Trzydzieści z górą lat temu, kiedy „Paradyzja”ukazała się po raz pierwszy, musiała na czytelnikach wywierać piorunujące wrażenie. Cenzorzy chyba poluzowali więzy w okresie Solidarności albo zlekceważyli wywrotowe treści w powieści podrzędnego zapewne ich zdaniem gatunku, bo gdyby wzięli powieść Zajdla porządnie pod lupę, „Paradyzja” skończyłaby z zakazem druku. Spod fantastycznego sztafażu: sztucznego satelity, anabiozy i podróży w kosmos przebija przerażający obraz totalitarnego świata, w którym Centrala stale obserwuje, ocenia i karze lub nagradza obywateli.
Fabuła powieści jest wątła.
Pisarz z Ziemi, Rinah, przybywa na Paradyzję, by napisać książkę o tym mało znanym świecie, wokół którego narosło wiele mitów. Jego mieszkańcy to potomkowie ziemskich kolonistów, którzy wyruszyli niegdyś, by objąć w posiadanie planetę Tartar. Warunki na niej okazały się jednak tak niekorzystne, że kierownictwo ekspedycji podjęło decyzję o stworzeniu sztucznego satelity krążącego wokół niegościnnego Tartaru, gdzie założono jedynie kopalnie dostarczające cennych surowców mineralnych (i gdzie zsyła się niepokornych za karę). Ziemianin ze zdumieniem ogląda świat Paradyzji – pozbawiony prywatności, bo wszyscy mieszkają w przechodnich, przezroczystych kubikach, z przydziałami żywności i wszystkich podstawowych artykułów, z wszechobecnymi oczami i uszami Centralnego Komputera, który analizuje każdą wypowiedź, każdy czyn i upomina i karze.
Centrala słucha naszych rozmów, obserwuje nasze gesty, nasze czyny i zachowania, by nieustannie oceniać stan ludzkich umysłów. Ta ogromna ilość informacji, napływająca bez przerwy do Centrali za pośrednictwem sieci mikrofonów i kamer, jest na bieżąco analizowana. Uzyskane w ten sposób dane służą do oceny każdego obywatela z osobna, a także do kontroli ogólnego stanu bezpieczeństwa. Żaden spisek, żaden zbrodniczy zamysł czy szaleńcze urojenie, mogące zaszkodzić planecie, nie może ujść uwagi Centrali — jeśli z nieprzeniknionej sfery myśli ludzkiej przechodzi w fazę słów lub czynów… Ten złożony system zabezpieczeń funkcjonuje z niezwykłą precyzją, bo pozbawiony jest pierwiastka subiektywizmu.
Przydzielony przewodnik opowiada Ziemianinowi o organizacji swojego świata,
wypowiadając kwestie, które w Polsce lat osiemdziesiątych (a i dzisiaj, z narastającym ograniczaniem praw obywatelskich ze względów bezpieczeństwa) brzmią ponuro:
Zresztą cóż to jest wolność? — Wolność, jak twierdzi nowoczesna filozofia, to świadomość ograniczeń, którym człowiek podlega… — wtrącił Rinah. — My mówimy, że wolność uzyskuje się przez uświadomienie sobie braku możliwości innych niż ta, której realizacją jest nasz świat… Po prostu, wedle starożytnego przysłowia, „głową muru nie przebijesz”… Tym murem jest skorupa naszej sztucznej planety…
I oczywiście władza wie najlepiej, co dobre dla obywateli:
Ludzkie chęci bywają nieraz sprzeczne z interesem społecznym, a nawet z indywidualnym interesem człowieka, choć on sam tego nie dostrzega. Centrala wie lepiej, posiada pełną informację i może ostrzec albo nawet uniemożliwić działanie na własną szkodę…
Ziemianin zauważa, że
system permanentnej kontroli wywołuje reakcję mieszkańców,
którzy opanowują coraz to nowe sztuczki, żeby go zmylić i choć przez chwilę wymknąć się spod obserwacji. Posługują się w tym celu na przykład koalangiem, językiem skojarzeń i aluzji, którego komputer nie jest w stanie zakwalifikować jako wywrotowy („Dlatego szyfrowy język, którym posługują się tu ludzie, mający do przekazania poufne informacje, musi być językiem dynamicznym, zmiennym, nie istniejącym trwale, lecz powstającym i ginącym w trakcie rozmowy, efemerycznym, doraźnym systemem skojarzeń, odwołującym się do pamięci i erudycji, do bystrości i zdolności kojarzenia. A więc posługiwać się nim mogą tylko ludzie, których inteligencji nie jest w stanie sprostać najbardziej nawet sprawny system sztuczny”). Dzięki temu poznaje nieco lepiej rzeczywistość Paradyzji i zaczyna domyślać się przerażającej prawdy o tym miejscu.
