W 1911 roku siedemnastoletni łódzki gimnazjalista zapisywał gorączkowo kolejne strony kajetu swoimi wierszami, wzorując się na twórcy już uznanym, który oczarował go niespodziewanie i rzucił w świat poezji. Jego wzór do naśladowania, ideał poety był ledwie dwa razy starszy, ale budził w młodzieńcu nabożną cześć. Nic więc dziwnego, że zapragnął przedstawić mistrzowi swe pierwociny. Tak zaczęła się przyjaźń dwóch wielkich poetów: Leopolda Staffa i Juliana Tuwima.
Uczeń wspominał:
Julian Tuwim, ok. 1913 roku.
[…] Miało się ku wiośnie roku 1911, gdy w mieszkaniu przy ul. Andrzeja rozbiła się bania z poezją — ściślej a skromniej: z wierszami. Gdy się tych płodów bezecnie ze Staffa zrzynanych uzbierał spory zeszyt, posłałem go oczywiście do „czcigodnego pana” z prośbą o ocenę, z odwiecznym stereotypowym zapytaniem: czy warto pisać? Co przeżywałem, wyczekując odpowiedzi, tego nie opiszę. Poczta przychodziła, gdy byłem w szkole, więc nieraz na „dużą pauzę” pędziłem z ul. Mikołajewskiej (dziś Sienkiewicza) do domu, aby sprawdzić, czy jest upragniony list… Nie było go przez długie tygodnie.
Aż wreszcie przyszedł. Cztery stronice, zapisane bitym fioletowym maczkiem. Jeszcze go nie przeczytałem, a już wiedziałem, że „jest dobrze”, skoro poeta tak się rozpisał. Zbywa się takie rzeczy paroma zdaniami — a tu taka epistoła! […]
Mistrz napisał:
Ruda M[aleniecka], 11 września 1913 roku
Kochany Panie!
Przeczytałem oba kajety Pańskie uważnie i kilkakrotnie. Z góry zastrzegam, że nie piszę krytyki, lecz kilka uwag i wrażeń, które mogą być prawdziwe i słuszne lub vice versa, niesłuszne i nieprawdziwe, ale szczere. Krytykować młodego pisarza trudno. Często to, co razi, może być tylko nie wypoczwarzonym jeszcze stanem późniejszego motyla, często to, co się podoba, może być gładkie tylko dlatego, że nie jest własne, lecz przejęte z wzoru czy gotowego zapasu literatury i dlatego jest, jako łatwiejsze, udatne. Nie o formie poszczególnych też wierszy będę pisał, lecz o wrażeniu całości, jako wytworu pewnego okresu czy etapu duchowego…
Bo że z niego coś jeszcze wyższego wyrośnie, o tym nie wątpię wobec pierwszej rzeczy, którą mi stwierdzić należy: tj. talentu, tym bardziej też będą wytykał to, co jako talentowi szkodliwe lub w przeroście szkodzić mogące uważam. Z rzeczy Pańskich wieje świeżość, która jest bardzo dobrym znakiem, bezpośredniość słowa, która ją wyraża, jednocześnie wpadająca czasem (właśnie dzięki zalecie i wada) w niewybredność. Nie znaczy to, bym żądał cyzelatury, wyszukania i przekwitów, bo to wiedzie do rzemiosła z jednej strony, afektacji i maniery z drugiej. Ale nie jest „pożądane” wyrażać uczucie czy wrażenie słowami najpierwszymi, co pod ręką, lub znanymi już w tym tonie, ustroju i składzie. […] nie pisz o żadnej rzeczy dopóty, aż to, jak ją czujesz, nie wyda ci się wartym zapisania, zanotowania w pamiętniku życia niedrukowanym, sekretnym, własnym. […]
Leopold Staff, rys. S. Pichora, 1915 rok.
