Dawnośmy razem nie prali, czas więc naprawić to niedopatrzenie. Dziś z dziewiętnastowiecznego szlacheckiego dworku przenosimy się do zagrody wiejskiej z lat pięćdziesiątych XX wieku, gdzie kobiety uważnie wczytywały się w rozdział „Troska o bieliznę i odzież” w niezawodnym „Poradniku gospodyni wiejskiej”.
Odzież i bielizna niszczą się w znacznie krótszym czasie, jeśli w porę nie są uprane, oczyszczone z plam i kurzu, pocerowane czy załatane. Nawet bardzo znoszona, ale starannie zacerowana, czysta i wyprasowana suknia lub koszula jest przyjemniejsza w wyglądzie od nowej, a zmiętej czy też poplamionej.
Wygląd odzieży całej rodziny świadczy o staranności gospodyni i jej umiejętności przyzwyczajenia domowników do dbałości o noszone ubrania.
Przechowywanie brudnej bielizny
Brudne suknie, bielizna lub inne odzienie powinny być przez każdego z domowników chowane w osobnym, specjalnie do tego celu przeznaczonym miejscu. Rzeczy brudnych nie można chować lub wieszać razem z czystymi. Brudnej bielizny nie należy upychać i trzymać w miejscu pozbawionym przewiewu. Nie można też chować brudnej bielizny wilgotnej i przepoconej, ponieważ może zbutwieć.
Najpraktyczniejszy do przechowywania brudnej bielizny jest kosz lub worek, który zawiesza sią na strychu. Worek taki powinien mieć duży otwór u góry i u dołu. Przez górny otwór wkłada się bieliznę; dolny jest związany. Przed praniem rozwiązujemy worek u dołu, a rzeczy znajdujące się w nim wypadają.
Brudnej bielizny nie należy długo przechowywać. Duża ilość bielizny powoduje kilkudniowe pranie, które w pewnym stopniu zakłóca porządek w domu, a przede wszystkim jest wyczerpujące dla gospodyni.
Pranie bielizny
Od dobrego prania zależy trwałość i wygląd naszej bielizny osobistej, pościelowej, firanek, obrusów i innych rzeczy.
Aby dobrze wyprać bieliznę, należy przygotować odpowiednią ilość suchego mydła (l kg na 100 sztuk) oraz proszku do prania lub sody (pół kg na 100 sztuk), tarę, balię, wyżymaczkę, krochmal i farbkę oraz kocioł do gotowania i garnki do grzania dostatecznej ilości wody.
Najbardziej rozpowszechniony sposób prania polega na tym, że całą przeznaczoną do prania bieliznę, oprócz bielizny kolorowej, układamy w balii, zalewamy zimną wodą zmiękczoną proszkiem do zmiękczania lub sodą, i pozostawiamy na 12 godzin (najwygodniej na noc).
Rozpoczynając właściwe pranie. wyciskamy bieliznę z wody, w której się moczyła, namydlamy każdą sztukę i pierzemy na tarze w ciepłej wodzie z dodatkiem proszku do prania, uważając, aby mocniej i dłużej trzeć bieliznę bardziej zabrudzoną.
Po zmienieniu wody pierzemy bieliznę po raz drugi i wkładamy do kotła lub garnka do wygotowania. Do gotowania zalewamy bieliznę zimną wodą, dodajemy nieco proszku i drobno pokrajanych kawałeczków mydła. Bieliznę gotujemy pół godziny od chwili zagotowania. Po wygotowaniu wyrzucamy bieliznę do balii, przepieramy jeszcze raz i płuczemy parokrotnie zmieniając wodę.
Aby przeprowadzić pranie w sposób mniej męczący, musimy mieć kocioł z cynkowej blachy z podwójnym dnem (górne jest dziurkowane) i szczelną pokrywą. Do kotła nalewamy tyle wody, aby po włożeniu, bielizny nie przelewała sią przez brzegi. Wodę wlewaną do kotła należy przemierzyć, gdyż od ilości wody zależy dodatek mydła i proszku, a także ilość bielizny, którą możemy w niej wygotować.
Przestrzeganie podanych proporcji jest warunkiem dobrego wyprania bielizny. Na każde 8 litrów wody wlanej do kotła należy dodać 3 łyżki proszku i 5 dkg pokrajanego mydła. W tej ilości wody z mydłem i proszkiem można wygotować l kg bielizny.
Należy więc raz zadać sobie trud i obliczyć wodę, mydło i proszek oraz zorientować się, jakie sztuki bielizny można w tej wodzie wygotować.
Po dodaniu proszku i mydła czekamy, aż woda zagotuje się i do wrzątku wkładamy suchą brudną bieliznę. Gotowanie powinno trwać półtorej do dwóch godzin, przy czym bielizna powinna się stale gotować, a nie tylko stać na kuchni. Po wygotowaniu wylewamy zawartość kotła do balii i po przestudzeniu pierzemy bieliznę na tarze, a następnie kilkakrotnie płuczemy.
W mydlinach pozostałych po wygotowaniu bielizny pierzemy bieliznę kolorową, której gotować nie wolno.
Ciąg dalszy nastąpi…
Tylko raz miałem okazję przekonać się, że „(…) nie można też chować brudnej bielizny wilgotnej i przepoconej, ponieważ może zbutwieć.” i nie chcę powtarzać tego doświadczenia. Nawet jeśli w zasadzie to nie o bieliznę chodziło :P No i czytając takie teksty z wdzięcznością myślę o wynalazcy automatu, którego wynalazek pozwala mi w 25 minut załatwić kwestię niepachnących fiołkami ciuchów biegowych :)
A tak, też tak miałem, z ręcznikiem :P Potem mamusia już nie musiała powtarzać, żeby wyjmować do wysuszenia :)
Pralkę automatyczną wynaleziono w 1937 roku, tylko u nas takie zapóźnienie cywilizacyjne było.