Przez całą książkę brzęczała mi w pamięci piosenka Brygady Kryzys – „Centrala”. Pamiętacie?
Czekamy, czekamy
Czekamy na sygnał
Z centrali! Czekamy,
Wszyscy na jednej fali!
Centrala nas ocali
Ufamy, ufamy
Czekamy na sygnał
Z centrali!
Czekamy, czekamy
Wszyscy na jednej fali!
Centrala nas ocali
Czekamy, czekamy…
Piosenka powstała w 1981 roku, jak więc widać sytuacja w ówczesnej Polsce sama narzucała podobne skojarzenia. Zresztą pamięć podsuwała mi więcej wątków znanych skądinąd, choćby z „Seksmisji” Juliusza Machulskiego, którego podziemny świat kobiet bardzo przypomina Paradyzję. Zajdel, rzecz jasna, nawiązuje też do wielkich antyutopii: „1984” George’a Orwella („Paradyzja”, choć był to skutek ówczesnego tempa produkcji, ukazała się w 1984 roku) i „Nowego wspaniałego świata” Aldousa Huxleya – nie tylko nazywa jednego z bohaterów Nikorem Orleyem Huxwellem, ale bierze też od nich choćby wszechobecność nadzoru, obowiązkowe seanse przed telewizorami, regularnie wpajającymi pożądane zachowania i poglądy (na dodatek wraz z przekonaniem, że wszystko to dla ich dobra i bezpieczeństwa), ograniczanie zainteresowań ludzi do spraw bytowych i pilnowania własnej lojalności wobec systemu. Na dodatek zaszczepia w mieszkańcach Paradyzji przekonanie, że wszystko to dla ich dobra i bezpieczeństwa.
„Paradyzja” nie jest książką efektowną w warstwie fabularnej,
nadal jednak robi duże wrażenie analizą mechanizmów funkcjonowania społeczeństw i stosunków między władzą a obywatelami, celnością spostrzeżeń, które pasują nie tylko do czasów PRL-u, ale i dziś mogą opisywać rzeczywistość, dążenia rządzonych i marzenia rządzących, jak choćby takie, o prostowaniu „wywrotowych” myśli:
Myśli ludzkie kryć mogą w sobie istotne elementy zagrożenia publicznego. Człowiek, pozostawiony z własnymi myślami, bez moralnego i naukowego wsparcia, wątpi, docieka, roztrząsa dziwaczne i niebezpieczne pomysły… Gdyby udało się dotrzeć do myśli człowieka w fazie ich powstawania, można by mu wiele wyjaśnić, skorygować błędne założenia, wyprostować niesłuszne poglądy, zapobiec mylnym wnioskom i tworzeniu planów działań opartych na błędzie i fałszywych przesłankach…
Miejmy nadzieję, że to marzenie władz szybko się nie ziści.
Janusz Zajdel, Paradyzja, Book Rage 2014.
Z podobnej tematyki w rodzimym wykonaniu pamiętam Apostezjon Wnuka-Lipińskiego, co prawda ostatnia część ukazała się już po Zajdlu, ale pierwsza z kolei była wydana ładne parę lat wcześniej.