Niektóre poezje Pańskie robią wrażenie, że przerwano im oddech w ciągu rozprężenia płuc. Tłumaczę to sobie tym, że zaląg jego organicznie nie doszedł do punktu właściwego urodzin. Pisać mniej, a dać rzeczy zjędrnieć, nabrać soku. Psychologia twórcza jest wielką zagadką. „Pomysł” przychodzi. Jak, skąd, którędy? Rzecz w tym, by go ująć w jego chwili. Brać się do pisania raptem, na gorąco, czasem to źle, czasem dobrze, lecz czasem rzecz przeciągnie się, zwiędnie i zniknie, i nigdy się jej już nie chwyci za skrzydła. Recepty ni reguły nie ma. Doświadczenie może tylko wyrobić poczucie ważkości pomysłu; jeśli się jego ważkość uczuje, musi się pisać, na to nie ma rady […] Decyduje chwila inwencji, to, co nazywamy natchnieniem z Ducha św., chwila jasnej błyskawicy w głowie i nagły wicher krwi w żyłach… Ta chwila tworzy treść i formę. […] Kajety Pańskie mają dużo rzeczy dobrych. Nie chcę ich wskazywać szczegółowo, bo je Pan sam rozpozna, a nie wskazuję ich z tego powodu, że łatwo młodego poetę przez to wtrącić w jednostronność lub manierę, gdyż może sobie powiedzieć (nie słowy ani świadomą myślą nawet): to się podoba, więc jestem mocny i tak należy mi pisać. To samo co do wytykania wad. […]
Mnie najbardziej podobają się rzeczy o typie czysto lirycznym, o tonie przyciszonym, melancholijnym, elegijnym. Jest wśród tego nawet kilka perełek. Czuć, że mówi je młodość, szczerość i wdzięk. Nie znaczy to, bym Pana pchał na te drogę lub te zalety stawiał na pierwszym miejscu. Są tam, zdaje się, struny inne, które silniej się zapowiadają. Mało Pan zwraca uwagę na obrazowość i plastykę. Za dużo na zawiłość rytmów, które przez skomplikowanie nie nabierają jednak muzyki i toku. Całości skończonych niezbyt jeszcze wiele. Za to często są w rzeczy „puszczonej” zwrotki i ustępy dużej piękności.
Czy się Pan na tę rzeź bezlitosną nie żachnie? Niech Pan nie uważa tego za ocenę in minus. Właśnie to, że stanąłem wobec talentu, kazało mi być dla jego dobra surowym, o ile uwagi moje są słuszne.
Dłoń Pańską ściskam.
Leopold Staff
Uczeń wspominał:
Ale nie same pochwały były w liście. Kończył się on zapytaniem: „Czy się pan na tę rzeź bezlitosną nie żachnie?” Bo sąd o niektórych wierszach był bardzo surowy. Nie żachnąłem się. Byłem najszczęśliwszy. Na łódzkiej pustyni ani marzyć było o czyjejś fachowej opinii — a tu bądź co bądź aprobata największego liryka polskiego. Nowe wiersze posypały się jak z rękawa, a wkrótce potem — jak z obu, gdyż do mego chronicznego „rozstaffienia” przyłączyło się niebawem „rozstefienie” (jak dalszy przebieg wypadków pokazał, dożywotnie), na skutek czego moje zeszyty coraz bardziej zaczęły pęcznieć od wierszy miłosnych…
Leopold Staff i Julian Tuwim, Z tysiącem serdeczności… Korespondencja z lat 1911–1953, oprac. Tadeusz Januszewski, Irena Maciejewska, Janusz Stradecki, Państwowy Instytut Wydawniczy 1974, s. 18–19, 92–96.
Faktycznie, jak się tak rozejrzeć to trudno znaleźć autorytety literackie z prawdziwego zdarzenia. Został chyba jeszcze tylko Myśliwski i kilku dobrych ale jednak nie aż tak pisarzy – może Redliński, Odojewski czy Huelle.
