgłębiałam pod kątem obrazu matki – w listach i twórczości.
      swoją drogą, przydałoby mi się odświeżyć klasykę :-)

      Odpowiedz
  2. Miałam zjeść obiad i zasiąść do pisania notki, ale teraz sama nie wiem. Obawiam się, że sobie władze imaginacyjne przygaszę i nic z tego nie będzie. Z drugiej strony głodnam.

    Odpowiedz
  3. Ale z drugiej jednak strony, w liście do matki pisze:
    „Niedawno uczyniłem filozoficzną uwagę, że Bóg tworząc człowieka jeden tylko błąd uczynił – to jest ten, że człowiek bez jedzenia żyć nie może. O, gdyby nie to, jacy by ludzie byli podczciwi, jak rzadko człowiek przydałby swoje sumienie, swoją godność za misę soczewicy! (…) Najpiękniejszą religią na świecie byłaby sekta bezjedzących.”
    To taka druga strona Słowackiego i jedzenia. Chociaż wynikało to pewnie z jego rozdzielenia Ducha i ciała.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.