Wnuka-Lipińskiego też mam zamiar poczytać, u niego chyba trochę więcej się dzieje niż u Zajdla.
W trzeciej części tak – ale ona była pisana już w 1989 r. a to już przecież była różnica w stosunku do ograniczeń jakie miał na karku Zajdel.
Mam wrażenie, że Mord założycielski czytano wtedy w Trójce i bardzo mi się podobał.
Zgadza się, znajomość z W-L zacząłem od końca właśnie dzięki „Trójce” :-). Zrobiłem powtórkę jakiś czas temu i wypadła całkiem-całkiem, chociaż może to po części kwestia sentymentu :-)
Wnuk-Lipiński w sumie też już klasyk i ponoć przetrwał, więc jakoś nie mam obaw.
Szlaków może nie przecierał ale jako rozrywka na poziomie – spoko. Niedawno wróciłem też do jeszcze większego starocia – „Przenicowanego świata” Strugacki, który też można potraktować jako antyutopię i też wypadł nieźle, mimo że można poznać w jakich latach był pisany, za to „Piknik na skraju drogi” – bez zarzutu.
Rozrywki na poziomie nigdy dość :) A ze Strugackimi jakoś mi nie po drodze, może dlatego, że trafiałem jakieś późniejsze, słabsze rzeczy.
Trudno nabrać do nich zaufania biorąc pod uwagę gdzie i kiedy pisali ale ja mam do nich słabość bo od ich „Przenicowanego świata” zaczynałem znajomość z s-f :-)
Nie mam uprzedzeń do kraju i epoki, panowie chyba ładnie obchodzili ograniczenia.
Ja mam, ta „prawda czasu, prawda ekranu” ciągnie jednak tamtą literaturę w dół chociaż zdarzają się chwalebne wyjątki, widać ją też u Strugackich ale na szczęście nie zawsze a jeśli już to nie w jakichś przegiętych ilościach.
Czytam teraz „Brązowników” Boya ze wstępem Janion a tam „nagonka klerykalno- faszystowska”,
„wstecznictwo”, „burżuazyjna mickiewiczologia”, dzisiaj można zacukać nad tym ze zdziwienia ale wówczas nie było to przecież takie śmieszne.
Pamiętam ten wstęp do Boya. Abstrahując od ówczesnych poglądów Janion, mam wrażenie, że bez takich ozdobników Boya by po prostu cenzura uwaliła za szarganie świętości. A tak wyszedł na postępowca, a my mamy Dzieła zebrane.
Głowy nie dam – na pewno miał plusy za Lwów a Janion, zważywszy na to co wyczytałem o niej w „Hańbie domowej”, też niespecjalnie trzeba było namawiać do takich „enuncjacji”.
We Lwowie był tylko figurantem, jeśli wierzyć Winklowej. To już prędzej jako ofiara faszystów miał plusy. Plus za walkę z klerem.
Figurant, figurantem ale że podpisywał to czego nie powinien był podpisywać, temu nie da się zaprzeczyć.
Raczej nie robił tego z miłości do komunizmu.
Pewnie nie, tylko co to ma za znaczenie, że w głębi duszy czuł się patriotą jeśli publicznie zachował się jak renegat.
Jakoś nie przepadam za takim ferowaniem łatwych wyroków.
Łatwe? Być może – ale to sam Boy sprawę ułatwił. Gdyby podpisał apel o przyłączenie Kraju Warty do Rzeszy pewnie zostałby odsądzony od czci i wiary po wieki wieku, a że chodzi o Kresy, z których utratą jakoś się pogodziliśmy, to wina wydaje się jakby trochę mniejsza.
