Księgozbiory polskie, cz. 12: Książki w getcie warszawskim

O czytaniu w getcie warszawskim świetnie pisał Marcin Szczygielski w „Arce czasu”: jego młody bohater pochłania kolejne tomy, by zająć sobie czymś czas, by uciec od przerażającej rzeczywistości na zewnątrz. I była to postawa częsta. Spragnieni literatury czytelnicy musieli pokonywać spore trudności, ponieważ 9 lutego 1940 roku nakazano zamknięcie żydowskich wypożyczalni, a w czerwcu tegoż roku zakazano Żydom prowadzenia księgarni. Ograniczenia te zniesiono w 1941 roku. Biblioteki w dzielnicy zamkniętej cieszyły się wielką popularnością (oficjalnie działało ich 35), chociaż przechodzące przez wiele rąk tomy postrzegano jako potencjalne rozsadniki tyfusu – mogły się w nich trafić wszy. Intensywnie też książkami handlowano, bardzo często na ulicach; przedstawicielom inteligencji wyprzedaż domowego księgozbioru, choć bolesna, pomagała w uzupełnieniu skąpego budżetu. Nic dziwnego, że jeden z najwnikliwszych obserwatorów życia za murami getta, Emanuel Ringelblum, również poświęcił tej ważnej kwestii nieco miejsca w swej kronice wydarzeń.

Styczeń 1942 r.
Handel książkami.

Nie ma żydowskich księgarń. Zamknięto je, a książki zabrano. Resztę książek, które zdołano ocalić z ulicy Świętokrzyskiej, na której działały całe pokolenia księgarzy żydowskich — wynosi się obecnie zupełnie swobodnie na ulicę. Głównym ośrodkiem jest ul. Leszno, gdzie sprzedaje się w koszach najlepsze dzieła modnych ostatnio pisarzy. Nie brak tu również zakazanego towaru, jak dzieła Feuchtwangera, Zweiga, Kautsky’ego, Lenina, Marksa. Werfla i innych, bądź jawnie antyhitlerowskiej literatury. Otwarcie sprzedaje się „Samozwańczego Nerona” [Liona Feuchtwangera]. Erlich, zastępca dra Kruka, wyprzedaje całą jego bibliotekę, broszury socjalistyczne, sprawozdania z międzynarodowych konferencji itd. Duże powodzenie mają książki obcojęzyczne, szczególnie w języku angielskim, gdyż ludność uczy się chętnie, przygotowując się do emigracji po wojnie (Wydawnictwo „Pingwin”). Sprzedawcami książek są przeważnie byli właściciele dużych księgarń na ulicy Świętokrzyskiej, która znana była z corocznych napaści młodzieży oenerowskiej.

Uliczna sprzedaż książek w getcie warszawskim. księgozbiory
Uliczna sprzedaż książek w getcie warszawskim.

Na Lesznie sprzedaje się polskie książki, na Nowolipkach, Zamenhofa i innych żydowskich ulicach sprzedawane są żydowskie książki oraz księgi hebrajskie. Zjawisko bez precedensu, talmudyczne księgi były świętością i przechodziły zazwyczaj w dziedzictwie z pokolenia na pokolenie. Sprzedaż ksiąg z kosza jest prawdziwym uchybieniem Bogu i wskazuje na stopień obecnego upadku.
Wśród sprzedawców książek znajduje się również znany pisarz hebrajski, Czudner. Ma on jednak zły zwyczaj zatrzymywania dla siebie najlepszych książek. Literat pozostaje literatem.

Emanuel Ringelblum, Kronika getta warszawskiego, tłum. Adam Rutkowski, Czytelnik 1988, s. 353–354.

(Odwiedzono 640 razy, 1 razy dziś)

43 komentarze do “Księgozbiory polskie, cz. 12: Książki w getcie warszawskim”

  1. Ja, niestety, w trybie sprostowania, proszę Kolegi. Nie pisałem tego u siebie wcześniej, żeby nie rozdrażniać miłośników Szczygielskiego nadmiernie ale teraz już nie wytrzymałem. Chodzi właśnie o lektury Rafała. To jeden z dyskusyjnych, mówiąc oględnie, wątków książki. U Szczygielskiego ośmiolatek czyta książki adresowane do starszych dzieci (przynajmniej trzy powieści Verne’a) i książkę dla dorosłych (tę „bombę” Szczygielski sam próbuje rozbroić). Książek Majewskiego nie czytałem ale była to rodzima odpowiedź na Verne’a więc też raczej nie dla drugoklasisty. Więc w sumie wydało mi się to raczej słabe (nie mówię o pomyśle ucieczki w książki od rzeczywistości).