Zgadza się, ja miałem z nim tylko jednorazowy kontakt przy okazji Toastu vel Prawo i pięść, niezbyt udany i jakoś nie mogą się przemóc by dać mu jeszcze jedną szansę ale słyszałem na temat jego innych książek tylko pozytywne opinie a nie mam podstaw by im nie wierzyć.
Ten bieszczadzki to „Wilcze echa” z Brunem O’Ya, „Prawo i pięść” było kręcone w Toruniu a główną rolę grał Gustaw Holoubek :-)
Loading...
Poczytałem w wikipedii, obejrzałem fotosy – pewnie to kiedyś oglądałem, ale nic mi się nie kojarzy.
Loading...
Wyobrażam sobie, jakich skrzydeł musiał dostać Staff po takiej pochwale. Gdyby mnie ktoś taki kiedyś pochwalił, pewnie padłabym z wrażenia trupem. Ale do narzekań po części się przyłączę. Wydaje mi się, że jako społeczeństwo stajemy się coraz bardziej przemądrzali.
Z tą instytucją mistrz-uczeń to chyba jest też tak, że nie każdy chce zostać mistrzem, może się boi zalewu rękopisów od poszukujących uczniów? Ciekawe, jak pisarze reagują na takie próby umistrzawiania? Chyba to u Potoroczyna było coś o tym, że jego mistrzem był Konwicki i bardzo go pozytywnie opiniował :). Ale ja właściwie to chciałam napisać, że cudowne jest to zakończenie listu: „dłoń Pańską ściskam” — bardzo partnerskie i takie osobiste. W punkt.
Ach, i jeszcze doczytałam komentarze wyżej, ale nie umiem się wstrzelić w wątek, więc tu tylko dopowiem, że „Prawo i pięść” to jest film niemal doskonały. Z pierwowzoru literackiego wziął co najlepsze, dodał pomysł na wykonanie i Gustawa Holoubka oraz prześwietną piosenkę w wykonaniu Fettinga, no miód po prostu.
W gruncie rzeczy bycie mistrzem, takim prawdziwym, to potężna odpowiedzialność. Bardzo mi się podoba w związku z tym wyważenie odpowiedzi Staffa. On chyba należał do tej samej szkoły, co cytowana tu kiedyś Orzeszkowa – zwolenników czekania na „Ducha Św.” Zakończenie faktycznie koleżeńskie, bo przecież wtedy te 17 lat pewnie było większą przepaścią niż dziś, a mimo to Staff potrafił dać do zrozumienia Tuwimowi, że szanuje go jako przyszłego kolegę po piórze:) Dalej we wspomnieniach Tuwima jest cudny opis pierwszego spotkania ze Staffem.
A do komentarzy wyżej nie da się podłączyć, skończył się dopuszczalny limit odpowiedzi – taki urok wordpressa:) Tak zachwalacie z Marlowem ten film, że w końcu poszukam, może jest w sieci.
Ach, podły wordpress! ;) Co do „Prawa i pięści” to nie wiem, jak z siecią, ale wiem, że wyszedł na DVD całkiem niedawno w dobrej jakości — wiem, bo sama pognałam, coby sobie sprawić egzemplarz :). I teraz mam, i całkiem często do filmu wracam. A przy okazji wznowili i książkę z „filmową” okładką. Bo wcześniej „Toast” jakiś trudny do dostania był, naszukałam się strasznie.
Tuwim, Książe Poezji, napisał do Staffa i gorączkowo wyczekiwał odpowiedzi. Każdy ma jakiegoś „Pana”…
Dla mnie interesującym wątkiem ad vocem Tuwima był jego związek z Matką, która podobno nie umiała przeboleć, że syn ma myszkę, wstydziła i szydziła z niego. Ciekawe, czy można tak zupełnie dziś napisałać sobie do pisarza, pisarki, poetki, poety i zostanie się rzetelnie ocenionym.ocenioną… Ciekawe na ile biorą górę ludzkie puzzle (sympatie, antypatie)…
Nie wiem nic o stosunkach Tuwima z matką, czekają na mnie wspomnienia Ireny Tuwim, może tam coś o tym będzie.