No tak, rzeczywiście przez Boya straciliśmy Kresy. Może jestem apologetą Boya, podobnie jak Winklowa, ale warto zajrzeć tu, żeby jednak nieco zniuansować obraz: http://lwow.home.pl/boy.html
Winklowa robiła dla Boya co mogła, pomijam już sprawę kolaboracji z Rosjanami, byłem pod wrażeniem jej dyskrecja i delikatności w sprawach damsko-męskich dotyczących Boya. Ciekawe co on by na to powiedział :-)
Chodzi Ci o romans z Krzywicką? Z jakichś rozrzuconych aluzji wyszło mi kiedyś, że chyba Krzywicka sugerowała, iż było między nimi coś więcej niż w rzeczywistości. Mam książkę o małżeństwie Boyów, ciekawe, czy tam też taka dyskrecja.
Też, gdzieś czytałem, że sama przyznawała, że nie dociskała żadnej z pań co zresztą można zrozumieć ale nawet z tekstu, który podesłałeś widać, że usiłuje wokół Boya roztoczyć zasłonę dymną – a to, że to przecież nie miała znaczenia, że inni też, że nie w każdym numerze i że okupacja rosyjska była gorsza niż niemiecka co zresztą kompletnie nie działa by wynikałoby, że kolaboracja z Niemcami którzy nie byli tacy straszni jest be, a kolaboracja z Rosjanami, którzy wprowadzili większy terror jest dopuszczalna.
Ja bym powiedział, że raczej usiłuje przywrócić temu ostatniemu okresowi życia Boya proporcje, ale pozostańmy każdy na swoich pozycjach :)
Ja byłem „Paradyzją” zachwycony. Zwłaszcza pomysłami Zajdla dotyczącymi totalnej inwigilacji obywateli (w sensie takim, że nie popieram, ale zachwycony byłem jego wizjonerstwem), dla mnie jak na owe czasy to były pomysły mocno elektroniczne (identyfikatory z lokalizacją obywateli, latające kamerki, mikrofony, kamerki, algorytmy analizujące każde słowo, gest, ruch obywatela) – wtedy to była science and fiction, a dzisiaj to jest rzeczywistość.
Co do utworów Wnuka – Lipińskiego. Pojedyncze książki czytane oddzielnie są w porządku. lecz jako trylogia nie sprawdzają się. Pamiętam moje wrażenie, że z połączenia wątków z tych wszystkich trzech książek powstałoby chyba arcydzieło, ale tak się nie stało.
Totalna inwigilacja obywateli – marzenie wszystkich rządzących od zawsze. Bardzo mi się podobała koncepcja zamiany banalnych donosicieli na obiektywne urządzenia, bo chyba nawet u Orwella jeszcze są kapusie, nie tylko elektronika.
Ciekawe rzeczy piszesz, o Wnuku-Lipińskim, nabieram coraz większej ochoty na poczytanie.
Sięgnięcie po tę akurat książkę to przypadek czy potrzeba chwili? Czuję, że nadchodzą dobre czasy dla sztuki.
A tego Zajdla nie czytałam. Za to Brygady Kryzys, owszem, słuchałam. Jesteś ostatnio wpływowy, może podrzucisz komu trzeba, że oto istnieje gotowy hymn wyznawców?
Książkę czytałem w lutym, zanim jeszcze komuś się śniło, że ciężarna zakonnica zostanie jednak rozjechana na pasach :) Ale powtórzyłem miesiąc temu, odkrywając nowe wymiary :P
Nie wiem, czy Brygada Kryzys byłaby zadowolona z uhymnienia swojej piosenki przez którąkolwiek opcję.
Cieszę się, że nie tylko ja nie jestem w stanie opisać wszystkich książek, których czytam (choć w moim przypadku to mało powiedziane, skoro ostatnio nie opisuję w zasadzie niczego). Chociaż, jak widać, ma to swoje dobre strony.
Wracając do książki, mam wrażenie, że napisano już wszystko o tym, co było i o tym, co dopiero będzie. Jeśli nie chcesz rozmawiać z Brygadą Kryzys, to może chociaż wpłyniesz na wszystkich literatów in spe, oszczędzając im (i nam wszystkim przy okazji również) wysiłku?
