Skip to content

Zacofany w lekturze

Blog Piotra Chojnackiego. Książki nowe, stare, znane i zupełnie zapomniane, pełna swoboda wyboru.

Menu
  • Strona główna
  • O mnie
  • Powieści młodzieżowe PRL
  • Przestały oczekiwać 2011
  • Przestały oczekiwać 2012
  • Przestały oczekiwać 2013
  • Przestały oczekiwać 2014
  • Przestały oczekiwać 2015
  • Przestały oczekiwać 2016
  • Przestały oczekiwać 2017
  • Przestały oczekiwać 2018
  • Przestały oczekiwać 2019
  • Przestały oczekiwać 2020
  • Przestały oczekiwać 2021
  • Polityka prywatności
  • Przestały oczekiwać 2022
  • Przestały oczekiwać 2023
  • Przestały oczekiwać 2024
  • Przestały oczekiwać 2025
Menu

„Migotliwa wiązka potencjalnych elementów” (Jan Zieliński, „Słowacki. Szatanioł”)

Posted on 4 września 20143 listopada 2017 by Piotr (zacofany.w.lekturze)
SzatAnioł
 
Ubiegłoroczna lektura listów Słowackiego do matki, w wydaniu pozbawionym jakichkolwiek przypisów i objaśnień, pozostawiła mnie w zachwycie dla daru słowa poety, ale i z obietnicą, że uzupełnię obraz wyrobiony na podstawie tej korespondencji jakąś biografią. A akurat pod ręką miałem „Szatanioła” Jana Zielińskiego.

Autor tak definiuje swoje credo pisarskie:

Skąd to się bierze, że to, co było, wolę opisywać za pośrednictwem tego, czego nie było, bo z powodów czasowych być nie mogło, albo nie było, bo zdarzyło się inaczej. Choć prawie równie dobrze mogło się było tak właśnie zdarzyć, albo choć nie było faktycznie, to przecież jednak zaistniało potencjalnie, w jego [Słowackiego] wyobraźni, w jego oczekiwaniu, w jego poczuciu symetrii wreszcie?

Wyjaśnia, że biografię traktuje „nie jako zamkniętą, jednoznaczną całość, ale raczej jako migotliwą wiązkę potencjalnych elementów, na plan dalszy schodzi faktyczne i niepodważalne udowodnienie hipotezy. Nie musiało wcale tak być ważne, że tak być mogło”. I sam podsumowuje: „Stąd w tej biografii tyle odrzuconych hipotez, tyle czasowych przeskoków, tyle czasu niedokonanego”. Od siebie dodam, że wiele w tej biografii hipotez błyskotliwych czy wręcz szokujących (a może tylko obliczonych na zaszokowanie odbiorcy przyzwyczajonego do ugrzecznionych portretów wielkich Polaków), ale niekoniecznie – moim zdaniem – przekonujących.
Oczywiście nie jest tak, że Zieliński czerpie wyłącznie ze swej wyobraźni;

cytuje obficie listy, wspomnienia, poezje, monografie.

Uzyskany w ten sposób materiał dzieli na kolejne etapy życia poety, a w ich obrębie systematyzuje: poznajemy miejsca pobytu poety, jego wygląd, ludzi z otoczenia, przedstawienia teatralne, na które chadzał (niekiedy tylko potencjalnie), muzykę, której słuchał, i obrazy, które oglądał. Do tego w miarę potrzeby dołączane są inne „wiązki”, typowe dla danego okresu. Trudno nazwać to systematycznym i pełnym wykładem (wiele faktów i ciekawostek wrzuconych jest po prostu do podrozdziałów zatytułowanych „Okruchy”). Miałem wrażenie, że o teatrze i malarstwie mówi się aż za dużo, dziwnie zaś mało o przyczynach, dla których Słowacki znalazł się na emigracji, czy o relacjach z matką (włącznie z zasygnalizowanym jedynie ostatnim spotkaniem z nią we Wrocławiu). [W tym momencie zajrzałem, dla porównania, do wydanej w serii „Biografie Sławnych Ludzi” PIW-u książki Marii Dernałowicz, i muszę zwrócić honor Janowi Zielińskiemu. Dernałowicz zbyła ostatnie spotkanie Juliusza z matką dwoma (!) zdaniami].
Napisałem wyżej o ryzykownych hipotezach, które przedstawia Zieliński. Pierwsza zawarta jest już w tytule książki: słynna modlitwa Słowackiego „O Boże! daj mi sławę po śmierci, a za to niech będę najnieszczęśliwszym, pogardzonym i niepoznanym w moim życiu” staje się asumptem do rozważań,

czy poeta zawarł swój pakt z Bogiem, czy z Szatanem.