    Odpowiedz
    • Ale co chcesz prostować? Dlaczego ośmiolatek nie może czytać Verne’a? O ile pamiętam, to 20000 tysięcy mil czytałem w drugiej klasie i jakoś mniej więcej w tym samym czasie Piętnastoletniego kapitana (wielokrotnie zresztą). To nie są specjalnie wyrafinowane powieści, które do dziecka nie dotrą; wątki przygodowe ogarnia się bez trudu. Z Wehikułu czasu, owszem, Rafał nie wszystko rozumie, skupia się na wątku walki Ciemnych z Jasnymi, ale niech rzuci kamieniem, kto w dzieciństwie przynajmniej nie próbował przebrnąć przez pewne książki nieprzeznaczone dla dzieci. Ja na pewno nie rzucę i nie rozumiem Twoich obiekcji. Nie tylko zresztą jako miłośnik Szczygielskiego :)

      Odpowiedz
  2. Oczywiście, że ośmiolatek może czytać wszystko, nawet książki dla dorosłych, tylko co z tego, skoro nie do końca je rozumie, co Rafał zresztą udowadnia. Nie wykluczam indywidualnych przypadków (vide casus Kolega) ale nie bez przyczyny swego czasu „Dzieci kapitana…” były lekturą klasy szóstej. Tak jak dzisiaj piątoklasista ma w lekturze „Sposób na Alcybiadesa” – wiadomo, że przeczyta ale nie sądzę by w pełnił mógł docenić perypetie ósmoklasistów.

    Odpowiedz
    • Ale co jest do rozumienia u Verne’a? Biegają, polują, rozbijają się balonem, budują, wynajdują, same atrakcje dla dziecka. No, teorie naukowe wygłaszane ex cathedra mogą być nudne, ale to zawsze można przekartkować. Nie wiem, kogo widzisz w Rafale, ale ja widzę w nim i jego czytaniu po trosze siebie: i skoro ja mogłem czytać, to on też. Gdyby cytował Kanta, to pewnie bym narzekał :P

      Odpowiedz
      • Czytam, tak Waszą dyskusję i nie bardzo rozumiem. Czy zarzutem wobec bohatera książki Szczygielskiego jest to, że nie czyta książek adekwatnych (o ile można w ogóle o czymś takim mówić), do swojego wieku albo że jeśli już czyta to bez zrozumienia? Jeśli tak, to proszę wybaczyć, ale phi! Phi! po trzykroć nawet. Jako 8latek podbiłem do Trylogii i po połowie pierwszego tomu „Ogniem …”, odpadłem. Ale czytałem. Podobnie jak mój Starszy, akademicką zoologię w 4 klasie, bo miał akurat fazę :P A w sytuacji ograniczonych możliwości wyboru, to na miejscu Rafała złapałbym się pewnie i wspomnianego we wpisie ZwL, Lenina :P Kto z tu zaglądających nie czytał w chwili czytelniczego głodu, podczas nasiadówki w klozecie, etykiet z proszku do prania, niech pierwszy rzuci papie…, tfu, kamień :D Verne był niezłym trafem i wcale nie za ciężkim dla 8latka, przynajmniej, jak już wspomniano w wątku przygodowym (sam zaczynałem przygodę, bodaj rok czy dwa lata później, z „20.000 mil …”) :)

        Odpowiedz
  3. Czytałam Verne’a (ze zrozumieniem :D) od drugiej klasy. Najbardziej uwielbiałam kawałki „naukowo-techniczno-chemiczne” z „Tajemniczej wyspy”. Fascynował mnie proces produkcji nitrogliceryny. A już „Piętnastoletni kapitan”, „Dzieci kapitana Granta” i „Wyprawa do wnętrza ziemi” to zupełny lajcik :) Wszystko zależy od gustu dziecka, jak lubi takie klimaty, to spokojnie zrozumie. Pozdrawiam
    Kasia

    Odpowiedz
  4. To mów tak od razu, że masz osobisty stosunek do bohatera i sprawa od początku byłaby jasna, nie zawracałbym głowy i Tobie i sobie :-). Ja patrzę na Rafała jako na sztuczny, literacki wytwór pisarza, który dziś pisze o tym, jutro o tamtym. Co innego na przykład Dawid w „Chlebie rzuconym umarłym”, stworzony przez kogoś kto doświadczył getta i zawarł w książce własne doświadczenia.

    Odpowiedz
    • @Marlow: no owszem, Rafał jest wytworem pisarza, ale to nie znaczy, że jest niewiarygodny. Jego zachowania i pojęcie o świecie moim zdaniem w pełni odpowiadają dziecku w jego wieku. Zdaje się, że większość literatury oparta jest na tworzeniu bohaterów przez wyobraźnię autora i pisarz ponosi porażkę wtedy, kiedy tę sztuczność widać. Mam wrażenie, wybacz, że w swoim poszukiwaniu literackiego Absolutu, przesadnie jesteś skłonny deprecjonować wszystko, co do niego nie sięga :)

      Odpowiedz
  5. Daj spokój, po prostu staram się czytać tekst ze zrozumieniem, a co mam sądzić o książce, w której autor nie potrafi nawet zdecydować ile lat ma jego bohater. Rozumiem, że dziecku można wcisnąć każdy kit ale to jeszcze nie powód żeby dorosły udawał, że wszystko jest w porządku, no i nie widzę powodu by także od literatury dla dzieci nie można było wymagać dochowania należytej staranności przez autora i szacunku dla czytelnika.