Zaległości w pisaniu mam przedwieczne i już nie do nadrobienia, jeśli Ci to poprawi nastrój.
Z literatami robię, co mogę, by wykazać im nonsensowność ich literackich wysiłków. Tyle że oni słuchać nie chcą :P
Nie czytałam, ale nadrobię. Wróżysz powrót Zajdlowi? Ja wróżę powrót popularności Karczewskiego. Od czwartku nie mogę się uwolnić od „Przedszkola”.
Nie Karczewskiego, tylko KACZMARSKIEGO. Komputer wie lepiej ode mnie co chcę napisać ;)
Przypuszczam, że wróci nie tylko Zajdel i Kaczmarski (chociaż oni chyba nigdy daleko nie odeszli), ale i przepowiednie Wernyhory, Nostradamusa i kolejne wykładnie Mickiewiczowskiego Czterdzieści i Cztery. Jak zwykle w niepewnych czasach.
Mi się zaś skojarzyła wizja Arthura C. Clarke’a z powieści „Miasto i gwiazdy”. Tam była bardzo ciekawa odmiana dystopii, gdyż właściwie ta wizja przedstawiała szczęśliwą przyszłość. Nie było złowrogiego Państwa, nie było inwigilacji. Była jednak stagnacja i niezmienność przez wieki.
Stagnacja i niezmienność przez wieki brzmi kusząco, nie powiem :) Dzięki za trop.
Czytałem. Podobało mi się :D
To widzę, że tylko dla mnie to aktualne objawienie :)
Bo Zajdla się jednak fajnie czyta, niezależnie od tego kiedy się go odkryje. I ja tam tego braku efektów fabularnych nie pamiętam :)
Czas na powtórkę może? :)
Wczoraj pudło (x3) do biblio przyszło. Tyle dobra, że powtórki na razie idą w kąt :D
E, to faktycznie, kto by tam czytał jakieś starocie :P
Nie zaczynaj jojczyć nad upadkiem klasyki i zakurzonych tomiszcz, bardzo Cię proszę.
Przeca nie jojczę :) Klasyka nie musi być zakurzona przecież.
Myślałem, że skręcamy w stronę: „ta dzisiejsza młodzież”, „te dzisiejsze blogi” i że manus manum lavat w kontaktach blogerów z wydawcami :P
A nie, to pomyliłeś blogi :D
Też czytałam, też mi się podobało. Właściwie słuchałam .
A wiesz, że to zostało sfilmowane? Na spotkaniu z Jadwigą Zajdel puszczali nam kawałki. Teatr Telewizji, o ile się nie mylę.
Audiobooka sobie niedawno kupiłem w book rage’u, będzie na przyszłość :) Właśnie sprawdziłem tę adaptację Paradyzji, niestety na YT nikt jej nie wrzucił. Za to znalazłem takie słuchowisko: https://www.youtube.com/watch?v=SNxGcUkQrCM
Audiobook naprawdę nieźle przeczytany, więc to nie są stracone pieniądze. O słuchowisku nie miałam pojęcia. Zielone Oko kojarzy mi się z Zieloną Gęsią, Tobie też? ;)
A słuchałaś tego bookrage’owego audiobooka?
Zielone Oko kojarzy mi się raczej z jakimiś słuchowiskami typu groza i kryminał, to chyba w Trójce puszczali.
http://mcagnes.blogspot.com/2011/05/paradyzja-janusz-zajdel-szczesliwa.html – czyta Mirosław Neinert (swoją drogą, świetny aktor, miałam okazję oglądać na żywo) – to chyba ta sama wersja? Bo o ile się orientuję, nie było nowego wydania audio.
Ze słuchowisk znam tylko Radiowy Teatr Sensacji, ale nie przepadam.
Neinert, faktycznie. No to posłucham, bo tego zachwalanego Azincourt nie zmogłem.