Wiadomo, że atrakcyjniejszy jest pakt z szatanem, iście faustowski, i z zacięciem tropi autor szatańskie tropy w życiu wieszcza (rzekomo nazywanego przez Mickiewicza „Szatanem poezji”), aczkolwiek jakoś szczególnie wiele ich nie napotykamy.
Dalej mamy obszerne rozważania o narkotykowym uzależnieniu Słowackiego, który w Lambro nader realistycznie pokazuje skutki używania opium (chociaż od modnych eksperymentów z narkotykiem do nałogu droga daleka); o homoseksualnych namiętnościach; wreszcie o tym, czy poecie „choć raz w życiu zdarzyło […] się odbyć stosunek seksualny. Może tak, ale może nie”. Po cóż te rozważania, skoro później, co prawda z wieloma zastrzeżeniami, przedstawia się nam historię księżnej Charlotty Bonaparte, z którą Polaka miał łączyć romans i która umarła wskutek cesarskiego cięcia – umarło też jej dziecko, domniemany potomek Słowackiego. Bez względu na to, czy tajemniczym kochankiem arystokratki był nasz poeta, czy nie, to jeden z barwniejszych epizodów w tej książce, daru opowiadania bowiem Zielińskiemu odmówić nie można.

„Szatanioł” to jednak nie tylko zaskakujące hipotezy, lecz również masa cennej wiedzy.

Znalazłem odpowiedzi na wiele pytań, jakie zadawałem sobie podczas czytania listów do matki, w tym na zasadnicze: o szczerość tej korespondencji. Zieliński wypowiada się na ten temat mimochodem, ale dobitnie:

korespondencja S. jest często miejscem swoistej gry, prowadzonej z adresatami, a może także z potomnością. W owej grze istotne tropy są starannie zacierane. O rzeczach naprawdę ważnych mówi się tonem lekkim, niezobowiązującym, nieodpowiedzialnie. A zarazem jakiś ślad, intrygujący przez swą nikłość, pozostaje.

I faktycznie, kiedy już sobie to uświadomimy, będziemy inaczej odczytywać listy do pani Becu. Wiele zresztą owych przemilczeń podsuwa i analizuje Zieliński. Z rzeczy drobniejszych: z zaskoczeniem dowiedziałem się, że cebulki tulipanów, za które często Juliusz dziękował matce, nie są dowodem jego ogrodniczych pasji – chodziło po prostu o kolejne przesyłki pieniężne.

Błyskotliwy i prowokujący,

czasem posuwający się zbyt daleko w domniemaniach, a niekiedy jedynie zahaczający o jakąś kwestię, ale w każdym wypadku fascynujący – taki jest „Szatanioł”. Z bogatej biografii i twórczości Słowackiego Jan Zieliński wybrał to, co jego samego interesowało, co pasowało mu do tezy o „szatańskim pakcie”. Takie jest prawo autora. Czytelnik może poprzestać na tym lub ruszyć na dalsze poszukiwania. Ja już wiem, że na pewno będę szukał dalej.
Jan Zieliński, Słowacki. Szatanioł, PWN 2011.