    Odpowiedz
    • Wiesz, że chyba przestałem rozumieć. Krzywisz się na bohatera tylko dlatego, że Twoim zdaniem czyta nieodpowiednie książki? Co prawda jestem w Twoich oczach zapewne nieobiektywny, ale różni autorzy różny kit wstawiają, Szczygielskiemu też się zdarza, ale jednak nie w tym przypadku. Jak chcesz zobaczyć prawdziwy kit, to sięgnij po Chłopca w pasiastej piżamie, disco polo o Holokauście.

      Odpowiedz
  6. Teraz nadążając za aspektami, które poruszasz czepiam się nie tyle bohatera, tylko autora, który go stworzył :-) i widzę, że pozostaniemy na z góry upatrzonych pozycjach: Tobie podoba się motyw książkowy w „Arce…”, mnie wydaje się trochę naciągany ale to być może dlatego, że po książki Verne’a poznałem będąc w wieku „młodszej młodzieży” :-)

    Odpowiedz
    • Czyli Rafał wydawałby Ci się autentyczniejszy, gdyby czytał Puca, Bursztyna i Gości? :) Tak, nie dam się zepchnąć ze stanowiska, że jego czytelnictwo zgrzyta, mam w pamięci próbę przeczytania Pana Tadeusza w wieku 7 lat bodajże. Skończyło się na kilku stronach, ale zawsze :P

      Odpowiedz
  7. Może nie licytujmy się, kto, komu, ile razy i o ile podniósł ciśnienie, to Kolega zdaje się jest w tym mistrzem od czasu jak ośmielił się rzucić kamyczek do ogródka autorek blogasków. Zabrakło wtedy skali na ciśnieniomierzu :-)

    Odpowiedz
  8. Rzekłbym nawet, że głazy narzutowe. Tyle że to wszystko poszło jak kamień w wodę, by nie powiedzieć bardziej dosadnie bo mam wrażenie, że gimbaza jest w coraz większym natarciu a co inteligentniejsi blogerzy jeden po drugim powoli poddają tyły i rejterują w domowe zacisze.

    Odpowiedz
  9. Też czytałam książki J.V gdzieś na początku podstawówki, nie wiem, czy wtedy wszystko z nich zrozumiałam, bo nie przeczytałam ich później nigdy więcej, ale pociągała mnie ich warstwa przygodowa- rozwijała wyobraźnię (tak przynajmniej mi się wydaje). I wcale nie wydaje mi się taki bohater niewiarygodny. Ileż to razy przyznawaliśmy, że czytając po latach tę samą książkę odczytujemy ją inaczej, głębiej, dojrzalej. Pozdrowienia. I dbajcie Panowie o serducho

    Odpowiedz
  10. No właśnie, w „Pianiście” też jest scena wyprzedaży domowych książek, utkwiła mi mocno w pamięci, bo to były takie właśnie „z pokolenia na pokolenie”, a szły za grosze, bo nie miały wielkiej wartości „tu i teraz”. Ale ten fragment, który przytaczasz, pokazuje nie tylko tę próbę ucieczki w świat przedstawiony, jednak niektóre książki szły jak woda, bo widziano w nich jakąś nadzieję na przyszłość — tego się, przyznaję, nie spodziewałam.

    Odpowiedz
    • Jest gdzieś w tych wszystkich wojennych wspomnieniach, które czytałem, scena, kiedy posiadacz dużej biblioteki poleca rodzinie ją wyprzedawać, z zastrzeżeniem, że „encyklopedia na końcu”, bo to była korona każdego inteligenckiego księgozbioru. Na początku wojny Nałkowska handlowała swoimi egzemplarzami autorskimi, nawet z sukcesem.
      Nadzieja chyba leży w naturze człowieka, zawsze się wierzy, że będzie lepiej (albo chociaż że jakoś to będzie). Pęd do nauki języków był zresztą nie tylko w getcie, poza nim też, chociaż raczej nie do celów „emigracyjnych”.

      Odpowiedz
  11. Bo ta nauka to chyba był też i inny sposób ucieczki od wojennej codzienności, zapewne dawała poczucie sensu, że robi się coś użytecznego, co nie jest ściśle użytkowe, jak, bo ja wiem, handlowanie papierosami (tak a propos Nałkowskiej). Swoją drogą, a propos encyklopedii, to jest dla mnie zawsze jakaś taka historia spod znaku sic transit gloria mundi, bo nie dość, że dzisiaj encyklopedie jakoś tak niepostrzeżenie stały się elementem zamierzchłej przeszłości, to jeszcze antykwariaty nawet nie chcą ich brać.

    Odpowiedz
    • Poczucie sensu i jednak poczucie, że będzie jakaś przyszłość, w którą warto zainwestować, że nie wolno zmarnować czasu.
      Co do encyklopedii to ja należę do pokolenia, dla którego to był symbol prestiżu. Niczego tak nie zazdrościłem koledze, jak czterotomowej encyklopedii. A dziś faktycznie, upadek. Chociaż taką czterotomową to sobie kiedyś kupię, jako memento. Plus miała cudne ryciny :D

      Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.