Szlacheckie typy i typki (Henryk Rzewuski, „Pamiątki Soplicy”)

Pamiątki Soplicy

Był sobie kiedyś kraj mlekiem i miodem płynący. Chudopachołek i wielki pan równi tam sobie byli – pod warunkiem wszakże, iż obaj od szlacheckich rodziców się wywodzili. Mieszkańcy kraju zajmowali się gardłowaniem po karczmach i sejmikach, pieniaczeniem w sądach i wymachiwaniem szabelką. Praca? „Szlachcic zajmuje się gospodarstwem, bo taki Pan Bóg przykazał, aby o dzieciach pamiętać, żeby boso nie chodziły”. Nauka i książki w niewielkiej tam były cenie. „Gawędka” całą ich rozrywką była „w chwilach wolnych od zatrudnień”.

Pierwszym na ową Rzeczpospolitą gawędziarzem był imć cześnik parnawski Seweryn Soplica,

rozmiłowany w dawnym obyczaju, w prawie biegły, a tak mający ciekawe życie, że anegdot i historyjek nigdy mu nie brakło. Rodu niewysokiego, łaską pańską i własnym przemysłem dobił zacnego mająteczku, żony, która się wokół gospodarstwa umiała zakrzątnąć i dobrobyt pomnażać, i na koniec urzędu, który go wielce uradował, choć był czysto tytularnym.
Na starość snuje pan Seweryn swoją gawędę o czasach i ludziach, by potomnym przekazać wiedzę o minionych czasach, tradycjach i ludziach – a wszystko to, rzecz jasna, wtedy było lepsze, gdyż obecnie tylko rozpusta i zagraniczne mody, które psują młodzież i do upadku doprowadziły Rzeczpospolitą. Początki opowieści Soplicy sięgają czasów saskich, ale gros z nich dotyczy okresu konfederacji barskiej i czasów stanisławowskich.
Szlachta w mundurach wojewódzkich, XVIII wiek.

Ileż tu szlacheckich typów i typków!

Przede wszystkim wojewoda wileński Karol Stanisław Radziwiłł zwany „Panie Kochanku”, posiadacz dóbr ogromnych, ale umysłowością i obyczajem równy przeciętnemu szlachcicowi, opój i warchoł, skłonny do najdzikszych wybryków, a w oczach pana Soplicy dobroczyńca szlachty i wielki miłośnik ojczyzny. Jest też natchniony kaznodzieja konfederacki ksiądz Marek, który magnatom w twarz rzucał ich własną obłudę i inne grzechy, i Tadeusz Rejtan, wystylizowany na szlacheckiego świętego i najwierniejszego obrońcę Polski, i starosta kaniowski Potocki. Są i pomniejsze postacie: warchoł i nieuk Dzierżanowski, nawrócony rajfur królewski Bielecki, zabijaka Chodźko, pieniacz Kurdwanowski, bitny Sawa, Ryś – syn organisty z Nieświeża, pan Rewieński, wzór grzeczności i gościnności, i jedyny w tym gronie plebejusz, herszt hajdamaków Pawlik. Świat tych ludzi to sejmiki, trybunały, konfederacje, pijatyki, pojedynki i potyczki zbrojne. Poznajemy mechanizmy robienia kariery i zbijania majątku, obserwujemy zaloty, zaręczyny i małżeństwa, wchodzimy do jezuickiej szkoły i palestry.
Karol Stanisław Radziwiłł „Panie Kochanku”, mal. Konstanty Aleksandrowicz.

Soplica nie szczędzi słuchaczom refleksji.

Wiadomo, za jego młodości wszystko było lepsze: i rząd, i ustrój, i ludzie, i obyczaje. Wiara w Boga głębsza i bardziej szczera. A najlepszy ze wszystkiego był stan szlachecki.

Wszystko dawniej szło lepiej niż teraz. Takie przestępstwa, co by dziś ich miano za żart, to i ludzi gorszyły, i widoczne kary od Boga ściągały; a teraz już tyle złego się namnożyło i takie paskudztwa, […] że Panu Bogu naprzykrzyło się karać i zdaje się, iż ludziom mówi: „Róbcie, co chcecie”. A na cóż Pan Bóg ma cudowne kary zsyłać, kiedy w Boga albo wcale nic, albo nie tak, jak potrzeba wierzą?

Wkradła się jednak degeneracja: zaczęło się od najwyższych rodów i schodziło coraz niżej, zbrakło i wiary, i cnót szlacheckich, więc gmach ojczyzny zaczął się walić. Cudzoziemszczyzna go dobiła i nowe idee w edukacji, bo przecież nie ciemnota szlachty i sobiepaństwo magnatów, nie zrywanie sejmów i przekupywanie trybunałów. Jakże przerażający jest kreślony przez Soplicę portret Radziwiłła „Panie Kochanku”, prymitywnego opoja, kreowanego na wielkiego syna ojczyzny obdarzonego niezliczonymi cnotami, któremu oferuje się najwyższe godności z tronem polskim włącznie. Jakież tu panuje przerażające pomieszanie i ciasnota pojęć, wychwalanie tego, co raczej należałoby napiętnować, utożsamianie interesu ojczyzny z osobistym. Cóż Rzeczpospolitej po żarliwym, ofiarnym patriotyzmie szlacheckim, skoro dawał się wykorzystywać bezrefleksyjnie każdemu, kogo uznano za możniejszego i mądrzejszego?
Sejmik w kościele, rys. Jan Piotr Norblin.
Równocześnie jednak świat w gawędach Soplicy jest niezwykle barwny i plastyczny, podobnie zresztą jak ich język. Rzewuski obdarzył swego bohatera niezwykłym darem snucia opowieści. Historie rzadko opowiadane są od początku do końca, skręcają w zaułki dygresji, biegną od skojarzenia do skojarzenia. Gawędziarz zadaje pytania i sam na nie odpowiada, przytaczając stosowne przykłady ze swego bogatego życia; bo też i życiorysem pana cześnika parnawskiego można by obdzielić parę osób. I nic to, że chronologia kuleje, że bohaterowie musieliby przebywać w kilku miejscach równocześnie, aby być uczestnikami odległych nieraz wydarzeń. Nic to, że zdarza się imć Sewerynowi przynudzić. Jego „Pamiątki” są niezrównane i warte poznania nie tylko jako źródło smakowitych anegdot, ale przede wszystkim jako świadectwo schyłku Rzeczpospolitej.

Henryk Rzewuski, Pamiątki Soplicy, Państwowy Instytut Wydawniczy 1978.

(Odwiedzono 2 106 razy, 15 razy dziś)

15 komentarzy do “Szlacheckie typy i typki (Henryk Rzewuski, „Pamiątki Soplicy”)”

  1. Fakt, to ciężki orzech do zgryzienia, ja poszedłem na łatwiznę i zdecydowałem się na wydanie z 1955 r., w którym objaśnienia są u dołu każdej strony, i które na dodatek ma ilustracje Marczyńskiego, tak że połączyłem pożyteczne z przyjemnym i jakoś poszło :-)

    Odpowiedz
  2. Stwierdzenia, iż wszystko dawniej lepiej szło wydają się uniwersalne do dziś. Nie powołując się na rodziców, czy dziadków, sama często mawiam, iż dawniej (za młodu) bywało znacznie lepiej niż dziś (uczciwiej, prościej, szlachetniej). A jeśli to prawda, że każde pokolenie uważa czasy swojej młodości za lepsze i zacniejsze to doprawdy dziwnym jest, że jeszcze istniejemy :)

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.