 

Dzisiejszy wpis sponsoruje niespodziewane L-4 oraz GoogleDoodle, przypominające, że właśnie mija 205. rocznica urodzin Juliusza Słowackiego. Uczciwość nakazuje też dodać, że swoje zrobiły też liczne entuzjastyczne opinie o wieszczu wygłaszane przez Ałtorkę Martę Kisiel w okolicznościach służbowych i prywatnych. Będę sobie spokojnie namierzał wątki wampiryczne u wieszcza…

Udostępnij:

  • Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
  • Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
  • Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
  • Kliknij, aby udostępnić na Threads (Otwiera się w nowym oknie) Threads
  • Kliknij, aby udostępnić na Bluesky (Otwiera się w nowym oknie) Bluesky

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie…

19 thoughts on “„Migotliwa wiązka potencjalnych elementów” (Jan Zieliński, „Słowacki. Szatanioł”)”

  1. Bazyl pisze:
    5 września 2014 o 09:55

    Jakoś nigdy mnie do romantyków nie ciągnęło i Słowackiego znam bardziej z kołnierzyka niż twórczości. Ale takie dywagacje o Julu chętnie bym poczytał :)

    Wczytywanie…
    Odpowiedz
    1. zacofany.w.lekturze pisze:
      5 września 2014 o 10:29

      Takich dywagacji jest więcej: o przemycie Julkowym czy o upodobaniach starszych panów do małych dziewczynek. Ale nie tylko same sensacje tam są.

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    2. Bazyl pisze:
      5 września 2014 o 11:48

      Sensacje u Słowackiego. Hmm :P

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    3. zacofany.w.lekturze pisze:
      5 września 2014 o 11:50

      Jeszcze byś się zdziwił :)

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    4. Bazyl pisze:
      5 września 2014 o 12:38

      Ale, mam nadzieję, nie żołądkowe? :D

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    5. zacofany.w.lekturze pisze:
      5 września 2014 o 12:40

      Żołądkowe też miewał, szczególnie po fruktach :P

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    6. Bazyl pisze:
      5 września 2014 o 12:47

      Ale chyba nie srywał do kominka jak Pepys?? :P

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    7. zacofany.w.lekturze pisze:
      5 września 2014 o 12:50

      W kwestii srywania pan Juliusz był bardziej skryty niż pan Samuel :P

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
  2. Kasiek pisze:
    5 września 2014 o 11:25

    Uwielbiam SŁowackiego, jest to jeden z nielicznych poetów, który trafia do mojego prostego chłopskiego łba. Mam tę biografię na półce… dziś raczej nie poczytam, ale wezmę zapiszę sobie w kajeciku, szkoda tylko że autorowi, aż tak zależy na udowodnieniu tezy, że nie do końca wypełnia obowiązek dobrego biografa.

    Wczytywanie…
    Odpowiedz
    1. zacofany.w.lekturze pisze:
      5 września 2014 o 11:51

      Ja bym powiedział, że za bardziej kuszące uważa niekiedy swoje wyobrażenia niż fakty i dlatego za nimi podąża. Jego prawo, a my nie musimy przyjmować wszystkich rewelacji:) Czyta się za to świetnie, prawie jak powieść.

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
  3. guciamal pisze:
    6 września 2014 o 06:27

    O Słowackim pisałam na maturze, mam więc pewien sentyment do tego wieszcza. Czytając pierwszy cytat autora „biografii” pomyślałam sobie, że nie przekonuje mnie takie podejście, bo od biografii oczekuję jednak bardziej sprawdzonych „faktów”, ale czytając dalej dochodzę do wniosku, iż może to być dobry początek znajomości ze Słowackim, jeśli podejdzie się do niego jak do materiału wyjściowego.

    Wczytywanie…
    Odpowiedz
    1. zacofany.w.lekturze pisze:
      6 września 2014 o 07:14

      Faktów i tu jest sporo, a autor doskonale uruchamia czytelnikowi wyobraźnię. Aż się chce potem dalej szukać.

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    2. Altti pisze:
      17 stycznia 2015 o 18:54

      Bo też „Szatanioł” nie jest biografią. Jest biografii dopełnieniem. Tym, czego w biografii się nie przeczyta. I dlatego nie ma tam zbyt wiele o literaturze, o Towiańskim i podobnych. Dwa lata temu przeczytałem „Szatanioła” po lekturze biografii J.S. (autora nie pamiętam) i miałem wrażenie, że to dwa zupełnie różne życiorysy dwóch ludzi, którzy przypadkiem byli w tym samym miejscu i czasie… Dzięki temu J.S. stał się postacią pełniejszą, wielowymiarową, a nie tylko sztychem opatronym komentarzem „Słowacki wielkim poetą był”.