Natomiast w drugiej kwestii się nie wypowiem, nigdy nie prosiłem żadnego twórcy o ocenę moich dzieł, z powodu braku takowych. Myślę, że nawet dziś niektórzy by odpowiedzieli szczerze, a nie jak potencjalnej konkurencji:)
Też myślę, że to zależy od człowieka. Wiem, a przynajmniej tak mówią przekazy, że Tuwim baaardzo przeżywał gdy oczekiwał na list od Staffa, więc tak mi się skojarzyło. Gdzieś przeczytałam o tym, w jaki sposób młody Julek wychodził na spacer z Matką, która bardzo przeżywała jego myszkę na Twarzy. Podobno też dużo czytała i sama wiele pisała, co też pewnie nie bez wpływu pozostaje. (Nomen omen Matka Brzechwy też była wykształconą i oczytaną kobietą, choć bardzo osłchłą). Tuwim bardzo przeżył śmierć Matki, pogrom nazistów w szpitalu, i swoją samotną ucieczkę z kraju.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Ciekawe, jak to jest dzisiaj? Czy są jeszcze mistrzowie do których jacyś uczniowie piszą z drżeniem serca? :-)
Ciekawe, faktycznie. Chociaż po rozmaitych nowościach sądzę, że uczeń pisze i od razu wysyła do wydawcy:)
Wiadomo, sam wie najlepiej i nikt nie będzie go pouczał jak ma pisać :-)
Otóż to, instytucja mistrzów wymiera.
Faktycznie, jak się tak rozejrzeć to trudno znaleźć autorytety literackie z prawdziwego zdarzenia. Został chyba jeszcze tylko Myśliwski i kilku dobrych ale jednak nie aż tak pisarzy – może Redliński, Odojewski czy Huelle.
Hena bym dorzucił, bo zaczynam nieśmiało podczytywać i na razie podoba mi się to, co czytam:)
Zgadza się, ja miałem z nim tylko jednorazowy kontakt przy okazji Toastu vel Prawo i pięść, niezbyt udany i jakoś nie mogą się przemóc by dać mu jeszcze jedną szansę ale słyszałem na temat jego innych książek tylko pozytywne opinie a nie mam podstaw by im nie wierzyć.
Podczytuję dziennik, a i Nowolipie wygląda obiecująco:)
Zawoalowane nawiązanie do nowolipskich korzeni jest widoczne w „Prawie i pięści”.
Ale skoro nie polecasz, to zacznę od tego, co mam w domu:) Jeszcze Crimena odkurzę.
Słabota w porównaniu z filmem.
Film słabo pamiętam, to ten bieszczadzki western?
Ten bieszczadzki to „Wilcze echa” z Brunem O’Ya, „Prawo i pięść” było kręcone w Toruniu a główną rolę grał Gustaw Holoubek :-)
Poczytałem w wikipedii, obejrzałem fotosy – pewnie to kiedyś oglądałem, ale nic mi się nie kojarzy.
Wyobrażam sobie, jakich skrzydeł musiał dostać Staff po takiej pochwale. Gdyby mnie ktoś taki kiedyś pochwalił, pewnie padłabym z wrażenia trupem. Ale do narzekań po części się przyłączę. Wydaje mi się, że jako społeczeństwo stajemy się coraz bardziej przemądrzali.
Trudno się dziwić rozanieleniu Tuwima:) Na dodatek obaj się zaprzyjaźnili mimo różnicy wieku i pozycji w świecie.
Z tą instytucją mistrz-uczeń to chyba jest też tak, że nie każdy chce zostać mistrzem, może się boi zalewu rękopisów od poszukujących uczniów? Ciekawe, jak pisarze reagują na takie próby umistrzawiania? Chyba to u Potoroczyna było coś o tym, że jego mistrzem był Konwicki i bardzo go pozytywnie opiniował :). Ale ja właściwie to chciałam napisać, że cudowne jest to zakończenie listu: „dłoń Pańską ściskam” — bardzo partnerskie i takie osobiste. W punkt.