Może i wynaleziono, ale usprawnienie procesów piorących zajęło sporo czasu, jak podejrzewam i te moje 25 minut, to raczej już XXI niż XX wiek. Oczywiście w połączeniu z nowoczesną chemią, bo gdzie by mi się tam chciało płatki mydlane nożykiem skrobać :P
Jakbyś musiał, tobyś skrobał :) Ale fakt, że te programy na pół godziny to jakoś niedawno weszły, pewnie sportowcy narzekali, że im te wszystkie lajkry się kurczą w innych programach :P
Jakby te lajkry potraktować wg powyższych zaleceń, to pewnie by tylko kolorowa woda po gotowaniu została :P Ja kiedyś próbowałem przepierek ręcznych, bo mi szkoda było pralki odpalać na parę gaci, dwie bluzy i bieliznę, ale jak mi Kitek pokazał to krótkie pranko, to się zakochawszy i stosuję.
A coś z praniem było na początku „Księgi Diny”. Jakiś wypadek przy ługowaniu, ale nie wiem czy się nada do cyklu.
Dobra żona, męża korona! U nas program sportowy jest opisany dużymi literami na programatorze, żeby było od razu widać :D Pewnie kupiliśmy jaką pralkę fitness.
Mam Księgę Diny, zerknę, może jakiś horrorek pralniczy z tego wyjdzie :P
To może się wymienimy, bo ja akurat typowo sportowego nie mam :) Swoją drogą, to jednak pranie nawet z najdoskonalszej pralki nie ustąpi miejsca takiemu poddanemu tym wymyślnym zabiegom, o których tu mowa. Choć ja akurat za krochmaloną pościelą nie tęsknię :P Najbliżej starożytnym praktykom w tej dziedzinie byłem chyba podczas trzydniówki rowerowej, gdy na powrocie opieraliśmy z kolegą rzeczy w nurcie Nidy. Nie powiem, przydałaby się ta decha jak na obrazie :)
Małżonka okupuje tryb sportowy po wycieczkach rowerowych, więc pewnie nie odda :D Myślę, że jednak pralka ze współczesnym detergentem jest lepsza od sody i skrobanego mydła. A krochmaloną pościel to akurat lubiłem, chociaż wiem, ile to roboty, więc sam bym się nie bawił.
W Nidzie nie prałem, ale w tym czy owym jeziorze to i owszem, zdarzało się.
A czy w Twoich stronach rodzinnych był i czy pamiętasz zwyczaj tzw. przeciągania wysuszonej i nakrochmalonej pościeli? Ja wspominam jako świetną rozrywkę (namiastkę przeciągania liny) i niezłe ćwiczenie :)
Był, długie lata mnie mama do tego wykorzystywała, to wszystko tak fajnie trzeszczało :D
Właśnie czytam „Głowę na tranzystorach” i tam dwaj młodzieńcy przeciągają „na wprost” i „na krzyż” bieliznę pościelową przed oddaniem do magla. A więc kiedyś praktyka dość powszechna :)
Byłem nękany jeszcze w połowie lat 90. Pościel z kory załatwiła sprawę :D
Wczoraj odkryłem, że też mam Sport/Fitness. Wypróbowałem. Phi. Mix lepszy, bo lepiej odwirowuje :D Ale summa summarum wszystko lepsze od kijanki :D
A widzisz :D Może od tego mocniejszego wirowania to się lajkra rozciąga?
Mojej tam wszystko jedno. Bardziej niż na mnie już się nie rozciągnie :P
A jakby się skurczyła?
Dosztukuję onucami :D
Z goretexu czy z flaneli?
Tak czy siak pranie nadal nie jest lekkie i przyjemne
Ale nieporównywalne do dawnego.
Oj, Panowie mi przypomnieli pewien horror. W liceum trenowałem wioślarstwo i po ostatnim treningu w roku szkolnym zabrałem mokry ręcznik do domu… Odkryłem go 31 sierpnia… Na całe szczęście był szczelnie zapakowany we worku.
Raczej na nieszczęście, w nieszczelnym worku miałby szanse wyschnąć :)
O matko i córko, aż mnie ręce bolą jak ten przepis czytam.
A głowa od przeliczania kilogramów mydła na sztuki bielizny nie? :)
Namocz, przepierz, przepierz jeszcze raz, wygotuj, przepierz, wypłucz. Przecież to można zdechnąć.
Raz kiedyś, ponad 20 lat temu, miałam okazję pomagać siostrze przy przepierce pieluch bawełnianych (z bliźniąt!), wyprane miała, ja miałam tylko przepłukać, wykręcić i powiesić. Ilość tych pieluch skutecznie zmasakrowała mi dłonie, serio, tetra zdarła mi skórę. Do dziś mam ciarki.
Kocham pralki automatyczne. Uwielbiam. Tak samo jak zmywarki.
Mój tata do dziś wspomina pranie moich pieluch na tarze i gotowanie w kotle. Później już była Frania. A na wakacjach u dziadków najpierw Frania, a potem brało się te wszystkie ciuchy w kosz i wiozło na wózku do rzeki, żeby wypłukać :P
Też uwielbiam pralki automatyczne. I zmywarki. I pieluchy jednorazowe, chociaż to ekologiczne zabójstwo.