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
  4. momarta pisze:
    7 września 2014 o 20:06

    Być może dostanę właśnie -50 punktów, ale Słowacki nigdy mi nie pasował. Mickiewicz, owszem, czytywałam nawet nadobowiązkowo, a „Kordian” grzązł mi i stawał w gardle. Parę innych podejść do paru innych tytułów też miałam, wszystkie zakończone tak samo.
    Zapał do czytania biografii wieszcza podziwiam więc, ale przezornie będę trzymać się z daleka.

    Wczytywanie…
    Odpowiedz
    1. zacofany.w.lekturze pisze:
      7 września 2014 o 20:23

      Bo „Kordian” to jest ponure sztuczydło. Taka „Lilla Weneda” albo „Balladyna” dają radę, o listach do mamusi nie wspomnę. A ponieważ nie będę tu pozował na znawcę i wielbiciela, to możesz sobie odjąć co najwyżej 15 punktów :P

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    2. momarta pisze:
      7 września 2014 o 20:47

      „Balladynę” faktycznie zniosłam, choć żeby to była lektura mojego życia, to nie powiem. Listy do mamusi znam tylko z Płaszcza, ale nimi to z kolei Julek zniechęcał mnie do siebie jeszcze bardziej (o ile to w ogóle możliwe), choć nie w sensie literackim, a ogólnoludzkim i męskim.
      Tylko minus piętnaście? Ludzie, promocja, bierzcie siaty i lećcie!

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    3. zacofany.w.lekturze pisze:
      8 września 2014 o 06:33

      Znaczy uwierzyłaś w kreowany na użytek mamusi obraz dobrego synka? Czyli punkt dla Julka, kobiety się nabierają :)

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    4. Tarnina pisze:
      8 września 2014 o 13:33

      Przepraszam, że się wtrącę, ale tak, kobiety rzeczywiście się nabierają. A skąd w ogóle wiadomo, że to tylko obraz kreowany na użytek mamusi? Dobry synek to chyba więcej by pisał o tym, jak ciężko pracuje i tęskni, a mniej o swoich ubrankach? (Tak mi się wydaje). Oczywiście wierzę, że Słowacki był bardziej niegrzecznym chłopcem, niż w listach do mamusi, ale „chłopiec” wydaje mi się tu słowem kluczowym.

      Wczytywanie…
      Odpowiedz
    5. zacofany.w.lekturze pisze:
      8 września 2014 o 15:02

      Wiadomo skądinąd, z korespondencji z resztą świata i wspomnień. Chociaż dużo tam tej niegrzeczności nie było:)
      Nie wiem, czy znasz listy do matki, jeśli nie, to wyjaśniam, że o tęsknocie jest zawsze na początku i końcu, o pracy obowiązkowo co najmniej akapicik, a reszta to dodatki. Poza tym mamusie lubią wiedzieć, że ich synkowie chodzą czysto i ciepło odziani, czyż nie? :) Słowacki, zdaje się, pisał dokładnie to, co mama chciała wiedzieć.

      Wczytywanie…
      Odpowiedz

OdpowiedzAnuluj pisanie odpowiedzi

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.

Zaprenumeruj ten blog przez e-mail

Wprowadź swój adres email, aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez e-mail.