Ach, i jeszcze doczytałam komentarze wyżej, ale nie umiem się wstrzelić w wątek, więc tu tylko dopowiem, że „Prawo i pięść” to jest film niemal doskonały. Z pierwowzoru literackiego wziął co najlepsze, dodał pomysł na wykonanie i Gustawa Holoubka oraz prześwietną piosenkę w wykonaniu Fettinga, no miód po prostu.
W gruncie rzeczy bycie mistrzem, takim prawdziwym, to potężna odpowiedzialność. Bardzo mi się podoba w związku z tym wyważenie odpowiedzi Staffa. On chyba należał do tej samej szkoły, co cytowana tu kiedyś Orzeszkowa – zwolenników czekania na „Ducha Św.” Zakończenie faktycznie koleżeńskie, bo przecież wtedy te 17 lat pewnie było większą przepaścią niż dziś, a mimo to Staff potrafił dać do zrozumienia Tuwimowi, że szanuje go jako przyszłego kolegę po piórze:) Dalej we wspomnieniach Tuwima jest cudny opis pierwszego spotkania ze Staffem.
A do komentarzy wyżej nie da się podłączyć, skończył się dopuszczalny limit odpowiedzi – taki urok wordpressa:) Tak zachwalacie z Marlowem ten film, że w końcu poszukam, może jest w sieci.
Ach, podły wordpress! ;) Co do „Prawa i pięści” to nie wiem, jak z siecią, ale wiem, że wyszedł na DVD całkiem niedawno w dobrej jakości — wiem, bo sama pognałam, coby sobie sprawić egzemplarz :). I teraz mam, i całkiem często do filmu wracam. A przy okazji wznowili i książkę z „filmową” okładką. Bo wcześniej „Toast” jakiś trudny do dostania był, naszukałam się strasznie.
W takim razie włączę w poszukiwania kosze wyprzedażowe w marketach:)
Tuwim, Książe Poezji, napisał do Staffa i gorączkowo wyczekiwał odpowiedzi. Każdy ma jakiegoś „Pana”…
Dla mnie interesującym wątkiem ad vocem Tuwima był jego związek z Matką, która podobno nie umiała przeboleć, że syn ma myszkę, wstydziła i szydziła z niego. Ciekawe, czy można tak zupełnie dziś napisałać sobie do pisarza, pisarki, poetki, poety i zostanie się rzetelnie ocenionym.ocenioną… Ciekawe na ile biorą górę ludzkie puzzle (sympatie, antypatie)…
Nie wiem nic o stosunkach Tuwima z matką, czekają na mnie wspomnienia Ireny Tuwim, może tam coś o tym będzie.
Natomiast w drugiej kwestii się nie wypowiem, nigdy nie prosiłem żadnego twórcy o ocenę moich dzieł, z powodu braku takowych. Myślę, że nawet dziś niektórzy by odpowiedzieli szczerze, a nie jak potencjalnej konkurencji:)
Też myślę, że to zależy od człowieka. Wiem, a przynajmniej tak mówią przekazy, że Tuwim baaardzo przeżywał gdy oczekiwał na list od Staffa, więc tak mi się skojarzyło. Gdzieś przeczytałam o tym, w jaki sposób młody Julek wychodził na spacer z Matką, która bardzo przeżywała jego myszkę na Twarzy. Podobno też dużo czytała i sama wiele pisała, co też pewnie nie bez wpływu pozostaje. (Nomen omen Matka Brzechwy też była wykształconą i oczytaną kobietą, choć bardzo osłchłą). Tuwim bardzo przeżył śmierć Matki, pogrom nazistów w szpitalu, i swoją samotną ucieczkę z kraju.