Wyszukiwanie

Instagram

W dniu, w którym Mau z chłopca miał stać się mężczyzną, nie było radosnej uroczystości, nie było rytualnego tatuażu, nie było obfitej uczty. W ogóle nic nie było, skończył się świat, jaki Mau znał od urodzenia. Zostały stosy ciał do pochowania i dziwne głosy w głowie. Poczucie nierzeczywistości, zawieszenia między życiem a śmiercią, tym, co realne, a tym, co jest jedynie wytworem rozgorączkowanego umysłu. Terry Pratchett świetnie opowiada o odbudowie po tragedii, o kładzeniu podwalin pod nowe życie i rewizji dawnych wierzeń i tradycji. Niby dla dzieci, ale jednak również (a może przede wszystkim) dla dorosłych. Cały tekst już na blogu, link w bio.
Przekład Jerzy Kozłowski
zacofany.w.lekturze
zacofany.w.lekturze
•
Follow
W dniu, w którym Mau z chłopca miał stać się mężczyzną, nie było radosnej uroczystości, nie było rytualnego tatuażu, nie było obfitej uczty. W ogóle nic nie było, skończył się świat, jaki Mau znał od urodzenia. Zostały stosy ciał do pochowania i dziwne głosy w głowie. Poczucie nierzeczywistości, zawieszenia między życiem a śmiercią, tym, co realne, a tym, co jest jedynie wytworem rozgorączkowanego umysłu. Terry Pratchett świetnie opowiada o odbudowie po tragedii, o kładzeniu podwalin pod nowe życie i rewizji dawnych wierzeń i tradycji. Niby dla dzieci, ale jednak również (a może przede wszystkim) dla dorosłych. Cały tekst już na blogu, link w bio. Przekład Jerzy Kozłowski
2 tygodnie ago
View on Instagram |
1/5
Minęło osiemdziesiąt lat od ostatecznego pokonania myślących maszyn. Ludzkość podnosi się z traumy i próbuje organizować swoje życie na licznych planetach. Imperium, znajdujące się pod władzą przedstawicieli rodu Corrinów, staje się jednak areną rywalizacji sił, które – jeśli się ich nie powstrzyma – mogą wywołać potężny konflikt w imię własnych interesów.  Trzy tomy cyklu „Wielkie szkoły Diuny” są sprawnie napisaną, wielowątkową historią opowiadającą o wydarzeniach, które legły u podstaw późniejszych o tysiąclecia wydarzeń opisywanych w zasadniczym cyklu „Diuny”. Tysiąc siedemset stron bardzo dobrej, wciągającej rozrywki. 
Przekład Andrzej Jankowski i Marek Michowski
zacofany.w.lekturze
zacofany.w.lekturze
•
Follow
Minęło osiemdziesiąt lat od ostatecznego pokonania myślących maszyn. Ludzkość podnosi się z traumy i próbuje organizować swoje życie na licznych planetach. Imperium, znajdujące się pod władzą przedstawicieli rodu Corrinów, staje się jednak areną rywalizacji sił, które – jeśli się ich nie powstrzyma – mogą wywołać potężny konflikt w imię własnych interesów. Trzy tomy cyklu „Wielkie szkoły Diuny” są sprawnie napisaną, wielowątkową historią opowiadającą o wydarzeniach, które legły u podstaw późniejszych o tysiąclecia wydarzeń opisywanych w zasadniczym cyklu „Diuny”. Tysiąc siedemset stron bardzo dobrej, wciągającej rozrywki. Przekład Andrzej Jankowski i Marek Michowski
3 tygodnie ago
View on Instagram |
2/5
W smętnym nadmorskim kurorcie po sezonie ginie dziewiętnastolatka. Do zbrodni przyznaje się zakochany w niej chłopak, więc sprawa zostaje uznana za rozwiązaną. Niedługo potem do starszego sierżanta Igielskiego zgłasza się jednak mężczyzna, który nie tylko bierze na siebie winę za tę śmierć, ale zeznaje też, że od wielu lat regularnie w tym samym miejscu mordował inne młode dziewczyny. Nad „Pokutą” unosi się senna atmosfera miejsca, które ożywia się na krótko w sezonie turystycznym. Jesienią jest deszczowo, zimno, beznadziejnie i nudno. Nawet morderstwo elektryzuje mieszkańców tylko na parę chwil, a prowadzący dochodzenia  odbijają się od muru obojętności. Cały tekst już na blogu, link w bio.
zacofany.w.lekturze
zacofany.w.lekturze
•
Follow
W smętnym nadmorskim kurorcie po sezonie ginie dziewiętnastolatka. Do zbrodni przyznaje się zakochany w niej chłopak, więc sprawa zostaje uznana za rozwiązaną. Niedługo potem do starszego sierżanta Igielskiego zgłasza się jednak mężczyzna, który nie tylko bierze na siebie winę za tę śmierć, ale zeznaje też, że od wielu lat regularnie w tym samym miejscu mordował inne młode dziewczyny. Nad „Pokutą” unosi się senna atmosfera miejsca, które ożywia się na krótko w sezonie turystycznym. Jesienią jest deszczowo, zimno, beznadziejnie i nudno. Nawet morderstwo elektryzuje mieszkańców tylko na parę chwil, a prowadzący dochodzenia odbijają się od muru obojętności. Cały tekst już na blogu, link w bio.
1 miesiąc ago
View on Instagram |
3/5
„Rilla ze Złotych Iskier” to książka nierówna, momentami nieznośnie patetyczna albo przesadnie ckliwa, niekiedy jednak prawdziwie przejmująca. Poza tym, że jest historią nastolatki przechodzącej przyspieszony kurs dojrzewania podczas wojny, jest też (a może nawet przede wszystkim) opowieścią o małej społeczności i jej postawach wobec wojny: bo nawet obserwowana z daleka i poprzez prasowe doniesienia budzi grozę, a kiedy uczestniczą w niej kanadyjscy chłopcy, znani od małego, wywiera głęboki wpływ na życie całej wioski, żyjącej w rytmie nie pór roku, lecz kolejnych ofensyw. Cały tekst już na blogu, link w bio.
Przekład Anna Bańkowska
zacofany.w.lekturze
zacofany.w.lekturze
•
Follow
„Rilla ze Złotych Iskier” to książka nierówna, momentami nieznośnie patetyczna albo przesadnie ckliwa, niekiedy jednak prawdziwie przejmująca. Poza tym, że jest historią nastolatki przechodzącej przyspieszony kurs dojrzewania podczas wojny, jest też (a może nawet przede wszystkim) opowieścią o małej społeczności i jej postawach wobec wojny: bo nawet obserwowana z daleka i poprzez prasowe doniesienia budzi grozę, a kiedy uczestniczą w niej kanadyjscy chłopcy, znani od małego, wywiera głęboki wpływ na życie całej wioski, żyjącej w rytmie nie pór roku, lecz kolejnych ofensyw. Cały tekst już na blogu, link w bio. Przekład Anna Bańkowska
2 miesiące ago
View on Instagram |
4/5
Rob Wilkins, jak sam o sobie pisze, miał być kimś w rodzaju „gosposi ze wsi”, osobą, która wpadnie na parę godzin, ogarnie znanemu pisarzowi formularze podatkowe i uzupełni mleko w lodówce. Znanym pisarzem był Terry Pratchett, a „gosposia ze wsi” szybko okazała się człowiekiem, który zajmował się „wszystkimi drobiazgami i rzeczami o wiele większymi”, oraz wiernym przyjacielem. A także wyśmienitym biografem, umiejętnie łączącym fakty z bardzo osobistym spojrzeniem (co nie oznacza jednak braku krytycyzmu). Cały tekst już na blogu, link w bio.
Przekład Piotr W. Cholewa
zacofany.w.lekturze
zacofany.w.lekturze
•
Follow
Rob Wilkins, jak sam o sobie pisze, miał być kimś w rodzaju „gosposi ze wsi”, osobą, która wpadnie na parę godzin, ogarnie znanemu pisarzowi formularze podatkowe i uzupełni mleko w lodówce. Znanym pisarzem był Terry Pratchett, a „gosposia ze wsi” szybko okazała się człowiekiem, który zajmował się „wszystkimi drobiazgami i rzeczami o wiele większymi”, oraz wiernym przyjacielem. A także wyśmienitym biografem, umiejętnie łączącym fakty z bardzo osobistym spojrzeniem (co nie oznacza jednak braku krytycyzmu). Cały tekst już na blogu, link w bio. Przekład Piotr W. Cholewa
2 miesiące ago
View on Instagram |
5/5
zajrzyj na instagram

Blog o książkach, blog z recenzjami książek, recenzje klasyki,
książki recenzje

Pozycjonowanie strony: VD.pl

© 2025 Zacofany w lekturze | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme
Ta strona używa ciasteczek (cookie)Rozumiem Chcę wiedzieć więcej
Polityka prywatności

Privacy Overview

This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary
Always Enabled
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Non-necessary
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
SAVE & ACCEPT
%d